publicystyka: Narodzenie Chrystusa w Ewangeliach cz.1

Narodzenie Chrystusa w Ewangeliach cz.1

ks. Mariusz Synak, 29 grudnia 2016

Niniejszy tekst chciałbym poświęcić wyjaśnieniu kilku drobnych, ale według mnie frapujących szczegółów z pierwszych dni/miesięcy bądź nawet lat z życia Jezusa.

Zapraszam zatem do wspólnej, uważnej lektury dwóch fragmentów Ewangelii synoptycznych – wg św. Mateusza i Łukasza. Oczywiście, nocne wydarzenia w Betlejem są tak istotne dla naszej kultury, że nie powinna budzić zdziwienia narastająca przez pokolenia ilość opowieści, szczegółów, dodatków, uściśleń im towarzysząca, niekiedy mniej lub bardziej wiarygodnych. To rzecz zupełnie – w moim odczuciu – naturalna. My natomiast spróbujmy nie opowiadać się „za” bądź „przeciw” okołoewangelicznym opowieściom. Oczywiście, każdy z nas ma ku temu prawo: wierzyć lub nie, dopuszczać bądź odrzucać, wątpić albo uznawać, uważać za bajkę lub historyczną relację. Ale w całej tej historii – opowieści o Narodzeniu Chrystusa – głos decydujący należy do ewangelistów. My natomiast korzystając z życzliwej rady św. Izydora z Peluzjum, chcąc poddać rzecz słusznej ocenie spróbujmy nie kierować się ani antypatią, która w ogóle nie pozwala niczego dostrzec ani sympatią, która nie pozwala dostrzec właściwie.

Choć nie jest to dla chrześcijaństwa pytanie pierwszoplanowe, mimo wszystko je postawmy: kiedy przyszedł na świat Jezus? Zostawmy na boku dzień i miesiąc, czyli 25 grudnia – to kwestia stricte umowna. Lecz co z rokiem? Przykro przyznać, lecz jedna z najważniejszych dat w historii ludzkości jest zasnuta mgłą tajemnicy. Ale nie do końca, na szczęście. Zacznijmy od początku.

Początek naszej ery, za który obrano przypuszczalną datę narodzin Chrystusa, został obliczony w VI wieku przez przebywającego w Rzymie scytyjskiego mnicha Dionizego Małego. Zacny człek bazował na wiedzy wówczas dostępnej: piętnasty rok panowania Tyberiusza to 29/30 naszej ery - oczywiście, data była znana w chronologii rzymskiej, w której wydarzenia datowano albo od założenia Wiecznego Miasta, albo od objęcia urzędu przez kolejnego cezara lub konsula. Dodatkowo, zgodnie z przekazem ewangelicznym, nauczanie Jezusa rozpoczęło się w roku następnym, poza tym św. Łukasz pisze, że zaczynając publiczną działalność Jezus był „lat około trzydziestu” (Łk 3,23).

Cofając się owe trzydzieści lat wstecz Dionizy otrzymał hipotetyczny rok przyjścia na świat Zbawiciela, który uznał za wspomniany punkt graniczny. Zrobił, co mógł, ale współcześnie wiemy dużo więcej. Kluczowym okazuje się tu wcale niemało ważny szczegół z życia króla Heroda, mianowicie jego śmierć, datowana przez historyka żydowskiego, Józefa Flawiusza na rok 4 przed naszą erą. Ten rzymski wyzwoleniec przytacza jeden ciekawy szczegół pisząc, iż wkrótce po śmierci króla nastąpiło zaćmienie księżyca.

Rzeczywiście, astronomia jest w stanie potwierdzić tę informację, odnotowując takowe 12 marca 4 roku przed naszą erą. Rzeczą oczywistą jest, że jeśli Jezus miał się urodzić za czasów Heroda, jak pisze św. Mateusz (2,1) musiał urodzić się co najmniej cztery lata wcześniej, niż założył wspomniany Dionizy Mały. A więc trzeba stwierdzić dość dziwnie brzmiący fakt, iż Chrystus urodził się... przed narodzeniem Chrystusa.

Ale zwróćmy uwagę jeszcze na inny szczegół – w relacji Mateusza (i tylko w niej) zawarte jest opowiadanie o Magach „ze wschodu”. Tekst jest bardzo skromny w formie, nie zawiera ani imion, ani liczby owych Magów, nie wspomina o ich królewskich tytułach ani nie wymienia krajów, z których przybyli. Owi „magowie ze wschodów” wg Mateusza po oddaniu hołdu i złożeniu darów narodzonemu królowi żydowskiemu rozpoczęli wędrówkę powrotną, omijając Jerozolimę według zalecenia, otrzymanego we śnie w Bet Lehem, Domu Chleba, jak ową mieścinę nazywano. Z biografii Heroda wiemy, że ostatnie lata jego życia nie należały do łatwych. Trawiła go syfilityczna gorączka, która pozostawiła swoje ślady nie tylko na ciele, ale i na umyśle władcy, wtrącając go w obłęd manii prześladowczej. Opętany strachem przed utratą władzy, doszukujący się (czasem słusznie) spisków na swe życie gubił po kolei doradców i najbliższych, włączając swe dzieci i jedną z kolejnych żon. Na co najmniej dwa lata przed śmiercią ów Beduin, nazwany już przez współczesnych Wielkim, porzucił stolicę, szukając ucieczki przed bólami powodowanymi przez rozkładające się jelita w gorących nadjordańskich źródłach Kallirhoe, potem zaś w Jerycho, gdzie zmarł. Magowie znajdują Heroda jeszcze w Jerozolimie, trzeba podkreślić – jeszcze. A więc co najmniej na dwa lata prze jego śmiercią, czyli w roku co najmniej 6 przed n.e.

Ale to nie wszystkie wskazówki. Można postawić pytanie – kiedy Magowie dotarli do miejsca, w którym znajdowała się święta Rodzina? Przytoczmy fragment relacji św. Mateusza, ale pochodzący z wydania interlinearnego, a więc greckojęzycznego. Tekst ten jest tekstem może mniej składnym językowo (starano się w jak najlepszy sposób oddać przekaz grecki), ale za to i dzięki temu jest bardziej wiarygodny, niż powszechnie stosowane tłumaczenia nowożytne, w tym m.in. popularna polska Biblia Tysiąclecia: „Kiedy zaś Jezus urodził się w Betlejem w Judei w dniach Heroda króla, oto magowie ze wschodów przybyli do Jerozolimy, mówiąc: Gdzie jest narodzony król Judejczyków? Zobaczyliśmy bowiem jego gwiazdę we wschodzie (dosłownie wschodzącą) i poszliśmy pokłonić się mu. […] Wtedy Herod skrycie wezwawszy magów wywiedział się u nich o czas ukazującej się gwiazdy, i posławszy ich do Betlejem powiedział: Wyruszywszy wypytajcie dokładnie co do dziecka. Kiedy zaś znaleźlibyście, oznajmijcie mi, żeby i ja przyszedłszy pokłoniłem się mu. Oni zaś wysłuchawszy króla wyruszyli i oto gwiazda, którą zobaczyli we wschodzie (wschodzącą) poprzedzała ich aż przyszedłszy stanęła powyżej, gdzie było dziecko. Zobaczywszy zaś gwiazdę uradowali się radością wielką bardzo. I przyszedłszy do domu zobaczyli dziecko z Marią, matką jego i upadłszy pokłonili się mu i otworzywszy skarby ich ofiarowali mu dary, złoto i kadzidło i mirrę. I otrzymawszy wyrocznię we śnie nie zawracać do Heroda, przez inną drogę oddalili się do krainy ich” (Mt 2,1 i nn.). Tak rzeczywiście się dzieje, a Herod czując się, jak mówi grecki tekst: „okpiony” wpadł w furię i „wysławszy zgładził wszystkich chłopców w Betlejem i w całych granicach jego od dwuletnich i poniżej, według czasu, którego wywiedział się u magów” (Mt 2,16). Tyle Mateusz.

Kolejna część felietonu ukaże się w następnym tygodniu.


Za: cerkiew.info

Wersja audio