publicystyka: Zapiski z Zachodniej Europy: Niech to będą dobre święta

Zapiski z Zachodniej Europy: Niech to będą dobre święta

ks. Paweł Cecha, 01 stycznia 2017

Każdego roku, pod koniec grudnia, połowa świata celebruje Jego urodziny. W wielu miejscach pada śnieg i wszyscy są szczęśliwi. Ale nawet w miejscach gdzie nie pada ludzie również są szczęśliwi. I nie ważne czy jest to 25 grudnia, czy 25 grudnia, który wypada 7 stycznia. To właśnie tego dnia rozpoczyna się dramat Syna Bożego. Jaki jest więc powód do radości? Narodziny niegasnącej Nadziei.

Zarówno w Zachodniej Europie jak i w Polsce hasło „narodziny niegasnącej Nadziei” brzmi podniośle, dumnie, ale zupełnie niezrozumiale. Niezrozumiale, bo są takie zakątki świata, gdzie zło każdego dnia odbiera ludziom nadzieję, zdrowie, radość i życie. Przed świętami przeczytałem wpis na blogu s. Małgorzaty Chmielewskiej - głównodowodzącej fundacji Chleb Życia, który bardzo mnie poruszył. Podobnie jak s. Małgorzatę, boli mnie dramat ludzi na Bliskim Wschodzie. Boli mnie, że jeszcze są na tym świecie miejsca gdzie bieda jest taka, jakiej sobie nie możemy nawet wyobrazić. Boli mnie, że nie potrafimy nawet zadbać o potrzebujących w swoim bliskim otoczeniu. Boli mnie, że odmawiamy pomocy tym, którzy tego potrzebują. Siostra Chmielewska pisze: „za obojętność i zamknięcie na cierpienie tych ludzi przyjdzie nam zapłacić na Sądzie Ostatecznym. I nie będzie zmiłuj się, a obawiam się także, że św. Piotr głuchy pozostanie na ekwilibrystykę myślową usiłującą usprawiedliwić zwykłe świństwo, jakim jest odmówienie pomocy drugiemu człowiekowi w nieszczęściu, kimkolwiek by on nie był.” Kimkolwiek. Nawet tym złym, lub uważanym za złych. W Liturgii św. Bazylego modlimy się: „dobrych otocz dobrocią, złych uczyń dobrymi w swej dobroci”. Ojciec Sofroniusz z monasteru w Essex zwykł mawiać „nie patrz na ludźmi jakimi są, ale jakimi mogą być”. Nie moja to rzecz, kto co zrobi z dobrem, które komuś mogę ofiarować. Kto wie, może z takim człowiekiem stanie się to, co Szawłowi - stał się ślepy w blasku Bożej miłości.

Wiem, że jako parafia nie jesteśmy niestety jeszcze gotowi by prowadzić zaawansowaną pomoc charytatywną. Nie mamy zaplecza, ani zasobów. To wymaga zaangażowania, wiernych, konkretnego planu, umiejętności, wiedzy i środków. Zdaję sobie sprawę z tego, że nie każdy jest w stanie taką działalność prowadzić. W tej sytuacji postanowiliśmy wspierać tych, którzy to robią dobrze. Profesjonalistów od których możemy się wiele nauczyć. Ludzi, którzy realizują to co Chrystus przykazał w 25 rozdziale Ewangelii wg Mateusza.

Wiara bez uczynków jest martwa - pisał mój niebiański opiekun. Poczuliśmy się zobowiązani by chociaż trochę użyźnić dusze naszych parafian konkretnymi działaniami. Wystarczy moraliny i kaznodziejstwa. Pora działać. Jest już późno. Co zatem zrobiliśmy? Zaczęliśmy działać najbardziej lokalnie jak się da - w naszej wspólnocie zawsze znajdzie się ktoś, kto tej pomocy potrzebuje. Ktoś poważnie chory, kogo trzeba odwieźć po chemii ze szpitala do domu, ktoś kto stracił pracę, ktoś kogo spotkały poważne rodzinne problemy. Jednocześnie wspieramy fundację, która działa jak koło ratunkowe dla Polaków w Brukseli i chcemy by z naszych parafian rekrutowali się stali wolontariusze. SOS Bruksela, bo o nich mowa, z radością i oddaniem poświęcają się pomocy rodakom, których na obczyźnie znalazło nieszczęście lub sami wpadli w tarapaty. Ratują niedoszłych samobójców, pomagają ofiarom przemocy domowej, organizują zbiórki na rzecz chorych, cierpiących, pogorzelców. Potężna dawka dobra w najczystszej postaci - miłości do bliźniego.

Ostatnią akcją, którą proponowaliśmy jako parafia było produkowanie dobra i obdarowanie nim swoich bliskich w ramach prezentu świątecznego. Wspólnie z Dobrą Fabryką Szymona Hołowni rozprowadzaliśmy karty upominkowe, które można wykorzystać w sklepie dobroczynne24.pl , dając tym samym szansę na pomoc konkretnym osobom, które zdane są często jedynie na Boże miłosierdzie. Post filipowy zaś zwieńczyła wieczerza wigilijna, którą zjedliśmy w cerkwi z osobami, które są tutaj zupełnie same lub właśnie chciały ten czas spędzić wspólnie z parafialną rodziną.

Autoreklama? Raczej mały motywator by ruszyć się z miejsca. Otworzyć oczy i rozejrzeć się czy ktoś w moim pobliżu potrzebuje wsparcia. Zawsze zostawiasz puste miejsce przy wigilijnym stole? Najwyższy czas by się zapełniło. Do dzieła!