publicystyka: Sąd Ostateczny

Sąd Ostateczny

o. Konstanty Bondaruk, 01 marca 2019

Odpowiedź na jedną z fundamentalnych kwestii, której nie ominie żaden wierzący człowiek, otrzymujemy w 25 rozdziale „Ewangelii według Mateusza” (Mt 25, 31-46). Jest to barwna, przejmująca opowieść o Sądzie Ostatecznym. Na końcu dziejów, u kresu historii, czeka nas widoczny, wyraźny podział na dwie kategorie: zbawionych i potępionych. Jak słyszymy w „Ewangelii” Syn Człowieczy (…) oddzieli jednych [ludzi] od drugich, jak pasterz oddziela owce od kozłów. Owce postawi po prawej, a kozły po swojej lewej stronie. Wtedy odezwie się Król do tych po prawej stronie: "Pójdźcie, błogosławieni Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane wam od założenia świata! Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie; byłem nagi, a przyodzialiście Mnie; byłem chory, a odwiedziliście Mnie; byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie. Na zdziwienie ludzi, że przecież niczego takiego nawet nie mieli oni sposobności uczynić Chrystusowi, otrzymają odpowiedź: Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili. Tym natomiast, którzy wszystkiego tego nie uczynili, Sędzia oświadczy: Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom! (…) I pójdą ci na mękę wieczną, sprawiedliwi zaś do życia wiecznego.

Podział na dobrych i złych
W „Starym Testamencie” prawda ta była objawiana stopniowo i mało wyraziście. Dominowała myśl, że dobrzy i prawi będą oddzieleni od złych i nieprawych. W „Księdze Mądrości Salomona” czytamy: Z bojaźnią przyjdą zdać sprawę z win swoich, a w twarz ich oskarżą własne nieprawości (Mdr 4, 20). Natomiast prorocy często wspominali o dniach Jahwe albo sądu Bożego, głównie w odniesieniu do swego narodu. Prorok Joel pisał: I uczynię znaki na niebie i na ziemi: krew i ogień, i słupy dymne. Słońce zmieni się w ciemność, a księżyc w krew, gdy przyjdzie dzień Pański, dzień wielki i straszny. Każdy jednak, który wezwie imienia Pańskiego, będzie zbawiony, bo na górze Syjon i w Jeruzalem będzie wybawienie, jak przepowiedział Pan, i wśród ocalałych będą ci, których wezwał Pan (Jl 3, 1-5). Toteż występni nie ostoją się na sądzie, ani grzesznicy - w zgromadzeniu sprawiedliwych, bo Pan uznaje drogę sprawiedliwych, a droga występnych zaginie (Ps 1, 5). Gdyż ludzie prawi ziemię posiądą, uczciwi rozmnożą się na niej; nieprawych wygładzą z ziemi, z korzeniami wyrwie się przewrotnych (Prz 2, 21). Prorok Amos przestrzegał przed „Dniem Pańskim”. Biada oczekującym dnia Pańskiego. Cóż wam po dniu Pańskim? On jest ciemnością a nie światłem…. a nie ma w nim jasności? (Am 5, 18-20).

Wizja judaistycznego końca świata została przedstawiona w „Księdze Daniela”. Według proroka, koniec świata będzie poprzedzony ciężkimi próbami, jakim poddana zostanie ludzkość. Upadną cztery królestwa; najpewniej miał on na myśli imperia Asyryjczyków, Persów, Greków i Rzymian. Po ich upadku, według tego proroctwa, nastanie królestwo wieczne, w którym panować będzie święty lud. Pojawia się także wątek Mesjasza, zwanego Synem Człowieczym, który przybywa z nieba na obłoku, obejmuje panowanie w piątym królestwie - już na zawsze. W owych czasach wystąpi Michał, wielki książę, który jest opiekunem dzieci twojego narodu. Wtedy nastąpi okres ucisku, jakiego nie było, odkąd narody powstały, aż do chwili obecnej. W tym czasie naród twój dostąpi zbawienia: ci wszyscy, którzy zapisani są w księdze. Wielu zaś, co posnęli w prochu ziemi, zbudzi się: jedni do wiecznego życia, drudzy ku hańbie, ku wiecznej odrazie. Mądrzy będą świecić jak blask sklepienia, a ci, którzy nauczyli wielu sprawiedliwości, jak gwiazdy przez wieki i na zawsze (Dn 12, 1-3)

Sprawiedliwość musi zatriumfować!
Obraz końca świata i Sądu Ostatecznego zainspirował wielu artystów i pisarzy do przedstawienia, pełnych grozy, scen gniewu Bożego i ludzkich męczarni. W przeszłości zdarzały się czasy, kiedy myśl o sądzie Bożym odgrywała rolę hamulca i straszaka, powstrzymywała ludzi od przekraczania granicy tego, co dozwolone. Jednak obecnie nawet najbardziej pobożni ludzie raczej nie wyobrażają sobie Sądu Ostatecznego dosłownie tak, jak go opisał Ewangelista. Niemniej jednak „Nowy Testament”,  powściągliwy w kwestiach eschatologii, w opisie Sądu Ostatecznego jest kategoryczny i wyraźny. Zresztą, nawet rozum i sumienie podpowiadają nam, że bez ostatecznego rozrachunku i podsumowania, idea sprawiedliwości byłaby fikcją i nawet moralność nie miałaby znaczenia. Skoro w tym świecie wszystko odbywa się na odwrót: zło i kłamstwo zwyciężają, a dobro i prawda przegrywają, to powinna być jakaś końcowa sprawiedliwość. Skoro Bóg czy jakaś inna Istota albo Rozum, w jakimś celu stworzyły świat i człowieka, szczodrze go obdarowując i wyposażając, to Stwórca i Gospodarz powinien kiedyś przyjść, aby zażądać sprawozdania z tego, co w tym świecie uczyniliśmy, jak wykorzystaliśmy powierzone nam skarby ciała, ducha i duszy. Bez wiary w taki porządek, nasze życie nie miałoby głębszego sensu i prawdziwej wartości. A z drugiej strony, czyż Wszechmogący i Miłosierny Bóg nie mógł wymyślić lepszego finału niż podział na zbawionych i potępionych? Czyż wieczne potępienie za ziemskie, czyli czasowe grzechy nie jest nadmiernie surową karą? A jeszcze z innej strony, kto śmiałby spodziewać się, a tym bardziej żądać, aby wszystkich ludzi spotkał jednakowo szczęśliwy los, niezależnie od ich stosunku do Boga i do swego życia? Św. Bazyli Wielki (329-379), który szeroko opisywał bezpośredni związek śmierci i sądu z grzechem pierworodnym, twierdził: „Życiem jest Bóg, pozbawieniem życia jest śmierć. Adam, oddalając się od Boga zgotował sobie śmierć. Nie Bóg zgotował śmierć, ale my sami”.

Chrystus - naszym Sędzią

Jednak ostateczny wyrok ma ogłosić nam właśnie Ten łagodny, cichy i miłosierny Jezus Chrystus, nasz Pasterz i Zbawca. Jemu Bóg powierzył sąd na ludzkością. W „Ewangelii” czytamy: Ojciec bowiem nie sądzi nikogo, lecz cały sąd przekazał Synowi, aby wszyscy oddawali cześć Synowi, tak jak oddają cześć Ojcu. Kto nie oddaje czci Synowi, nie oddaje czci Ojcu, który Go posłał (J 5, 22-23). Jeżeli mamy stanąć przed obliczem Chrystusa, to jakże możemy Go nie szanować? Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Kto słucha słowa mego i wierzy w Tego, który Mnie posłał, ma życie wieczne i nie idzie na sąd, lecz ze śmierci przeszedł do życia (J 5, 24). A jeżeli ktoś posłyszy słowa moje, ale ich nie zachowa, to Ja go nie sądzę. Nie przyszedłem bowiem po to, aby świat sądzić, ale aby świat zbawić. Kto gardzi Mną i nie przyjmuje słów moich, ten ma swego sędziego: słowo, które powiedziałem, ono to będzie go sądzić w dniu ostatecznym (J 12, 47-48). W Swej przypowieści o talentach Chrystus przepowiedział, że zły sługa będzie osądzony na podstawie jego własnych słów (Łk 19; 22). Życie wieczne oczekuje tych, którzy uwierzyli w Chrystusa teraz i tych, którzy przyjęli Jego obietnicę w przeszłości. Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam, że nadchodzi godzina, nawet już jest, kiedy to umarli usłyszą głos Syna Bożego, i ci, którzy usłyszą, żyć będą. Podobnie jak Ojciec ma życie w sobie, tak również dał Synowi: mieć życie w sobie samym. Przekazał Mu władzę wykonywania sądu, ponieważ jest Synem Człowieczym. Nie dziwcie się temu! Nadchodzi bowiem godzina, w której wszyscy, którzy spoczywają w grobach, usłyszą głos Jego: a ci, którzy pełnili dobre czyny, pójdą na zmartwychwstanie życia; ci, którzy pełnili złe czyny - na zmartwychwstanie potępienia (J 5, 25-29). Wówczas będą tylko dwie kategorie ludzi. Nie będzie biednych ani bogatych, wykształconych i analfabetów, ludzi kulturalnych i grubiańskich. Będą sprawiedliwi i grzeszni, zbawieni i potępieni.

Ludzie sami sobie wynoszą osąd
Nie było Bożym planem to, aby przyjście Chrystusa na świat pociągnęło za sobą potępienie i karę za Jego odrzucenie. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony (J 3 ,17). Celem przyjścia Chrystusa była pomoc ludziom oraz ich zbawienie. Ci, którzy odrzucili światło, które przyniósł Chrystus, sami siebie skazali i wydali na ciemność. Kto wierzy w Niego, nie podlega potępieniu; a kto nie wierzy, już został potępiony, bo nie uwierzył w imię Jednorodzonego Syna Bożego. A sąd polega na tym, że światło przyszło na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność aniżeli światło: bo złe były ich uczynki. (J 3, 18-19). Do wiecznego potępienia na Bożym sądzie doprowadziła ludzi nie ich nieświadomość, ale nienawiść do światła i uparte nieprzyjmowanie go.

Mianowicie według tego kryterium i prawa Chrystus będzie sądzić żywych i umarłych. Nie będzie uwzględniał wszystkiego tego, co zewnętrzne i formalne, co odgrywało tak dużą rolę w życiu cerkiewnym. Jedyną miarą będzie stosunek do samego Sędziego, przy tym stosunek praktyczny i realny. Nie każdy, który Mi mówi: "Panie, Panie!", wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie (Mt 7, 21), jasno oświadczył Jezus. Natomiast wykonanie woli Bożej przejawia się w stosunku do bliźnich, w tym, co uczyniliśmy w stosunku do głodnego, spragnionego i uwięzionego.

Jak wy sądzicie, tak i was osądzą
Oczywiście ludzie będą sądzeni także według tego - jak osądzali innych. Bo takim sądem, jakim sądzicie, i was osądzą; i taką miarą, jaką wy mierzycie, wam odmierzą (Mt 7, 2). Ludzkie oceny są subiektywne, mylne i często niesprawiedliwe. Wynosimy osąd pośpiesznie, według tego, co widzimy i odczuwamy, nie zagłębiając się w istotę sprawy, kierując się emocjami, sympatią lub antypatią. Ludzie z reguły wyolbrzymiają cnoty i pozytywne cechy u ludzi, których lubią i złe u tych, których nie lubią. Warto zwrócić uwagę na tę prawidłowość! Jednak Boży osąd opiera się na realnych owocach życia zgodnie z tym, co zostało powiedziane: po owocach waszych poznają was (Mt 7, 20). Chrystus przeklął drzewo figowe, które nie dawało plonu. Tak będzie również z człowiekiem. Ważne nie jest to, co sam człowiek o sobie mówi albo myśli, ale jaki jest realny owoc jego życia. Chrystusowy osąd jest sprawiedliwy i nieomylny. Chrystus najlepiej zna człowieka, jego skazy i słabości, jego uczynki a nawet myśli. Oto dlaczego Jego ocena uwzględnia nie tylko widzialne uczynki i słyszalne słowa, ale także stan jego duszy, nawet najbardziej skryte myśli i zamiary. Słyszeliście, że powiedziano przodkom: Nie zabijaj!; a kto by się dopuścił zabójstwa, podlega sądowi. A Ja wam powiadam: Każdy, kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi (Мt 5, 21-22).

Czy nie nazbyt prosty wymóg
Być może dla kogoś, kto troszczy się o swoją cerkiewną i dogmatyczną poprawność, takie wymaganie wyda się niezrozumiałym. Może powstać pytanie: więc po co tyle naszego zachodu, zmagania się z herezjami, nasze Sobory, formułowanie dogmatów i kanonów, wielka dbałość o porządek rytuałów i obrzędów, po co cerkiewne tytuły, mitry i panagije, nasze pokłony i posty, cały wysiłek ascetów i teologów? Jednak wielkim uproszczeniem byłoby stwierdzenie, że wszystko to jest niepotrzebne. W świetle tego, co czytamy w „Ewangelii”, są to rzeczy ważne, lecz tak naturalne i oczywiste, że ich braku nawet nie zakładamy. Natomiast okazuje się, że nie będą one miały decydującego znaczenia na Sądzie Ostatecznym. Widać dlatego jeden ze współczesnych kaznodziejów (o. Józef Prower) wypowiedział niezwykle ciekawą myśl: „Kiedy trafimy do nieba, to będziemy mocno zdziwieni. Po pierwsze dlatego, że nie zobaczymy tam nikogo, kto tu na ziemi uważany był za pewnego kandydata do nieba. Po drugie, będziemy mocno zdziwieni, że są tam ci, o których nigdy byśmy nie pomyśleli, że trafią tam. I wreszcie, najbardziej będziemy zdziwieni tym, że to my okazaliśmy się w niebie”.

Miłość nie jest anonimowa
Zasady solidarności mają chrześcijańskie korzenie. Jednak miłość chrześcijańska to coś więcej i tę różnicę warto uświadomić, jeżeli Cerkiew ma kontynuować swoją szczególną misję, a nie być tylko jeszcze jedną organizacją charytatywną. Miłość chrześcijańska to wprost niesamowity sposób, aby dostrzec Chrystusa w drugiej osobie, kimkolwiek ona jest, w osobie, którą Bóg w Swym odwiecznym i tajemniczym zrządzeniu opatrznościowym zdecydował się wnieść w moje życie, nie tylko jako okazję do „dobrego uczynku”, nie dla przejawienia dobroczynności, ale jako początek wiecznej łączności ze Sobą. W rzeczywistości miłość to tajemnicza siła, która poprzez wszystko zewnętrzne i przypadkowe w drugiej osobie, przez jego oblicze, status społeczny, pochodzenie etniczne, zdolności intelektualne dosięga duszy, tego jedynego osobistego pierwiastka ludzkiej istoty, Bożej cząstki w nim. Bóg kocha każdego człowieka, ponieważ On jeden zna nieoceniony i absolutny skarb, ludzką duszę i osobę, którą dał każdemu człowiekowi. Tak więc miłość chrześcijańska staje się udziałem w tej Boskiej wiedzy i darem Boskiej miłości. Miłość nie może być anonimowa, ponieważ jest odkryciem osoby w konkretnym człowieku, czegoś osobistego i niepowtarzalnego pośród wspólnego i zwyczajnego.

W tym sensie miłość chrześcijańska bywa przeciwieństwem działalności społecznej, z którą obecnie sami chrześcijanie często ją utożsamiają. Dla pracownika socjalnego, przedmiotem jego dobroczynnej działalności nie jest osoba, ale abstrakcyjna jednostka, wzięta z nie mniej abstrakcyjnej ludzkości. Natomiast chrześcijanin kocha człowieka, bo widzi w nim OSOBĘ. Tam osoba jest postrzegana jako człowiek, a tu człowiek jest traktowany jak osoba. W działalności charytatywnej ludzka indywidualność nie jest obiektem żadnego zainteresowania. Niejednokrotnie pomoc socjalną okazuje się dla samej zasady elementarnej sprawiedliwości społecznej, wspólnego dobra, dla stabilizacji i porządku albo dla przyszłej równości wszystkich. Chrześcijaństwo mało troszczy się o bliżej nieokreśloną przyszłość i całą swoją uwagę koncentruje na chwili obecnej, na obecnym, decydującym momencie, kiedy trzeba okazać czynną miłość. Oba podejścia mogą współistnieć, jedno drugiego nie wyklucza, ale nie należy ich mieszać.

Niewątpliwie chrześcijanie niosą odpowiedzialność za życie ziemskie, winni wziąć ją na siebie i napełnić treścią. Działalność charytatywna należy całkowicie do życia doczesnego. Jednak cel życia chrześcijańskiego znajduje się poza granicami tego świata. Sama w sobie działalność samarytańska jest tym promieniem, który wypływa z Królestwa Bożego. Przenika i przestępuje ona wszystkie ograniczenia i uwarunkowania ziemskiej rzeczywistości dlatego, że jej dynamika, cel i spełnienie są w Bogu. Wiemy, że jedyne stałe i przeistaczające zwycięstwo w świecie, które „leży pośród zła”, to zwycięstwo miłości. Prawdziwa i praktyczna misja Cerkwi polega na tym, aby przypomnieć człowiekowi o tej osobistej miłości i o obowiązku napełniania miłością grzesznego świata.

Dopomóż konkretnemu człowiekowi
Opowiadanie o Sądzie Ostatecznym mówi nam o chrześcijańskiej miłości. Nie każdemu z nas dane jest pracować na rzecz całej ludzkości, ale każdy otrzymał dar i łaskę miłości Chrystusowej. Wiemy, że wszystkim ludziom potrzebne jest uznanie ich osobistej, niepowtarzalnej duszy, w której całe Boże stworzenie odbija się w szczególny sposób. Wiemy także, że na świecie są chorzy, głodni, zniewoleni i nieszczęśliwi, bo w swoim czasie odmówiono im miłości. I wreszcie wiemy, że jakkolwiek nasze możliwości są ograniczone i mizerne, to każdy z nas niesie odpowiedzialność za cząstkę Królestwa Bożego mianowicie dlatego, że dysponujemy darem Chrystusowej miłości. Tak więc, będziemy osądzeni za to, czy wzięliśmy na siebie tę odpowiedzialność, czy przejawiliśmy miłość, czy jej poskąpiliśmy. Chrystus mówi, że wszystko co uczyniliście jednemu z braci Jego mniejszych - Mnie uczyniliście (Mt 25, 40).

Zwróćmy uwagę na to zdziwienie królewskim wyrokiem zarówno ze strony sprawiedliwych, jak i grzesznych. Zdziwienie sprawiedliwych prawdopodobnie oznacza, że czyniąc dobro nie liczyli oni na jakąkolwiek nagrodę. Co więcej, nie stanęli oni przed Sądem Bożym by pochwalić się swymi zasługami. Rzecz w tym, że na niebo nie da się „zasłużyć”. Niebo to podarunek, jednak nie w tym sensie, że nic ono nie kosztuje i można na nie bezczynnie oczekiwać. Choć za każdą dobroczynnością stoi Bóg, jednak to nie wyklucza naszej twórczości, inicjatywy i wysiłku. Kiedy nasza kreatywność, talenty, zdolności i uczucia stają w służbie innym, bez samozachwytu i pychy, to znaczy, że działa w nas Duch Święty. Jest to bodaj jeden z największych paradoksów chrześcijaństwa: ludzie są całkowicie zależni od Boga i jednocześnie są całkowicie wolni.

Można sądzić, że wśród mnóstwa sprawiedliwych będzie wielu niechrześcijan. Gdyby wszyscy byli chrześcijanami, to na pewno słyszeliby oni tę ewangeliczną opowieść o Sądzie Ostatecznym. Powinni byliby wiedzieć, że służąc człowiekowi, służą Chrystusowi. Na tej ziemi Bóg przychodzi do nas przeważnie w osobie innego człowieka. Tak jak Jego Objawienie się w świecie dokonało się za pomocą człowieczeństwa Jezusa, tak i tym miejscem spotkania człowieka z Bogiem jest człowiek. Nieważne, czy kochamy go, czy nie, jednak zawsze dostrzegajmy człowieka w potrzebie. Rozejrzyjmy się wokół siebie. Z pewnością znajdzie się ktoś, komu jest potrzebna pomoc i tę przysługę my możemy mu wyświadczyć.

Zaniechane dobro
Chrystus nie gani grzeszników i nie mówi: „zabiłeś mnie, oszukałeś, ograbiłeś”. Sądzi On nie tylko wedle uczynionego zła, ale i zaniechanego dobra. Jedną z największych ludzkich przywar jest obojętność. Niejako między wierszami Chrystus mówi: „Liczne grzechy będą wam darowane, ale egoizm i brak wrażliwości - są niewybaczalne.” Obojętność na los drugiego człowieka zamienia serce w kamień, a kamień nie nadaje się do żadnego formowania. Człowiek jest powołany do tego, aby zachować właściwości plasteliny, nie zaś przeistoczyć się w skamieniałą strukturę, z której niczego nie da się uformować.

Zwracając się do sprawiedliwych i grzesznych, sędzia podkreśla tę rzekomo oczywistą prawdę, że człowiek jest zdolny czynić dobro. Kiedy przed naszymi oczyma bezustannie przewijają się obrazy okrucieństwa i przemocy, kiedy człowiek bardziej przypomina potwora niż istotę stworzoną do miłości, trzeba nam skoncentrować się na lepszej stronie ludzkiej natury.

Świętość jest dostępna dla wszystkich

Świętość nie rozpoczyna się obowiązkowo od wielkich, spektakularnych uczynków. Dlatego jest ona tak trudna, bo prosta, a wszyscy myślą, że jest skomplikowana i nieosiągalna. Chrystus powiedział: Kto w drobnej rzeczy jest wierny, ten i w wielkiej będzie wierny; a kto w drobnej rzeczy jest nieuczciwy, ten i w wielkiej nieuczciwy będzie (Łk 16, 10). Podać komuś kubek wody, pomóc ubrać się, odwiedzić w szpitalu lub w więzieniu, zaopiekować się dzieckiem, zainteresować się przeżyciami, zrobić drobną przysługę - to nie jest trudne, nie wymaga pieniędzy ani wiele czasu, ani specjalnych kwalifikacji. Takie proste gesty nie czynią nas świętymi, ale wskazują, że jesteśmy na dobrej drodze. Tych drobnych rzeczy sami możemy nie zauważać, bo nie zaspokajają one naszego pragnienia wielkości i znaczenia, ale świętość wymaga pokory.

Dopóki istnieje świat, nie będzie w nim ani raju, ani idylli. Być może to brzmi bardzo pesymistycznie, ale jest w tym prawda, która powinna na nas podziałać jak zimny prysznic. Do końca świata będą owce i kozły. Zawsze będziemy się stykać z rozmaitymi trudnościami i oporem w naszym sercu i ze strony innych. Zawsze będziemy uświadamiać sobie naszą teoretyczną wielkość i swą realną słabość. Takich trudności i dylematów nie mają tylko ludzie obojętni i czerstwego serca.

Kiedy wnikniemy w sens opowiadania o Sądzie Ostatecznym, być może nie wyjdziemy z cerkwi wzmocnieni i wsparci na duchu, mimo iż wszyscy potrzebujemy otuchy i dobrego słowa. Z innej strony, może akurat ludziom potrzebna jest prawda, nawet kiedy jest ona nieprzyjemna. Chorzy wręcz powinni być poddani nieprzyjemnym zabiegom lub operacjom. Wszyscy od zawsze wiedzieliśmy, że wszyscy kiedyś umrzemy, natomiast winniśmy jeszcze przyjąć do wiadomości, że czeka nas sąd. A jaki będzie wyrok, zależy tylko od nas samych i zależy głównie od uczynków chrześcijańskiej miłości.