publicystyka: Modlitwa i życie (część 7)

Modlitwa i życie (część 7)

tłum. Joachim Jelisiejew, 24 sierpnia 2020

Kończymy dziś cykl rozważań o modlitwie Pańskiej.

Jest różnica pomiędzy tym, jak widzimy Boga-Króla w ziemi Egipskiej, w gorącej pustyni oraz w nowych warunkach Ziemi Obiecanej. Z początku Jego wola zwycięży tak czy inaczej, wszelki opór będzie złamany; posłuszeństwo oznacza tu podporządkowanie. Następnie, stopniowo objawia się nam, że ten Król to nie zwycięzca ani nadzorca niewolników, ale Król pełen Łaski i że posłuszeństwo względem Niego przeobraża wszystko; że możemy być nie tylko poddanymi, ale i Jego narodem. Wreszcie odkrywamy Króla w pełnym znaczeniu tego słowa, jak powiedział Bazyli Wielki: „Każdy władca może rządzić, ale tylko król może umrzeć za swoich poddanych”. Zachodzi tutaj takie złączenie Króla z poddanymi, czyli z Królestwem, że wszystko, co dzieje się z Królestwem, zachodzi i z Królem; to nie tylko złączenie, ale i akt miłości, gdy biorący uderzenie na siebie Król zajmuje miejsce poddanych.

Król staje się człowiekiem. Bóg wciela się, wchodzi w historię ludzkości. Przyjmuje On ciało, które czyni Go częścią całego kosmosu, razem z jego tragedią wywołaną ludzkim upadkiem. Wchodzi On w losy człowieka całkowicie, aż po sąd, niesprawiedliwy wyrok i śmierć; doświadcza utraty Boga i tym samym staje się możliwa Jego śmierć. Królestwo, o którym mówimy w modlitwie Pańskiej, jest Królestwem tego Króla. Jeśli nie jesteśmy złączeni z Nim i z całym duchem Jego Królestwa, zrozumianego teraz w nowy sposób, nie jesteśmy zdolni ani nazywać się dziećmi Bożymi, ani mówić Niech przyjdzie Królestwo Twoje.

Powinniśmy jasno pojmować, że Królestwo, o które prosimy, to Królestwo ostatniego Przykazania Błogosławieństwa „Błogosławieni prześladowani”: Błogosławieni jesteście, gdy wam złorzeczą i wyganiają i oczerniają ze względu na Mnie. Aby przyszło Królestwo, powinniśmy zapłacić cenę, ustaloną przykazaniami. Królestwo, o którym mówimy, to Królestwo miłości i - przy powierzchownym spojrzeniu - wydaje się przyjemnością trafić do niego. Ale to zupełnie nie jest „przyjemność”, gdyż miłość ma tragiczny aspekt, oznacza śmierć dla każdego z nas, wymarcie naszego samolubnego, egoistycznego „ja” i to śmiercią nie lekką, jak zwiędnięcie kwiatu, ale śmiercią brutalną, krzyżową.

Tylko w Królestwie imię Boże może być sławione i wielbione przez nas; gdyż nie słowami albo gestami, nawet liturgicznymi, oddaje się chwałę imieniu Bożemu, a tym, że staliśmy się Królestwem, które jest blaskiem i sławą naszego Twórcy i Zbawiciela.

Widzimy teraz, że Modlitwa Pańska ma absolutnie uniwersalne znaczenie i wyraża ona za pomocą obrazów wznoszenie się każdej duszy od niewoli grzechu do pełni życia w Bogu: nie jest to po prostu modlitwa, a w istocie modlitwa chrześcijan. Pierwsze słowa — Ojcze nasz — są właśnie chrześcijańskie. Pan mówi w Ewangelii od Mateusza: Nikt nie zna Syna, prócz Ojca i Ojca nie zna nikt, prócz Syna, i tych, którym Syn Go objawi. Rozpoznać w Bogu swego ojca dane jest wielu, nie tylko chrześcijanom; ale rozpoznać w Nim takiego Ojca, jakiego odkrył nam Chrystus, dane jest tylko chrześcijanom poprzez Chrystusa. W biblijnym objawieniu Bóg jawi się nam jako Stwórca całego istnienia. Uważne życie modlitewne ukazuje nam, że to Twórca miłosierny, kochający, mądry; takie życie może sprawić, że przez analogię będziemy mówić o Twórcy wszystkiego jako o ojcu; On postępuje z nami tak, jak ojciec z dziećmi.

Jeszcze przed objawieniem Chrystusa znajdujemy w Piśmie Świętym przykład człowieka, który, ściśle mówiąc, był poganinem, ale stał na progu poznania Boga w kategoriach synostwa i ojcostwa; był to Hiob. Nazywamy go poganinem, gdyż nie przynależał do rodu Abrahama, nie odziedziczył obietnicy danej Abrahamowi. Ze względu na swój spór z Bogiem jest jedną z najbardziej wstrząsających postaci Starego Testamentu. Trzej ludzie przekonujący go znają Boga jako swojego Pana: Bóg ma prawo czynić to, co uczynił z Hiobem. Bóg ma rację we wszystkim, czego by nie uczynił, gdyż jest Panem wszystkiego. Ale właśnie tego Hiob nie może przyjąć, gdyż zna Boga z innej strony. Poprzez swoje duchowe doświadczenie on już wie, że Bóg to nie po prostu władca. Hiob nie może zgodzić się, że Bóg włada samowolną siłą, że to wszechwładna Istota, która może i ma prawo czynić wszystko, co Mu się podoba. Bóg niczego jeszcze nie powiedział o Sobie, dlatego te rozważania to tylko nadzieja, prorocza wizja, a nie objawienie Boga w Jego ojcostwie.

Gdy Bóg objawia się Hiobowi i odpowiada na jego pytania, mówi On w języku pogańskiego objawienia, dla którego typowe są słowa psalmu: Niebo ogłasza chwałę Boga, firmament obwieszcza dzieło rąk jego. Hiob rozumie, dlatego że - jak mówi śladem Jeremiasza apostoł Paweł - prawo Boże jest zapisane w naszych sercach. Bóg stawia Hioba twarzą w twarz z całym stworzonym światem i rozważa razem z nim. Następnie, mimo że wydaje się, że Hiob nie ma racji, Bóg objawia, że on ma więcej racji niż ci, którzy przekonywali go; ci, którzy patrzą na Boga jak na ziemskiego posiadacza. I choć Hiobowi brakuje prawdziwej wiedzy o Bożym ojcostwie, wie o Bogu więcej niż jego przyjaciele. Można powiedzieć, że w Starym Testamencie u Hioba spotykamy pierwszą proroczą wizję ojcostwa Bożego i takiego zbawienia ludzi, które może być urzeczywistnione tylko przez Kogoś równego Bogu i człowiekowi. Gdy Hiob z pretensją zwraca się do Boga i mówi: Nie ma pomiędzy nami pośrednika, który położyłby rękę swoją na nas obu, widzimy w nim człowieka wyprzedzającego swoje czasy w zrozumieniu, ale nie mającego jeszcze gruntu dla utwierdzenia swojej wiary i wiedzy, gdyż Bóg jeszcze nie przemówił w Chrystusie.

Misteria Synostwa i Ojcostwa są powiązane: nie można poznać Ojca, nie znając Syna i nie można znać Syna, nie znając Ojca; poznanie z zewnątrz jest niemożliwe. Nasz związek z Bogiem jest zbudowany na akcie wiary, którego pełnię Bóg daje na chrzcie. Drogą znaną tylko Bogu i tym, którzy zostali powołani i otrzymali odnowienie, stajemy się przez adopcję tym, czym Chrystus jest z urodzenia; tylko stając się częściami Chrystusa, stajemy się synami Bożymi. Nie powinniśmy zapominać, że ojcostwo Boże to więcej niż stosunek gorącego przywiązania, to coś realniejszego i skrajnie istotnego. Bóg w Chrystusie staje się Ojcem tych, którzy stają się członkami ciała Chrystusowego, ale nie nieokreślony sentyment związuje nas z Chrystusem, a wysiłek duchowy, który może trwać całe życie i kosztować znacznie więcej, niż myśleliśmy początkowo.

Nasze zjednoczenie z Chrystusem oznacza, że wszystko odnoszące się do Chrystusa odnosi się i do nas i możemy, nieznanym otaczającemu światu sposobem, nazywać Boga swoim Ojcem już nie przez analogię, już nie w natchnieniu lub prorokując, a tak, jak sam Chrystus. Ma to bezpośredni związek z modlitwą Pańską: z jednej strony może się nią posługiwać każdy, to modlitwa powszechna, to drabina, po której wspinamy się do Boga, a z drugiej strony to zaiste wyjątkowa modlitwa — modlitwa tych, którzy w Chrystusie są dziećmi wiecznego Ojca i mogą zwracać się do Niego jako synowie.

Gdy ta modlitwa jest rozważana w jej powszechnym znaczeniu, łatwiej studiować i analizować ją jako wstępowanie, ale nie w tej formie dał ją Chrystus tym, którzy w Nim i razem z Nim są dziećmi Bożymi, gdyż dla nich mówi ona nie o wstępowaniu; mówi raczej już o istniejącym położeniu. My, w Cerkwi, jesteśmy dziećmi Bożymi i pierwsze słowa modlitwy Ojcze nasz stwierdzają ten fakt i zobowiązują nas do zajęcia miejsca, które powinniśmy zajmować. Nie ma sensu mówić, że jesteśmy niegodni tego powołania; przyjęliśmy je i jest ono naszym. Możemy być marnotrawnymi dziećmi i odpowiemy za to, ale jest jasnym, że żadna siła nie może nas cofnąć do stanu, w którym znajdowaliśmy się poprzednio. Gdy syn marnotrawny powrócił do ojca i chciał powiedzieć Jestem niegodny dalej nazywać się synem twoim, ale uczyń mnie jednym ze swoich najemników, to ojciec pozwolił mu tylko wypowiedzieć pierwszą część: Jestem niegodny dalej nazywać się synem twoim i potem mu przerwał. Tak, on jest niegodnym, lecz jest synem, bez względu na swoją niegodność. Nie możesz przestać być członkiem swojej rodziny, czego byś nie uczynił godnego lub niegodnego. Czymkolwiek byliśmy, jakiekolwiek było nasze życie, jakkolwiek dalece jesteśmy niegodni nazywać się synami Bożymi lub nazywać Boga swoim Ojcem, nie mamy dokąd odejść. Nieodwołalnie On jest naszym Ojcem i dźwigamy odpowiedzialność za swoje synostwo. On uczynił nas Swoimi dziećmi i tylko odrzucając prawa wrodzone stajemy się synami marnotrawnymi. Wyobraźcie sobie, że syn marnotrawny nie wrócił, ale został i ożenił się w obcym kraju. Dziecko zrodzone z tego małżeństwa będzie organicznie związane z ojcem syna marnotrawnego. Gdyby to dziecko wróciło do ojczyzny swojego ojca, byłoby przyjęte jako członek rodziny, a jeżeli nie wróciłoby, to byłoby za to odpowiedzialne, również za to, że wolało pozostać obcym rodzinie swego ojca.

Dla dzieci wielu pokoleń powrotem do domu Ojca jest chrzest. Chrzcimy dziecko tak samo, jak leczymy niemowlę urodzone chorym. Inna sprawa, jeżeli później ono zacznie niesłusznie myśleć, że lepiej byłoby mu zachować swoją chorobę, być nieprzydatnym społeczności i uwolnionym od ciężarów społecznych obowiązków. Chrzcząc dziecko Cerkiew uzdrawia je, by uczynić zeń odpowiedzialnego członka jedynej rzeczywistej społeczności. Odrzucenie własnego chrztu jest równoważne z odrzuceniem uzdrowienia. Poprzez chrzest nie tylko stajemy się zdrowi, ale i stajemy się częściami ciała Chrystusa.

Na tym etapie, nazywając Boga Ojcem naszym, wchodzimy na wierzchołek góry Synaj, gdzie znajdujemy Ojca, miłość Bożą, objawienie Trójcy. Tu blisko, za ścianą, jest niewielki pagórek nazywany Golgotą, gdzie zlewa się historia i wieczność. Tutaj możemy odwrócić się i popatrzeć w przeszłość. Właśnie stąd powinien chrześcijanin rozpoczynać swoje chrześcijańskie życie, zakończywszy wchodzenie i zacząć wznosić Modlitwę Pańską w tej kolejności, w jakiej daje nam ją Pan, jako modlitwę jedynego Syna, jako modlitwę Cerkwi, modlitwę każdego z nas w naszej łączności ze wszystkimi, jako modlitwę tego, kto jest synem w Synu. I tylko wtedy możemy rozpocząć schodzenie z góry, krok za krokiem, na spotkanie tym, którzy są jeszcze w drodze lub nawet nie zaczęli iść.

metropolita Antoni (Bloom)
 
Na podstawie: mitras.ru
Poprzednie części:
Część 6
Część 5
Część 4
Część 3
Część 2
Część 1

fotografia: A.Babiogorec /orthphoto.net/