publicystyka: Sąd nad ludzkim sercem

Sąd nad ludzkim sercem

tłum. Gabriel Szymczak, 18 marca 2019

Gdyby tylko to wszystko było takie proste! Gdyby tylko byli źli ludzie, gdzieś podstępnie popełniający złe uczynki, można byłoby tylko oddzielić ich od reszty z nas i zniszczyć. Ale linia dzieląca dobro i zło przecina serce każdego człowieka. A któż chciałby zniszczyć kawałek swojego własnego serca?
Aleksander Sołżenicyn, Archipelag Gułag

Sołżenicyn dokładnie wskazuje problem: ludzkie serce jest konglomeratem, mieszaniną. Ta myśl krążyła w mojej głowie w niedzielę Sądu Ostatecznego, w prawosławnym kalendarzu przed-wielkopostnym. Czytanie z Ewangelii to znany fragment ze św. Mateusza, przypowieść o owcach i kozłach. W niej każdy jest osądzany zgodnie z tym, co uczynił "jednemu z tych braci moich najmniejszych". Ale myśl, zainspirowana Sołżenicynem, zapytała: "A co z tymi, którzy czasami zachowują się jak owce, a czasami jak kozły?"

Takie pytanie jest całkiem trafne. Żaden z nas nie jest zawsze miły dla najmniejszych z naszych braci, ale też nie zawsze ich ignorujemy. Więc pojawia się pytanie - czy wyrok opierać się będzie na zsumowaniu naszych uczynków i sprawdzeniu, które z nich mają przewagę?
W powieści, którą czytałem w latach 80., pisarz science fiction wyobrażał sobie świat, w którym ludzie, u których różnica pomiędzy dobrymi i złymi czynami była tak niewielka, że nie dawała możliwości ich oceny, byli wysyłani do czyśćca i tam, za pomocą formularzy zaprojektowanych przez IRS (Internal Revenue Service – urząd podatkowy w USA, przyp. tłum.), musieli podsumować swoje całe życie. Dreszcze przeszły mi po plecach!

Oczywiście sama sugestia takiego problemu natychmiast wywoła odgłosy protestu tych, którzy zechcą nam przypomnieć, że jesteśmy zbawieni przez łaskę, a nie przez uczynki. To płytkie odróżnienie nie może jednak zamazać sensu przypowieści. To, co wydaje się pozostawać w niej najistotniejsze, to konkluzja: "I pójdą ci na mękę wieczną, sprawiedliwi zaś do życia wiecznego" (Mt 25, 46). Bo niezależnie od tego, jak według was ludzie się tam znajdą, przypowieść sugeruje wieczną karę. Moje pytanie, dotyczące mieszaniny w naszej duszy, jest niewątpliwie bezczelne. Każdy może słusznie stwierdzić, że wyroki Boże są nieodgadnione. Ale jeśli są tak niezbadane, że nie możemy nic o nich powiedzieć, po co jest ta przypowieść?

Święty Grzegorz z Nyssy ma godne uwagi podejście do tego pytania.
Nie w nienawiści czy zemście za niegodziwość, według mnie, Bóg przynosi grzesznikom to bolesne wymierzenie sprawiedliwości; On tylko domaga się i przyciąga do siebie wszystko, co powstało, aby Mu się podobać. I kiedy On dla szlachetnego końca przyciąga duszę do Siebie, do Źródła Wszelkich Błogosławieństw, jest to okazja szczególnie dla tych tak pociąganych przez stan tortur. Podobnie jak ci, którzy oczyszczają złoto z odpadu, który je zawiera, nie tylko topią bryłkę rudy w ogniu, ale muszą topić i czyste złoto, i odpad, a następnie, gdy ten ostatni znika, pozostaje złoto; więc, gdy zło jest pochłaniane przez oczyszczający ogień, dusza, która jest złączona z tym złem, musi nieuchronnie również znaleźć się w ogniu, dopóki ten pozorny stop nie zostanie pochłonięty i unicestwiony przez ogień.
... W każdym przypadku zło musi zostać usunięte z istnienia, jak zostało powiedziane wyżej – to, co absolutnie nieistniejące, powinno przestać istnieć. Skoro zło nie może istnieć poza wolą, czy nie wynika z tego, że kiedy wola będzie spoczywać w Bogu, to zło zostanie zredukowane aż do całkowitej zagłady, ponieważ nie pozostanie dla niego żadne naczynie?
(Św. Grzegorz z Nyssy, O duszy i zmartwychwstaniu)

W tym stwierdzeniu święty (nazwany "Ojcem Ojców" przez Siódmy Sobór Powszechny) traktuje opowieść o sądzie jako dotyczącą każdej duszy wewnętrznie, a nie jednej duszy przeciw drugiej. Sąd, oddzielenie, jest oddzieleniem dobra od zła, które znajduje się w sercu każdego człowieka. Jest to w rzeczywistości Boże ratowanie Jego zniewolonego stworzenia.

Nie spieram się tutaj za lub przeciw Ojcu Ojców. Raczej pozwalam mu pomóc mi myśleć o kłopotliwej rzeczywistości owiec i kozłów. Z naszego doświadczenia wynika, że owce i kozły wydają się być takimi krzyżówkami, że nie można ich odróżnić od zewnątrz.
Być może jest tak, że niektórzy naprawdę są owcami w sercu, podczas gdy inni są kozłami. I kiedy staną twarzą w twarz przed Chrystusem, w jakiś sposób ujawnią swoją prawdziwą naturę. Ale to przeczy idei św. Grzegorza. Zauważmy, że jego zdaniem człowiek z natury pragnie Boga. Osąd, jak mówi, jest zniszczeniem tego, co nie jest prawdziwie naszą naturą. Zostajemy uwolnieni, aby stać się tym, kim naprawdę jesteśmy.

Zdaję sobie sprawę z wielu sporów i zastrzeżeń, które ta koncepcja budziła i jej miejsca w Tradycji. Ale mówię o niej ze względu na coś innego. Wielu może bowiem mieć zastrzeżenia co do jej ostatecznego zastosowania, ale nie może, jak sądzę, sprzeciwić się jej użyciu w obecnej chwili. W rzeczywistości jesteśmy konglomeratem, pomieszaniem dobra i zła. Rzeczywiście, nie jesteśmy dobrzy w jednej chwili, a źli w następnej. Przeciwnie, nasze dobro nigdy nie wydaje się być całkowicie czyste, pozbawione mieszanych motywów, a nasze zło nigdy nie wydaje się być pozbawione jakiegoś dobrego pragnienia, niezależnie od tego, jak wypaczone i zniekształcone może być to pragnienie.

Wyrok to bardzo skomplikowana sprawa, coś, co musi pozostać w rękach dobrego Boga (i tylko Jego).
Moje codzienne doświadczenie Chrystusa jest znacznie bardziej podobne do tego, o czym mówił św. Grzegorz. Każda chwila mojego życia jest dla mojego zbawienia. Nawet tragedie i katastrofy, które mnie spotykają (w tym te spowodowane przeze mnie samego) wydają się z perspektywy czasu być czymś, co w rękach Boga jest dla mnie dobre. Ogień nieustannie płonie, pochłania działanie, myśl i oczyszcza intencję. Wiele razy ogień jest zbyt jasny i zbyt gorący, by cokolwiek o nim myśleć poza ucieczką i schronieniem się przed nim. Ale nawet najkrótsze spotkanie z tymi płomieniami nie jest pozbawione korzyści.

Ostateczna decyzja o losie duszy znajduje się w ręku Boga. I podobnie jest z naszą codzienną decyzją o własnym życiu. Wiem, że kiedy jest czas powodzenia dla kozłów, beczę z ekscytacji w odpowiedzi, nawet jeśli moja owca cicho protestuje. Dziś wiem też, że apel do kozłów to wezwanie nas do błogosławionej rzezi, która jest niczym innym jak naszym codziennym zbawieniem.

O błogosławiony, święty sąd i słodki płomień!

O. Stephen Freeman

za: pravmir.com

Fotografia: Jurek Iwacik