publicystyka: Samarytanka pod spojrzeniem Boga

Samarytanka pod spojrzeniem Boga

tłum. Michał Diemianiuk, 17 maja 2020

Rozmowa Pana z Samarytanką przy studni pobudza nas, aby przypomnieć kontekst historyczny. Samarytanie byli cudzoziemcami i heretykami; kiedy pogańscy zdobywcy wysiedlili naród z Ziemi Obiecanej, osiedlili na ich miejscu swoich pogańskich poddanych. Ci poganie zmieszali się z pozostałościami Izraelitów - “ludem ziemi” - zbyt biednymi, niewykształconymi i nieznaczącymi ludźmi, żeby opłacało się ich przesiedlać.

Samarytanie kłaniali się zarówno Bogu Izraela, jak i pogańskim bożkom. Stopniowo wykształcił się u nich własny monoteistyczny kult, opierający się na tych samych księgach Mojżesza - który to kult wydawał się pobożnym Żydom oburzającą parodią.

[O pochodzeniu Samarytan można przeczytać w Starym Testamencie - 2 Krl 17, 24-41 - przyp. tłum.]

Relacje między dwiema wspólnotami były stabilnie złe. Przyzwyczailiśmy się do słuchania o “miłosiernym Samarytaninie” i często umyka nam sens przypowieści, który był jasny dla słuchaczy Pana: Samarytanin był ostatnim, od kogo Żyd oczekiwałby miłosierdzia. Dlatego także Samarytanka przy studni zdziwiła się, że Pan odezwał się do niej; dziwili się też uczniowie.

Właściwie każdy porządny Żyd owych czasów miał przynajmniej trzy powody, aby nie rozmawiać z tą kobietą. Ona była Samarytanką - czyli mieszańcem i heretyczką. Ona była kobietą. I była kobietą z, powiedzmy łagodnie, trudnym życiem osobistym. Pięciu mężów, a obecny - nie mąż, a nie wiadomo kto. Ona nie przychodzi do studni rano - jak wszyscy, a w ciągu dnia, w upale, żeby nie rzucać się w oczy - i na ostre języki - współmieszkańców.

To wszystko jest takie znajome: etniczna i religijna nieprzyjaźń, lekceważenie wobec ludzi, którzy wypadli z grona dobrych i porządnych, ale w tym czasie Samarytanka miała jeszcze gorzej. Tradycyjna wspólnota jest bardziej czysta, z jednej strony, ale z drugiej strony, bardziej okrutna: kobieta, która zepsuła sobie reputację, na zawsze była wykluczona z grona “porządnych”. Zagadać z nią tak po prostu - już jest skandalem.

Ale Pan patrzy nie na to. On widzi w tej kobiecie człowieka, nieśmiertelną duszę, którą On przyszedł zbawić dla wieczności.

Już w tym, że On z nią rozmawia, odkrywa się to, jak Bóg widzi ludzi. Na monetach z przeszłości było wyobrażenie władcy, z rozkazu którego wybijano monety. Tak i każdy człowiek nosi w sobie obraz Boży. W złotej monecie, która wpadła w błoto, widzimy złoto, a nie błoto; wiemy, że błoto można zmyć. Tak i Chrystus (Który wie o tej kobiecie wszystko złe, co o niej wiedzą ludzie, i wiele ponad to - On wie o niej wszystko) widzi w niej, przede wszystkim, nie błoto. On widzi w niej obraz Boży, który On przyszedł zbawić i odnowić.

I Samarytanka odpowiada na to spojrzenie Boga wiarą. Widzimy to po tym, jak ona przyjmuje Jego krytykę, kiedy Pan mówi: “Miałaś pięciu mężów, i ten, którego teraz masz, nie jest twoim mężem” (J 4, 18).

Mogłaby wybuchnąć smutkiem, gniewem, krzywdą - przecież jej na pewno wiele razy zarzucano nieporządne życie osobiste - z pogardliwym lekceważeniem, z szyderczym śmiechem. Grzesznica! Durna! Prostytutka! Wskazywali jej grzechy, żeby poniżyć, dokopać, zranić. Tak łatwo obrazić się, odejść - ale Samarytanka nie odchodzi. Ona wierzy, że ten tajemniczy człowiek wskazuje jej grzechy nie po to, żeby poniżyć albo wyśmiać, ale żeby zbawić.

Wiara przyjmuje krytykę - ponieważ ufa Temu, od Kogo pochodzi. I kobieta nie usprawiedliwia się, nie kłóci się, nie wskazuje na jakieś okoliczności łagodzące - ona wyznaje: “Panie! widzę że jesteś prorokiem” (J 4, 19) - i pyta o to, czyja religia jest prawdziwa: Żydów czy Samarytan.

I odpowiedź Pana brzmi nieoczekiwanie - nieoczekiwanie i dla niej, i dla współczesnego czytelnika. Samarytanka może oczekiwać tysięcy pierwszorzędnych polemik między dwiema religijnymi wspólnotami. Współczesny czytelnik oczekuje czegoś w stylu “no dobra, wszyscy kłaniamy się jednemu Bogu, w rzeczy samej jaka różnica, na której górze”.

Ale Pan nie mówi ani tego, ani drugiego. Z jednej strony, między kultem obu wspólnot jest różnica: Żydzi mają rację, a Samarytanie nie. Ale z drugiej - to “zbawienie od Żydów”, którego oczekiwano, już przyszło. Ono jest tutaj. Chrystus jest zbawieniem. Teraz ludzie ze wszystkich narodów będą oddawać cześć Panu w “Duchu i prawdzie”, a nie na tej czy innej górze.

Tak, w tym sporze teologicznym rację mają Żydzi - ale jest coś nieskończenie bardziej ważnego. Woda Życia, którą da Chrystus tym, którzy wierzą w Niego. Chodzi o Świętego Ducha, wylanie Którego obiecali prorocy: “Wyleję wody na pragnących i potoki na wysuszone; wyleję ducha Mego na plemię twoje i błogosławieństwo Moje na potomków twoich” (Iz 44, 3).

I widzimy, jak odbywa się cud: kobieta poniżana i pogardzana, która nie śmie przyjść do studni z rana, żeby kolejny raz nie rzucić się nikomu w oczy, odnajduje największą godność i śmiałość. Ona “pozostawiła dzban swój i poszła do miasta, i mówi ludziom: pójdźcie, zobaczycie Człowieka, Który powiedział mi wszystko, co uczyniłam; czy On nie jest Chrystusem?” (J 4, 28-29). I w jej świadectwie jest coś na tyle potężnego, że ludzie nie mogą się od niej odpędzić. “Oni wyszli z miasta i poszli do Niego” (J 4, 30).

Samarytanka - biedna grzesznica, ale grzesznica, na którą spojrzał Bóg i jej życie całkowicie się odmieniło. Ona nie odwróciła się od tego spojrzenia, nie obraziła się na krytykę i zbawienie dosięgło jej - i przez nią wielu innych.

Siergiej Chudijew
za: pravoslavie.ru