publicystyka: Modlitwa i życie (część 4)

Modlitwa i życie (część 4)

tłum. Joachim Jelisiejew, 03 sierpnia 2020

Kontynuujemy rozważania o modlitwie Pańskiej.

Jak Mojżesz wezwał Izraelitów do opuszczenia Egiptu, pójścia za nim w ciemność nocy i poprzez Morze Czerwone, tak i każdy pojedynczy człowiek trafia na pustynię, gdzie zaczyna się nowy etap. Taki człowiek jest wolny, ale jeszcze nie wszedł w chwałę Ziemi Obiecanej, gdyż z Egiptu przyniósł ze sobą duszę niewolnika, przyzwyczajenia niewolnika i pokusy niewolnika. By wychować wolnego człowieka potrzeba niepomiernie więcej czasu niż dla zrozumienia swego zniewolenia. Dusza jest jeszcze nawykła do niewolnictwa, którego normy nadal trwają i zachowują swoją ogromną władzę: niewolnik ma gdzie spać, co jeść, ma swoją społeczną - choć i niską - pozycję, jest chroniony, gdyż za jego istnienie odpowiada jego posiadacz. Być niewolnikiem, choć to bardzo ciężkie i poniżające, jest jednak jakąś formą zabezpieczenia się, podczas gdy wolność jest całkowitym odsłonięciem się: bierzemy swój los w swoje ręce i tylko gdy nasza swoboda jest utwierdzona w Bogu, odnajdujemy bezpieczeństwo i pewność zupełnie innego rodzaju.

Uczucie odsłonięcia, braku zabezpieczenia i niepewności ukazane jest w Księdze Królestw w opowiadaniu o tym, jak Izraelici prosili Samuela, by dał im króla. Poprzez wieki prowadził ich Bóg, to znaczy ludzie, którzy w swej świętości znali ścieżki Boże; prorok to ten, z którym Bóg dzieli się swoimi planami, jak mówi Amos. W czasach Samuela Izraelici ujrzeli, że przebywanie pod kierownictwem Bożym oznacza całkowity brak przewidywalności, gdyż wtedy wszystko zależy od świętości, od zaparcia się siebie, od moralności, którą trudno wykształcić; zatem Izraelici zwrócili się do Samuela z prośbą o króla, gdyż „chcą być jak inne narody”, chcą tej samej pewności, którą mają inne narody.

Samuel nie chce się zgodzić, on widzi, że to zdrada, ale Bóg mówi mu: Posłuchaj głosu narodu... gdyż nie ciebie odtrącają, a mnie, abym nie królował nad nimi. Dalej następuje pełny obraz ich nowego życia: Takie będą prawa króla, który będzie nad nimi królować: zabierze on synów waszych i postawi przy swych rydwanach i zrobi z nich jeźdźców i będą oni biec przed jego rydwanami... I córki wasze on weźmie, by wyrabiały pachnidła, przygotowywały jedzenie i piekły chleb... Ale naród nie zgodził się posłuchać Samuela i powiedział: nie, niech będzie król nad nami. Chcą oni zapłacić swobodą za zewnętrzne powodzenie. Ale nie tego chce dla nas Bóg. Odwraca się tutaj historia Wyjścia: wolą Bożą jest, by zmienić bezpieczeństwo niewolników na brak bezpieczeństwa wolnych, lecz dopiero formujących się ludzi. To trudne, gdyż dopóki formujemy się, nie umiemy jeszcze być wolnymi i nie chcemy już być niewolnikami. Przypomnijmy, co działo się z Izraelitami w pustyni: jak często żałowali czasu, gdy byli w Egipcie niewolnikami, ale sytymi. Jak często żałowali, że nie mają teraz dachu, jedzenia, że zależą jedynie od woli Bożej, na której nie umieją jeszcze całkowicie polegać, gdyż Bóg zsyła nam błogosławieństwo, ale zadanie sformowania się w nowego człowieka powierza nam samym.

Tak jak Izraelici w Egipcie, i my przeżyliśmy całe swoje życie jako niewolnicy; duszą, wolą i całą istotą nie staliśmy się jeszcze prawdziwie wolnymi ludźmi: pozostawieni samym sobie możemy wpaść w pokusę. Słowa nie wódź nas na pokuszenie, nie zsyłaj nam ciężkich doświadczeń, powinny nam przypominać o czterdziestu latach, których potrzeba było, by Izraelici przeszli niewielką przestrzeń dzielącą Egipt od Ziemi Obiecanej. Szli oni tak długo dlatego, że za każdym razem, gdy odwracali się od Boga, ich droga zawracała. Jedyną drogą, którą możemy dojść do Ziemi Obiecanej, jest iść po śladach Pana. Gdy tylko nasze serce odwraca się w tył, ku Egiptowi, my wracamy po swych śladach i błądzimy. Wszyscy zostaliśmy oswobodzeni miłością Bożą, wszyscy stoimy na właściwej drodze, ale któż powie, że nie wraca nieustannie po swoich śladach lub nie schodzi z właściwej ścieżki. Nie wódź nas na pokuszenie, nie pozwól nam znowu wpaść w niewolę.

Gdy tylko zrozumieliśmy nasze zniewolenie i od skarg, niedoli przeszliśmy do serdecznej skruchy, nasza niewola w ziemi Egipskiej zyskuje odpowiedź w dalszych Przykazaniach Błogosławieństw: Błogosławieni płaczący, gdyż oni się pocieszą, błogosławieni cisi, gdyż odziedziczą ziemię. Płacz, zrodzony przez to, że odkryliśmy Królestwo i swoją odpowiedzialność, tragedię naszej niewoli, to płacz bardziej gorzki niż płacz zwykłego niewolnika. Niewolnik płacze ze względu na sytuację zewnętrzną. Ten płaczący, którego Bóg nazywa błogosławionym, nie skarży się, a jest skruszony i rozumie, że jego zewnętrzne zniewolenie jest tylko objawem czegoś bardziej tragicznego: wewnętrznego zniewolenia, odłączenia od Boga. I nie ma żadnej możliwości zmiany tego stanu, dopóki nie pojawi się pokora.

Pokora (ros. krotost', ang. meekness) to trudne słowo, które ma szereg odcieni. Bardzo rzadko spotyka się ją w życiu, więc nie możemy zrozumieć jej znaczenia przypominając sobie znanych nam pokornych ludzi. W angielskim tłumaczeniu J.B. Phillipsa czytamy: „Błogosławieni Ci, którzy nie usiłują posiadać”. W chwili gdy przestajemy dążyć do posiadania, stajemy się swobodni, gdyż ogólnie prawdą jest, że znajdujemy się we władzy czegokolwiek, co posiadamy. Inne objaśnienie znajdujemy w przekładzie na cerkiewno-słowiański, oznaczającym „obłaskawiony, oswojony”. Obłaskawiony człowiek lub zwierzę nie tylko boi się kary i poddaje się władzy swego pana, ale proces oswajania zaszedł w nim dalej, a oswojenie chroni go przed przemocą czy karą.

Warunkiem naszego zbawienia z niewoli egipskiej jest nasze „oswojenie”, to znaczy uznanie, że w naszym położeniu jest jakaś głębia i znaczenie, obecność woli Bożej. Nasze zbawienie powinno być nie buntem czy ucieczką, ale ruchem, którym kieruje Bóg, ruchem który rozpoczyna się od Królestwa Niebieskiego wewnątrz nas i rozwija się w Królestwo na ziemi. To okres wahań i wewnętrznej walki: „Nie wódź nas na pokuszenie, Panie, obroń nas podczas prób, pomóż nam w rozpoczętej dla nas walce”. Tutaj dochodzimy do punktu, gdzie staje się możliwe wzrastanie. Wróćmy do Wyjścia: Izraelici zrozumieli, że są nie tylko niewolnikami, ale i narodem Bożym, który popadł w niewolę ze względu na moralną słabość. Musieli oni zaryzykować, gdyż niewolnik nie otrzymuje wolności jako daru od swego posiadacza, i dlatego musieli przejść Morze Czerwone; ale i za morzem nie leżała jeszcze Ziemia Obiecana, lecz pustynia i oni wiedzieli, że powinni przejść przez nią, walcząc z ogromnymi trudnościami. My również znajdujemy się w takim położeniu, gdy decydujemy się na rozpoczęcie ruchu w celu oswobodzenia z niewoli: musimy pojąć, że znajdziemy się pod naciskiem przemocy, pokusy, wewnętrznych wrogów: starych przyzwyczajeń i żądzy powodzenia, i że proponowana jest nam tylko pustynia. Przed nami, lecz daleko przed nami, leży Ziemia Obiecana i powinniśmy podjąć ryzyko podróży.

metropolita Antoni (Bloom)
 
Na podstawie: mitras.ru
Poprzednie części:
Część 3
Część 2
Część 1

fotografia: mmilenovakovic /orthphoto.net/