publicystyka: Dobroć obcego

Dobroć obcego

o. Konstanty Bondaruk, 23 listopada 2018

W 10. rozdziale Ewangelii według Łukasza czytamy opowiadanie o miłosiernym Samarytaninie. W odpowiedzi na pytanie jednego ze znawców Pisma: „co robić, aby posiąść życie wieczne?”, Chrystus odpowiedział, że „trzeba miłować Boga i bliźniego”. Gdy znawca prawa dalej dopytywał się: „a kto jest dla niego tym bliźnim?”, Chrystus opowiedział przypowieść o miłosiernym Samarytaninie. Kierując się współczuciem, dopomógł on ograbionemu i pobitemu przez zbójców człowiekowi. Nie pomogli mu ani kapłan, ani lewita, a jedynie poganin, mieszkaniec Samarii. „Idź i ty postępuj podobnie” — poradził Chrystus znawcy Prawa Mojżeszowego. Ten człowiek ewidentnie nie zadowalał się nauką i uczynkami faryzeuszy; pewnie sam studiował Pismo Święte i próbował uchwycić jego najgłębszy sens. Kwestia; „jak należy żyć i postępować” zaprzątała go autentycznie. Odpowiadając Chrystusowi na pytanie o podstawowe przykazania prawa, słusznie pominął on mnóstwo rytualnych i obrzędowych zaleceń i nakazów. Znawca prawa nie uważał ich za ważne i wspomniał tylko o miłości do Boga i bliźnich.

Chrystus pochwalił dociekliwego Izraelitę, bo ten przedstawił prawo jako Boże i całościowe. W swej odpowiedzi Chrystus wyraźnie podkreślił, że nie wolno przestrzegać jednego przykazania i naruszać innych, ponieważ u ich podstawy leży ta sama zasada. Los człowieka w wieczności będzie zależeć od tego, czy wypełnił on całe prawo, a to sprowadza się do bezgranicznej miłości do Boga i szczerej miłości do bliźniego. Znawca prawa uświadomił, że on sam naruszył prawo, bo dotychczas nie postępował należycie. Nie było w nim miłości do bliźnich, tym bardziej do cudzoziemców. Na jego miejscu należało wyrazić skruchę, zamiast szukać usprawiedliwienia dla swego postępowania. Zamiast przyznać, że zawinił, wolał on mówić, że to przykazanie jest bardzo trudne do wykonania.

Obcy nie jest naszym bliźnim?

Prawo Mojżeszowe było bardzo humanitarne. Nawet cudzoziemcy zamieszkali w ziemi Izraela byli otoczeni opieką prawa i byli równi wobec prawa (Kpł 24,22). Kochać albo przynajmniej szanować należało nie tylko „bliźniego”, czyli rodaka, ale również obcego! (Kpł 19,34; Pwt 10,19). Izraelici powinni byli pamiętać o tym, że sami byli cudzoziemcami w Egipcie. Prawo mocno podkreślało ten fakt. Zbiegów z krajów sąsiednich nie wydawano ich władzom, nawet niewolników (Pwt 23,16). Zresztą, w samym Izraelu niewolników było znacznie mniej niż w krajach sąsiednich. Najczęściej byli to jeńcy wojenni i raczej rzadko Hebrajczycy. Sytuacja cudzoziemców była zbliżona do statusu domowników, członków rodziny, pozostających pod władzą pana domu (obowiązek pracy i podleganie karom, ale także wspólny odpoczynek i świętowanie). Zabójstwo niewolnika było karane, a okaleczony przez pana (choćby przez wybicie zęba) odzyskiwał wolność. Nawet zwierzęta, które nie są w stanie opowiedzieć o swych potrzebach i cierpieniu, należało traktować sprawiedliwie i litościwie. „Jeśli spotkasz wołu twego wroga albo jego osła błąkającego się, odprowadź go do niego. Jeśli ujrzysz, że osioł twego wroga upadł pod swoim ciężarem, nie ominiesz go, ale razem z nim przyjdziesz mu z pomocą” (Wj 23,4-5). Skoro wypadało ulitować się nad zwierzęciem wroga, to czyż tym bardziej nie wypadało okazać współczucia i pomocy człowiekowi? W Prawie Mojżeszowym było powiedziane: „Bóg jest wielki i potężny. On sprawiedliwie sądzi sierotę i wdowę, On miłuje przybysza”. Cierpiący, sprawiedliwy Hiob mówił o sobie, że „wędrowiec nigdy u niego nie nocował poza domem, a jego drzwi były otwarte dla przybyszów”.

A jednak, wśród Żydów kwestia: „kto jest moim bliźnim?” była przedmiotem burzliwych debat i sporów. Izraelici uważali, że cudzoziemcy i poganie, w żadnym razie nie mogą być ich przyjaciółmi, chociażby z religijnych względów. Wyraźnie zaświadczyło o tym zachowanie kapłana i lewity, którzy ominęli poranionego człowieka, podejrzewając, że jest to raczej ktoś obcy. Dla nich miłosierdzie mogło być okazane co najwyżej w stosunku do swego, do jednowiercy, a cierpienie obcego, pobitego człowieka ich nie obchodziło. Kiedy człowiekowi brakuje miłosierdzia, jego miejsce zajmuje nieczułość, obojętność i nawet — okrucieństwo. Bodaj jedynym usprawiedliwieniem postawy kapłana i lewity była obawa przed nieczystością rytualną. To mogło mieć wpływ na ich postawę. Dotknięcie trupa albo człowieka zranionego lub krwawiącego czyniło nieczystym co najmniej do końca dnia i wymagało złożenia oczyszczającej ofiary. Bezpieczniej i prościej było ominąć nieszczęśnika. Niestety, z powodu niedorzecznych zwyczajów, uprzedzeń i zwyczajnej obojętności, w każdej epoce i w każdych warunkach zawsze byli i będą ludzie samotni, bezdomni, chorzy i opuszczeni.

Praktyka na przekór rzeczywistemu Prawu

Całe życie starotestamentowych Żydów było jednym wielkim i bezustannym obrzędem oczyszczenia. Kapłani uczyli, że sam kontakt z niewiernym czyni Żyda nieczystym. Jakże więc nieczystego poganina można było uważać za bliźniego? Jednak ówczesne elity powinny były lepiej znać całe Pismo, a nie tylko jego wybrane fragmenty. Wszystko to powinno być znane kapłanowi i lewicie, jednak ignorowali oni takie niewygodne reguły prawa. Po odbyciu szkoły fanatyzmu narodowego stali się oni samolubni i nietolerancyjni. Obaj nawet nie zainteresowali się, kim jest ten poraniony, ledwie żywy człowiek. „Pewnie Samarytanin” — pomyśleli i w spokoju ducha poszli dalej, śpiewając psalmy. Tylko że w jednym z psalmów nie mogli oni ominąć słów: „Pan spogląda z nieba, widzi wszystkich ludzi. Z miejsca, gdzie przebywa, patrzy na wszystkich mieszkańców ziemi. On, który ukształtował serce każdego z nich, On, który uważa na wszystkie czyny ich” (Ps 33,13-15).

U Boga wszyscy są równi

Jezus Chrystus nie zamierzał podejmować polemiki z zarozumiałą starszyzną żydowską. Nie powiedział On ani słowa o ich fanatyzmie i nie potępił ewidentnej obłudy, natomiast przedstawił słuchaczom obraz doskonałej, niebiańskiej miłości. Ta żywa, bardzo realna opowieść poruszyła do głębi serca tam obecnych i zmusiła znawcę prawa do przyznania Mu racji. Na pytanie „a kto jest moim bliźnim?”, Pan nasz dał odpowiedź dla wszystkich ludzi wszystkich epok. Bliźni to nie tylko ten, kto należy do naszej Cerkwi i narodu. Nic nie znaczy narodowość, kolor skóry, ani jakakolwiek inna różnica. Bliźni to każdy człowiek, któremu potrzebna jest nasza uwaga i pomoc. Naszym bliźnim jest każdy, czyja dusza jest poraniona i okaleczona przez wroga całego rodzaju ludzkiego. Nasi bliźni to wszyscy ludzie, bo wszyscy należymy do Boga i jesteśmy równi w Jego oczach. O absolutnej równości wobec Boga z wielkim naciskiem pisał apostoł Paweł: „już nie ma Greka ani Żyda, obrzezania ani nieobrzezania, barbarzyńcy, Scyty, niewolnika, wolnego, lecz wszystkim we wszystkich [jest] Chrystus” (Kol 3,11).

Ojcowie Cerkwi, jakkolwiek radykalni w sprawach zła i grzechu, bezustannie podejmowali temat miłości do wszystkich ludzi włącznie z grzesznikami. „Kochać bliźnich i czynić im dobro należy nie tylko dlatego, że jest to bezpośrednie przykazanie Starego i Nowego Testamentu, ale także dlatego, że w tej miłości i sprzyjaniu dobru bliźnich zawiera się nasze własne dobro” (św. Jan Złotousty). „Prawdziwą miłość posiada w sobie ten, kto zarówno przyjaciela miłuje w Bogu, jak i wroga miłuje przez wzgląd na Boga” (św. Grzegorz Dialogos). „Słuszną jest rzeczą nienawidzić w złych zło, lecz kochać stworzenie Boże” (Bł. Augustyn).

Prawda jest światłem

Aby rozproszyć ciemność, trzeba przyjąć światło. Najlepszy sposób na to, by uwolnić człowieka od jego pomyłek, to proponować mu prawdę. Mianowicie odkrycie Bożej miłości ujawnia szpetotę i grzeszność ludzkiego serca, które skoncentrowane jest wyłącznie na sobie. W opowiadaniu o miłosiernym Samarytaninie Chrystus symbolicznie przedstawił Siebie i Swoją misję. Szatan oszukał, omamił, zranił i ograbił człowieka, porzucając go na pastwę losu. Jednak Zbawiciel ulitował się nad ludźmi, uzdrowił ich, przyodział w szatę swej sprawiedliwości. Nawet przyjął śmierć, aby uratować człowieka. Chrystus nawołuje Swoich uczniów: „Miłujcie się nawzajem; jak Ja umiłowałem was, tak i wy miłujcie jedni drugich”. Obecnie, aktualność tego apelu jest nie mniejsza niż wtedy, gdy zabrzmiał on w ustach Jezusa w przejmującej i prawdziwej opowieści o miłosierdziu ze strony człowieka, który sam był wzgardzony przez innych. Egoizm i formalizm niemal do cna zgasiły ogień miłości i odsunęły na pobocze cnoty, które czynią człowieka szlachetnym. Wielu spośród tych, którzy uważają się za chrześcijan, zapomina o tym, że powinni oni na przykładzie swego życia ukazywać światu Chrystusa. Dopóki w praktyce życia codziennego, zawsze i wszędzie, nie będziemy ofiarowywać siebie dla dobra innych: w rodzinie, w Cerkwi i w swoim środowisku, to jak byśmy siebie nie nazywali, ale prawdziwymi wyznawcami Chrystusa nie jesteśmy.

Chrystus odniósł się do potrzeb oraz interesów ludzkości jak do Swoich własnych i wzywa ludzi, aby ci współpracowali z Nim dla ogólnego zbawienia. O Swojej łasce udzielonej apostołom powiedział: „darmo otrzymaliście, darmo i udzielajcie”. Grzech jest tym największym złem i powinniśmy nienawidzić grzechu, litując się przy tym nad grzesznikiem i dopomagając mu. Wielu ludzi, którzy zbłądzili, uświadamiają sobie swe pomyłki, swoją hańbę i bezmyślność. Oczekują oni od nas słowa pocieszenia i otuchy. Oczyma serca bezustannie widzą swe poplątane życie i częstokroć są na granicy rozpaczy. Nie wolno nam omijać tych poranionych dusz. Kiedy jesteśmy uczniami Chrystusowymi, nie wolno nam obojętnie przejść obok cierpienia innego człowieka myśląc: „to nie moja sprawa”.

To dlatego apostoł Paweł z wielkim przekonaniem i mocą upominał: „Bracia, a gdyby komu przydarzył się jaki upadek, wy, którzy pozostajecie pod działaniem Ducha, w duchu łagodności sprowadźcie takiego na właściwą drogę. Bacz jednak, abyś i ty nie uległ pokusie. Jeden drugiego brzemiona noście i tak wypełniajcie prawo Chrystusowe” (Ga 6,1-2). Przez wiarę i modlitwę przeciwstawiajcie się sile złego. Słowa współczucia i otuchy będą balsamem dla poranionych dusz. W wielkim życiowym zmaganiu z przeciwnościami losu wielu ludzi opadło z sił i straciło wszelką nadzieję. Nie powinniśmy im skąpić słów pocieszenia, którymi Bóg pocieszył nas.

Kochać bliźniego jak siebie samego

Tylko takie życie jest wypełnieniem zasadniczej normy prawa przedstawionej w opowiadaniu o miłosiernym Samarytaninie i ukazanej przez samego Chrystusa. Przez Swój stosunek do ludzi, Chrystus odkrywa nam prawdziwy sens prawa i wskazuje, co to znaczy „miłować bliźniego jak siebie samego”. Przypowieść ta pozostaje w najgłębszej harmonii z postępowaniem samego Chrystusa. Całe Jego ziemskie życie było ustawicznym pochylaniem się nad człowiekiem, by zaradzić jego nieszczęściom materialnym i duchowym. Takie samo współczucie powinniśmy żywić my sami. Wielu ojców Cerkwi i pisarzy wczesnochrześcijańskich wręcz utożsamiało Chrystusa z dobrym Samarytaninem. Człowiek, który wpadł w ręce zbójców, jest symbolem ludzkości zranionej przez grzech pierworodny. Obdarto człowieka z jego nieśmiertelności i zadano mu rany, skłaniając go do grzechu. Zbójcy na drodze symbolizują szatana, namiętności nakłaniające do zła, wszelkie zgorszenia. Lewita i kapłan, którzy obojętnie przeszli obok i nie opatrzyli ran, symbolizują Stare Przymierze. Gospoda przedstawia Cerkiew Chrystusową jako lecznicę i miejsce powrotu do sił duchowych i cielesnych. Co by się stało z biednym, ograbionym i pobitym człowiekiem, gdyby ów Samarytanin pozostał w domu? Co by się stało z naszą duszą, gdyby Syn Boży nie podjął się Swojej misji? Jezus, kierując się współczuciem i miłosierdziem, zbliżył się do każdego człowieka, by wyleczyć jego rany, przyjmując je na siebie. W tym objawiła się miłość Boga ku nam, że zesłał Syna swego Jednorodzonego na świat, abyśmy życie mieli dzięki Niemu. Jeśli Bóg tak nas umiłował, to i my winniśmy się wzajemnie miłować.

I kiedy dzieci Boże okazują miłosierdzie, dobroć i miłość wobec wszystkich ludzi, jest to dowód na to, że ich charakter odpowiada normom nieba. Gdy jednak ludzie łamią tę zasadę, to naruszają prawo, chociaż chlubią się jego wykonaniem, bo duch naszych relacji z bliźnimi jest odbiciem relacji z Bogiem. W Piśmie Świętym jasno jest powiedziane o tym: „Jeśliby ktoś mówił: »Miłuję Boga«, a brata swego nienawidził, jest kłamcą, albowiem kto nie miłuje brata swego, którego widzi, nie może miłować Boga, którego nie widzi. Takie zaś mamy od Niego przykazanie, aby ten, kto miłuje Boga, miłował też i brata swego” (1 J 4,20-21).

Jaskrawy przykład przemiany, jaka dokonała się pod wpływem nauki Chrystusowej, znajdujemy w osobie apostoła Piotra. W Cezarei został on zaproszony do domu setnika Korneliusza. Jako Żydowi, nie wypadało mu tam iść, aby nie stać się rytualnie nieczystym. Jednak apostoł poszedł i tam w domu poganina wypowiedział znamienne słowa: „Bóg naprawdę nie ma względu na osoby, ale w każdym narodzie miły jest Mu ten, kto się Go boi i postępuje sprawiedliwie” (Dz 10, 28-35). Niech te słowa będą wskazówką dla wszystkich nas.