publicystyka: „Wymuszone posłuszeństwo nie przynosi duchowych owoców”

„Wymuszone posłuszeństwo nie przynosi duchowych owoców”

tłum. Piotr Sterlingow, 28 listopada 2019

Prezentujemy fragmenty wywiadu z hieromnichem Mikołajem (Sacharowem) - krewnym Świętego Sofroniusza (Sacharowa), znanego starca, teologa, założyciela monasteru św. Jana Chrzciciela w hrabstwie Essex w Anglii, autorem wielu książek. Ojciec Mikołaj opowiada o życiu, duchowej i modlitewnej praktyce oraz o teologii archimandryty Sofroniusza.

- Jakie są ojca osobiste odczucia i wspomnienia związane z archimandrytą Sofroniuszem?

- Moim wspomnieniom o ojcu Sofroniuszu można poświęcić całą książkę, miałem z nim do czynienia codziennie w przeciągu czterech lat. Każde jego słowo było dla mnie odkryciem, między innymi dzięki temu został założony monaster - ludzie słyszeli słowa starca Sofroniusza i decydowali „do kogo pójdziemy” (J6, 68).

Opowiem krótko o tym jak się poznaliśmy. Urodziłem się w Rosji, w czasach sowieckich, kiedy każdy kontakt z zachodem był bardzo niebezpieczny. Ojciec Sofroniusz przyjeżdżał wtedy do Rosji jako członek grupy turystycznej. W tajemnicy przed „nadzorcami” udawało mu się poświęcić jedną-dwie godziny na spotkanie z rodziną. Właśnie podczas jednego z takich przyjazdów, kiedy byłem już świadomym młodym człowiekiem, odwiedził naszą rodzinę. Uczyłem się wtedy na uniwersytecie muzycznym, nie miałem żadnego pojęcia o religii, o chrześcijaństwie ani o monastycyzmie. Kiedy zobaczyłem ojca Sofroniusza, jego wygląd wydał mi się dziwny. Pierwszy raz w życiu zobaczyłem człowieka w riasie, mnicha z długą brodą, z długimi włosami. Wydało mi się to dziwne. Pomyślałem - po co to wszystko? Porozmawialiśmy trochę o muzyce. Starzec bardzo dobrze znał muzyczną kulturę, poezję, literaturę. Zawsze można było znaleźć jakiś temat do rozmowy z nim. Później wyjechał. Z czasem dowiedziałem się, że po powrocie do Anglii powiedział braciom w monasterze: „Spotkałem młodego człowieka, który chyba za jakiś czas do nas dołączy”. Wtedy jeszcze do końca nie wierzyłem w Boga. Po tym spotkaniu moje życie zaczęło toczyć się zupełnie inaczej. Służyłem w armii, Opatrzność Boża sprawiła, że służyłem razem z obecnym metropolitą Hilarionem. Podczas służby w armii pojawiło się u mnie pragnienie pójścia do monasteru. Po ukończeniu służby przez pewien okres mieszkałem w Wileńskim Monasterze, później rok w Pskowo-Pieczerskim. Po pewnym czasie pojawiła się u mnie możliwość odwiedzenia ojca Sofroniusza. Kiedy do niego przyjechałem, nie myślałem o podjęciu decyzji - zostać czy wrócić do Rosji. Byłem wolny, nie miałem żadnych długów wobec rodziny czy wobec kraju. Ojciec Sofroniusz postanowił, że powinienem zostać w jego monasterze. Opowiedziałem o tych wydarzeniach w bardzo krótki sposób, ale w każdej sytuacji miały miejsce cudowne znaki.

To, czym zadziwiał mnie ojciec Sofroniusz, to atoski sposób myślenia i duchowa wolność, której nam brak i o której pisze apostoł Paweł: „Ku wolności wyswobodził nas Chrystus. A zatem trwajcie w niej i nie poddawajcie się na nowo pod jarzmo niewoli!” (Ga 5, 1). Ta swoboda skrywa w sobie również niebezpieczeństwa. Tylko ludzie z tak wysoką duchową świadomością, jak atoscy mnisi, mogą żyć w takiej duchowej wolności.

- Jaki był główny przekaz jego nauki o starczestwie (przewodnictwie duchowym - przyp. tłum.) oraz o posłuszeństwie?

-Od razu zadziwił mnie jego pogląd na temat posłuszeństwa. Ojciec Sofroniusz bardzo rzadko używał słowa „posłuszeństwo”. Nigdy nie wymagał, aby ludzie byli mu posłuszni. Ludzie robili wszystko ze względu na miłość do niego. Myślę, że właśnie to było posłuszeństwem, ponieważ kiedy kochasz człowieka, wypełniasz jego wolę. Tak jest nie tylko w monasterze, ale również w życiu, w rodzinie. Oczywistym jest, że ojca Sofroniusza, tak wielkiego starca, było bardzo lekko pokochać. Robienie czegoś dla niego czy wypełnianie jego woli było dla nas ogromną radością. Dlatego rzadko słyszeliśmy słowo „posłuszeństwo”. Ojciec Sofroniusz zawsze uważał, że posłuszeństwo to przede wszystkim swobodny akt woli. A to posłuszeństwo, które jest wymuszane, szczególnie siłą lub groźbą, nie przynosi duchowego owocu. Ono nie pozostaje w wieczności. Starzec pisał: „Wszystko, co zostało osiągnięte przy pomocy siły, nie ma wiecznej cenności, ma ją tylko to, co zostało osiągnięte przy pomocy miłości i swobodnego, świadomego posłuszeństwa.” Według niego właśnie takie posłuszeństwo ma duchową cenność. Myślę, że to przede wszystkim duża odpowiedzialność dla ojca duchowego, dla starca, ponieważ starzec to nie funkcja administracyjna czy władza. Starzec to przede wszystkim człowiek, który jest zdolny do tego, aby prowadzić innych w Duchu Świętym. Takiej miłości do starca, jaka była u jego uczniów, nie da się narzucić poprzez żadne reguły. Na taką miłość można tylko zasłużyć. Człowiek może znaleźć klucz do serca bliźniego tylko przy pomocy miłości.

Byłem również pod wrażeniem pokory ojca Sofroniusza oraz jego dostępności. Metropolita Antoni (Bloom) wspominał, że gdy jego mama była chora i leżała w szpitalu, ojciec Sofroniusz odwiedził ją. Było to od razu po jego powrocie z Francji. Była ona zachwycona tymi odwiedzinami, jej pierwsze słowa po spotkaniu to: „Ten człowiek ma zadziwiające człowieczeństwo”. To bardzo celna charakterystyka ojca Sofroniusza, jego szczególne cechy to dostępność, otwartość i brak dystansu w kontaktach z innymi ludźmi.

Bez względu na to, że jestem jego krewnym, nigdy nie było u nas „rodzinnych” rozmów, nigdy nie patrzyliśmy na siebie jak na krewnych. Przede wszystkim interesowało mnie jego duchowe bogactwo. Nasze relacje zawsze były relacjami starca i posłusznika (terminem tym określa się nowicjusza lub mnicha będącego pod duchową opieką starca - przyp. tłum.). Zawsze patrzył na mnie nie jak na członka jego ziemskiej rodziny, ale jak na członka duchowej rodziny, monasteru, jak na jednego z ludzi, których powierzył mu Bóg. Ta moc miłości była odczuwana w monasterze przez wszystkich. Nie było sytuacji, w której zostajesz wysłany do jakiejś pracy i automatycznie idziesz się nią zająć. Ojciec Sofroniusz. wysyłając kogoś do jakiejś pracy, cały czas myślał o tym człowieku, przede wszystkim o jego duchowej korzyści, a nie o materialnych potrzebach monasteru. Ze względu na to często mógł zmieniać mnichom posłuszanje (prace na rzecz monasteru - przyp. tłum.). Pamiętam, kiedy przyszła do nas siostra, która początkowo zajmowała się ogrodem, ponieważ wyrażała ku temu chęć. Później starzec zobaczył, że ma ona predyspozycje do zajmowania się teologią. Przez cały ten czas myślami przebywał z nią w ogrodzie, tak jak i z każdym z nas, interesowało go jak minął dzień, co robiliśmy. Później dał jej błogosławieństwo na to, aby zajmowała się teologią. Kiedy przyjechałem do Anglii, nie znałem angielskiego. Ojciec Sofroniusz zatroszczył się o moją edukację. Kiedy wysłał mnie do szkoły językowej w pobliskim mieście Colchester, interesowało go wszystko - jakim autobusem jeżdżę na zajęcia, jak odbywają się zajęcia, jacy są nauczyciele, jak mija mi tam czas… Troszczył się tak o każdego, chciał aby każdy człowiek realizował się i żeby nie miał żadnych ograniczeń.

- Czy istnieją jakieś osobliwości w jego nauczaniu o modlitwie i w jego modlitewnej praktyce? W jaki sposób opowiadał o swoich modlitewnych doświadczeniach i czy można czerpać to doświadczenie z jego książek?

- Myślę, że żaden starzec ani człowiek obdarzony duchową mądrością nie będzie dzielił się swoim modlitewnym doświadczeniem podczas zwykłej rozmowy przy filiżance herbaty. Ojciec Sofroniusz opisał te doświadczenia w książkach, szczególnie w książce „Widzieć Boga takim, jaki jest”, według woli Bożej. To jego spowiedź, którą odważył się przenieść na papier kilka lat przed śmiercią. Stało się to przyczyną narzekania i niezrozumienia ze strony niektórych wiernych. Mimo tego ta wielka korzyść, którą przynoszą teksty o modlitwie, mówi sama za siebie. „Poznacie ich po ich owocach”(Mt 7, 16), mówił Chrystus. Ojciec Sofroniusz przedstawia nie tylko swoje doświadczenie, ale również atmosferę modlitwy, przede wszystkim modlitwy Świętej Góry Atos. To doświadczenie atoskich starców, atoskich mnichów.

Ojciec Sofroniusz był szczery we wszystkim, również w modlitwie do Boga. Mówił Bogu o wszystkim, wszystko powierzał Bogu. Całe jego życie było modlitwą, każde jego działanie było nią nasycone. Bez modlitwy nie robił nic, a nawet nie mówił niczego. Uczył nas szczerej modlitwy, uczył aby modlitwa, szczególnie liturgiczna nie była po prostu „czytaniem”, śledzeniem oczami tekstu. Chciał, abyśmy nauczyli się przeżywać każde słowo liturgii, ponieważ dla nas modlitwa jest przede wszystkim modlitwą liturgiczną. To fundament życia w naszym monasterze. Wszystko wokół liturgii, wokół Eucharystii.

Pewna kobieta napisała do starca list o następującej treści: „Powinnam czytać modlitwy, a mam zupełnie inny nastrój, inny stosunek do Boga. Mam pytania, chcę Go zapytać, dlaczego w moim życiu dzieje się tak a nie inaczej. Panie, daj mi rozum. Nie chce mi się czytać: „Boże, dziękuję Ci”, ponieważ wtedy zaczyna się pewien spór z Bogiem”. Ojciec Sofroniusz odpowiedział jej: „Nie bój się pytać Boga, bój się być nieszczerą w stosunku do Niego”. Ta szczerość podczas modlitwy, której nauczał ojciec Sofroniusz, pozwalała nam zrozumieć, że Bóg to nie coś, co znajduje się niewiadomo gdzie i oczekuje wypełniania ustalonych reguł. Bóg to żywa Istota, nasz Ojciec Niebieski, z Którym prowadzimy dialog, nie dialog składający się z słów, ale dialog życia. Odpowiada nam nie tylko w słowach Pisma, ale w naszym życiu. Tak jak cała historia Starotestamentowego Izraela była dialogiem z Bogiem, tak jest nim też życie każdego z nas. Ten osobisty dialog z Bogiem próbował rozwinąć w nas ojciec Sofroniusz.

- Czy taka modlitewna relacja z Bogiem jest możliwa w świecie, gdzie ludzie żyją w ciągłym natłoku obowiązków?

-W dzieleniu ludzi na mnichów i na świeckich kryje się wielkie niebezpieczeństwo, ponieważ wszyscy jesteśmy ludźmi, Bóg kocha każdego z nas i za każdego dał się ukrzyżować. Ten podział został zatarty w pierwszych wiekach chrześcijaństwa, kiedy Bóg posłał św. Antoniego Wielkiego do Aleksandrii, aby wziął przykład z szewca (w żywocie św. Antoniego ma miejsce epizod, kiedy to Bóg posyła go do pewnego szewca żyjącego w Aleksandrii, aby nauczył się od niego pokory - przyp. tłum.). Myślę, że obraz tego szewca pokazuje, że nie ma podziału między mnichem i człowiekiem świeckim. Przede wszystkim jest człowiek, który ma żywą relację z Bogiem dostępną każdemu. Ojciec Sofroniusz napisał pewnego razu, że nie ma na ziemi takiego miejsca, takich warunków, takich sytuacji, kiedy niemożliwym byłoby wypełnianie przykazań Chrystusa. Myślę, że nie ma również takich miejsc i sytuacji, kiedy niemożliwa byłaby modlitwa. Modlitwa to nie po prostu wzięcie do ręki książeczki i pomamrotanie czegoś. Modlitwa to żywy dialog z Bogiem w sercu, który - gdy jest możliwość - wyraża się w słowach, a przy braku możliwości – to pamięć o Bogu, Który jest wszędzie z nami. To też modlitwa, która jest dostępna dla każdego. Ludzie często uciekają od modlitwy, od kontaktu z Bogiem nie przez to, że nie mają czasu, ale przez to, że nie mają chęci, to duchowe lenistwo - mówię na swoim przykładzie. Modlić się można wszędzie i zawsze.

Pełna wersja wywiadu w języku rosyjskim:
https://www.mgarsky-monastery.org/kolokol.php?id=1618