publicystyka: Co jest istotą prawosławia

Co jest istotą prawosławia

o. Lawrence Farley (tłum. Gabriel Szymczak), 01 października 2023

Co jest istotą prawosławia?

Dla niektórych jest to rygor doktrynalny, a jego zwolennicy chętnie wywęszą każdy, nawet najdelikatniejszy ślad możliwej herezji. Jak współcześni, bizantyjscy spadkobiercy hiszpańskiej Inkwizycji (obecnie niestety działającej głównie w Internecie) przeglądają strony blogów i podręczników katechetycznych w poszukiwaniu nieprecyzyjnych lub niefortunnych zwrotów, które należy potępiać z pewnego rodzaju triumfującą radością.

Dla innych jest to pełnia i precyzja liturgiczna. Lekceważąco nazywani „typikonczikami” przez zmarłego ks. Alexandrze Schmemanna, ci zeloci kładą nacisk na absolutną zgodność z każdym najdrobniejszym szczegółem Typikonu, księgi zasad monastycznych przedstawiającej szczegółowe informacje na temat tego, jak należy uporządkować życie (liturgiczne i inne) w monasterze. Odstępstwa od wymagań Typikonu (takie jak skracanie nabożeństw lub odprawianie ich w innych terminach niż określone w Typikonie) potępiane są jako podłe zdrady prawosławia oraz jako przejawy apostazji i teologicznego liberalizmu.

Jako istotę prawosławia proponuję jednak inny wyznacznik: miłość, a konkretnie miłość do Boga i jej następstwo, miłość bliźniego. Inaczej mówiąc, oddanie Jezusowi Chrystusowi.

Łatwo sobie wyobrazić, że przesłaniem, które Cerkiew prawosławna ma nieść światu, jest… no cóż, Cerkiew prawosławna. To znaczy, niektórzy wyobrażają sobie, że jesteśmy powołani przede wszystkim do głoszenia wyższości Kościoła prawosławnego nad wszystkimi innymi wyznaniami chrześcijańskimi, skupiając się na pięknie naszego kultu liturgicznego, wspaniałości naszych ikon i starożytności naszej doktryny. Nie zgadzam się. Oznaczałoby to, parafrazując słowa św. Pawła, głoszenie siebie, a nie Chrystusa Jezusa. Św. Paweł powiedział coś przeciwnego – że „nie siebie samych zwiastujemy, ale Jezusa Chrystusa, Pana, a siebie samych jako wasze sługi dla Jezusa, Pana” (2 Kor 4, 5). Nie głosimy prawosławia, ale Chrystusa.

Oczywiście Chrystus, którego głosimy, jest Tym, Którego głosili apostołowie, Ojcowie Kościoła, Sobory Ekumeniczne i Który jest otaczany czcią w historycznej Liturgii Kościoła. Oznacza to, że głosimy Jezusa prawosławnego, a nie (na przykład) Jezusa Mormona. Ale mimo to jesteśmy wezwani do głoszenia Chrystusa i Jego chwały, a nie odbitej chwały Kościoła prawosławnego. Gdybyśmy głosili chwałę Kościoła prawosławnego, byłoby to w istocie głoszeniem nie Chrystusa Jezusa, ale nas samych. A św. Paweł nie byłby z tego zadowolony.

Istotę prawosławia można zatem odnaleźć w naszej miłości do Pana. Jako przykład takiej miłości i oddania chciałbym zwrócić uwagę na bułgarskiego chłopa, którego pobożność zauważył H.V.R. Morton prawie sto lat temu. Fragment ten, choć nieco przydługi, warto zacytować w całości.

Morton odwiedzał Bazylikę Grobu Świętego i czekał na swoją kolej, aby wejść do środka. Jego wejście opóźniało się, ponieważ ktoś przed nim dłużej pozostawał w grobowcu. Morton (w relacji opublikowanej po raz pierwszy w 1934 r.) zapisał swoje doświadczenie:

„Widziałem pielgrzyma klęczącego przy grobie, więc czekałem w małym, ciemnym przedsionku na zewnątrz. Stając się niecierpliwym, nachyliłem się i zaglądając przez niskie wejście, zobaczyłem, że wewnątrz znajdował się stary, pochylony wieśniak w podartych ubraniach, ze stopami w ogromnych butach z filcu. Był Bułgarem, który przybył na statku pielgrzymim i prawdopodobnie całe życie oszczędzał na tę chwilę.

Klęczał przy marmurowej płycie i całował ją wielokrotnie, podczas gdy łzy spływały po głębokich zmarszczkach jego twarzy i spadały na kamień. Jego duże, szorstkie dłonie, z połamanymi i czarnymi od pracy paznokciami, delikatnie dotknęły marmuru, gładkim ruchem; potem zacisnął je w modlitwie, a następnie przeżegnał się.

Modlił się głośno, drżącym głosem, ale nie rozumiałem, co mówił. Następnie wyciągnął z kieszeni zwitki brudnego papieru i kawałek wstążki, potarł nimi delikatnie Grób i włożył z powrotem do kieszeni.

Być może zaniepokojony moim wejściem wstał, a łzy wciąż płynęły, i szepnął mi coś. Staliśmy teraz, stykając się klatkami piersiowymi i patrząc mu w oczy, zdałem sobie sprawę, że patrzę na prawdziwe szczęście.

To było marzenie jego życia. Nigdy wcześniej nie widziałem takiego szczęścia. Nigdy w życiu nie widziałem pokoju i zadowolenia wypisanych tak wyraźnie na ludzkiej twarzy. Oddałbym świat, aby móc z nim rozmawiać, ale staliśmy tam w Grobie Chrystusa. Mnich, który też tam był, zamoczył lekko kawałek waty w oliwie z lampy i uczynił nim znak krzyża na twarzy chłopa.

Starzec opadł na kolana i ponownie zwrócił się do Grobu, nie chcąc odejść, co byłoby niezgodne z jego wiarą i oddaniem, a jego wielkie, pokryte bliznami dłonie dotykały z miłością marmuru, jakby głaskały włosy dziecka. Po chwili wycofał się ze światła świec do ciemnej Kaplicy Anioła.”

To, jak mi się wydaje, ilustruje prawdziwą istotę prawosławia: oddanie Chrystusowi, które sprowadziło do Jerozolimy pokornego i biednego chłopa z Bułgarii, pragnącego uczcić Grób swego ukochanego Mistrza i Zbawiciela, który nie zapomniał o przyłożeniu do Grobu kilku przedmiotów, mających być relikwiami i pamiątkami dla tych, których kochał i którzy zostali w domu. Rygor doktrynalny jest ważny, podobnie jak integralność liturgiczna – chociaż być może egzekwowanie i wykonywanie takich rzeczy najlepiej pozostawić duchowieństwu mającemu nad tym czuwać, a nie każdemu fanatykowi posiadającemu komputer. Ale takie sprawy, oddzielone od miłości do Chrystusa (miłości, jaką widział we łzach bezimiennego bułgarskiego chłopa Morton) są niewiele warte.

Sam św. Paweł przypomina nam, że miłość jest wypełnieniem Prawa i że bez miłości wszystkie nasze piękne słowa nie są warte więcej niż denerwujące brzęczenie cymbału (Rz 13, 10; 1 Kor 13, 1). Św. Jan pisze, że jeśli nie kochamy naszego bezpośrednio widzianego bliźniego, to nasze twierdzenie o miłości do niewidzialnego Boga nie może się ostać (1 J 4, 20). Oznacza to, że apostołowie nauczali, iż miłość do naszego Pana musi koniecznie przelać się na naszą miłość do bliźniego. Sam Pan nauczał, że miłość do Boga musi obejmować miłowanie bliźniego - jak siebie samego (Mk 12, 28-31).

To właśnie ta miłość – płomienna miłość do Chrystusa, która przeradza się w miłość do otaczających cię osób – jest prawdziwą esencją prawosławia. Zapominamy o tym na własne ryzyko.

o. Lawrence Farley (tłum. Gabriel Szymczak)

za: No Other Foundation

fotografia: Arxidiakon /orthphoto.net/