publicystyka: Kilka słów o „śmierci miłosiernej”, czyli eutanazji – metropolita Trypolisu i Al-Koury Efrem (Kyriakos)

Kilka słów o „śmierci miłosiernej”, czyli eutanazji – metropolita Trypolisu i Al-Koury Efrem (Kyriakos)

tłum. Dominika Kovačević, 02 października 2016

W języku arabskim eutanazję określa się eufemistycznym zwrotem „śmierci miłosiernej”. Jednakże jeden z libańskich biskupów prawosławnego Patriarchatu Antiocheńskiego, metropolita Trypolisu i Al-Koury Efrem (Kyriakos) w swoim krótkim artykule odpowiada, jakie jest chrześcijańskie podejście do tego zagadnienia.


Czym w istocie jest „śmierć miłosierna” [tj. eutanazja]?
Chory nie zdrowieje, długo boleje, cierpi jego rodzina z powodu tej dręczącej agonii. I chory wyznacza granicę dla swej agonii poprzez samobójstwo lub lekarską interwencję (np. odłączenie respiratora), by zakończyć swe życie miłosiernie i współczująco.


Jakie jest stanowisko Cerkwi w tej sprawie?
Cerkiew określa „śmierć miłosierną” [tj. eutanazję] mianem zbrodni zabójstwa, bowiem wierzy ona, że Bóg jest jedynym Panem życia i śmierci, pomimo całego miłosierdzia czy współczucia wychodzącego z przejawu „miłosierności” chcącej zredukować agonię i ból.

Samobójstwo w perspektywie Cerkwi to zabójstwo [po arabsku „samobójstwo” pochodzi z zupełnie innego rdzenia niż „zabójstwo”, i oznacza dokładnie „samo-uwolnienie”, przyp. tłum.]. Powszechna myśl współczesnego świata sprzeciwia się Boskiemu nakazowi „Nie zabijaj”, tak jak ma to miejsce w przypadku aborcji i eutanazji.


Jakie powinny być kryteria dla nas chrześcijan, którymi powinniśmy się kierować w tej sprawie? Czy są to prawa społeczno-polityczne? A może są to regulacje Boskie, religijne?
Bez wątpienia, czynnik ekonomiczny ma dużą rolę w tym zagadnieniu, zwłaszcza w przypadku ciężkiej choroby lub trwałego kalectwa.

Czynnik materialny (cielesny, ziemski) w rodzinie, a nawet w państwie, istotnie kształtuje [okoliczności], bowiem rodzina nie chce być wyczerpana przez [poniesione] wysokie koszta, tak jak i współczesne społeczeństwo uznaje za uciążliwy wzrost liczby starców, emerytów i niepełnosprawnych.


A zatem, co mamy robić my, chrześcijanie, w tej sytuacji?!
Po pierwsze, do nas należy – na ile możemy, i pomimo trudności ludzkich i społecznych – zapewnienie środków uspokajających i lekarstw zmniejszających ból chorego, który cierpi. My nie wypatrujemy bólu, lecz uznajemy go za środek do pokuty za nasze grzechy – no chyba że to nie było dobrowolne – i wtedy czerpiemy korzyść, na rzecz pokajania i cierpliwości. Bolejący chory jest w potrzebie pod każdym względem: kogoś towarzyszącego mu w miłości, wsparcia materialnego i moralnego, a zwłaszcza w sytuacji biedy, rezygnacji i samotności, jako że niepokój i konwulsje duchowe towarzyszą takim stanom.

Ostatnie, choć nie mniej ważne: po tych wszystkich próbach uśmierzenia cierpień oraz staraniach społecznych i medycznych, pozostaje – i to jest najważniejszym – modlitwa do Boga, by objawił On Swój plan o przedłużeniu życia lub o śmierci. Jakby nie było, ostateczna decyzja w praktyce jest pozostawiona świadomości [arabskie słowo ḍamīr podkreśla tutaj osobistość i duszę tej świadomości, przyp. tłum.] chorego i rodziny, a nie tylko prawom społecznym.


Teksty oryginalny ukazał się na stronie metropolii Trypolisu i Al-Koury