publicystyka: "To, co robisz - to straszny grzech"

"To, co robisz - to straszny grzech"

tłum. Justyna Pikutin, 30 listopada 2019

Jak postąpić, kiedy człowiek przyznaje się do swoich słabości, jaki powinien być dobry ojciec duchowy i co robić, jeśli nie możesz zdecydować się na pójście do spowiedzi - opowiada archimandryta Andrzej (Konanos)


Każdy człowiek może pokonać swoje wewnętrzne „bagno” i osiągnąć szczyt świętości. Każdy z nas jest mieszanką świętości i codzienności. Każdy nosi w sobie kawałek nieba. Tak jest. Kiedy zaczynamy to rozumieć, to możemy już zejść z nieba na ziemię, zainspirować innych do prawdziwego, szczerego i naturalnego życia. Oczywiście, to nie znaczy, że dajemy ludziom „zielone światło”, by grzeszyli itp. Kiedy człowiek ma świadomość swoich słabości i zaczyna widzieć siebie obiektywnie, nie powinien mówić pozostałym: „Widzisz, skoro wszyscy jesteśmy grzeszni, to grzeszmy dalej!” W żadnym wypadku. To wcale nie znaczy, że teraz ludzie mogą robić wszystko, czego zapragną. Jeśli człowiek chce zgrzeszyć - to on już grzeszy, cóż poradzić, nie można powstrzymać go na siłę…

Każdy grzech ma gorzki smak - nawet jeśli początkowo tego nie czujesz. Tak więc jeśli człowiek dopuszcza się głupiego, nieprzyzwoitego czynu, wcześniej czy później zrozumie, że to grzech - sam to zrozumie, sam odczuje. Nie trzeba na siłę zmuszać ludzi, by byli dobrzy, trzymając ich w ciągłym strachu i napięciu - nie rób tego, nie rób tamtego - nie. Trzeba pomóc bliźnim zobaczyć swoje prawdziwe oblicze, swoją prawdziwą naturę.

Nie podnoś poprzeczki zbyt wysoko - czyż sam osiągnąłeś już tę niebiańską, nadprzyrodzoną doskonałość, bez większych starań? Oczywiście, że nie - łatwo i prosto nie można tego osiągnąć. Skoro nie postępujesz tak, jak mówisz, skoro ja tak nie postępuję - to jak można mówić o prostocie? „Tak łatwo rzucić palenie!” „Nie rób tak, rób tak, przecież to łatwe!” Wcale nie jest łatwe, a nawet bardzo trudne. Jak mówił św. starzec Paisjusz: „Jeśli Bóg mnie zostawi, to wybiorę się do Salonik i pójdę do barów”.

Teraz siedzę tu, rozmawiam z wami, i wszystko nam się udaje - nie dlatego, że jestem taki wspaniały, a wy beznadziejni, a dlatego, że Bóg trzyma mnie za rękę i pomaga mi. Oczywiście ja również ze swojej strony współpracuję z Bogiem, podając Mu swoją rękę, ale najważniejsza jest - właśnie Jego ogromna pomoc. I chodzi tu nie o to, że - powiedzmy - jesteście chuliganami i bandytami, a my jesteśmy dobrzy. Po prostu, kiedy zaczynam rozumieć, że Bóg mi pomaga, to schodzę z nieba na ziemię, a człowiek dziwi się: „Niesamowite, ojcze, jak ty mnie rozumiesz! Rozumiesz, dlaczego tak postąpiłem, dlaczego tak żyję - wszystkie moje grzechy, upadki, wady, obrzydliwości i niedbałość!” Jak mogę nie zrozumieć ciebie? Wszystko to dokładnie tak samo noszę w swoim sercu. „Nie, to nie możliwe! Przecież nigdy tak nie postąpiłeś!” Nie postąpiłem, słusznie. Ale myślami, w sercu - postąpiłem. To tak jak z ciastkiem - nawet jeśli go nie jesz, a tylko wyobrazisz je sobie, pocieknie ci ślinka. Zgadza się? Wystarczy tylko przejść obok witryny… W każdym razie, ja tak mam. Pewnego razu zostałem zaproszony do poprowadzenia spotkania w Londynie. A sprzedają tam tyle pysznych łakoci! Jednak wtedy miałem taki czas, kiedy musiałem ograniczać jedzenie słodyczy - lekarz mi zabronił. Nie dotknąłem ani jednego ciasteczka, przestrzegałem diety. Ale myślami… Myślami zjadłem wszystko, co zobaczyłem! Taka jest prawda, ani kawałeczka nie skosztowałem - ci którzy byli ze mną mogą potwierdzić - namawiali mnie do spróbowania choć jednego ciastka, ale uparcie powtarzałem: „Nie, nie!” I tylko moja dusza wie, co w tej chwile przeżywałem w środku - myślami zjadłem wszystkie te ciastka!

Dlatego kiedy przychodzi do mnie człowiek i przyznaje się do grzechu obżarstwa, nie mogę zacząć z góry wyjaśniać mu: „Wiesz, to co robisz jest niedopuszczalne! Obżarstwo to straszny grzech!” itd., itp. Czyż sam od czasu do czasu nie popełniam tego grzechu, chcąc tego samego? Tak powstaje współczucie. Bardzo podoba mi się znaczenie tego słowa – kiedy ludzie dzielą twoje uczucia, cierpią razem z tobą. A wraz z nim pojawia się zrozumienie i miłosierdzie. To znaczy, że człowiek odczuwa ból z powodu twojego bólu - on smuci się twoim smutkiem, a nawet grzeszy, upada razem z tobą. Jednak współczucie bez zrozumienia jest niemożliwe. By „cierpieć” za człowieka, trzeba go rozumieć. I jeśli ja jestem taki wspaniały, czysty, święty i nieosiągalny, to jak mogę ci szczerze współczuć? I jak otworzysz się przede mną, jak przyznasz się do tego, co nosisz w swoim sercu?

Bardzo ważne jest, by ojciec duchowy, który cię prowadzi, był prawdziwym ascetą, a tym samym nie robił z siebie niewiadomo kogo; by będąc człowiekiem o świętym życiu, umiał współczuć i żałować przychodzących do niego grzeszników; by żył trudem - to znaczy, by sam upadał i podnosił się, walczył i trudził się, dokładając wszelkich starań i nie rysował ci obrazu wyidealizowanego chrześcijaństwa; by nie podnosił poprzeczki zbyt wysoko, tak że tracisz resztki sił i jesteś gotów rzucić wszystko: „Nie, wystarczy, nigdy nie zdołam tego zrobić!” I zaczynasz wariować, dlatego, że jak można przyznać się do swoich tajnych myśli i pragnień takiemu ideałowi? Wiedzcie - to ogromny błąd. I wiecie co nie przestaje mnie zadziwiać za każdym razem? Że najświętszym Człowiekiem na ziemi po Bogu naszym, Jezusie Chrystusie, jest Jego Matka, Przenajświętsza Bogurodzica, Którą nazywamy Dobrą, Najlepszą - czyż Ona nie była idealna? Ale jednocześnie, czy Ona osądzała, upokarzała kogokolwiek? Rzadko zdarza się tak, że dobry człowiek nie wywyższa się ponad pozostałych, rzadko o tym, kto jest ideałem, można powiedzieć: „On po prostu jest taki - prosty. Po prostu rozjaśnia wszystko wokół, po prostu kocha, po prostu żyje świętym życiem - dla całego świata”. A przecież to właśnie zrobiła Najczystsza Dziewica - stała się Przenajświętszą ze względu na ludzi. Jakich ludzi? Tych, którzy sami dążą do tego. Oto dlaczego tak kochamy Bogurodzicę: Ona jest Matką, delikatną i zarazem majestatyczną, Czcigodniejszą od Cherubinów i Chwalebniejszą bez porównania od Serafinów - jak mówi się w modlitwie. I Ona odnosi się do ciebie z szacunkiem - do ciebie, największego grzesznika; kocha, obejmuje, umywa, oczyszcza i chroni cię.

Właśnie w ten sposób można zmienić człowieka, kiedy on sam tego pragnie - dobrymi stosunkami, miłosierdziem, łaską, delikatnością i objęciami. Wtedy z jego serca znika brak pewności i strach. Dodajesz mu odwagi i on nie boi się odezwać. „Niesamowite, i nic mi za to nie zrobisz? Ani jednego poniżenia?” - „Ani jednego” - „I nie odepchniesz mnie? Przecież jesteś tak wysoko…” - „Gdzie tam wysoko, dziecko moje! Gdzie wysoko? Jestem niżej od ciebie! I cóż to takiego - wysoko, nisko? Przed Bogiem wszyscy jesteśmy mali i nieznaczący”. Tak jak Przenajświętsza Bogurodzica powiedziała Sylwanowi Atoskiemu: „Nie podoba mi się to, jak żyjesz”. Tak, Ona zwróciła mu uwagę, ale jak mówił potem św. Sylwan: „Gdybyście słyszeli Jej głos! Ona osądziła mnie, ale z taką miłością! Moje serce wzruszyło się i zmiękło po takim osądzeniu!”

Gdybyśmy mogli usłyszeć głos Matki Bożej, poczuć Jej łaskę - to niezwłocznie zmienilibyśmy całe swoje życie. I to nie dlatego, że zostaliśmy osądzeni, skrytykowani, ukarani czy obrażeni, a od Jej łaski. Rozumiecie, na czym polega różnica? Nie, ja zupełnie nie uważam, że trzeba usprawiedliwiać cudze grzechy. Konieczne jest zrozumienie i uświadomienie sobie: tak, ten człowiek dopuścił się grzechu, ale na jego miejscu ja zgrzeszyłbym jeszcze bardziej. Robię wszystko to samo, ale - ukradkiem, nikt tego nie widzi i nie wie, poza moim ojcem duchowym, któremu mówię o wszystkim. Dlatego też wielu nie może pójść do spowiedzi do swego ojca duchowego i idą do kogoś innego, kto ich nie zna, by nikt o nich nic złego nie pomyślał. Skąd taki strach? „Przecież jak mogę powiedzieć o tym duchownemu? - martwi się człowiek - przecież on zacznie mnie osądzać… przecież na taki temat nawet rozmawiać nie przystoi…” Czy nie przystoi, czy też można - skoro jesteś taki, skoro czujesz i myślisz, otwórz swoje serce, zapytaj o wszystko, co cię martwi!

Uwierz: większość z tego, co wydaje się nam być strasznym i przerażającym, wcale takie nie jest. Najstraszniejsze rzeczy na ziemi, osądzane i przeklinane przez Samego Boga - to nie to, co teraz cię przeraża, a zupełnie inne rzeczy, do których zapewne się nie przyznasz. To: egoizm, zatwardziałość serca, nienawiść, zemsta, żal - czyli wszystkie te nieprzyjemne stany, które ciągną za sobą pozostałe grzechy.

archimandryta Andrzej( Konanos)

za: www.pravmir.ru

fotografia: alik /orthphoto.net/