publicystyka: Najlepszy błąd

Najlepszy błąd

tłum. Anna Dyjakowska, 23 października 2016

Dziś technologie są wszędzie, życie codziennie proponuje nam rzeczy dotychczas nie do pomyślenia, przy czym często wykluczają się one nawzajem. Na przykład, rozwijają się technologie, doskonalące antykoncepcję – brak poczęcia. Tam, gdzie natura stworzyłaby życie, wtrąca się technologia ze swoją pretensją: „Nie, ja to kontroluję! Życie powstanie, jeśli zechcę tego ja!”

Istnieje też odwrotne zjawisko: tam, gdzie występuje problem z reprodukcją, technologia znów się wtrąca: „Stworzę płodność. I nie tylko ją, ale też samo życie! Mogę nie tylko ulepszyć zdrowie embriona poprzez interwencję chirurgiczną lub w inny sposób, ale też zmienić charakterystyki genetyczne płodu!” Technologia ma takie pretensje, ponieważ samo społeczeństwo tego chce, opinia społeczna tego chce, nauka tego chce – wszyscy uważają, że to bardzo dobre. A dlaczego?

Wiedza naukowa może się zamienić w tyranię – spójrzcie, jakie dylematy stawia przed rodzicami możliwość przerwania ciąży w każdym momencie. Współczesne narzędzia diagnostyczne śledzą rozwój płodu na różnych etapach ciąży. Idzie się do lekarza, a on mówi:

– Przeprowadziliśmy badanie i Państwa dziecko prawdopodobnie będzie miało zespół Downa.

– Zespół Downa?!

– Tak.

– Jest pan pewien?

– Najprawdopodobniej tak jest. Proszę utrzymać ciąże jeszcze przez miesiąc, przeprowadzimy też inne obserwacje i powiemy dokładniej, jakie jest prawdopodobieństwo.

Po pewnym czasie lekarz mówi:

– Teraz mamy pewne szanse.

– Ale, panie doktorze, przecież wcześniej mówił Pan, że mam usunąć ciążę! A jakie było prawdopodobieństwo?

– 30% szans, że nie ma zespołu, a teraz jest 50%.

Tak się właśnie zaczyna tyrania wiedzy. „Po co było to wiedzieć i co mamy teraz robić?” – kłopocze się wielu rodziców. A jeżeli dziecko urodzi się z zespołem Downa, to kto może powiedzieć, że źle mu się będzie żyło na tym świecie? Będzie on prostu wyjątkową osobowością.

U nas w Attyce, w metropolii, było troje takich dzieciaczków, pomagały przy świątyni. To były nieprawdopodobne dzieci! Jednak jeśli dziecko ma chorobę Huntingtona, będzie to oznaczało, że dosłownie będzie coraz bardziej cierpieć na naszych oczach nauka uczynnie proponuje ci rozwiązanie:
– Usuńcie ciążę i tyle. Tak się nie żyje! Czy ty, ojcze, tak byś chciał zobaczyć, że człowiek tak żyje i cierpi?

Nie, oczywiście, że nie chcę widzieć nikogo, kto żyje w taki sposób. Ale nie chciałbym także, aby choć jeden człowiek został unicestwiony zanim otrzyma możliwość życia. I poza tym, bądźmy szczerzy: czy to, co robicie z dzieckiem w 6. miesiącu ciąży, zrobilibyście w 6. dniu po jego narodzinach? Nie, nie zrobilibyście. Dlaczego więc udajemy, że nie rozumiemy tego?

Zdarza się, że przychodzą do nas małżonkowie, którzy nie zgadzają się ze sobą: jedno chce podtrzymać ciążę, a drugie – usunąć. Zdarza się, że jedno grozi drugiemu:

- Jeśli ją utrzymasz, rozwiedziemy się!

I wtedy idą do ojca duchowego, mając nadzieję na rozwiązanie problemu.

To rzeczywiście jest trudne. Kiedyś przyszedł młody człowiek ze swoim teściem – skierował ich ojciec duchowy. Ten młody człowiek chciał być kapłanem. Ale wtedy powiedział mi tak:

– Ekscelencjo, będzie Ekscelencja mnie namawiał do zmiany decyzji, ale ja po prostu chcę, żeby Ekscelencja wiedział: moja żona jest w ciąży, zrobiono badania i powiedziano nam, że dziecko będzie niepełnosprawne. Po prostu zwariowaliśmy po tym. Ale zdecydowaliśmy, Ekscelencjo: usuniemy ciążę! Wiem, że to grzech. Wiem, że stracę kapłaństwo na zawsze. Wszystko wiem, ale nie mogę, ojcze, nie mogę!

– Rozumiem.

Nic więcej nie powiedziałem.

– I nic mi Ekscelencja nie powie?

– A co mam powiedzieć?

– Proszę coś powiedzieć!

Powiedziałem mu:

– Ale zobacz! Po co przyszedłeś? Powiedzieć mi, że nie wytrzymujesz tego? Czy żebym powiedział: „Nie usuwajcie ciąży”? Nie wierzę ani w jedno, ani w drugie. Oczywiście, chcesz, żebym coś ci powiedział i żebyś tak mocno nie obciążał swojego sumienia?

– Tak, tak jest. Ale wiem też, że Ekscelencja jest naukowcem.

– Nie ma to teraz żadnego znaczenia: nic nie mogę dla ciebie zrobić jako naukowiec.

Jego teść tylko siedział i płakał. Żona na nich czekała. Nie przyszła, żebym jej nie przekonał.

A mnie serce pękało, przecież to niełatwe... Jak mam nadepnąć sobie na serce i powiedzieć: „Zachowajcie się tak a tak”! Przecież w takim razie ludzie by nie wytrzymali. Ale też nie mogłem im powiedzieć: „Usuńcie ciążę!” Dlatego powiedziałem im:

– A wiecie, jakie błędy są najlepsze? Te, które popełniają naukowcy! Nie mam wam więcej nic do powiedzenia. Po prostu się pomódlcie i powiedzcie: „Co Bóg nam da!”

– Wiem, ojcze, to samo powiedział mi ojciec duchowy.

– Zrób więc tak, jak cię Bóg oświeci.

Wyszli. I minął pewien czas. Już nie wrócili. Byłem pewien, że usunęli ciążę. Ale wrócili wtedy do domu i żona powiedziała:

- Nie mogę tego zrobić! Niech się urodzi, jakie by nie było! Nie mogę, sama siebie znienawidzę! Niech lepiej będzie takie dziecko, które będzie nas uczyło pokory, ono przynajmniej będzie wywoływało w nas dobre myśli.

I dziecko urodziło się całkiem zdrowe. Co się wydarzyło, nie wiemy do tej pory. Po prostu chcę powiedzieć, że nauka posiada pewne znaczenie, ale to bardzo dobrze, gdy jest ono kwestionowane. Szczególnie gdy kwestionuje się taki system, gdzie lekarz jest wszystkowiedzący i z łatwością zmienia prawdopodobieństwo w pewność, a Bóg pozostaje poza polem widzenia.

Wiecie, że wśród naszych obowiązków jako ojców duchowych jest też taki – wychowywać małżonków tak, aby rozwijać w nich wiarę, prowokować wiarę. Nie mogę powiedzieć, że dziecko nie urodzi się chore, może się też tak stać, niestety, ale najważniejsze w tym przypadku jest nie to, aby ludzie otrzymali zdrowe dziecko, a to aby Bóg urodził się w ich sercach w zdrowy sposób.

Przychodzą do nas też małżonkowie, którzy całymi latami nie mają dzieci, a bardzo ich pragną. Czy to nie naturalne pragnienie ludzkie? Założyliście rodziny, wiecie o tym, że gdy są dzieci, dom staje się pełny, zmienia się życie, przeobrażają się relacje, cichnie zła myśl. My jako ojcowie duchowi moglibyśmy dać błogosławieństwo, gdy chodzi o sztuczne zapłodnienie, ale gdy człowiek do nas przychodzi, nie wolno nam podejmować decyzji za niego. Jednak musimy z nim porozmawiać: pomimo tego, że poprzemy sztuczne zapłodnienie (również duchowe zapłodnienie) – porozmawiać z nim o tym, że w społeczeństwie, w którym chcemy wszystko zapędzić do symetrii naukowej twardości, Bóg ma swoje sposoby działania.

Wymodlone dzieci – to znaki. Na spowiedzi zwróćcie uwagę na dzieci, które urodziły się zgodnie z obietnicą i noszą imiona takich świętych: Nektariusz, Arseniusz, Efrem, Łukasz. Widziałem nieprawdopodobne rzeczy u takich dzieci, są one owocem gorących modlitw. Nie wszyscy mogą być tacy, ale mówię wam o dzieciach, które widziałem. Takie dzieci posiadają modlitewną ochronę.

Wiem o 53 dzieciach, które urodziły się mimo zapewnień lekarzy, że ich rodzice są bezpłodni. Powiedziano im to po badaniach i długotrwałym – od 4 do 22 lat – wspólnym bezdzietnym życiu. Gdy opowiadamy o tym lub czytamy w żywotach świętych, to wszystko wygląda tak łatwo. 22 lata oczekiwania i nagle – hop! A teraz przyjmują Eucharystię, chodzą do cerkwi.

Teraz też mamy dwie kobiety w ciąży, jedna po 13 latach oczekiwania i druga też po długich latach bezpłodności. I nie są zbyt religijne, ale posiadają wiarę.

Bywa tak, że przychodzi człowiek religijny i się obrusza:

– Ojcze, ale dlaczego Bóg nie daje mi dziecka? Jestem chrześcijaninem, czy Mu nie dogadzam? Więc dlaczego?

Czy naprawdę myślisz, że jeżeli słuchasz cerkiewnego radia, to już jesteś chrześcijaninem? Bóg osądza inaczej.

Lub przychodzi kobieta z odkrytymi ramionami i mówi:

– Ojcze, jestem bardzo grzeszna i dlatego Bóg nie daje mi maluszka. Może ojciec zmówić nade mną modlitwę?

To rzeczywisty przykład – wkrótce urodziły jej się bliźnięta, w Patrze.

Piękny świat Boga przewyższa nasz umysł. Powinniśmy pokazać ludziom sens ich istnienia, stosując w Kościele pewną ekonomię (autor ma na myśli uzasadnioną wyrozumiałość Cerkwi w stosunku do ludzkich słabości w kwestiach o charakterze niedogmatycznym, przyp. tłum.). Nie tylko akrybia (przeciwieństwo ekonomii, bezkompromisowe niedopuszczanie do odstępstw, w tym przypadku od nauczania Kościoła Prawosławnego w kwestiach praktycznych, przyp. tłum) jest drogą, istnieje też ekonomia. Ale jej zastosowanie powinno mieć w sobie pokorę i piękno.

Powstaną też inne problemy, z którymi ludzie coraz częściej będą się zwracać do was, ojców duchowych. Wraz z rozwojem badań komórek macierzystych wiele osób będzie pytać was, czy mogą zachować płyn owodniowy (czyli komórki macierzyste). Przy urodzeniu niemowlęcia lekarze mogą zachować krew pępowinową, aby w przyszłości wykorzystać zawarte w niej komórki macierzyste, jeżeli nagle pojawi się jakieś poważne schorzenie. Według mnie, nie ma tutaj problemu o charakterze moralnym w tym sensie, w jakim te komórki mogłyby być zakończonym w swej identyczności człowiekiem. Jednak problem polega na tym, że pojawia się tu kwestia gigantycznego biznesu, co jest wadą, gdy mowa jest o tajemnicy życia. Wytłumaczę wam dwa szczegóły.

W Grecji rodzi się około 100 000 ludzi rocznie. Jeżeli przy każdym porodzie dokona się tego zachowania płynu owodniowego, po 2 500 euro na osobę, wyniesie to 250 milionów euro rocznie. To „niezły biznes”. W Europie są tylko 24 prywatne banki do przechowywania krwi pępowinowej, w której zawierają się komórki macierzyste, za które płacisz. 13 z nich znajduje się w Grecji i na Cyprze. We Francji nie ma żadnego. Tam są tylko państwowe banki. Co się dzieje w państwowych? Tam oddajesz krew do banku i może trafić do kogokolwiek, podczas gdy w prywatnych przechowuje się ją tylko dla ciebie.

Mimo to, prawdopodobieństwo tego, że komórki macierzyste zostaną przez ciebie wykorzystane, biorąc pod uwagę współczesny poziom rozwoju nauki, jest znikome. Dlatego nawet narodowa komisja bioetyki – nie kościelna, a ta niezwiązana z Kościołem – sprzeciwiła się masowemu wprowadzeniu tej praktyki.

Dlatego gdy przyjdzie do nas ktoś z takim pytaniem, nie powiesz kategorycznie prosto z mostu: „To zabronione!” Po prostu wytłumaczysz mu, że prawdopodobieństwo przelania dodatkowych pieniędzy do cudzej kieszeni jest bardzo wielkie, a z drugiej strony prawdopodobieństwo wykorzystania kiedykolwiek tych komórek jest prawie zerowe. Nie ma tu natomiast kolizji moralnej: to kwestia komórki, a nie embrionu.

Gigantycznym problemem dziś jest chęć ustanowienia pełnej kontroli urodzeń – od zapłodnienia, doprowadzenia do niego lub przerwania, do urodzenia dziecka i ingerencji w jego przyszłość. Musimy zawsze brać pod uwagę nastroje społeczne. Przykład ze statystyk uniwersytetu Colorado zgromadzonych kilka lat temu. W pewnej ankiecie zapytano: „Jeżeli jest prawdopodobieństwo określenia skłonności dziecka do nadwagi w przyszłości przed porodem, przerwaliby Państwo ciążę?” I 11% odpowiedziało „tak”. To przejaw myślenia, gdy pragnie się urodzenia dokładnie takiego człowieka, jakiego byśmy chcieli.

Przypomnimy sobie też kwestie, związane z zakończeniem życia. W pewnej rodzinie jest ciężko chora osoba i jej choroba szybko postępuje. My jako rodzina powinniśmy zadać sobie pytanie: jaka jest nasza odpowiedzialność za niego? W pewnym momencie zaczynasz czuć, że po prostu nie pozwala mu się umrzeć. Zakłada się wenflony, elektrody, podaje leki – człowiek zamierza umrzeć, a dzieje się to, co się dziś dzieje z naszym krajem: upada, a my próbujemy go ratować. Człowiek się zbliżył do swojej śmierci i tu się zaczyna karmienie przez sondę, kładzie się go na oddział intensywnej terapii, a lekarze mówią:

– Jak sobie Państwo życzą!

I w rodzinie powstaje gigantyczny problem: ratować mu życie czy nie? To życie – to życie czy nie? To takie życie, którego pragnie Bóg czy takie, które narzuca technologia? Gigantyczne pytanie.

Ten dylemat stale się pojawia, stąd tak często są organizowane konferencje i dyskusje specjalistów z danej kwestii. Teraz znów będzie taka konferencja w ateńskim szpitalu Ewangelizmos, w której będę brał udział. Widzicie jak naukowcy, ale też wszyscy ludzie próbują się wykaraskać z sytuacji bez wyjścia, którą utworzyło szerokie, bezmyślne i niezwykle natarczywe wykorzystanie technologii w obszarach z pogranicza życia i śmierci?

Te problemy rodzą konflikty i kryzysy w rodzinach. Ludzie nie wiedzą, co mają robić. Będą przychodzić i pytać, a my, jako ojcowie duchowi, powinniśmy być bardzo uważni w swoich poradach.

I wreszcie jeszcze jedna bardzo ważna rzecz. Jesteśmy tymi, którzy będą udzielać odpowiedzi na te pytania. Możemy powiedzieć ludziom: „Jak was Bóg oświeci!” Ale gdy wyraźnie widzimy, że coś jest na rzeczy, to powiedzmy im to: „Zrób tak i tak, lepiej jest nie brać na siebie ciężaru”. Ale jeżeli coś jest ponad nasze siły, niech ludzie sami decydują, a następnie my też za radą swoich ojców duchowych lub naszego biskupa zobaczymy, jak mamy się odnieść do ich wyboru. Nasza duszpasterska opieka nie jest powołana do rozwiązywania problemów, jak często sądzimy, ale do zbawiania ludzi i czynienia ich świętymi, do pokazywania im drogi do Boga.


Za: http://www.pravoslavie.ru/97508.html

oryginalne źródło: https://dveri.bg/wh34d