publicystyka: Po co jest nabożeństwo?

Po co jest nabożeństwo?

tłum. Gabriel Szymczak, 24 listopada 2019

Pewien pastor z Wielkiej Brytanii napisał do mnie z pytaniem: „Po co jest nabożeństwo?”. Powiedział, że jego wyznanie zachęca pastorów do uczynienia kultu bardziej „przyjaznym dla użytkownika”, aby przyciągnąć nowych członków, i że początkowo wydawało mu się to rozsądną strategią ewangelizacyjną. Fragment Pisma św., cytowany na poparcie tego podejścia, brzmiał: „Nie należy nakładać ciężarów na pogan, nawracających się do Boga” (Dz 15, 19). Ale kiedy czytał ten tekst w całości, doszedł do wniosku, że zostało to napisane o ludziach, którzy już byli wierzącymi chrześcijanami i nie powinni być zmuszani do przyjmowania żydowskich praktyk. Nie dotyczyło to natomiast osób całkowicie spoza wiary. Napisał, aby zapytać: „Dla kogo są nabożeństwa? Dla wierzących czy niewierzących?”

Odpowiedziałam:
Brzmi, jakbyś już zbliżał się do odpowiedzi, że w Piśmie Świętym (i poprzez historię Kościoła) nabożeństwo miało być uwielbieniem, kultem. Jego celem był Bóg, poprzez adorację i błaganie, a nie przyciąganie niewierzących, czy nawet dawanie wiernym, uczestniczącym w nim, dobrego doświadczenia nabożeństwa. Koncentracja na Bogu miała miejsce do niedawna; teraz nasze zanurzenie w gospodarce konsumenckiej skłoniło nas do myślenia o wszystkim w kategoriach odwołania się do potencjalnych klientów. Jesteśmy tak mentalnie nasyceni reklamą, że zaczęliśmy myśleć o sobie i naszej wierze jako o produktach, które należy przekonująco sprzedać.

W ten sposób nabożeństwo i uwielbienie zostaje przekierowane z Pana na osoby z zewnątrz, które nie miały jeszcze możliwości Go zrozumieć ani uczcić. Kościół staje się organizacją zajmującą się przede wszystkim planowaniem tablicy reklamowej, ponieważ najważniejszym celem jest przyciągnięcie uwagi niewierzących. Kiedy ktoś reaguje na ten billboard i staje się członkiem społeczności, odkrywa, że dołączył do organizacji, która... planuje billboard. Głównym celem członków Kościoła jest przyciągnięcie do niego większej liczby członków. To jest jak piramida finansowa.

W Piśmie Świętym kult kierowany jest do Boga, nie do kogokolwiek na ziemi, nawet nie do współwyznawców. Z pewnością nie jest skierowany do ludzi, którzy jeszcze nie kochają i nie szanują naszego Pana; w rzeczywistości należy się spodziewać, że nasze uwielbienie będzie dla nich niezrozumiałe, kłopotliwe i tajemnicze. W uwielbieniu skupiamy się na Panu, a ci, którzy Go jeszcze nie widzą, nie będą w stanie tego pojąć. Właściwym jest, że osoby z zewnątrz nie rozumieją, co się dzieje i że zrozumienie nie przyjdzie od razu. Widzą jednak, że uczestnicy traktują to bardzo poważnie i naprawdę wierzą, że Bóg jest obecny i słucha ich modlitw. Ten rodzaj kultu sam w sobie jest silnie przekonujący i ma swoje własne przyciąganie magnetyczne.

Uderza to w zupełnie inną nutę niż to, czego doświadczamy w naszym codziennym życiu, tak bardzo poświęconym przyciąganiu konsumentów, desperacko upartym i głupim w tym dążeniu. Ta powaga celu uderza zupełnie inaczej, a fakt, że niewierzący nie mogą natychmiast zrozumieć, co się dzieje, sam w sobie jest prawdą.

Nawet my, uczestnicy, nadal skupiamy się na Bogu, a nie na sobie nawzajem. To jest jak krąg przyjaciół, którzy tworzą kwartet smyczkowy. Cała czwórka może spotkać się w salonie wieczorem, aby zagrać ulubioną muzykę. Więź między nimi jest silna, a ich społeczność to piękna rzecz. Ale nie skupiają się na sobie ani na społeczności, którą tworzą, i nie ma zewnętrznych odbiorców. Koncentrują się na muzyce; starają się stworzyć najpiękniejszą muzykę, jaką potrafią.

W tej analogii można zobaczyć, jak upada często wskazywany fałszywy podział uwielbienia na albo przypadkowe, albo formalne. Chociaż ci ludzie bardzo lubią grać tę muzykę, nie robią tego przypadkowo; poważnie podchodzą do związanej z tym pracy i starają się dawać z siebie wszystko. Z drugiej strony nie zachowują się też w dziwny i formalny sposób. Nie są skoncentrowani na próbie wywarcia wrażenia na publiczności. To nie jest przedstawienie. Całe ich serce i uwaga są bezpośrednio zaangażowane w tworzenie pięknej muzyki.

Uwielbienie powinno być tak piękne, jak to tylko możliwe, ponieważ Bóg dał Mojżeszowi bardzo wymagające instrukcje dotyczące kultu, z bardzo drogimi elementami: złotem, klejnotami, haftem i kadzidłem. Były to ekstrawaganckie wymagania dla osób będących uchodźcami, wędrujących po pustyni i mieszkających w namiotach. Ale nawet wtedy piękno kultu było priorytetem. Piękno wpływa na nas w sposób, który ledwo rozpoznajemy. Otwiera nasze serca. Bóg kiedyś wymagał piękna i nadal zasługuje na największe piękno, jakie możemy stworzyć. Ale pośród pięknego kultu nie musimy być sztywni i skrępowani. Wielkie piękno i naturalne, radosne zachowanie nie są przeciwieństwami; możemy doświadczyć obu, idących w parze, gdy uczestniczymy w przyjęciu weselnym lub dużym, rodzinnym obiedzie w Boże Narodzenie.

Oczywiście analogia do kwartetu załamuje się, ponieważ on skupia się na muzyce, a wierni nie skupiają się na nabożeństwie, ale na Bogu. Nabożeństwo, kult - to nie jest przedstawienie. To nie jest rozrywka. To nie jest reklama. Nabożeństwo to praca, jak pokazuje biblijne greckie słowo leit-ourgia, liturgia; jest to „dzieło ludu”.

Podejmujemy się tej pracy jako członkowie ogromnej społeczności, wracając do tych instrukcji dla Mojżesza sprzed tysięcy lat. Jesteśmy odpowiedzialni za kontynuowanie tego kultu i przekazywanie go z całą powagą i pięknem, na jakie zasługuje. Ofiarowujemy ten kult jako tymczasowi posiadacze miejsca, którzy starają się to czynić tak samo, jak ci przed nami, i jak będą to czynić ci, którzy przyjdą po nas. Nasze oczy są utkwione w Panu, który przyjmuje nasze uwielbienie.

Jeśli zamiast tego skupimy się na przyciąganiu osób postronnych, będzie to dla nich jak każda inna reklama, na którą się natkną. Kościół nigdy nie może konkurować ze światem, jeśli chodzi o rozrywkę. Świat może dać im więcej przyjemności niż my i może to zrobić bez konieczności wychodzenia z domu w niedzielny poranek. Jeśli uda nam się przyciągnąć ludzi do cerkwi ze względu na zabawę i rozrywkę, oznacza to, że jesteśmy winni fałszywej reklamy, ponieważ Chrystus nie obiecuje nam w tym życiu nic poza krzyżem. Ale jeśli wielbimy z całym sercem skupionym na Bogu, zobaczą coś, czego nie spotkają nigdzie indziej w swoim życiu. Może na początku nie widzą Chrystusa, ale widzą, że my coś widzimy, a to daje im coś do myślenia; tak zaczyna się wiara.

Frederica Matthewes-Green

za: fredericka.com

fotografia: bogdan /orthphoto.net/