publicystyka: "Teraz zaś już nie ja żyję..."

"Teraz zaś już nie ja żyję..."

tłum. Gabriel Szymczak, 24 września 2020

Kiedyś myślałem, że Krzyż Chrystusa był czymś, na czym zawiesiliśmy nasze grzechy, abyśmy nie musieli później za nie cierpieć. To było raczej płytkie wyobrażenie. Jezus powiedział więcej - że będziemy musieli zaprzeć się samych siebie, wziąć krzyż i iść za Nim. Zdałem sobie sprawę, że krzyż musi przenieść się z Golgoty do mojego serca. Cóż, to jest walka, ponieważ podczas gdy moje serce chce żyć wiecznie i jest wdzięczne za wszystko, co Jezus dla mnie zrobił, chce ono również realizować swe własne przyjemności, marzenia i ambicje. Przyjęcie Krzyża do serca i wyrzeczenie się siebie, które następuje zaraz po, są wprost sprzeczne z fantazjami mego życia. Z tego powodu, chociaż grzech jest trudny do wytrzymania, bardzo trudno jest nieść krzyż.

W Liście do Galatów (rozdział 2) św. Paweł przedstawia zdumiewającą ideę. „Razem z Chrystusem zostałem przybity do krzyża. Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus”. Wierzyć, że Chrystus umarł za mnie, to jedno. Inną rzeczą jest powiedzenie, że zostałem ukrzyżowany z Chrystusem. Św. Jan Chryzostom mówi, że w tych słowach znajduje się nawiązanie do chrztu. Na chrzcie umiera się dla starego ja i uwalnia się od tyranii przeszłości, świata i własnego ego. Tak wielu ludzi walczy ze sobą. Ciągle narzekają na jakąś słabość, niekontrolowalną pasję, złe nastawienie, ocenianie itp. Niepokoi ich, że te słabości i namiętności wydają się nigdy się nie zmieniać, mimo że z całych sił z nimi walczą.

Wyobraź sobie, że w tym równaniu nie ma „ja”. To już nie „ja” żyje. Gdyby nie było „ja”, diabeł nie miałby czego zaatakować. Nie byłoby niekontrolowanych namiętności, złych postaw. Z pewnością nie byłoby rozpaczy ani strachu. Nie byłoby pokus. Jak mówi stare powiedzenie, „zmarły nie może grzeszyć”.

Starzec Porfiriusz mówi:
„W Kościele, który posiada sakramenty zbawcze, nie ma rozpaczy. Możemy być głęboko grzeszni. Ale spowiadamy się, kapłan czyta modlitwę, otrzymujemy przebaczenie i idziemy do nieśmiertelności, bez lęku i lęku. Kiedy kochamy Chrystusa, żyjemy życiem Chrystusa. Jeśli dzięki łasce Bożej nam się to udaje, znajdujemy się w innym, godnym pozazdroszczenia stanie. Dla nas nie ma strachu; ani śmierci, ani diabła, ani piekła. To wszystko istnieje dla ludzi, którzy są daleko od Chrystusa, dla niechrześcijan. Dla nas, chrześcijan, którzy pełnimy Jego wolę, jak mówi Ewangelia, te rzeczy nie istnieją. Oczywiście – one nadal istnieją, ale kiedy zabija się stare ja wraz z namiętnościami i pragnieniami, nie przywiązuje się już wagi ani do diabła, ani do zła. To nas nie dotyczy. To, co nas interesuje, to miłość, służba Chrystusowi i bliźnim. Jeśli osiągniemy punkt odczuwania radości, miłości, uwielbienia Boga bez lęku, dochodzimy do tego, że mówimy: już nie ja żyję; Chrystus żyje we mnie Nikt nie może powstrzymać nas przed wejściem w tę tajemnicę”.

Jak bez lęku osiągniemy ten stan radości, miłości i uwielbienia dla Boga?

Przede wszystkim z wiarą - wiarą, że Chrystus umarł za mnie; wiarą, że już nie ja żyję; wiarą, że to Chrystus żyje we mnie; wiarą we wszystko, co mi daje, aby mógł we mnie żyć: chrzest, Eucharystię, Biblię, Kościół, spowiedź itd. Wiarą, że On mnie nigdy nie opuści ani nie porzuci, bez względu na to, co zrobię i ile razy upadnę.

Następnie osiągamy ten stan przez theosis, przez proces zbawienia. Przez Ducha Świętego i udzieloną nam łaskę wypracowujemy zbawienie w bojaźni i drżeniu. Przyjmujemy dyscyplinę wiary nie po to, by zyskać przychylność Boga, ani nie czynimy tego, aby przestrzegać zasad. Robimy tak, abyśmy mogli osiągnąć ten stan istnienia, w którym wiemy i już nie wątpimy, że już nie ja żyję, ale żyje we mnie Chrystus.
Wreszcie z miłości dochodzimy do miejsca, w którym nie tylko zostaliśmy stworzeni na Jego obraz, który mają wszyscy ludzie. Uzyskujemy również Jego podobieństwo. Ponieważ Bóg jest miłością, wyglądać jak Chrystus - to wyglądać jak sama miłość. Miłość zmusza nas do wzięcia Jego krzyża i pójścia za Nim. To z miłości jestem ukrzyżowany dla świata, a świat dla mnie. To miłość sprawia, że „ja” odchodzi. Wtedy, w Dniu Sądu, kiedy Bóg spojrzy na mnie, to nie moje „ja” On zobaczy. Zobaczy we mnie Chrystusa.

o. John Moses

za: Ramblings of a Redneck Priest

fotografia: bogdan /orthphoto.net/