publicystyka: Przepis na sukces - cz. II

Przepis na sukces - cz. II

tłum. Justyna Pikutin, 12 lutego 2022

Celnik nie został usprawiedliwiony, ze względu na to, że był celnikiem. Niech nikt nie mówi: "Pójdę i zostanę poborcą podatkowym! Będę celnikiem, rozbójnikiem, niegodziwcem, skoro celnik wszedł do nieba!” Przecież celnik nie wszedł do Królestwa Bożego za to, że był celnikiem. On został usprawiedliwiony nie z tego, ale z innych powodów. Ani też faryzeusz nie został potępiony za to, że przestrzegał prawa. Nie. Chrystus również przestrzegał prawa bardzo skrupulatnie, i wszyscy święci przestrzegali ściśle przykazań Bożych. Został on potępiony, ponieważ oddzielił prawo od celu życia, nie rozumiał i nie chciał zaakceptować, że musi zrobić jeden krok dalej i że to miłość jest końcem i celem prawa.

Dlatego nie mógł pójść dalej, a jak mógłby pójść dalej, jak mógłby kochać, skoro był niewolnikiem egoizmu? Egoista nigdy nie zdoła pokochać: nie kocha nikogo, ponieważ kocha tylko siebie; nie słyszy nikogo, ponieważ słucha tylko siebie; nie leczy nikogo, ponieważ czyni z siebie lekarza dla samego sobie; nie rozmawia z innymi, ponieważ rozmawia tylko z samym sobą; a co najgorsze, nawet nie widzi, co się z nim dzieje, ponieważ jest ślepy i nie widzi swej nagości, choroby i ran. To dlatego faryzeusz został potępiony, bo nie pozwolił, aby Boże leczenie zadziałało i przynosiło rezultaty.

Celnik był grzeszny, zły i skruszony, ale został usprawiedliwiony przez Boga nie dlatego, że był celnikiem, że był grzeszny i zły, ale dlatego, że poznał "tajemnicę sukcesu". Co zrobił? Stał z tyłu, schylił głowę, płakał, bił się w piersi i mówił: "Boże, zmiłuj się nade mną, grzesznikiem!". To otworzyło drzwi Królestwa Bożego i w ten sposób celnik tam wszedł.

Dlatego też celnicy i grzesznicy wyprzedzają was w Królestwie Niebieskim - nie ze względu na ich uczynki, które są godne pogardy i których powinniśmy unikać, ale ze względu na ich etos, ponieważ mieli zdrowy etos przed Bogiem i nie usprawiedliwiali się swymi dobrymi uczynkami. Nie byli zamknięci w swoim egoizmie, nie było w nich śladu dumy, nigdy nie myśleli, że są godni Królestwa Bożego.

Abba Tichon mówił:
- Widziałem raj i piekło. Och, co tam się dzieje! Piekło pełne jest świętych, ale przepełnionych pychą, a raj pełen jest grzeszników, ale pokornych grzeszników!

To ważne, a szczególnie ważne jest to, że piekło jest pełne dumnych świętych - ludzi, którzy czynią dobre uczynki, ale nigdy nie żałują, ponieważ zawsze byli dobrymi ludźmi. Nigdy nawet nie podejrzewali, że mają jakieś słabości.

Chcecie się sprawdzić? To bardzo proste: niech każdy z was sprawdzi, czy żałuje przed obliczem Boga. Uwaga! Nie powiedziałem, że mamy chodzić do cerkwi, wyrywać sobie włosy z głowy i płakać. Nie powiedziałem tego. Nawet przed spowiednikiem może to być trudne i może się nie udać. Jednak my sami przed Bogiem - czy płaczemy z powodu utraconego zbawienia? Czy płaczemy z powodu naszego oddalenia od Boga? Czy życie duchowe jest dla nas pełne lamentu, smutku, bólu i prawie rozpaczy, ponieważ nie zasługujemy na zbawienie, a jest ono możliwe tylko dzięki łasce Bożej? Jeśli tak czynimy i płaczemy w naszej modlitwie, szukając Bożego miłosierdzia i przebaczenia, to jest dla nas nadzieja. Ale jeśli nigdy nie odczuwaliśmy bólu, nie płakaliśmy i nie rozpaczaliśmy z tego powodu, to znaczy, że jest coś, co niestety ciąży na naszej duszy i nie pozwala jej prawidłowo funkcjonować.

Kiedy byłem na Świętej Górze, w Nowym Skicie, w pierwszym czy drugim roku po tym, jak zostałem spowiednikiem - nie pytajcie mnie, w jakim byłem wieku, bo będziecie rozczarowani - przyszedł bardzo uduchowiony świecki człowiek z Halkidiki. Był to człowiek z Ducha Świętego, bardzo silny duchowo. Pamiętam, jak podczas pierwszej spowiedzi u mnie płakał i rozpaczał, tak że aż pomyślałem: "Matko Najświętsza, co ja od niego usłyszę? Tak wiele płaczu i zawodzenia! Z pewnością dopuścił się morderstwa!" I ogarnął mnie niepokój w oczekiwaniu na to, co usłyszę od niego! Pierwszy raz w życiu widziałem bowiem taki płacz.
Tego dnia przyszedł do naszej pustelni, by się wyspowiadać. To była sobota, byli inni goście, a on powiedział do mnie:
- Ojcze, chcę się wyspowiadać!
Zapytałem go:
- Kiedy wracasz do domu?
- Zostanę na pięć lub sześć dni.
- Dobrze więc, pozwól mi wyspowiadać tych, którzy jutro wyjeżdżają, a jeśli wystarczy czasu, wyspowiadam także ciebie.
Odpowiedział mi:
- Dobrze, ojcze, jak sobie życzysz.
I ten człowiek czekał przez określony czas przed świątynią. Czas mijał:
- Widzisz, jednak teraz nie zdążymy, chodźmy odpocząć - powiedziałem mu, gdyż o trzeciej nad ranem w klasztorze rozpoczynało się nabożeństwo. - Jeśli zostajesz tu dłużej, zobaczymy się jutro.
- Jak błogosławisz, Ojcze, nie ma problemu!
Rano poszliśmy na nabożeństwo, sprawowana była św. Liturgia, to była niedziela i nabożeństwo było długie - ok. 6-7 godzin. Stał z tyłu w kącie. Wiecie, gdzie wtedy pracował? Miał samochód i latem sprzedawał kanapki na jednej z nadmorskich ulic - czy wyobrażacie sobie, co tam widział i co tam się działo? A zimą pracował w kopalni na wyspie Halkidiki. Stał z tyłu i modlił się, pochylając głowę i płacząc. Gdy Liturgia dobiegła końca, podszedł do ołtarza i powiedział do mnie:
- Chcę ci coś powiedzieć.
- Ale teraz nie mogę - nie spożyłem jeszcze Świętych Darów. Wróć później!
Ale on nalegał:
- Ojcze, proszę! Mam ci do opowiedzenia coś bardzo ważnego! Stało się coś wielkiego, nie potrafię tego zrozumieć!
- Co się z tobą stało?
- Wiesz, podczas świętej Liturgii stałem z tyłu, myśląc, że nie jestem godzien przyjąć św. Eucharystii, bo stwierdziłem, że gdybym był godzien, to Bóg oświeciłby mnie wczoraj, żebym się wyspowiadał, a dzisiaj - w niedzielę - przystąpił do Eucharystii. Spojrzałem na ojców, mnichów, wszystkich przyjmujących Sakrament oprócz mnie. Powiedziałem sobie: "Za moje grzechy Bóg nie pozwolił mi przyjąć Św. Darów". I zadałem sobie pytanie: "Co ty sobie myślisz? Czy jesteś godzien przyjąć Eucharystię? Bóg uczynił to wszystko za twoje grzechy!".

Spójrzcie na pokorne usposobienie ducha, jakie miał ten człowiek. Kiedy wyszedłem ze Świętym Kielichem, aby udzielić Eucharystii Ojcom i wiernym, biedny człowiek wmawiał sobie: "Nie mogę przystąpić dzisiaj, w niedzielne przedpołudnie, będąc na Świętej Górze Athos, do Świętego Sakramentu. Mogę przynajmniej zobaczyć Cię z daleka - to mi wystarczy!" Spojrzał na Święty Kielich i zobaczył w nim Ciało i Krew Chrystusa, które ludzie przyjmowali w Eucharystii. Wpadł więc w intensywny stan skruchy, zamknął oczy i popłynęły z nich łzy. W tym stanie nagle poczuł, że jego usta wypełniają się Świętymi Darami i stał się zdezorientowany. Co to było? Nie wiedzieć jak, w jego ustach pojawiła się cząstka Ciała i Krwi Chrystusa, którą połknął, ponieważ nie przystępował do Komunii z innymi, ani też nic nie jadł. Potem, drżąc, przyszedł do ołtarza, aby mi opowiedzieć o tym, co się stało.

Oczywiście, nie wyjaśniłem mu zbyt wiele, ponieważ tych rzeczy nie tłumaczy się tym, którzy ich doświadczają, ale powiedziałem sobie: "Zobacz, co oznacza pokora". Tego dnia wszyscy przyjęli Eucharystię. Ale kto realnie spożył Święte Dary? Ten pokorny człowiek, który uważał się za niegodnego Komunii, który był pogardzany, nawet go nie wyspowiadaliśmy i zostawiliśmy go stojącego w kącie. Sam Bóg udzielił mu Eucharystii, a on przyjął Ciało i Krew Chrystusa dzięki łasce Ducha Świętego - nie da się tego inaczej wytłumaczyć. Ani on nie był w ekskomunice, ani nawet nie było miejsca na ekskomunikę w tym skromnym człowieku.

Przypomniała mi się pewna historia z Paterikonu. W pewnym klasztorze było wielu ojców i jeden zwykły człowiek, na którego mnisi nie zwracali uwagi i trzymali go przy sobie, aby podkładał drewno pod kocioł w letniej kuchni. Uważali go za godnego pogardy wyrzutka i nawet nie wyświęcili go na mnicha. Miał na sobie jakieś zniszczone ubranie, a oni trzymali go jakby z miłosierdzia. Biedak pracował też w świątyni, gdy trwało nabożeństwo, ale też dokładał drewna do letniej kuchni, żeby ogień nie wygasł, był zawsze ubrudzony sadzą, brudny, poniżony i nikt nie zwracał na niego uwagi.

Pewnego razu, będąc w cerkwi podczas świętej Liturgii, stał zachwycony, wsłuchany w śpiew mnichów i przejęty całą atmosferą nabożeństwa. Wywar w kociołku zagotował się, zaczął kipieć i w letniej kuchni wybuchł pożar. Mnisi zauważyli co się dzieje i zaczęli wołać: "Pożar! Pożar!" Kiedy zdał sobie sprawę z tego, co się stało, powiedział do siebie: "Matko Boża, to moja wina! Jeśli ogień nie zostanie ugaszony, może wybuchnąć wielki pożar!". Bez zastanowienia rzucił się w ogień, zaczął mieszać wywar, wyrzucać drewno, a ogień zaczął przygasać, aż w końcu zgasł.
Mnisi byli zdumieni, bo widzieli, że stoi on w ogniu i nie płonie. Przełożony klasztoru powiedział:
- Ojcowie, Bóg był w letniej kuchni, a nie w cerkwi! My, pobożni, nie mogliśmy na krok zbliżyć się do ognia! A ten człowiek przez tyle lat przychodził, aby usłyszeć nasze słowa. Zawsze był w sadzy i brudny, nawet nie udzieliliśmy mu mniszych postrzyżyn, nigdy nie wchodził z nami do świątyni. Trzymaliśmy go tutaj, aby podkładał drewno pod kocioł w letniej kuchni. Jednak w efekcie Bóg był tam z nim, a nie z nami.

Bóg jest tam gdzie jest pokora. Bóg jest tam, i w tym, i z tym, kto nigdy nie uważał i nie myślał, że Bóg jest jego dłużnikiem, bo przecież "coś robię: bo modlę się, czuwam, poszczę, daję jałmużnę", i mnóstwo innych rzeczy. Często nam się wydaje, że jeśli coś zrobimy, to znaczy, że nie jesteśmy już całkiem skazani na stracenie, na odrzucenie. "I ja też coś sobą reprezentuję!" Bóg jednak nigdy nie jest z człowiekiem, który ma choćby ślad zarozumiałości, próżności i pychy.

Dlatego, bracia, dzisiaj Ojcowie Kościoła umieścili pokorę i etos celnika u podstaw duchowej drogi w Chrystusie. Nie dzieła celnika, ale jego etos, aby pokazać nam, jak powinniśmy rozpocząć drogę, aby odnaleźć Boga, aby odnaleźć Zmartwychwstanie.
Wielu zadaje pytanie:
- Jak mogę otrzymać Bożą łaskę?
Wtedy zaczynamy mówić wiele dobrych i pożytecznych rzeczy. Myślę jednak, że następujące słowa z Paterikonu są najbardziej odpowiednie dla nas wszystkich.
Pewien mnich, który chciał zostać pustelnikiem na pustyni, poszedł, znalazł wielkiego abbę i zapytał go:
- Ojcze, powiedz mi, co mam zrobić, by się zbawić? Powiedz mi słowo od Ducha Świętego, jak osiągnąć zbawienie?
Starzec odpowiedział:
- Idź, siedź w swej kaliwie, a gdy zgłodniejesz -jedz. Kiedy będziesz spragniony - pij. Kiedy zechcesz spać - śpij. Tylko zachowaj w swoim sercu słowa celnika, a będziesz zbawiony.

Człowiek, który prawdziwie osiągnął usposobienie umysłu celnika, wyrażone w wołaniu: "Boże, bądź miłosierny dla mnie, grzesznika", wszedł już do Królestwa Bożego. Osiągnął cel Ewangelii, przykazań Bożych, a także cel, dla którego sam Bóg stał się człowiekiem.

Modlę się o łaskę Ducha Świętego, aby nas wszystkich oświecił, gdyż rzeczywiście nawet zwykła logika mówi nam o potrzebie pokory. Dumny człowiek jest lekkomyślny, jest szalony, ale niestety wszyscy jesteśmy lekkomyślni i szaleni w swej dumie. Modlę się, aby Bóg nas oświecił i abyśmy zawsze, zwłaszcza w tym błogosławionym okresie Triodionu, odnajdywali w naszych sercach skarb celnika. I niech Bóg obdarzy nas tą wielką wolnością, jaką czuje człowiek, który postawił się poniżej wszystkich ludzi.

metropolita Limassol Atanazy

za: pravoslavie.ru

fotografia: mar_strotova /orthphoto.net/