publicystyka: Zarządzanie duszą

Zarządzanie duszą

tłum. Gabriel Szymczak, 26 listopada 2019

Kto zaś z ludzi zna to, co ludzkie, jeżeli nie duch, który jest w człowieku? Podobnie i tego, co Boskie, nie zna nikt, tylko Duch Boży. (1 Kor 2, 11)

Ilu psychologów potrzebnych jest do zmiany żarówki? Jeden. Ale żarówka naprawdę musi chcieć się zmienić…

Lubię żarty o żarówkach. Czasami, jak w powyższym przykładzie, zawierają zarówno mądrość, jak i humor. Była kiedyś słynna reklama z napisem „Umysł jest straszną rzeczą do zmarnowania”. Naprawdę trudno jest go także naprawić. Nawet jeśli ktoś rzeczywiście chce być zdrowy, droga od choroby neurotycznej (lub gorszej) do czegoś lepszego może być trudna i powolna. Nie ma „maski”, którą można podnieść, aby wyregulować nakrętki i śruby mechanizmu. Układ chemikaliów, sygnałów elektrycznych i rzeczy, o których nie jesteśmy jeszcze w stanie nic naukowo powiedzieć, nie poddaje się łatwemu zrozumieniu, a tym bardziej zarządzaniu. Ci, którzy pracują w dziedzinie zdrowia psychicznego, wykonują swoją pracę w oparciu o podobieństwa między przypadkami. Ponieważ jednak każdy człowiek jest wyjątkowy, proces ten nigdy nie osiąga poziomu „czystej” nauki. Czasami to działa. Czasami jeden terapeuta może wykonać dobrą robotę, a inny nie, nawet jeśli zgadzają się co do diagnozy. To jest ciężka praca.

Życie duchowe niesie jeszcze większe trudności. To, co dzieje się w naszym życiu, jest w największym stopniu dziełem łaski. Najmniejszym elementem jest „tak”, które ofiarowujemy Bogu. Ale nawet to nadmiernie upraszcza tajemnicę zbawienia. Często patrzymy na nasze życie duchowe, jakbyśmy wiedzieli, co „powinno” się wydarzyć. Kiedy (lub jeśli) to się nie pojawia, zakładamy, że zrobiliśmy coś złego lub że Bóg nie współpracuje, itp. Wyobrażamy sobie, że theosis (przebóstwienie) jest obserwowalne i mierzalne. Być może tak, ale często nie.

W żywotach świętych (w zależności od tego, kto je pisze) możemy zaobserwować cuda i dramatyczne znaki łaski. Często przekładamy je na nasze własne życie – i wpadamy w rozpacz. Przez piętnaście lat św. Sylwan doświadczał pustki i męki duszy, które sprawiały, że głęboka depresja wydawała się jedynie drobną rzeczą. Są wywiady z mnichami, którzy mieszkali w tym samym monasterze i sądzili, że nie ma w nim nic specjalnego. Jeden chwalił się, że od czasu do czasu z nim pije (to nie grzech). Patrząc z zewnątrz, św. Sylwan był po prostu przeciętnym mnichem. A św. Sylwan, patrząc na siebie z własnego punktu widzenia, mógł uznać siebie za bałagan psychologiczny. Jednak w rzeczywistości, z perspektywy czasu i wszystkiego, co zostało ujawnione, wiemy, że był jednym z największych świętych XX wieku.

„Ukryte dzieło”, które Bóg wykonuje w życiu wielu świętych, nie jest tajemnicą, którą święty ukrywa przed resztą z nas - jest to również tajemnica ukryta przed świętym. Piętnaście lat udręki św. Sylwana nastąpiło po nieostrożnym oświadczeniu spowiednika, który zachwycił się jego duchowymi osiągnięciami! Najmniej pomocną rzeczą w życiu Sylwana było uświadomienie sobie, co się w nim dzieje.

My jesteśmy kulturą „selfie”. Chcemy nie tylko widzieć, jak wyglądamy, ale chcemy wiedzieć, jak sobie radzimy. Analizujemy siebie, mierzymy siebie, porównujemy siebie, oceniamy samych siebie, i w tym wszystkim upatrujemy czegoś pożytecznego. W nowoczesności dominuje obraz postępu. Zinternalizowaliśmy to pojęcie i uczyniliśmy z niego model i formę naszej samoświadomości.

W 1922 r. Francuz Émile Coué zaproponował zwrot: „Każdego dnia, pod każdym względem, jestem coraz lepszy” („Tous les jours, à tous points de vue, je vais de mieux en mieux”). Pozostaje on popularną mantrą dla guru samopomocy. To może – ale nie musi - być prawda. Chodzi o to, że autosugestia może stać się samospełniającą się przepowiednią. To nowoczesna modlitwa.
Tę samą mantrę można potraktować jako parodię tego, jak niektórzy postrzegają działanie theosis. Musimy robić wszystko, aby dobrze sobie radzić z ostrzeżeniem, wynikającym z jednego doświadczenia podziwu dla życia duchowego św. Sylwana. Nie chodzi mi o to, że nie potrzebujemy zachęty, wzmocnienia – one są nam potrzebne. Ale świadomość naszego „postępu” prawdopodobnie będzie bardziej niż śmiertelna. Życie duchowe, a zwłaszcza to, co nazywamy theosis, nie może i nie powinno być mierzone ani porównywane. To jak w przypadku Piotra, chodzącego po wodzie. Wszystko jest w porządku, dopóki nie zauważysz, że idziesz po wodzie!

Jak zmierzylibyśmy theosis, czy podjęlibyśmy się czegoś tak ryzykownego? Czy zrobilibyśmy to stwierdzając „grzeszymy mniej”? O dziwo, nie mogę przypomnieć sobie żadnego świętego, którego samoświadomość opisywana byłaby stwierdzeniem „grzeszący mniej”. Zawsze jest dokładnie odwrotnie. Mógłbym sobie wyobrazić sugestię, aby zmierzyć theosis przez ocenę, czy znamy Boga bardziej. Ale biorąc pod uwagę to, że wiedza o Bogu jest nieskończona, „więcej” jest niemal bezsensownym pojęciem. W rzeczywistości nie ma więc żadnego sposobu pomiaru. Pojęcie „postępu” w przypadku theosis jest po prostu niewłaściwe.

Są oczywiście słowa św. Pawła:
My wszyscy z odsłoniętą twarzą wpatrujemy się w jasność Pańską jakby w zwierciadle; za sprawą Ducha Pańskiego, coraz bardziej jaśniejąc, upodabniamy się do Jego obrazu. (2 Kor 3, 18)

Można to łatwo wyciągnąć z kontekstu i umieścić w wyimaginowanym progresywnym otoczeniu. Zamiast tego powinniśmy przeczytać cały fragment i zobaczyć pełne rozważanie św. Pawła.
Albowiem Bóg, Ten, który rozkazał ciemnościom, by zajaśniały światłem, zabłysnął w naszych sercach, by olśnić nas jasnością poznania chwały Bożej na obliczu Chrystusa. Przechowujemy zaś ten skarb w naczyniach glinianych, aby z Boga była owa przeogromna moc, a nie z nas. Zewsząd znosimy cierpienia, lecz nie poddajemy się zwątpieniu; żyjemy w niedostatku, lecz nie rozpaczamy; znosimy prześladowania, lecz nie czujemy się osamotnieni, obalają nas na ziemię, lecz nie giniemy. Nosimy nieustannie w ciele naszym konanie Jezusa, aby życie Jezusa objawiło się w naszym ciele. Ciągle bowiem jesteśmy wydawani na śmierć z powodu Jezusa, aby życie Jezusa objawiło się w naszym śmiertelnym ciele. Tak więc działa w nas śmierć, podczas gdy w was - życie. (2 Kor 4, 6-12)

„Skarb” tej chwały znajduje się w „glinianych naczyniach”. Rzeczywiście, „w nas działa śmierć”. Paweł opisuje coś, co można zobaczyć tylko po zdjęciu „zasłony”. Ta zasłona pozostaje niezdjęta u tych, którzy widzą i oceniają według zewnętrznego standardu. W dużej mierze sami często jesteśmy bardziej świadomi glinianych naczyń niż skarbów, które one zawierają.

Przez lata doświadczenia spowiednika nie widziałem niczego dobrego, wynikającego z próby osądzania lub mierzenia postępu w naszym życiu. W kulturze, która jest zafascynowana „ja” (a to fałszywy konstrukt, o ile w ogóle taki istnieje), jest niemal pewne, że uwaga, jaką poświęcamy postrzeganiu postępu, jest niczym innym jak podsycaniem wewnętrznego złudzenia. Mówiąc wprost: „Kogo to obchodzi?”

Właściwe jest kierowanie uwagi życia duchowego ku Bogu, którego znamy z oblicza Jezusa Chrystusa. Na poziomie podstawowym uwaga ta jest wyrażana poprzez przestrzeganie przykazań danych nam przez Chrystusa.
Kto ma przykazania moje i zachowuje je, ten mnie miłuje. Kto zaś Mnie miłuje, ten będzie umiłowany przez Ojca mego, a również Ja będę go miłował i objawię mu siebie. (J 14, 21)

To nie jest podejście do Boga przez „prawo”. Przykazania Chrystusa są prawdziwą ikoną Chrystusa. Wszystko, o co nas prosi – miłość do Boga, miłość do bliźniego, miłość do wroga - są obrazami Jego własnego charakteru i twarzy. Można Go zobaczyć „w najmniejszym z tych moich braci”. Ale pytanie: „Czy kocham bliźniego / wroga bardziej?” nie ma sensu, to podsycanie fałszywej świadomości. Kochaj ich teraz. Wszystko inne jest marnością.

Nasza kultura kształtuje i formuje w każdym z nas serce „menedżera”. Chcemy kontrolować, kształtować, przewidywać, porównywać, kierować itp. Takie serce ma zwyczaj redukowania swojego świata do rzeczy, które można kontrolować, kształtować, przewidywać, porównywać i kierować. Ogranicza zarówno ludzi, jak i świat, w którym żyjemy. Nie ma dla niego miejsca w życiu duszy.

o. Stephen Freeman

za: Glory to God for All Things

Fotografia: sheep1389 / orthphoto.net /