publicystyka: Doskonałe dobro dla człowieka

Doskonałe dobro dla człowieka

tłum. Karion Szeszko, 15 czerwca 2016

Czym jest wola Boża i jak ją poznać? – wcześniej czy później to pytanie rodzi się w sercu każdego człowieka, dążącego do chrześcijańskiego życia. Człowiek powinien nad tym się zastanowić. Od razu pojawia się jednak szereg innych, niemniej ważnych i złożonych dylematów: Jak mogę podporządkować siebie Bogu i jednocześnie pozostać wolnym człowiekiem? Jaką drogę przygotował mi Bóg, co jest moje z zaproponowanych przez Niego rzeczy? Jak wybrać rzeczy potrzebne, a przede wszystkim: jak pokonać niepotrzebne wątpliwości?

Piszą o tym święci Ojcowie, na ten temat opublikowano sporo artykułów i książek teologicznych, mówią o tym w swoich kazaniach pasterze Cerkwi. Jednak wątpliwości pozostają nierozwiane i najczęściej człowiekowi wydaje się, że wszyscy to rozumieją, jedynie on sam cierpi z powodu swoich rozterek, że tylko jego życie jest najbardziej złożonym i zaplątanym kłębkiem wszelkich przeszkód, ograniczającym mu drogę do życia w Światłości, w Chrystusie.

Jak się nauczyć operować tym kłębkiem, nie pozwalając mu na to, by zaplątał się jeszcze bardziej, opowiada wykładowca Misjonarskiego Instytutu miasta Jekaterynburg, autor i prowadzący cyklu programów w kanale telewizyjnym „Soyuz” Konstanty Koriepanow.

- Panie Konstanty Władylenowiczu, w jednym ze swoich wideo-wykładów przytacza pan cytaty św. Antoniego Wielkiego mówiące o tym, że bogobojnym (ros. błagoczestiwym – przyp. tłum.) człowiekiem jest ten, kto zna Boga, wypełnia jego wolę. „Bogobojny jest ten człowiek, który robi to, do czego wezwał go Bóg, a nie to, co on sam chce” – tak pan komentuje słowa świętego Antoniego. Czy naprawdę postępowanie zgodnie z wolą Bożą oznacza pełną rezygnację ze swoich pragnień?


- Już sama forma pytania, zdumienie i niepokój, które są w nim słyszane, wyraźnie zarysowują odwieczną prawdę o nas: boimy się ingerencji Boga w nasze życie. Jest to jednocześnie przyczyną całej ułomności naszego życia i skutek upadku pierwszych ludzi. Przecież Adam doskonale, jasno i stanowczo znał wolę Bożą. Ale pomyślał (właściwie – uwierzył kusicielowi), że oto Bóg rzeczywiście ukrywa przed człowiekiem pewne dobro. Tu jest źródło naszych grzechów, skutek naszego braku wiary.

Na przykład, zobaczywszy nowy samochód sąsiada, zaczynamy myśleć, że nasz osobisty samochód wcale nie jest tak ładny, mocny, pojemny, komfortowy i współczesny. Nie są to obiektywne informacje, przecież przed pojawieniem się samochodu sąsiada wszystko nam odpowiadało. Wszystko to, co mamy w obecnym momencie jest pełnią dostępnych dla nas dóbr Bożych. Ale nasze pragnienia, jak chociażby pragnienie posiadania czegoś innego są w konflikcie z Opatrznością Bożą i fenomenem Boskiej miłości i troski o nas. Właśnie dlatego, że wyobrażamy sobie Boga jako niesprawiedliwego, nieszczodrego, stronniczego i niewszechmogącego.

- Czymże jest wola Boża?

Jest ona doskonałym dobrem dla każdego człowieka. Można powiedzieć w ten sposób: jest tym, co bym wybrał dla siebie, gdybym posiadał doskonałe panowanie nad sobą. Ale w to trzeba uwierzyć. Powinniśmy zaufać Bogu; jak mówił św. Serafim z Sarowa: „Oddałem siebie dla Boga i kuję [siebie] jak żelazo”. A my nie ufamy Mu, boimy się, że zrobi nam coś bolącego, zmusi do robienia czegoś nieprzyjemnego, zainterweniuje i odsunie nasze „ja” na bok. Myślimy o nim nie jak o Ojcu, Miłości, nie jak o Umiłowanym i Upragnionym, lecz jak o tyranie, dyktatorze, mającym za zadanie zmusić nas do robienia tak, jak On chce.

- Skąd bierze się u nas takie wrażenie, przecież wszystkim wiadomo, że Bóg jest Miłością?

- To jest to, co osiągnął szatan w naszych duszach. On zniekształcił nasze wyobrażenie o Bogu w momencie, gdy podsuwał swoje myśli Ewie. Pamiętacie, jak wąż przypełzł do Ewy i spytał ją: „Czy rzeczywiście Bóg powiedział: Nie jedzcie owoców ze wszystkich drzew tego ogrodu?” Jest to kłamstwo i oszczerstwo na Boga. Ale myśl już zapadła w świadomość Ewy, gdyż ona kontynuuje rozmowę z wężem, zamiast tego, żeby oburzyć się i zabronić mu. Właśnie dlatego święci Ojcowie zawsze radzą, by nie rozpoczynać rozmowy ze złymi myślami, zwłaszcza tymi zawierającymi bluźnierstwo na Boga – lepiej jest się modlić. Ewa próbuje wyprowadzić węża z błędu: „Owoce z drzew tego ogrodu jeść możemy, tylko o owocach z drzewa, które jest w środku ogrodu, Bóg powiedział: Nie wolno wam jeść z niego, a nawet go dotykać, abyście nie pomarli” – i wpada w pułapkę, przecież wąż czeka na ten sprzeciw, a potem stanowczo i autorytatywnie zawiadamia Ewę: „Na pewno nie umrzecie! Ale wie Bóg, że gdy spożyjecie owoc z tego drzewa, otworzą się wasze oczy i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło”.

Widzicie, on tworzy inny wizerunek Boga – zawistny i zazdrosny. Czy warto słuchać „takiego boga”, czy warto tracić dobro, jeśli jest ono obecne, nawet rośnie w sadzie, w naszym zasięgu? Gdyby było ono rzeczywiście szkodliwe, to czy Bóg posadziłby to w raju?... Podobnie też my wierzymy w zniekształcony wizerunek Boga i stajemy się niezdolni do tego, żeby nawet pomyśleć, o wypełnieniu woli Bożej. Czyli myślimy, że wymagania Boga, Jego wola, faktycznie mogą stanowić pewne zagrożenie dla naszej wolności i naszego dobra.

- Czy może Pan podać przykład, jak to się dzieje w naszym życiu?


- My mówimy: „chcę zrobić TAK”, „kocham TĘ dziewczynę”, „chcę słuchać TEJ muzyki”, „chcę pójść tam i zobaczyć TO”… Czujemy przy tym, że Bóg nie akceptuje naszego wyboru i dlatego tak zuchwale, z wyrzutem, deklarujemy swoje prawa, ale… błyskawica lub cegła na nas z nieba nie spadają (w wyjątkowych przypadkach bywa tak, ale są to albo wyjątkowi ludzie, albo wyjątkowe sytuacje). Bóg pozwala nam robić to, co wybieramy, nie zostawia nas też w tym przypadku, ale Jego możliwość współdziałania z nami przesądzana jest przez naszą własną wolę – nie chcemy pełni tego współdziałania. A ponieważ był to nasz wybór, to jego skutki nie będą dla nas dobre, gdyż wszystko, co nie odbywa się zgodnie z wolą Bożą kończy się śmiercią!

Wspomnijmy na przykład powieść T. Dostojewskiego „Zbrodnia i kara”. Raskolnikow nie szuka woli Bożej. Bazując jedynie na swoich szatańskich, pysznych, logicznych teoriach, wykonuje straszną rzecz – zabija człowieka (z jego punktu widzenia – nikczemną „wesz”) – i w duszy Raskolnikowa otwiera się piekielna otchłań, doprowadzając go niemal do szaleństwa, a samobójcze myśli nie opuszczają go nawet na katordze… Stan Raskolnikowa jest właśnie karą, która czeka na każdego człowieka odrzucającego wolę Bożą, dając sobie prawo do dyktowania światu i ludziom swojej woli. Nie jest tak dlatego, że Bóg „się gniewa”, a dlatego, że samowola, grzech oznaczają śmierć. Świat nie ma życia sam w sobie, stworzony został z woli Bożej i tylko z tej woli Bożej zachowuje się możliwość istnienia świata, istnienia napełnionego dobrem i błogością.

- Czasem ludzie wierzący bardzo przeżywają, zastanawiają się co dokładnie jest miłe Bogu.

- Tak, wydaje się, że człowiek na poważnie szuka woli Bożej. A jest to najczęściej złudzenie, zresztą, w pełni szczere. Którą lepiej dziewczynę wybrać „tę” czy „tamtą”? Tłumaczy się to tak: „jak wiedzieć, z którą z nich będę szczęśliwy”. Dokąd lepiej pójść: do świątyni czy do banku? To z kolei tłumaczy się tak: „chciałabym popracować w świątyni, ale trudno mi jest utrzymać rodzinę”. Jest oczywistym to, że człowiek szuka swojego, a nie Boskiego. I na takie pytania człowiek najczęściej nie otrzymuje żadnych odpowiedzi, chyba że się mu poszczęści i znajdzie uduchowionego ojca obdarzonego darem przenikliwości (ros. prozorliwosti – przyp. tłum.). Dlatego, że w tych pytaniach widoczna jest dwulicowość: człowiek tak jakby zwraca się do Boga: pozwól mi robić to, co jest przyjemne i wygodne, ale obiecaj, że nie będziesz przez to się gniewał.

- Ale przecież czasem człowiekowi niełatwo jest rozpoznać wolę Bożą.

- Jest to rzeczywiście trudne. Ale trudność ta polega na tym, że wewnętrznie nie jesteśmy gotowi jej przyjąć. Okazuje się, że istnieje pewne prawo: kiedy człowiek wypełnia to, co odbiera jako wolę Bożą, wówczas rozum się oświeca i większość pytań znika same przez się, a pozostałe wątpliwości dzięki modlitwie stopniowo są rozwiązywane.

Oto przykład. Bardzo podoba mi się dziecięcy film „Szczeniak”. Bohater opowieści filmowej nie wiedział o Bogu nic, gdyż rósł w czasach sowieckich, lecz pewnego razu zlitował się nad sierotą, oddał mu najcenniejszą rzecz, jaka u niego była – i w tym momencie poczuł on dotknięcie Boga, z Którym już się nie rozstawał i z czasem został kapłanem.

A my zwykle chcemy dowiedzieć się, jaka jest wola Boża, nie robiąc nic w tym kierunku, dlatego nic nam się nie udaje. Jak jest powiedziane w psalmie 18: „Przykazanie Pana jest jasne, oświeca oczy”. Powiedzmy, jeśli znamy i przyjmujemy przykazanie, że wszystkim należy przebaczać, a sami świadomie nie wybaczamy z przyczyn dla nas istotnych, to nie ma żadnego sensu pytać Pana Boga o inne istotne dla nas sprawy: Panie, oświeć mnie, jak chcesz, abym postąpił… Idź pogódź się z człowiekiem, wybacz mu i od razu otrzymasz rozwiązanie swoich wątpliwości.

Całe złożone, ascetyczne zadanie polega właśnie na tym, ażeby z własnej woli podporządkować się Bogu, poddać się Mu (Rzym 6,13; 8,7), zebrać całego siebie i oddać się Bogu w całości, nie ściskając przy tym zębów (taka ofiara nie będzie ani przyjęta, ani oświęcona), lecz ze strachem i radością, jak niegdyś dziewczęta oddawały się w ręce panów młodych: odchodząc w nieznane, na posłuszeństwo innej woli, ale woli ukochanego, woli tego, który pokochał.

-„Nie ściskając przy tym zębów, lecz ze strachem i radością” – to nie jest takie proste…


- Na tym polega trudność w naszym życiu. Walka nie tylko z własnymi „zachciankami” (namiętnościami i żądzami), z wiarą, że ja sam, z pomocą własnego rozumu i swoimi siłami będę mógł zrobić to, co uważam za dobre (w tym wyrażeniu zawartych jest szereg duchowych błędów), ale również walka z niewiarą w Boga, niedowierzaniem Mu.

W Starym Testamencie jest ciekawy przykład. Zdumiewający ze względu na swoje cechy fizyczne sędzia Salomon, który otrzymał łaskę od Boga, nie zważając na świadectwo Zakonu, porady rodziców, na oczywiste świadectwa od Samego Boga, chce żyć z kobietą, która nie jest mu pisana, nie lubi go i zniszczy go. Samson z zadziwiającym uporem trwa przy własnej woli, otrzymuje Dalilę jako żonę i w efekcie zostaje pozbawiony łaski, a faktycznie (z punktu widzenia społecznego i duchowego) również życia: on, ślepy, zmuszony przebywać w świątyni Dagona… I oto właśnie Samson mógł przyjąć ten stan, „nie zaciskając zębów”. Dlatego też gdy wraca do niego siła, nie szuka on zdradliwej wolności, w której jest tyle pokus samowoli, lecz przyjmuje wyznaczone przez Boga postanowienie – umiera tam, gdzie zakuli go w kajdany.

Czyli znowu i znowu należy pokrzepiać siebie w wierze, stając przed Bogiem z otwartością, wypełniając Jego przykazania: nie osądzać, cierpieć, modlić się za wrogów, wybaczać i wierzyć, że nie zważając na szalejące wokoło morze życia, nie ma siły zdolnej do pokonania siły Boga, który mnie pokochał.

- Czy realizacja takiego zadania jest wykonalna dla nas, świeckich ludzi, żyjących we współczesnym społeczeństwie?

- To zadanie najwidoczniej w ogóle jest niewykonalne. Ani dziś, ani tysiąc lat temu. Nawet apostołowie pewnego razu zawołali: „Więc kto może się zbawić?”. Jak widzimy z Ewangelii, aż do Zesłania Św. Ducha nie byli oni w stanie wypełniać wolu Bożej. Ale u Boga wszystko jest możliwe. Siła Ducha działa w człowieku w taki sposób, że rodzą się w nim impulsy, pragnienia, dążenia, doskonale zgodne z wolą Bożą. Człowiek odbiera je jako osobiste pragnienia, a nie jako naciski z zewnątrz. Wolę Bożą przyjmuje jako swoją własną.

Kobieta, która utraciła męża, wcale nie ma obowiązku podejmowania wyczynu (ros. podwig) bł. Kseni z Petersburga, a prawosławny kapłan nie musi pozbawiać siebie i żony małżeńskich stosunków, jak św. Jan z Kronsztadu. Ale ci święci, rozmyślając w modlitwie o tym, jaką powinni podjąć służbę Bogu, poczuli zdecydowane pragnienie (zdecydowanie własnej woli „plus” pragnienie serca), by uczynić to właśnie w ten sposób. Było to ich osobiste pragnienie, ale była w tym również wola Boża, ponieważ wszystko tutaj było z duchowego punktu widzenia pomyślne.

- Współcześni wierzący ludzie mają jeszcze inny problem – niezrozumienie ze strony otaczających ich ludzi. Oni żyją jak gdyby w duchowej próżni…

- Rzeczywiście, problemem naszych czasów jest to, że dziecko, nawet ochrzczone, od pieluch uczone jest przez rodziców, nauczycieli, kolegów i procesy kulturowe tego, żeby żyć według własnej woli. Wszyscy wokół żyją w ten sposób i uczą go tego samego. Bóg jest odsuwany na peryferie jego życia: On jest, o tym musisz pamiętać, ale to ty jesteś gospodarzem własnego życia, i nikt nie może nim zarządzać.

Mnie zawsze zachwycały niektóre świadectwa z życia świętych. Na przykład, Prochor Mosznin (przyszły św. Serafim z Sarowa) miał kolegów-rówieśników, którzy od lat dzieciństwa zapałali chęcią mniszego ascetycznego trudu. Czterech z nich chodziło pieszo do Kijowa, żeby dowiedzieć się, do jakiego monasteru mają wstąpić. I poszli. Takich przypadków w historii rosyjskich (ale też każdej innej) świętych jest ogromne mnóstwo: wokół znajdowali się towarzysze, zwolennicy, pełni łaski Ducha ojcowie, sprawiedliwe kobiety, które podpowiadały i pokazywały, wspierały i inspirowały.

Obecnie nie ma takiego społecznego otoczenia. Dlatego człowiek, któremu przychodzi na myśl, aby żyć nie zgodnie z mądrością ludzką, a zgodnie z przykazaniami, szukając woli Bożej, rzeczywiście, od razu znajduje nie towarzyszy, tylko krytyków i szyderców. Odczuwając swoją samotność, w sposób całkowicie naturalny odczuwa wątpliwości: zapewne, ja naprawdę czegoś nie rozumiem, przecież wszyscy wokoło chrześcijanie, ale nie dręczą się takimi pytaniami…

- U człowieka duchowo niedoświadczonego może pojawić się pytanie: a co z wolnością, o której tak wiele mówi się w Cerkwi? Jak można zestawić wolność człowieka i wypełnianie woli Bożej, które zakłada podporządkowanie się jej?

- Wypełnianie woli Bożej jest właśnie wypełnieniem wolności. Z teologicznego punktu widzenia, Bóg jest doskonale wolny. Nie jest wolny od kogoś lub czegoś – wolność jest cechą Boskiej natury. Właściwie, jest On jedyną wolną Istotą w bycie. Wszystko pozostałe zależy od niego i nie jest wolne, chociażby od zbutwienia i śmierci. Człowiek waha się, nie wiedząc, co wybrać, chce zarówno jednego jak i drugiego, widzi pożytek i radość i w jednym, i w drugim. Takie wahania woli podkreślają właśnie jej słabość, niepewność, zależność. Wolność nigdy nie podlega wahaniom w dobru, zawsze przebywa w życiu, stanowi życie, niesie życie, światło i dobro.

Wróg podsunął nam inną myśl: być wolnym oznacza postępować tak, jak ty uważasz za prawidłowe; robić to, co ty uznajesz za dobro. Tak więc proszę spojrzeć: wszystko dookoła – wojny, aborcje, rozwody, pijaństwo, złodziejstwo, zabójstwa, ubóstwo – są owocami takiej wolności. Często ateiści, usprawiedliwiając swoją niewiarę mówią o tym, że na świecie jest bardzo dużo zła, cierpienia i śmierci i „normalny bóg” nie mógłby stworzyć takiego świata. A przecież Pan nie stworzył świata w takiej postaci jaką przyjmuje ten świat obecnie! Wszystko, co stworzył Bóg – „było bardzo dobre”, a ten zniekształcony świat, nierozerwalnie związany z bólem, cierpieniami, niewolnictwem i śmiercią stworzyliśmy sami, zgodnie z własną wolą. Właśnie ci ludzie, którzy tak dbają o wolność człowieka, powinni się cieszyć: współczesny świat jasno świadczy o tym, że człowiek jest wolny, w przeciwnym razie takiego świata po prostu nie mogło być!

- Metropolita Antoni Suroski w jednym ze swoich wywiadów w radiu powiedział, że człowiek nie od razu jest zdolny do tego, żeby „o nic nie prosić Boga, a po prostu radować się w Bogu”, najpierw należy przejść przez pewien okres… Kiedy zaczynasz rozumieć, że w ideale trzeba na tyle zaufać Bogu, Jego woli, żeby o nic nie prosić, wówczas uświadamiasz sobie, na ile jesteś słaby i niedoświadczony. Jak, według pana, lepiej przechodzić ten okres, o którym mówi metropolita? To poczucie pełnego zaufania przecież nie przyjdzie samo…

- Trzeba po prostu przeżyć swoje życie z Bogiem takim, jakie ono jest. Prosić Go o wszystko z modlitwą – o bliskich, w trudnych momentach, chorobach. Im częściej i szczerzej czyni to człowiek, tym pełniej wchłania się w życie z Bogiem, tym wyraźniej dostrzega on, jak powiedział inny biskup, „Opatrzność Bożą w swoim życiu” i dzięki temu coraz częściej zaczyna dziękować. Na początku dziękczynienie osiąga taką ilość, jak nasze prośby; potem dziękczynienie wnika coraz głębiej w życie człowieka, wypierając z życia prośby. Jest to pewna miara świętości, doskonałego zaufania do Boga.

Cierpienie smutków z wzywaniem do Boga w modlitwie pomaga człowieku stawać się doświadczonym. To doświadczenie polega na tym, że człowiek nawet w nadzwyczajnych okolicznościach, nawet w mroku gułagu nie wpada w rozpacz (ros. otczajanije), nie waha się, wiedząc (właśnie wiedząc!), że Bóg nigdzie nikogo nie zostawia; i taka śmiałość odradza serce łaską Ducha Świętego, czyniąc go zdolnym do doskonałej miłości. A o co jeszcze można prosić?

Droga ku temu jest niekrótka. Zaczyna się od tego żeby w trudnych okolicznościach z niezachwianą wiarą i zaufaniem do Boga cierpliwie błagać Go o zmiłowanie. Prosić cierpliwie i nieustępliwie.

Za: pravoslawie.ru
grafika za: pravoslavie.ru