publicystyka: Stary Testament a stare wymówki

Stary Testament a stare wymówki

ks. Sergiusz Adodin, tłum. ks. Igor Habura, 27 lutego 2017

Zwyczajna rzecz – wysłuchiwanie spowiedzi. Jeśli udasz niemowę to wszystko pójdzie bardzo szybko.

„Diełom, słowom, mszeloimstwom” – to jeśli człowiek „wocerkowlonny”, czyli generalnie wszystko z nim w porządku. Złożona dziesięcina z mięty, wieczorne modlitwy przeczytane przez kapłana na kanale „Soyuz”, niedzielne nabożeństwa i „pryczastiije” raz w miesiącu. A i jeszcze w trakcie służby czasem rozprasza się i czas od czasu osądza wszystkich ekumenistów i innych obnowleńców.

„Właściwie niczym szczególnym nie zgrzeszyłem” – to jeśli człowiek ostatni raz był w Cerkwi gdy go chrzcili, a tu znienacka zachorował, leży w szpitalu a jutro operacja. A wiadomo żeby operacja się udała trzeba się wyspowiadać i przystąpić do Eucharystii. Wszyscy to wiedzą!

– Cóż faktycznie w młodości zgrzeszyłem- kradłem jabłka z sadu sąsiada.
Oczywiście zdążają się również i normalne spowiedzi, przemyślane, nie tylko dla formalności. Zawsze jednak, gdy wysłucham spowiedzi zadaję pytanie:

- Czy czytasz Biblię?

Odpowiedzi są całkowicie różne. Na przykład:

– Tak, tak, modlę się, mam modlitewnik.

Albo:

– A to chodzi o Ewangelie tak?

Częściej jednak:

– Nie, ja tam niczego nie rozumiem.

Jednak najbardziej rozpowszechniona odpowiedź brzmi:

– Tak, czytam.

Więc się upewniam:

– Stary i Nowy Testament?

I tu z reguły pojawia się zagwozdka. W przeważającej większości prawosławni nie czytają Starego Testamentu. Z Listami Apostolskimi bywa podobnie. I tak wygląda szczegółowy obraz tego które z Ksiąg Nowego Testamentu czyta przychodzący się spowiadać człowiek.

– A co jest nie tak ze Starym Testamentem? Dlaczego go nie czytasz?

I wtedy się wyjaśnia, że Stary Testament jest dla „starego” człowieka, takiego jak np. ja, a dookoła ludzie „nowi”, którym już nie wypada karmić się matczynym mlekiem (1 Kor 3,1–2), gdy już i zęby mądrości im dawno usunięto. Jednakże wszystko jest możliwe, całkowicie więc i prawdopodobnym jest, że spowiadający się rzeczywiście wyrósł z Pięcioksięgu, posiadł już mądrość Salomona, a nawet i Jezusa syna Syracha. A wychowawca w Chrystusie (Ga 3,24), jak nazywa Stary Testament apostoł Paweł, jest już zupełnie niepotrzebny, gdyż człowiek wyszedłszy z wód chrztu od razu znalazł się w Galilei, u podnóża góry wśród apostołów. Złota reguła (Co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im czyńcie. Albowiem na tym polega Prawo i Prorocy” Mt 7, 12) zapewne już została wpisana w samo serce owego człowieka. Po cóż zatem szczegóły i komentarze?

Jednakże robak niedowierzania gryzie moją starą duszę, i ja, pełen wszelkich wątpliwości, pytam. Czy nie zdarzyło się może spowiadającemu się dokonać aktu zemsty? Weźmy na przykład, kolega z pracy dokuczył ci, a ty w zamian za to postanowiłeś wygryźć go z zespołu. Albo inaczej, ktoś powiedział ci że jesteś głupi, a ty odpowiedziałeś mu nie tylko „sam jesteś głupi”, ale dołożyłeś jeszcze kilka innych ciepłych słów. Działałeś w oparciu o zasadę „oko za oko” lub „Gotów jestem zabić człowieka dorosłego, jeśli on mnie zrani, i dziecko – jeśli mi zrobi siniec!” (Rdz 4,23)? Dokonałeś aktu zemsty, czyli nie jesteś wcale „nowym” człowiekiem. Mało tego, nie jesteś nawet „starym”, jesteś przedpotopowym, żyjącym według prawa Lamecha. Powinieneś najpierw poznać prawo Mojżesza bo inaczej słowa Kazania na Górze (cs. За́поведи блаже́нства – Mt 5,1–7,28 i Łk 6,17–49) przejdą mimo twojego serca. I chciałoby się zakrzyknąć, że nawet Jaroslav Hašek znał Stary Testament, gdyż opisując guziki redaktora wziętego do armii, napisał o nich, że były rude jak Ezaw (Rdz 25,24). Dlaczego więc wierzący w Chrystusa nie chcą znać tego co poznał nawet czeski ateista?

– Jak chcecie zrozumieć czym są całki i logarytmy, nie poznawszy wcześniej arytmetyki? – pytam ja, wredny i dokuczliwy "starotestamentowy pop".

– Weźcie przykład z apostoła Pawła, on Stary Testament znał praktycznie na pamięć, chyba że wśród nas są ci którzy przewyższyli w duchowym wzroście i samego apostoła?

Bardzo cieszy mnie to, gdy spowiadający się obieca mi zrewidować swój pogląd na Pismo Święte i zacząć je czytać jako całość. Wtedy umawiamy się, że zawsze gdy natrafi w tekście biblijnym na coś niezrozumiałego to obowiązkowo zaznaczy i przyjdzie po komentarz oraz objaśnienie do mnie lub innego kapłana (mam nadzieję że bracia kapłani mi to wybaczą).

Zdarza się jednak i tak, że moje starozakonne wezwania pozostają bez odpowiedzi. Przecież wystarczy czytać Ewangelie i Świętych Ojców, a jeszcze lepiej czas od czasu jeździć do starca do monasteru (monaster ów powinien obowiązkowo być gdzieś daleko, co najmniej w innej eparchii, gdyż tam starcy są bardziej uduchowieni), a on już tam objawi w czym zawiera się wola Boża. W takich momentach lepiej nie dopytywać się o czytanie jakich Świętych Ojców chodzi, gdyż niemalże nigdy nie chodzi o Bazylego Wielkiego, Grzegorza Teologa czy Jana Złotoustego. I już na pewno nie o Symeona Nowego Teologa.

Każdą porażkę w propagowaniu czytania całej Biblii składam na karby mojej bełkotliwości i grzeszności. Gdybym był prawym człowiekiem, wokół ludzie zbawialiby się setkami.

Kiedyś poskarżyłem się na to jednej z naszych chórzystek gdy siedzieliśmy w salce parafialnej po jednym z nabożeństw. Ona zamyśliła się i stwierdziła że lepiej byłoby najpierw poznać Ewangelie, a dopiero potem, gdy człowiek dojrzeje, przystępować do czytania całej Biblii. Spochmurniałem, spojrzałem na nią i zapytałem:

– Czyli o tym, że na początku Bóg stworzył niebo i ziemię należy mówić człowiekowi na sam koniec?

– Cóż, rzeczywiście, macie rację, jakoś tak nie bardzo – odpowiedziała.

Jednakże najbardziej oszałamiająca wręcz odpowiedź na moje pytania podczas spowiedzi brzmi:

– Mnie mój spowiednik nie błogosławił czytać Starego Testamentu.

Koniec! Zamilczcie chórzyści i psalmiści, ojciec diakon niech ściąga duchowne szaty, babcie gaście świece, rozejdźmy się. Jakiś tam batiuszka nie błogosławił prawosławnemu człowiekowi czytać Starego Testamentu!

Moja bujna wyobraźnie rysuje mi w głowie następujący obrazek – oto Pan w sobotni dzień mówi do żydów:

– Badajcie pisma, gdyż macie nadzieję dzięki nim posiąść życie wieczne, a one świadczą przecież o Mnie.

Żydzi słuchają, zerkają czas od czasu to na uzdrowionego przy owczej sadzawce, który naruszył szabat tym, ze wziął swoje łoże, to na Winowajcę tegoż uzdrowienia. I w tym momencie rozpychając wszystkich faryzeuszy i celników, arcykapłanów i nierządnice, magów i apostołów – naprzód wyłania się z tłumu prosty rosyjski batiuszka i trzymając się obiema rękoma za kapłański krzyż ogłasza:

– A ja wam mówię: nie badajcie Pism!

I wtedy wszyscy się rozchodzą, pozostawiając puste świątynie. Opadają i moje ręce, zapominam o co jeszcze chciałem zapytać spowiadającego się wiernego zanim położę na jego głowie epitrachil.



za: https://iereos.wordpress.com
 

tytuł: redakcja cerkiew.pl