publicystyka: Z perspektywy duszy: recenzja książki "Modlitwy nad jeziorem"

Z perspektywy duszy: recenzja książki "Modlitwy nad jeziorem"

Magdalena Nazaruk, 07 czerwca 2017

Prezentujemy recenzję wydanej właśnie, nakładem wydawnictwa Bratczyk, książki „Modlitwy nad jeziorem” św. Mikołaja Velimirovicia w tłumaczeniu ks. Remigiusza Sosnowego.

Książkę zaczyna się czytać od tytułu. Jego pierwszą część w tym przypadku stanowią „modlitwy”. Modlitwa może być rozmową osobistą, może być też rozmową zbiorową. Ale właśnie rozmową, choć logika nakazuje twierdzić, że dźwięku odpowiedzi nie usłyszymy. Dopiero przemawiająca przez nas szczerość zmienia bezsilny monolog w transcendentalny dialog. Tylko kto ma tu z kim rozmawiać? Czy oprócz zwrócenia się do Boga, nie mamy nawiązać wewnętrznej konwersacji? Skonfrontować się ze sobą, z myślami i uczuciami.

Spieszę się wśród opustoszałych ulic do Twej świątyni, spieszę się i nie spotykam nikogo na pustych ulicach. Wszyscy śpią i w swych snach męczą się daleko od Ciebie, a Ty siedzisz na każdej pościeli i czekasz na powrót duszy z daleka.

Sporną kwestią może być ustosunkowanie się do pytania, wydawać by się mogło zgoła retorycznego, czy odpowiedniejsza jest modlitwa zwięzła i lakoniczna czy może rozbudowana i bogata? Przyglądając się temu z różnych stron, lepiej chyba nieco wymijająco orzec, że ważne, czy za tą modlitwą stoi prawda, czy te słowa płyną z głębi i dotykają podskórnych warstw jestestwa. Niemniej jednak, język zastosowany w „Modlitwach nad jeziorem” jest ściśle określony, daleki od kolokwialnego, niskiego stylu. Operuje też mnóstwem środków takich jak metafory, hiperbole, oksymorony, peryfrazy itd. Staje się więc poezją albo to poezja staje się modlitwą.

A skąd tytułowe jezioro? Jezioro Ochrydzkie położone jest między dzisiejszą Macedonią i Albanią, niegdyś należało do Serbii. Stanowi tło najsłynniejszego widoku na pocztówkach z Macedonii, z cerkwią św. Jana Teologa w Kaneo na pierwszym planie. Św. Mikołaj Velimirović pisał modlitwy w latach 1921-22, kiedy przebywał w Ochrydzie, gdzie inspiracją niewątpliwie była dla niego otaczająca przyroda, wschody i zachody słońca nad bezkresnymi wodami jeziora.

Autor modlitw był serbskim biskupem, ukończył seminarium św. Sawy w Belgradzie, uzyskał kilka doktoratów z teologii na uniwersytetach w Szwajcarii, Anglii i USA. Podczas ciężkiej choroby złożył przysięgę, że w razie wyzdrowienia poświęci resztę życia służbie Bogu. I tak złożył śluby zakonne, a w 1914 r. został podniesiony do godności archimandryty. Podjął również pracę wykładowcy filozofii, logiki, historii oraz języków obcych, a znał ich aż siedem. W czasie I wojny światowej został skierowany na misję dyplomatyczną do Wielkiej Brytanii i USA, a po powrocie wyświęcony na biskupa objął katedrę nad Jeziorem Ochrydzkim. W 1941 r. został aresztowany za krytykę nazizmu i osadzony w obozie koncentracyjnym w Dachau. Po wyzwoleniu wyjechał na emigrację do USA, gdzie przebywał w monasterze św. Tichona oraz wykładał w seminariach duchownych. Był zwolennikiem dialogu ekumenicznego, należał też do najważniejszych przedstawicieli koncepcji świętosawia, zakładającej istnienie nadzwyczajnej misji narodu serbskiego i szczególnego przymierza z Bogiem, zawartego poprzez działalność św. Sawy. Dostrzegam tu analogię do polskiego mesjanistycznego mitu narodowego z dzieła Adama Mickiewicza.

„Modlitwy nad jeziorem” podzielone są na 100 utworów, utożsamionych z prozą poetycką apostroficzną. Podmiot liryczny często zwraca się tu do Boga, Bogurodzicy, ale nie mniej często do własnej duszy i do innych ludzi. Wyjątkowość tej publikacji opiera się na niespotykanym bogactwie treści i wartości, kiedy próbując opisać sens i istotę, trudno powstrzymać się od ciągłego cytowania. Gdyby spytać o jedno słowo obrazujące przeżywanie podczas lektury „Modlitw...”, byłaby to nadzieja. Dla każdego, kto bywa strapiony, wątpiący, zgaszony. A przecież, kto nie bywa. Autor, generalizując, nazywa ludzi „sąsiadami”, traktującymi modlitwę jak handel, chociaż wydaje mi się, że gorzej – zazwyczaj kończy się tylko na prośbie o „darowiznę”. W kolejnych utworach zwraca się do Boga: „Ty, który wcześnie wstajesz i nigdy nie śpisz, naucz mnie bacznie czuwać i cierpliwie czekać”.

Przez całą książkę nieustająco przewija się motyw przyrody, obecnej przy człowieku i nierozerwalnie ze światem związanej jako dar. I jako naturalne, wychwalane są ludzkie zmysły poznawcze: „Pożyczyłeś głos gardłu wszelkiemu i obdarzyłeś opowieścią każde stworzenie. (...) Czuwam, słuchając opowieści ludzi i stworzeń, na wypadek, gdybym dostrzegł tajną wiadomość od mej Miłości. (...) Jestem w tym podobny do śpiewaka, który zgubił swe nuty, i nasłuchuje uważnie innych muzyków, aby rozpoznać własną część”. Z drugiej strony, autor podkreśla rolę ciszy i milczenia u ludzi wiary, deprecjonując takich, którzy zazwyczaj w tłumie są krzykliwi, bo w ten sposób nie zbliżają się do źródła Mądrości Bożej. Autor przestrzega przed nadmierną ufnością wobec myśli i wyobrażeń oraz poczuciem niepokoju i głodu, kiedy wciąż mamy wrażenie, że czegoś nam brakuje, że czegoś jeszcze nie mamy. Ale niewdzięczne wymagania różnią się przecież od szczerej prośby: „Czekam, aby ktoś do Mnie zawołał, i odezwę się. Dopóki jest wołanie na ziemi, będzie również echo na niebie”.

Jedną z cech poezji św. Mikołaja jest uniwersalizm, w różnorodności poruszanych problemów może zidentyfikować się każdy. Unaocznia to, na przykład, forma przedstawienia trzech rodzajów męczenników – wiary, nadziei i miłości:

Męczennicy prawdziwej wiary, (...) którzy cierpicie za prawdziwą wiarę, cierpicie za to, co widzi wasz duchowy wzrok. (...)
Męczennicy dobrej nadziei, (...) którzy widzieliście wiele zapłakanych oczu, powracających z mogił swych nadziei. Wy, którzy zakopaliście wszystkie nadzieje, aby w jedną być bogatym. (...)
Męczennicy wielkiej miłości, wasze cierpienie mniejsze jest tylko od waszej miłości. Każda ziemska miłość przynosi cierpienie, większe od tej miłości. Lecz wy umiłowaliście to, co większe niż czas i szersze niż przestrzeń.


Co więcej, za kolejny przykład może posłużyć fakt, że autor nie poprzestaje na chrześcijaństwie. Docenia proroków głoszących swoje nauki przed Chrystusem – Tao, Krisznę, Buddę, Zoroastrę – jako poprzedników przyjścia prawdziwego Boga: „Prorocy przyszli, aby wskazać drogę; ja przyszedłem, aby być Drogą”. Dostrzega również paralelizm w przekleństwie zniewolenia – w hinduizmie karmą, w islamie fatum, a w chrześcijaństwie grzechem.

Wyższy stopień modlitwy stanowi z pewnością modlitwa za innych, nawet tych, którzy są powodem naszego bólu i krzywdy. Jeśli nie jesteśmy zdolni przebaczyć i nie gardzić grzesznikiem, to próżne jest wypowiadanie nawet podstawowej modlitwy, no bo gdzie „odpuszczamy naszym winowajcom”? Jako rozwiązanie św. Mikołaj wskazuje tu miłość do bliźniego: „Ziemskie dzieci: słowo miłość – największa z wszystkich modlitwa”, by pod koniec książki przeciwstawić tę ideę cierpieniem, które ta ze sobą przynosi: „Cokolwiek znajdziesz, znajdziesz też strach, że możesz to stracić. Cokolwiek pokochasz, napełni cię smutkiem przegranej”. W poezji „Modlitw nad jeziorem” dużo znajdziemy sprzeczności. Bo skąd czerpać spokój modlitwy w niepokoju kochania? Wtedy innego wymiaru nabiera teza św. Mikołaja Velimirovicia, że „im bardziej się trudzę i odkrywam, tym więcej widzę Ukrytego”.

Tylu wzruszeń dawno nie dostarczyła mi żadna książka. Polecam.


Ks. Remigiusz Sosnowy
- wikariusz kaplicy ordynariatu pw. św. Bazylego (Martysza) w Warszawie. Pochodzi z Pomorza, ukończył Prawosławne Seminarium Duchowne w Warszawie, europeistykę oraz historię. Prowadzi spotkania dla studentów i młodzieży w kaplicy ordynariatu. Opracował m.in. cykl czytań i pouczeń na Wielki Post, dostępny na stronie www.cerkiew.pl.


fot. vidovdan.pl