publicystyka: Rozpacz - najstraszniejszy oręż szatana

Rozpacz - najstraszniejszy oręż szatana

tłum. Gabriel Szymczak, 26 czerwca 2020

Wiele osób mówi obecnie: „Wiadomości o epidemii są takie smutne. Ogarnia mnie przygnębienie. Ale może ty nie oglądasz wiadomości?” Myślę, że nadszedł czas, aby wspomnieć, że Kościół Prawosławny zna smutek i przygnębienie,  i wie, jak sobie z nimi radzić.
 
+ + +

W raju Adam i Ewa byli radośni, beztroscy. Po upadku wszystko się zmieniło: nadeszła choroba i śmierć, a u ludzi pojawiło się coś, co mogą opłakiwać. Innymi słowy, po upadku ludzie musieli się smucić. Smutek jest nie tylko normalną reakcją człowieka na rozczarowujące okoliczności życia, ale jest także niezbędnym narzędziem, które pomaga w takich okolicznościach. To jest tajemnica.

Ten smutek, który jest tak przydatny, nazywa się smutkiem dla Boga. Człowiek zdaje sobie sprawę, że grzechy oddalają go od Boga, od Źródła Wiecznej Radości. Człowiek opłakuje swoje grzechy, żałuje przed Bogiem. Płacz za grzechy jest skrajną formą smutku dla Boga. Doświadczenie wielu ascetów mówi o tym, że ten płacz jest radosny. To znaczy, że żal dla Boga, duchowy żal, prowadzi nas do radości w Bogu.
Czy więc każdy smutek prowadzi do radości? To jest smutek pokutny, szczególny smutek. Gdy szczerze się nawracamy, Bóg chętnie nas przyjmuje i wybacza nam nasze grzechy. Stąd radość. Mieliśmy grzechy - i już ich nie ma, cóż za radość! W ten sposób uczucie smutku może być twórcze - jeśli jest to smutek skruchy.

Ale smutek może być też destrukcyjny, jeśli jest ziemski, czyli grzeszny. Prawosławny ascetyzm zalicza smutek do ośmiu głównych namiętności. Ogólnie rzecz biorąc, każda z naszych namiętności prowadzi do grzesznego smutku. Ziemski żal dotyka żarłoka lub rozpustnika, gdy mieli nadzieję, że coś ich zaspokoi, ale tego nie otrzymali. A jeśli to uzyskali? Wtedy przyjemność okazuje się w jakiś sposób gorsza niż to, czego oczekiwano, bardziej krótkotrwała i zastąpiona bolesnym uczuciem, pustką - i znowu ziemskim smutkiem.

Kogoś zasmuca przypomnienie sobie, jak naruszono jego dumę, jak nie pomścił swojej zniewagi. Tutaj smutek jest spowodowany dumą i gniewem. Ten, który poniósł straty materialne, jest smutny. Tutaj za smutkiem kryje się miłość do pieniędzy.

Smutek może stopniowo nabrać rozpędu, a jego skrajnym stopniem jest rozpacz. Święty Jan Chryzostom ujawnia nam sekret:
„Diabeł nie ma w rękach potężniejszej broni niż rozpacz. I nie tyle jest szczęśliwy, gdy grzeszymy, co kiedy rozpaczamy”.
 
+ + +

Demony bawią się swoją ulubioną grą. Co się na nią składa? Uwodząc człowieka do grzechu, demon przedstawia grzech jako coś wybaczalnego. Po popełnieniu grzechu, demon inspiruje nas myślą, że grzech jest niewybaczalny - i wpędza człowieka w rozpacz.

Obserwując nasze życie, musimy zadać sobie pytanie: czy ktoś gra z nami w podobną grę?

Z rozpaczy człowiek może stracić zdolność myślenia, otworzyć okno i skoczyć z 9. piętra. W chwili tak skrajnej rozpaczy popełnia się samobójstwo. W niektórych przypadkach samobójstwo będzie rozkładane na lata, a człowiek będzie stale pijany z żalu lub będzie w narkotykach szukać lekarstwa na swój obsesyjny smutek. Może też wejść w świat hazardu lub zostać posłusznym niewolnikiem przemysłu rozrywkowego.

Doczesny smutek napełnia duszę człowieka ciągłym niezadowoleniem, narzekaniem, burczeniem na innych, wrogością, tchórzostwem. Święty Izaak Syryjczyk widzi w grzesznym smutku przyczynę „komplikacji duszy”. Dlaczego proste rzeczy w naszym życiu wydają się nam tak skomplikowane? Odpowiedź brzmi: ze smutku. Ojciec Jan Krestiankin przyznał: „Uwielbiam się radować i zachwycać”. Radość duchowa świeciła w nim. Przybywali do niego ludzie w trudnych i skomplikowanych sytuacjach życiowych, a on wiedział, jak pomóc, wszystko rozwikłać i ofiarować pociechę. Jego radosne serce i współczujące słowa w cudowny sposób uleczały te niezdrowe komplikacje duszy. Wystarczy przeczytać jego listy, aby to odkryć.

Komplikacja duszy, połączona ze smutkiem powoduje, że człowiek cierpiący z powodu smutku zadowala się tym smutkiem i czerpie z niego niezdrową przyjemność. Przypomnij sobie wiersze dekadenckich poetów lub spójrz na twarze popularnych piosenkarzy. Nie potępiajmy ich, ale wyciągnijmy właściwy wniosek: zdajmy sobie sprawę z tego, że musimy pozbyć się grzesznego smutku. Jeśli chcemy odzyskać siły, Bóg pomoże w odzyskaniu zdrowia.

Mamy depresję, ponieważ nie osądzamy siebie.
Najlepszym lekarstwem jest skrucha. Święty Doroteusz uważa, że odczuwamy przygnębienie, ponieważ nie oceniamy siebie. Zasmucają nas inni ludzie, koledzy i sąsiedzi, z którymi chcemy zerwać relacje. To zła decyzja. Asceci sugerują coś innego: potraktowanie osoby, która nas zasmuciła, jak lekarza, który uciska bolące miejsce i znajduje w nas namiętność smutku. Wyobraź sobie: po udarze pacjent nie czuje lewej dłoni, lekarz go leczy i nagle w dłoni odczuwa ból. Chociaż boli, pacjent jest wdzięczny, ponieważ taki ból jest początkiem wyzdrowienia.

Nie spieszmy się i nie zrywajmy relacji z tymi, którzy nas zasmucają. Musimy starać się znormalizować relacje, modlić się za tę osobę, a nawet dziękować. Jeśli tak się stanie, powrót do zdrowia nastąpi w przyspieszonym tempie. Tak właśnie zrobił ojciec Jan Krestiankin ze sprawiedliwym ojcem Aleksym Mieczewem, któremu kazał wyjść do ludzi, choć go zasmucali. Oto radykalne lekarstwo na smutek. Może z tego powodu święci ojcowie Aleksy i Jan mieli w sobie i swoich czynach tyle radości i światła. Byli w stanie czerpać radość ze smutnych okoliczności życia z pomocą Boga, tak jak Chrystus obiecał: „Smutek wasz zamieni się w radość”. (J 16, 20).
 
+ + +

Smutek Boży przekształca się w radość, podczas gdy smutek doczesny czasami przekształca się w pasję przygnębienia. W tym przypadku należy wyraźnie odróżnić smutek od przygnębienia, co tak pięknie uczynił prawosławny patolog J.K. Larcher. Doczesny smutek jest bardziej konkretny; bierze się z tego czy innego powodu. Człowiek jest na przykład smutny, ponieważ spodziewał się otrzymać świąteczny obiad, ale zamiast tego zaproponowano mu zwykły posiłek i nie udało mu się najeść. Tutaj działa namiętność żalu.

Desperacja jest bardziej niepewna, wydaje się, że nie jest spowodowana żadnymi okolicznościami zewnętrznymi. Dlatego też przygnębienie jest często bezpośrednim niewidzialnym atakiem demona. Trzeba to sobie uświadomić - i ujawnić tę pasję. Pamiętaj: przygnębienie to bezpośredni atak demona.

Słowo przygnębienie można przetłumaczyć z języka greckiego jako „zaniedbanie, niepełnosprawność”. Wydaje się, że człowiek nie jest zmęczony, a jednak nie może i nie chce nic robić. To jest jakiś rodzaj załamania. Zniechęcenie objawia się także poprzez lenistwo. Przejawia się poprzez senność, która pojawia się na początku modlitwy, a pod koniec modlitwy znika. Modlitwa jest najsilniejszym lekarstwem na przygnębienie. Prawidłowa decyzja to kontynuacja modlitwy mimo przygnębienia, przezwyciężenie ciężkiego snu zamroczenia. Przypomnijcie sobie, że modlitwa „suchej” duszy jest wyżej ceniona niż modlitwa duszy we łzach. Tak jest napisane w „Alfabecie duchowości”, który archimandryta Jan Krestiankin polecił czytać duchowym dzieciom.

Przygnębienie działa w szczególny, dwojaki sposób: wszystko, co masz, powoduje nienawiść, a jednocześnie pragniesz tego, czego nie masz. W radykalnej formie przygnębienia człowiek nie rozpoznaje czegoś naprawdę cennego, co już ma w swoim życiu (na przykład własnej rodziny), ale marzy o czymś nierealnym (na przykład, aby stworzyć rodzinę z jakimś celebrytą). Człowiek staje się w ten sposób zabawką w szponach mroku.

Łagodniejsza wersja przygnębienia pojawia się na przykład, gdy człowiek jest zmęczony swoim miejscem pracy, a jego przyjaciel mówi, że ma lepsze warunki w swojej pracy. Człowiek zostawia wszystko i z wielkim wysiłkiem przenosi się do nowego miejsca pracy; miesiąc później nowa praca jest dla niego również ciężarem. Nie można przezwyciężyć przygnębienia przez zmianę pracy: to tylko wzmaga pasję.

Jak widać, przygnębienie może powodować brak aktywności: wieczorem trudno jest nawet odczytać regułę modlitewną. Ale przygnębienie powoduje także nadmiar aktywności: można się modlić przez dwie minuty, potem skończyć, zacząć czytać Ewangelię, a następnie po pół strony przypomnieć sobie, że trzeba zadzwonić do przyjaciela, więc wziąć telefon itd…

Przy braku aktywności spowodowanej przygnębieniem, musimy zmusić się do modlitwy przez co najmniej 10 minut wieczorem. Nie wolno słuchać myśli, które mówią nam: „Nie ma sensu odmawiać krótkich, drukowanych modlitw. Lepiej wstanę wcześnie rano. Przeczytam wtedy modlitwy z otwartą głową.” Jeśli nie zaczniemy zmagać się z pasją przygnębienia, to ona w ogóle nie pozwoli nam przygotować się do przyjęcia Świętych Tajemnic.

Przy nadpobudliwości spowodowanej zniechęceniem także musimy walczyć. Musimy przestać skakać od jednego pomysłu do drugiego, z jednego miejsca do drugiego. Musimy sobie powiedzieć: „To miejsce, w którym Bóg mnie umieścił. Panie, pomóż mi siedzieć spokojnie i tutaj czynić Twoją wolę”.

Demon przygnębienia działa jak każda drapieżna bestia: jeśli uciekniesz od niego, pozostawiając to, w co byłeś zaangażowany, zaatakuje z podwójną zaciekłością od tyłu. Dlatego starożytni mnisi doradzali: „Usiądź w swojej celi: twoja cela nauczy cię wszystkiego”. Nie ulegajmy pokusie opuszczenia naszego miejsca duchowej walki, miejsca naszego przydziału w wojnie duchowej. Demon tylko na to czeka.

W „Drabinie do raju” św. Jan Klimak pisze, że spośród ośmiu głównych namiętności duch przygnębienia jest najcięższy, ale walka z nim daje także najwięcej laurów u Boga.

o. Paweł Sierżantow

za: Orthodox Canada

fotografia: marian_do /orthphoto.net/