publicystyka: Modlitwa i życie (część 3)

Modlitwa i życie (część 3)

tłum. Joachim Jelisiejew, 27 lipca 2020

(Ten fragment rozpoczyna cykl rozważań nt. modlitwy „Ojcze nasz” — przyp. tłum.)

Modlitwa Pańska, choć prosta i tak często używana, jest jednak trudna. Jest to jedyna modlitwa, którą dał nam Chrystus. W jakimś sensie jest ona nie tylko modlitwą, ale i drogą życia, zestawioną w formie modlitwy: to obraz ciągłego ruchu duszy od zniewolenia do swobody. Modlitwa jest zbudowana z porażającą dokładnością. Podobnie jak kręgi rozchodzące się na wodzie od wrzuconego kamienia można obserwować coraz dalej i dalej, aż do brzegów - lub odwrotnie, od brzegów do źródła, tak i Modlitwę Pańską można rozkładać na części, rozpoczynając od pierwszych słów albo od ostatnich. Nieporównywalnie łatwiej jest iść z zewnątrz do centrum, choć dla Chrystusa i Cerkwi prawidłowy jest odwrotny kierunek.

Jest to modlitwa synostwa, Ojcze nasz. I choć może ją wznieść każdy, kto zbliża się do Pana, dokładnie wyraża ona nastawienie tylko tych, którzy znajdują się w Cerkwi Bożej, którzy w Chrystusie znaleźli drogę do swojego Ojca, gdyż tylko z Chrystusem i poprzez Niego stajemy się synami Bożymi.

Tę naukę duchową łatwiej zrozumieć, jeżeli rozważymy ją równolegle z historią Wyjścia i w kontekście przykazań błogosławieństw. Gdy zaczynamy od ostatnich słów modlitwy i idziemy ku początkowi, widzimy, że jest to droga wstępująca: moment początkowy obrazuje niewolę, zaś szczyt - pierwsze słowa modlitwy - wyraża relację synostwa.

Naród Boży, który swobodny wszedł do Egiptu, stopniowo wpadł w stan niewoli. Warunki życia nieustannie przypominały mu o zniewoleniu: praca stawała się coraz trudniejsza, sytuacja materialna coraz gorsza; lecz to nie wystarczyło, by skłonić Izraelitów do uwolnienia. Gdy ucisk przekroczy granice, może przywieść do buntu, do próby uwolnienia się z ciężkiego, nieznośnego położenia, ale w istocie ani powstanie, ani ucieczka nie czynią nas wolnymi, gdyż wolność jest przede wszystkim wewnętrznym stanem w stosunku do Boga, samego siebie i otaczającego świata.

Za każdym razem, gdy Izraelici próbowali opuścić kraj, nakładano na nich nowe i coraz cięższe obowiązki. Gdy trzeba było robić cegły, odmawiano im koniecznej do tego słomy i faraon mówił: Niech sami chodzą i zbierają słomę. Chciał on, by doszli oni do takiego wycieńczenia, by byli tak zduszeni wysiłkiem, że myśl o buncie lub uwolnieniu się nie przechodziłaby im już przez głowę. Dokładnie tak i dla nas nie ma nadziei, dopóki jesteśmy zniewoleni przez księcia tego świata, diabła, ze wszystkimi siłami, którymi rozporządza on dla zniewolenia ludzkich dusz i ciał, by utrzymać je z dala od Żywego Boga. Jeżeli tylko Bóg nie przyjdzie nas wyzwolić, wyzwolenia nie będzie, a tylko wieczna niewola; i pierwsze słowa, które znajdujemy w Modlitwie Pańskiej mówią o tym: Wybaw nas od złego. To właśnie wybawienie od złego dokonało się w Egipcie poprzez Mojżesza i to dokonuje się podczas chrztu siłą Bożą, daną Cerkwi. Słowo Boże brzmi w świecie, wzywając nas do wolności, dając nadzieję schodzącą z nieba dla tych, którzy utracili nadzieję na ziemi. Słowo Boże jest głoszone i znajduje odzew w duszy ludzkiej, czyniąc człowieka uczniem Cerkwi: stoi on u wejścia, jak ten, który usłyszał wezwanie i podszedł posłuchać.

Gdy uczeń postanawia zostać swobodnym człowiekiem w Królestwie Bożym, Cerkiew podejmuje określone działania. Nie ma sensu pytać niewolnika, pozostającego we władzy grzechu, czy chce być wolnym: on wie, że jeżeli ośmieli się prosić o proponowaną wolność, będzie surowo ukarany, gdy tylko znajdzie się sam na sam ze swoim panem. Ze strachu i przyzwyczajenia do niewoli człowiek nie może prosić o wolność, nim nie zostanie wybawiony od władzy diabła. Dlatego, zanim zapyta się o cokolwiek człowieka, który tu stoi z nową nadzieją na Boży ratunek, wybawia się go od władzy szatana. Takie jest znaczenie modlitw, które są czytane na początku sakramentu chrztu w Cerkwi prawosławnej i Kościele rzymskokatolickim. Dopiero po wyzwoleniu z niewoli, pyta się człowieka, czy wyrzeka się on diabła i chce zjednoczyć z Chrystusem. A dopiero po jego niewymuszonej odpowiedzi przyjmuje się go jako członka Ciała Chrystusowego.
Diabeł chce mieć niewolników, zaś Bóg chce wolnych ludzi, których wola byłaby zgodna z Jego wolą. W terminach Księgi Wyjścia „złym” był Egipt, faraon i wszystko związane z nimi, a mianowicie: pożywienie i zachowanie życia w warunkach niewolniczego poddania. I dla nas akt modlitwy, będący bardziej rzeczywistym, bardziej ostatecznym aktem powstania przeciwko niewoli niż zbrojne powstanie, jest równocześnie jakby odnowieniem uczucia odpowiedzialności przed Bogiem i pokrewieństwa z Nim.

Zatem, początkowe położenie, z którego rozpoczyna się Wyjście i z którego zaczynamy i my, to położenie niewoli i niemożności jej zakończenia poprzez bunt czy ucieczkę, gdyż buntując się czy uciekając pozostajemy niewolnikami, jeśli tylko nie zmienimy całego swojego stosunku do Boga i całej naszej sytuacji życiowej, jak tego nas uczy pierwsze przykazanie błogosławieństwa: Błogosławieni ubodzy duchem, gdyż ich jest Królestwo niebiańskie. Sama z siebie bieda i stan niewoli nie są przepustką do Królestwa Niebiańskiego. Niewolnika można pozbawić nie tylko ziemskich dóbr, ale i niebiańskich; taka nędza może być bardziej pognębiająca niż tylko pozbawienie tego, czego potrzebujemy w ziemskim życiu. Święty Jan Złotousty mówi, że nie tak biedny jest ten, kto niczego nie posiada, jak ten, kto chce tego, czego nie ma.

Myśląc o naszym ludzkim istnieniu łatwo upewniamy się, że jesteśmy skrajnie biedni i ograbieni, gdyż cokolwiek mamy, nie jest to nigdy nasze, jakbyśmy nie wydawali się bogaci. Gdy staramy się utrzymać cokolwiek, bardzo szybko upewniamy się, że nie umiemy. Nasze życie nie opiera się na niczym, poza władczym twórczym słowem Bożym, wzywającym nas z całkowitego, radykalnego niebytu w Swoją obecność. Nie jest w naszej mocy utrzymać swoje życie i zdrowie lub choć własności psychosomatyczne: wystarczy, by w głowie pękło malutkie naczynie, by człowiek wielkiego umysłu zamienił się w głupkowatego. W sferze naszych uczuć z różnych powodów, które możemy i których nie możemy wyjaśnić - na przykład ze względu na grypę czy zmęczenie - nie jesteśmy w stanie we właściwym czasie poczuć względem drugiego człowieka tego współczucia, które tak chcielibyśmy znaleźć w sobie. Czasem idziemy do cerkwi i czujemy się jak skamieniali. Jest to nędza w czystej postaci, lecz czy czyni ona nas dziećmi królestwa? Nie, gdyż widząc z goryczą w każdym momencie życia, że wszystko wymyka się nam, zauważając tylko, że niczym nie dysponujemy, nie stajemy się od tego radosnymi dziećmi Królestwa Bożej miłości, lecz pozostajemy żałosnymi ofiarami okoliczności, nad którymi nie panujemy i których nienawidzimy.

Powróćmy do słów błogosławieni ubodzy duchem. Ubóstwo, odkrywające nam Królestwo Niebieskie, zawiera się w świadomości, że skoro nic mojego w rzeczywistości nie należy do mnie, to wszystko, co mam ,jest darem miłości - Bożej lub ludzkiej miłości; i ta świadomość zmienia wszystko. Jeśli czujemy, że nie jesteśmy samodzielni, a jednak istniejemy, to można powiedzieć, że objawia się tutaj nieustanne działanie Bożej miłości. Jeśli widzimy, że żadnym wysiłkiem nie możemy samodzielnie posiąść na własność tego, czym tylko dysponujemy, to oznacza, że wszystko jest Bożą miłością, konkretnie objawiającą się w każdym mgnieniu; i wtedy nędza staje się źródłem prawdziwej radości, gdyż wszystko, co mamy, jest dowodem miłości. Nigdy nie powinniśmy dążyć do przywłaszczania, gdyż nazywanie czegoś „swoim”, a nie niezmiennym darem Bożym, będzie ubytkiem a nie nabytkiem. Coś, co jest moje, jest obce wzajemnej miłości, jeżeli zaś coś jest Boże, a ja władam tym co dnia, w każdej chwili, to jest to nieustanny akt Bożej miłości. Wtedy dochodzimy do radosnej myśli: „Chwała Bogu, to nie jest moje; gdyby było moim, posiadałbym to, ale bez miłości!”.
Ustrój, do którego ta myśl nas doprowadza, jest właśnie tym, co Ewangelia nazywa Królestwem Bożym. Tylko ci przynależą do Królestwa, którzy mają wszystko od Króla ze względu na miłość i którzy nie usiłują być bogatymi, gdyż być bogatym znaczy być pozbawionym miłości, a trwać w niewoli rzeczy. Gdy tylko odkrywamy Boga w tej perspektywie, stwierdzamy, że wszystko jest Boże i wszystko od Boga; zaczynamy wchodzić do Królestwa Bożego i odnajdować wolność.

Dopiero gdy Izraelici pod kierownictwem Mojżesza i uświęceni przez niego uświadomili sobie, że ich niewola ma jakiś związek z Bogiem, a nie jest tylko dziełem ludzi, gdy zwrócili się ku Bogu, gdy powrócili do stosunków Królestwa, co nieco mogło się zmienić. To samo jest prawdą w stosunku do nas wszystkich: gdy tylko zrozumiemy, że jesteśmy unieszczęśliwionymi niewolnikami, a także, że dzieje się to wedle mądrości Bożej i że wszystko jest we władzy Boga, możemy zwrócić się ku Bogu i powiedzieć: Zbaw nas od złego.

metropolita Antoni (Bloom)
 
na podstawie: mitras.ru

fotografia: alik /orthphoto.net/