publicystyka: Krzyż na Atomium

Krzyż na Atomium

o. Paweł Cecha, 13 marca 2017

Dwa lata na emigracji to czas wystarczający by zauważyć podobieństwa i różnice prawosławnej duchowości światowej stolicy frytek, gofrów i piwa z prawosławiem w Polsce. Siedzę w tym od kuchni, więc obserwacje będą „prosto z kotła” niż z zaplecza. Opowiem Wam o prawosławiu w Belgii.

Prawdopodobnie kiedy mówimy o Belgii, to poza naszym emigracyjnym podlaskim kontekstem nie mamy przed oczami prawosławia, wiary, Kościołów. Sami Belgowie w przeciągu kilkunastu ostatnich lat mocno zmienili swój stosunek do wiary. Na ulicach noszących imiona świętych lub nazwy klasztorów nie dość, że już tych miejsc kultu nie ma, to nawet nie mieszka tam ani jeden chrześcijanin. Przyczyn tego stanu rzeczy jest zapewne więcej, ale mój znajomy Belg, który konwertował na prawosławie, wyróżnił kilka. Przede wszystkim afery w kościele rzymskokatolickim - pedofilska, finansowa. Druga to wzbogacenie się społeczeństwa - zdrowie i inne życiowe potrzeby można kupić za pieniądze, do tego nie jest potrzebny Pan Bóg. Obecnie większość chrześcijan stanowią emigranci –rzymscy katolicy z Polski, Włoch, Portugalii, z krajów afrykańskich. Jest też sporo protestantów. Oraz my - prawosławni. W ostatnim czasie przybywa także chrześcijan z Syrii, Etiopii i Erytrei.

W dawnych czasach Kościół dysponował ogromnymi majątkami, nieruchomościami, ziemią. Napoleon zanim poniósł klęskę w bitwie pod pod-brukselskim Waterloo zdążył wszystko upaństwowić. Z tego też powodu po spełnieniu wielu wymogów, pięć związków wyznaniowych (rzymscy katolicy, protestanci, Żydzi, muzułmanie i prawosławni) cieszy się państwowymi przywilejami. Każda wspólnota-parafia z wyżej wymienionych wyznań, po szczegółowych procedurach i kontrolach może otrzymywać wsparcie finansowe od Państwa. Przykładem takiej pomocy jest np. zatrudnienie duchownych jako urzędników państwowych i tym samym otrzymywanie wypłaty od Ministerstwa Sprawiedliwości. Parafie mogą ubiegać się o dotacje na remonty i działalność. Zanim jednak parafia zostanie uznana przez Państwo musi udowodnić, że działa legalnie, że ma określoną ilość wiernych, że jest zasymilowana ze społeczeństwem belgijskim, że szanuje i respektuje prawo, że prowadzi klarowną politykę finansową, że działa na rzecz lokalnej społeczności. Moja parafia jest w połowie tej drogi. Od czasu złożenia wniosku do uzyskania odpowiedzi może minąć nawet pięć lat.

Chrześcijaństwo w Belgii ma oczywiście bardzo długą historię i ma związek z misjonarzami działającymi na terytorium północnej Francji - św. Amandem i innymi. Święci Hubert, Lambert, Bawon, Gudula, Gertruda, Alina, Gwidon to jedynie kilku reprezentantów lokalnie czczonych świętych. Prawosławie zaś pojawiło się w Belgii wraz z emigrantami. Najstarszą parafią w Belgii jest rosyjska parafia św. Mikołaja w Brukseli. Kolejni byli Grecy. Obecnie w samej tylko Brukseli są cerkwie w jurysdykcjach: Patriarchatu Konstantynopola (greckojęzyczna, francuskojęzyczna, niderlandzkojęzyczna i nasza polsko-słowiańskojęzyczna), Patriarchatu moskiewskiego, Patriarchatu gruzińskiego, Patriarchatu rumuńskiego, Patriarchatu serbskiego, Patriarchatu bułgarskiego. Wszystkich wiernych prawosławnych reprezentuje przed państwem biskup Patriarchatu Konstantynopola - metropolita Atenagoras. On odpowiada za nominacje duchownych, nauczenie religii w szkołach, kapelaństwo w szpitalach i więzieniach.

W Brukseli jak doskonale wiemy obraduje Parlament Europejski, tutaj mają swoje siedziby poszczególne Komisje. Belgijska stolica gości też siedzibę Konferencji Kościołów Europejskich (CEC). W Brukseli obraduje także Konferencja Prawosławnych Biskupów Beneluksu. Konferencja jest zgromadzeniem wszystkich uznawanych za kanonicznych biskupów posiadających swoje parafie w Belgii, Holandii i Luksemburgu. Zgodnie z ustaleniami przewodniczy jej pierwszy spośród hierarchów należący do Patriarchatu Konstantynopola, czyli w naszym przypadku metropolita Atenagoras. Tym, czym zajmuje się Konferencja, jest troska o jedność prawosławia, wspólna praca nad rozwiązaniem problemów, analiza poszczególnych wydarzeń mających znaczenie dla prawosławnych wspólnot w trzech krajach. Biskupi przyjmują wspólne stanowisko w takich sprawach jak kwestie prawne czy rozwijanie edukacji religijnej, omawiają palące problemy. Zapobiega to niezdrowej konkurencji, ale buduje też poczucie jedności i wspólnotowości.

Wśród internetowych dyskusji polskich prawosławnych w Polsce prym wiodą dwa tematy - kalendarz i język. W Belgii takiego problemu w zasadzie nie ma. Wybór parafii jest spory, są parafie z językami narodowymi, są posługujące się nowym i starym kalendarzem. Nawet, co może być dla niektórych szokiem, w Beneluksie niektóre rosyjskie parafie posługują się nowym kalendarzem i mają nabożeństwa po niderlandzku lub francusku. Zdaje się wydawać, że zrozumiano, że Kościół stoi teraz przed większymi wyzwaniami niż względnie błahe sprawy takie jak narzędzia jakimi są używany język lub kalendarz.

Ewidentnie parafie są dynamiczne. Są parafie misyjne, gdzie wielu parafian, to konwertycy. Ale są też parafie narodowe. Z czasem ta granica się zaciera, gdyż drugie lub trzecie pokolenie emigrantów traktuje język swoich przodków i religię jako cześć kultury, a coraz częściej także folkloru. W związku z tym parafie prowadzą szeroką działalność, która nie skupia się jedynie na celebracji nabożeństw. Zupełnym standardem jest wspólne spotykanie się po nabożeństwie przy kawie i herbacie. Takim spotkaniom często towarzyszy wykład, jakiś występ lub projekcja filmu. W wielu mniejszych miastach zabiega się o to, by nie mnożyć małych parafii, nie zdolnych się utrzymać, ale wspierać w parafii różnorodność. Takie parafie są np. w Gandawie lub Brugii, gdzie wspólnym językiem wszystkich jest niderlandzki, natomiast w zależności od możliwości, ksiądz wygłasza ektenie i modlitwy w różnych językach; podobnie jest z chórem. Właśnie w parafii w Brugii poznałem dwie Polki. Jedna z nich przyjęła prawosławie ze względu na małżeństwo z prawosławnym (dzisiaj jest ona kołem napędowym tej parafii). Druga, wkrótce pobierze się z pochodzenia Rumunem, gdzie planują ślub w jego ojczyźnie, ale zależy im na tym, by nabożeństwo odbyło się po niderlandzku i po polsku. Takich historii jest wiele.

Prawosławni w Beneluksie także ulegają stopniowej, progresywnej laicyzacji. Statystki mówią, że już tylko 5 do 10 procent zarejestrowanych parafian regularnie uczestniczy w życiu liturgicznym. W publicznych szkołach nauczana jest religia. Efekty są różne. Dziewięćdziesiąt procent moich uczniów w cerkwi bywa średnio raz-dwa razy w roku. Na porządku dziennym jest pytanie „czy to o czym opowiadam na lekcjach jest prawdą”. Zdarza się, że na zajęcia zapisują się też osoby innych wyznań, chcące poznać prawosławie, dowiedzieć się czegoś więcej. Parafie stają na głowie by przyciągnąć wiernych. Z różnym skutkiem. Z drugiej strony doroczne spotkania młodzieży gromadzą średnio ponad 150 osób chętnych spędzić wspólnie czas, dowiedzieć się czegoś więcej o swojej wierze, uczestniczyć w warsztatach, rozmawiać, poznawać siebie i swoją tradycję.

O prawosławiu w Belgii można napisać książkę, chociaż podejrzewam, że pewnie takie już powstały. W czasach gdy bilet lotniczy kosztuje często mniej niż podróż pociągiem na trasie Warszawa Centralna - Wrocław Główny, warto poświęcić swój czas i wybrać się w podróż śladami prawosławia w innych zakątkach świata. Gwarantuję niezapomniane wrażenia, niesamowite znajomości i ogrom satysfakcji. Zwłaszcza tej duchowej. Nawet w Belgii.