Zostań przyjacielem cerkiew.pl
Śpiewać tak jak rzeka
tłum. Anna Nazaruk, 19 listopada 2016
Przedstawiamy Państwu tekst o. Stephena Freemana nt. przyrody oraz materii jako części Bożego stworzenia. Opisuje on pojmowanie materii w chrześcijaństwie, a także udział przyrody w sławieniu Boga.
O. Stephen Freeman pełni posługę kapłańską w cerkwi Św. Anny w Oak Ridge w stanie Tennessee. Poniższy tekst pochodzi z jego bloga Chwała Bogu za wszystko (Glory to God for All Things Blog).
***
Patrzyliśmy na rzekę pędzącą przez kamienie – rześki poranek w górach Karoliny Północnej. Rzadka sceneria dla św. Liturgii. Tradycja Cerkwi zazwyczaj przeznacza dla nabożeństw takich jak św. Liturgia miejsce wewnątrz świątyni. Są jednak wyjątki. W monasterach na całym świecie nierzadko zdarza się odprawianie nabożeństw w najważniejsze święta na zewnątrz, aby pomieścić tłumy wiernych. Jednak takie wydarzenia nie zdarzają się codziennie i są wyjątkowe. Tak jak to, które miało miejsce w ostatnią niedzielę, kiedy to o poranku odprawiono św. Liturgię dla uczestników rekolekcji połączonych z obozem. Moi parafianie również tam byli.
Jest jakaś wzajemność w takiej liturgii – słowa, muzyka, czynności nabożeństwa spotykają stałą odpowiedź ze strony otaczającej natury. Natura jest wręcz nie tyle scenerią dla liturgii, ile sama w niej uczestniczy.
W Biblii obecne są liczne przykłady mówiące o stworzeniu, które sławi Boga. Traktowanie tych wersów jako zwykłą metaforę lub antropomorfizowanie byłoby wielkim błędem. W dzisiejszych czasach nie jest oczywiście niczym rzadkim wyobrażanie sobie nas samych – ludzi – jako jedynych odczuwających istot, podczas gdy patrzymy w niebo zastanawiając się, czy gdzieś tam istnieje jakaś inna forma życia. Nie udaje nam się zrozumieć stworzonego świata, w którym żyjemy, gdyż nie rozumiemy nas samych.
Jesteśmy myślącą materią, stworzoną z tego samego, co wszystko wokół nas. I choć możemy powiedzieć wiele o działaniu naszego mózgu, z jakiegoś powodu nie potrafimy wytłumaczyć lub nawet porównać tej aktywności z czymś, czego doświadczamy jako myśl. To właśnie myśl jest tym, co zmitologizowaliśmy i błędnie sobie wyobraziliśmy. Z tym samym niepowodzeniem próbujemy sobie wyobrazić i zrozumieć podstawową komunię całego stworzenia. Nie rozumiemy też kosmicznej natury słów „A Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas”.
Słyszymy nasze własne głosy, lecz nie rozpoznajemy ich pokrewieństwa z każdym innym dźwiękiem wokół nas. Dźwięk mojego głosu i dźwięk rzeki należą do tej samej kategorii.
Powieści fantastyczne często dają o wiele lepsze tego wyobrażenie. Drzewa mówią, a zwierzęta dyskutują ze sobą. Myślimy sobie: „Gdyby tak drzewa naprawdę potrafiły mówić?” Jednak nigdy nie zdarza nam się pomyśleć: „Co by było gdybyśmy potrafili słuchać?”
Większość ludzi byłaby ogromnie zaskoczona, słysząc, że rośliny mają duszę. Zgodnie z tradycyjnym nauczaniem Cerkwi (silnie czerpiącym z Arystotelesa), rośliny mają „duszę wegetatywną”, która wiąże się z ich dążeniem do rozmnażania i samym życiem. Ludzka dusza również posiada ten element, przez niektórych także nazywany „duszą wegetatywną”, jak również element irracjonalny oraz racjonalny. Podział ten nie jest dogmatem, można też uznać, iż jest zbyt zakorzeniony w antycznych poglądach filozoficznych. Warto jednak zauważyć, że myślenie o istnieniu „duszy” również w roślinach wydaje się być w Tradycji całkiem oswojone.
Jestem przekonany, że większość współczesnych ludzi, a z pewnością większość współczesnych chrześcijan, wyobraża sobie duszę jako coś odrębnego od ciała i coś w jakiś sposób równoznacznego z „myśleniem”. To świadomość jest utożsamiana z naszym własnym ja, pomimo jej sporadycznej nieobecności. Jestem również przekonany, iż takie podejście jest w znacznym stopniu błędne. Wcześniej opisałem nas jako „myślącą materię”. Na tle naszego podejścia wyrażenie takie brzmi więc jak sprzeczność i zwyczajnie wskazuje na nasz sposób pojmowania materii oraz to, jak rozumiemy myśl. Podejrzewam, że mylimy się co do obydwu.
Tajemnicy prawosławnej wiary oraz wiary w duszę nie odnajdujemy w idei myślącej materii. Możemy ją raczej odnaleźć w jakiejkolwiek „niematerialnej” koncepcji ludzkiej myśli lub świadomości. Istnienie duszy po śmierci w oderwaniu od ciała to prawdziwy cud, który leży poza naszym wyobrażeniem. Jest czymś, co jedynie Bóg czyni możliwym. „Nieśmiertelność duszy” jest więc stwierdzeniem opisującym to, co Bóg dla nas czyni, nie zaś jej przyrodzoną właściwością.
„A dusze sprawiedliwych są w ręku Boga i nie dosięgnie ich męka. Zdało się oczom głupich, że pomarli, zejście ich poczytano za nieszczęście i odejście od nas za unicestwienie, a oni trwają w pokoju.” (Mdr 3:1-3)
Tak jak drzewo pragnie wody i wysyła korzenie na jej poszukiwanie, tak też pragnie Boga, w którym jest osadzone jego istnienie. Dążenie drzewa do Boga różni się od naszego, ludzkiego pragnienia Boga tym, że nie ma w nim elementu „racjonalnego”. Samo pragnienie jednak pozostaje. Nie mamy tu na myśli skał posiadających duszę („dusza” oznacza „życie” czegoś, jest zatem przyjmowana jako element jedynie „żyjących” rzeczy). Jednak istnienie wszystkich stworzonych rzeczy kieruje się ku Bogu.
Ojcowie Kościoła często wskazują na racjonalność człowieka jako doskonałość, która stawia nas ponad resztą stworzenia. Współczesne podejście zdaje się jednak myśleć o człowieku jako o czymś całkowicie odrębnym od reszty stworzenia, mającym z nim bardzo niewiele wspólnego. W rzeczywistości nasze myśli nie są aż tak odmienne od myśli innych stworzeń (w szczególności wyżej rozwiniętych zwierząt), są po prostu bardziej rozwinięte.
Skłonność do przypisywania naszych „wyższych” zdolności czemuś przekraczającemu naszą materialność niebezpiecznie zbliża nas do traktowania jej jako czegoś zaledwie przypadkowego w naszym życiu. Właściwością naszego życia rzeczywiście jest transcendencja, ale nasza materialność nie jest z niej wyłączona. Materialność naszego istnienia jest zawsze obecna w każdej naszej myśli i każdym naszym doświadczeniu. Nie jesteśmy aniołami.
Współczesne podejście do świadomości i ludzkiego ciała (w szczególności to spotykane wśród współczesnych chrześcijan) często należy do „dwupiętrowego” świata. Przyjmujemy, że nasze myśli i uczucia są „duchowe”, zaś nasze ciała takie nie są. Jest to zniekształcenie tradycyjnego chrześcijańskiego światopoglądu.
Takie podejście do tego zagadnienia należy do stale zmieniającego się świata niesakramentalnego chrześcijaństwa, którego wersja człowieczeństwa w znacznym stopniu pochodzi z różnego rodzaju poradników i zawartej w nich psychologii. Szesnastowieczna reformacja odrzuciła wcześniejsze pojmowanie duszy jako składającej się w trzech elementów i w jej miejsce wybrała prosty model, zgodnie z którym ludzka dusza obejmuje rozum i wolę. Było to oddzielenie, które ostatecznie przygotowało grunt dla tego zniekształcenia (ale okazało się doskonale pasować do konsumpcjonizmu).
Św. Maksym Wyznawca opisywał serie antynomii: męski/żeński, cywilizacja/raj, ziemia/wszechświat, widzialne/niewidzialne, stworzone/niestworzone. Interesujące jest to, iż nie przeciwstawiał sobie myśli i materii. Myśli należą do świata materii.
Współczesny świat wyznaje błędny sentymentalizm. Jest niewystarczająco materialistyczny. Tradycyjne chrześcijaństwo jest prawdziwym materializmem. Ujawnia godność i szczególną pozycję stworzonego porządku, który nigdy nie wchodzi na pole sentymentów współczesnego rozumu. Naszego współczesnego grzechu i porażki nie znajdziemy zbyt wiele w miłości do materii, rzeczy materialnych - kochamy je raczej zbyt mało i w niewłaściwy sposób. Kochamy nasze wyobrażenie o rzeczach i to co czujemy w odniesieniu do rzeczy. Nic nie jest zatem kochane samo w sobie, a jedynie za uczucia, które pojawiają się w związku ze złym korzystaniem z rzeczy.
Uwielbienie Boga jest prawdziwie kosmicznym wydarzeniem, czymś, co jest wspólnym i harmonijnym głosem całego stworzenia. Sama pieśń jest materialną ofiarą. Albo śpiewany w tej harmonii i w jej tonacji, albo śpiewamy niewłaściwie. Nie ma solistów w tym chórze.
Chwała Bogu za całe stworzenie i z całym stworzeniem!
Za o. Stephenem Freemanem To Sing Like a River (ze strony: blogs.ancientfaith.com)
fot. Igor Godunow, za OrthPhoto.net
O. Stephen Freeman pełni posługę kapłańską w cerkwi Św. Anny w Oak Ridge w stanie Tennessee. Poniższy tekst pochodzi z jego bloga Chwała Bogu za wszystko (Glory to God for All Things Blog).
***
Patrzyliśmy na rzekę pędzącą przez kamienie – rześki poranek w górach Karoliny Północnej. Rzadka sceneria dla św. Liturgii. Tradycja Cerkwi zazwyczaj przeznacza dla nabożeństw takich jak św. Liturgia miejsce wewnątrz świątyni. Są jednak wyjątki. W monasterach na całym świecie nierzadko zdarza się odprawianie nabożeństw w najważniejsze święta na zewnątrz, aby pomieścić tłumy wiernych. Jednak takie wydarzenia nie zdarzają się codziennie i są wyjątkowe. Tak jak to, które miało miejsce w ostatnią niedzielę, kiedy to o poranku odprawiono św. Liturgię dla uczestników rekolekcji połączonych z obozem. Moi parafianie również tam byli.
Jest jakaś wzajemność w takiej liturgii – słowa, muzyka, czynności nabożeństwa spotykają stałą odpowiedź ze strony otaczającej natury. Natura jest wręcz nie tyle scenerią dla liturgii, ile sama w niej uczestniczy.
W Biblii obecne są liczne przykłady mówiące o stworzeniu, które sławi Boga. Traktowanie tych wersów jako zwykłą metaforę lub antropomorfizowanie byłoby wielkim błędem. W dzisiejszych czasach nie jest oczywiście niczym rzadkim wyobrażanie sobie nas samych – ludzi – jako jedynych odczuwających istot, podczas gdy patrzymy w niebo zastanawiając się, czy gdzieś tam istnieje jakaś inna forma życia. Nie udaje nam się zrozumieć stworzonego świata, w którym żyjemy, gdyż nie rozumiemy nas samych.
Jesteśmy myślącą materią, stworzoną z tego samego, co wszystko wokół nas. I choć możemy powiedzieć wiele o działaniu naszego mózgu, z jakiegoś powodu nie potrafimy wytłumaczyć lub nawet porównać tej aktywności z czymś, czego doświadczamy jako myśl. To właśnie myśl jest tym, co zmitologizowaliśmy i błędnie sobie wyobraziliśmy. Z tym samym niepowodzeniem próbujemy sobie wyobrazić i zrozumieć podstawową komunię całego stworzenia. Nie rozumiemy też kosmicznej natury słów „A Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas”.
Słyszymy nasze własne głosy, lecz nie rozpoznajemy ich pokrewieństwa z każdym innym dźwiękiem wokół nas. Dźwięk mojego głosu i dźwięk rzeki należą do tej samej kategorii.
Powieści fantastyczne często dają o wiele lepsze tego wyobrażenie. Drzewa mówią, a zwierzęta dyskutują ze sobą. Myślimy sobie: „Gdyby tak drzewa naprawdę potrafiły mówić?” Jednak nigdy nie zdarza nam się pomyśleć: „Co by było gdybyśmy potrafili słuchać?”
Większość ludzi byłaby ogromnie zaskoczona, słysząc, że rośliny mają duszę. Zgodnie z tradycyjnym nauczaniem Cerkwi (silnie czerpiącym z Arystotelesa), rośliny mają „duszę wegetatywną”, która wiąże się z ich dążeniem do rozmnażania i samym życiem. Ludzka dusza również posiada ten element, przez niektórych także nazywany „duszą wegetatywną”, jak również element irracjonalny oraz racjonalny. Podział ten nie jest dogmatem, można też uznać, iż jest zbyt zakorzeniony w antycznych poglądach filozoficznych. Warto jednak zauważyć, że myślenie o istnieniu „duszy” również w roślinach wydaje się być w Tradycji całkiem oswojone.
Jestem przekonany, że większość współczesnych ludzi, a z pewnością większość współczesnych chrześcijan, wyobraża sobie duszę jako coś odrębnego od ciała i coś w jakiś sposób równoznacznego z „myśleniem”. To świadomość jest utożsamiana z naszym własnym ja, pomimo jej sporadycznej nieobecności. Jestem również przekonany, iż takie podejście jest w znacznym stopniu błędne. Wcześniej opisałem nas jako „myślącą materię”. Na tle naszego podejścia wyrażenie takie brzmi więc jak sprzeczność i zwyczajnie wskazuje na nasz sposób pojmowania materii oraz to, jak rozumiemy myśl. Podejrzewam, że mylimy się co do obydwu.
Tajemnicy prawosławnej wiary oraz wiary w duszę nie odnajdujemy w idei myślącej materii. Możemy ją raczej odnaleźć w jakiejkolwiek „niematerialnej” koncepcji ludzkiej myśli lub świadomości. Istnienie duszy po śmierci w oderwaniu od ciała to prawdziwy cud, który leży poza naszym wyobrażeniem. Jest czymś, co jedynie Bóg czyni możliwym. „Nieśmiertelność duszy” jest więc stwierdzeniem opisującym to, co Bóg dla nas czyni, nie zaś jej przyrodzoną właściwością.
„A dusze sprawiedliwych są w ręku Boga i nie dosięgnie ich męka. Zdało się oczom głupich, że pomarli, zejście ich poczytano za nieszczęście i odejście od nas za unicestwienie, a oni trwają w pokoju.” (Mdr 3:1-3)
Tak jak drzewo pragnie wody i wysyła korzenie na jej poszukiwanie, tak też pragnie Boga, w którym jest osadzone jego istnienie. Dążenie drzewa do Boga różni się od naszego, ludzkiego pragnienia Boga tym, że nie ma w nim elementu „racjonalnego”. Samo pragnienie jednak pozostaje. Nie mamy tu na myśli skał posiadających duszę („dusza” oznacza „życie” czegoś, jest zatem przyjmowana jako element jedynie „żyjących” rzeczy). Jednak istnienie wszystkich stworzonych rzeczy kieruje się ku Bogu.
Ojcowie Kościoła często wskazują na racjonalność człowieka jako doskonałość, która stawia nas ponad resztą stworzenia. Współczesne podejście zdaje się jednak myśleć o człowieku jako o czymś całkowicie odrębnym od reszty stworzenia, mającym z nim bardzo niewiele wspólnego. W rzeczywistości nasze myśli nie są aż tak odmienne od myśli innych stworzeń (w szczególności wyżej rozwiniętych zwierząt), są po prostu bardziej rozwinięte.
Skłonność do przypisywania naszych „wyższych” zdolności czemuś przekraczającemu naszą materialność niebezpiecznie zbliża nas do traktowania jej jako czegoś zaledwie przypadkowego w naszym życiu. Właściwością naszego życia rzeczywiście jest transcendencja, ale nasza materialność nie jest z niej wyłączona. Materialność naszego istnienia jest zawsze obecna w każdej naszej myśli i każdym naszym doświadczeniu. Nie jesteśmy aniołami.
Współczesne podejście do świadomości i ludzkiego ciała (w szczególności to spotykane wśród współczesnych chrześcijan) często należy do „dwupiętrowego” świata. Przyjmujemy, że nasze myśli i uczucia są „duchowe”, zaś nasze ciała takie nie są. Jest to zniekształcenie tradycyjnego chrześcijańskiego światopoglądu.
Takie podejście do tego zagadnienia należy do stale zmieniającego się świata niesakramentalnego chrześcijaństwa, którego wersja człowieczeństwa w znacznym stopniu pochodzi z różnego rodzaju poradników i zawartej w nich psychologii. Szesnastowieczna reformacja odrzuciła wcześniejsze pojmowanie duszy jako składającej się w trzech elementów i w jej miejsce wybrała prosty model, zgodnie z którym ludzka dusza obejmuje rozum i wolę. Było to oddzielenie, które ostatecznie przygotowało grunt dla tego zniekształcenia (ale okazało się doskonale pasować do konsumpcjonizmu).
Św. Maksym Wyznawca opisywał serie antynomii: męski/żeński, cywilizacja/raj, ziemia/wszechświat, widzialne/niewidzialne, stworzone/niestworzone. Interesujące jest to, iż nie przeciwstawiał sobie myśli i materii. Myśli należą do świata materii.
Współczesny świat wyznaje błędny sentymentalizm. Jest niewystarczająco materialistyczny. Tradycyjne chrześcijaństwo jest prawdziwym materializmem. Ujawnia godność i szczególną pozycję stworzonego porządku, który nigdy nie wchodzi na pole sentymentów współczesnego rozumu. Naszego współczesnego grzechu i porażki nie znajdziemy zbyt wiele w miłości do materii, rzeczy materialnych - kochamy je raczej zbyt mało i w niewłaściwy sposób. Kochamy nasze wyobrażenie o rzeczach i to co czujemy w odniesieniu do rzeczy. Nic nie jest zatem kochane samo w sobie, a jedynie za uczucia, które pojawiają się w związku ze złym korzystaniem z rzeczy.
Uwielbienie Boga jest prawdziwie kosmicznym wydarzeniem, czymś, co jest wspólnym i harmonijnym głosem całego stworzenia. Sama pieśń jest materialną ofiarą. Albo śpiewany w tej harmonii i w jej tonacji, albo śpiewamy niewłaściwie. Nie ma solistów w tym chórze.
Chwała Bogu za całe stworzenie i z całym stworzeniem!
Za o. Stephenem Freemanem To Sing Like a River (ze strony: blogs.ancientfaith.com)
fot. Igor Godunow, za OrthPhoto.net