publicystyka: Nie bój się

Nie bój się

Marina Birukova (tłum. Justyna Pikutin), 18 listopada 2023

Boże, daj mi spokój ducha, abym mógł stawić czoła wszystkiemu, co przyniesie mi nadchodzący dzień...

Każdego ranka pod koniec reguły modlitewnej odmawiam modlitwę starców z Optiny (jak zapewne wielu z was) - i za każdym razem uświadamiam sobie, że nie jestem w stanie ze spokojem ducha stawić czoła wszystkiemu, co może przynieść mi ten dzień.

Pozwól mi całkowicie zdać się na Twoją świętą wolę...

Rozumiem i zgadzam się, że konieczne jest poddanie się Jego woli. Ale jestem żywą istotą, bezbronną i narażoną na wszelkie kłopoty. A wokół na każdym kroku rzeczy, których nie można zaakceptować i bardzo trudno znosić - nie "znieść", ale znosić każdego dnia. I zanim zdołasz zaadaptować się do jednego "żądła w ciele" (w duszy, z jej normalnym wyobrażeniem o tym, jak rzeczy powinny wyglądać, a jak nie), już otrzymałeś trzy kolejne.

Przez każdą godzinę tego dnia we wszystkim kieruj mną i wspieraj mnie...

On wspiera, oczywiście. Gdyby nas nie wspierał, gdyby nie popychał nas jakoś we właściwym wewnętrznym kierunku, gdyby nie dawał nam "tego strasznego i życiodajnego sakramentu" - pewnie żaden psychiatra by nas nie wyleczył. Ale spokój ducha - gdzie go odnaleźć? Spokój serca - gdzie go szukać? Ile egzaminów już oblałam - właśnie dlatego, że nie potrafiłam zachować spokoju, pełnego zaufania, powstrzymując się od narzekań i zachowując opanowanie; dlatego, że nie potrafiłam poradzić sobie ze strachem.

Strach. Oto zjawisko, o którym prawdopodobnie nie myślimy zbyt wiele - a to błąd. W końcu nie tylko doświadczamy jakiejś przykrej sytuacji w naszym życiu, ale zawsze już z góry się jej boimy.

Boimy się, że zostaniemy bez czegoś, czego potrzebujemy - czasem bez pieniędzy, czasem bez miłości i zrozumienia. Boimy się rozczarowania czymś lub kimś, popełnienia błędu, bycia naiwnym, odkrycia czegoś, z czym trudno będzie żyć w przyszłości, rozczarowania w sobie, wyczerpania, tęsknoty. Boimy się o siebie i swoich bliskich. Boimy się kłopotów, chorób, starości, która, bez względu na wszystko, i tak nadejdzie... Boimy się oczywiście III Wojny Światowej, a jak się jej nie bać?...

Nie, oczywiście wszystko wspomniane powyżej nie oznacza, że w każdej minucie naszego życia trzęsiemy się jak zające od ujadania psa. Jeśli tak jest, to naprawdę potrzebujemy lekarza. W większości przypadków prowadzimy na pozór normalne, zwyczajne życie, traktując nasze lęki jako naturalną reakcję na naszą rzeczywistość.

Jednak w rzeczywistości cały ten bukiet lęków trzyma nas w niewidzialnej niewoli, uniemożliwiając nam odnalezienie prawdziwej pokory i zaufania do Boga. Aby uchwycić Jego dłoń, która już jest do nas wyciągnięta, musimy uwolnić nasze własne ręce, przestać bezradnie chwytać się czegokolwiek, na przykład nadziei, że "wszystko się ułoży" i "wszystko będzie dobrze". Może wszystko będzie dobrze, a może nie. W ogóle, daj Bóg, żeby chociaż cokolwiek było w porządku, gdzie tam "wszystko". Powinniśmy być gotowi na każdy zwrot, w tym również ten bardzo trudny dla nas: Bóg nie zmniejsza się, ze względu na to, co dzieje się z nami tutaj. Wiara nie opiera się na "wszystko będzie dobrze", ale na "bądź wola Twoja". Na zaufaniu i posłuszeństwie. Czego mi osobiście bardzo brakuje.

„Stało się jednego z tych dni, że wszedł do łodzi On i uczniowie Jego, i rzekł do nich: - Przeprawmy się na tamten brzeg jeziora. I odpłynęli. Gdy zaś płynęli, zasnął. I spadł na jezioro huraganowy wicher i zalewało ich, i było niebezpiecznie. Przypadłszy do Niego, zbudzili Go, mówiąc: - Mistrzu, Mistrzu, giniemy! On zaś powstawszy, zgromił wicher i wzburzone fale; i ustały, i stała się cisza. Powiedział do nich: - Gdzie jest wiara wasza?" (Łk 8:22-25).

A gdzie jest moja wiara? Wydaje się, że jest we mnie. Ale kiedy jest dokładnie tym, czego mi potrzeba, kiedy trzeba spokojnie uzbroić się w pokorę i zaufać Temu, w którego się wierzy - wtedy przeszukuję wszystkie moje mentalne półki i szafki, szukając, gdzie ona jest, gdzie podziała się moja wiara?

Nie, oczywiście ona jest we mnie. I nie tylko wiara jest we mnie. We mnie, w nas, jest sam Chrystus, który powiedział: "Kto je Ciało Moje i Krew Moją pije, we Mnie trwa, a Ja w nim. Jak posłał Mnie Ojciec, który żyje, i Ja żyję przez Ojca, tak i ten, kto spożywa Mnie, żyć będzie przeze Mnie." (J 6:56). Tak więc w każdym z nas możemy zobaczyć statek, na którym Nauczyciel przemierza morze życia. Tak, czasami On śpi. Jednak nie oznacza to, że jest nieobecny. Oznacza to coś innego - że powinniśmy być samodzielni i nie spieszyć do Niego w każdej chwili z krzykiem bezradności.

Kiedy będziemy Go potrzebować, On sam powstanie i zainterweniuje w naszej sytuacji. Ciągła pamięć o Bogu nie wyraża się w ciągłych okrzykach bezradności. Pokorne uznanie naszej bezradności nie jest równoznaczne ze zrzeczeniem się samodzielności, którą On nam dał. Kiedy czytamy Ewangelię, widzimy, jak Mistrz traktował swoich uczniów. Nie kierował ich każdym krokiem, mówiąc dzisiejszym językiem nie wywierał na nich presji i nie trzymał ich blisko siebie - wręcz przeciwnie, posyłał ich jak "baranki między wilki" (Łk 10, 3) w okrutny i niebezpieczny świat ze Swoim nauczaniem. Wiedział, co czeka Jego uczniów i tych, "którzy dzięki ich słowom uwierzą" (J 17, 20), dlatego chciał widzieć ich - nas! - samodzielnymi, silnymi i gotowymi na wszystko.

Oczywiście niemożliwe jest całkowicie pozbyć się strachu, dopóki pozostajemy w naszym doczesnym, nieprzekształconym ciele. Wcielony Bóg bał się i modlił się do Ojca: "Ojcze Mój, jeśli można, niech ominie Mnie kielich ten" (Mt 26:39), ale znalazł w Sobie siłę, by kontynuować: "Ale nie jak Ja chcę, lecz Ty". W trudnych okresach mojego życia chronicznie brakowało mi tego "ale tak jak Ty chcesz". Wypowiadałam te słowa, ale na siłę, "samymi ustami", podczas gdy moja dusza płakała i protestowała. Jednak w tych cierpieniach narodziło się doświadczenie: zrozumiałam, że nasze zaufanie do Ojca musi być kompletne. Każdy z nas na swój sposób widzi granice własnej siły duchowej: "Nie, tylko nie to, Boże, nie zniosę tego!". To tutaj strach wbija w nas swoje pazury: z góry osłabia naszą wolę, wzbudza w nas rozpacz przed "najgorszym", przed tym, co jeszcze się nie wydarzyło, ale może się wydarzyć... a my będziemy niegotowi. Musimy bezustannie próbować (gdyż tak naprawdę jesteśmy w stanie tylko próbować), powiedzieć "nie tak jak ja chcę, ale tak jak Ty chcesz" z głębi kochającego serca, nawet jeśli to kochające serce jest tylko maleńką, zmiękczoną częścią skamieniałego serca. Ojciec pomógł swemu Synowi: podczas Jego aresztowania, przed sądem, przed Piłatem i Herodem, Chrystus nie jest już podobny do przestraszonego człowieka. Teraz my możemy pokładać nadzieję w Synu, możemy liczyć na Jego pomoc w naszych staraniach, które bez Niego pozostałyby tylko staraniami – "A, że sam cierpiał kuszony, może dopomóc tym, którzy są w pokusach" (Hbr 2:18).

Zaufanie Bogu oznacza radość, radosne postrzeganie rzeczywistości. Oczywiste jest, że w rzeczywistości nie wszystko jest radosne. Ale cieszymy się życiem nie dlatego, że wszystko jest piękne, ale dlatego, że Chrystus jest z nami, w nas, a my w Nim.

On wie o wszystkim, co nas spotyka, i posłał nas tutaj, w tym czasie, w tym miejscu - nie przez przypadek, ale dlatego, że zarówno On, jak i my tak naprawdę musimy tu być, powinniśmy tu być, powinniśmy przez to przejść, powinniśmy to przezwyciężyć, z Jego pomocą: "Choćbym nawet chodził doliną cienia śmierci, zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną. Twoja laska i kij pocieszają mnie" (Ps 22:4).

Bóg wyznaczył nam drogę, nie ograniczając przy tym naszej wolności. Dlatego każda sytuacja, w której się znajdujemy, każda przeszkoda, która stoi przed nami, jest naszym zadaniem, i jeśli próbujemy sobie z nią poradzić, jest to nasz krok ku Niemu. I w istocie jest to radosna droga, a tam, gdzie jest radość, jest też energia, siła i pragnienie, by iść naprzód, pozostawiając za sobą strach. I żadne metody psychologiczne i szkoły "pozytywnego nastawienia do życia" nie dadzą tej żywej radości, którą daje przeżywanie wszystkiego, co się dzieje, wraz z Bogiem: "Bo nie jestem sam, ale z Tobą, mój Chryste, Światło Trójistotne, które oświeca świat" (Symeon Nowy Teolog).

Musimy wiedzieć i pamiętać, że żadne wydarzenie nie dzieje się tylko tutaj, na tym świecie: wszystko, co przydarza się nam tutaj, ma swą kontynuację, osąd i rozwiązanie tam, w Wieczności. "Nie bój się, małe stado!" - mówi do nas Chrystus - "Albowiem spodobało się Ojcu waszemu dać wam Królestwo". I dalej wzywa swoich uczniów (a więc i nas), abyśmy nie trzymali się ziemskich dóbr: "Zróbcie sobie sakiewki, które nie niszczeją; skarb, którego nie ubywa w niebiosach (...) gdzie jest skarb wasz, tam będzie i serce wasze." (Łk 12, 32-34). Jesteśmy wątli, słabi, bezbronni, podatni na smutek i strach, ale kiedy serce jest zwrócone ku Niebu, kiedy "biodra są przepasane i lampy zapalone" (por. Łk 12, 35), strach ustępuje, a my z radością kończymy modlitwę starców z Optiny: "...naucz mnie modlić się, mieć nadzieję, wierzyć, kochać i przebaczać. Amen".

Marina Birukova (tłum. Justyna Pikutin)

za: pravoslavie.ru

fotografia: Bakhmat /orthphoto.net/