publicystyka: Podróż do Boga

Podróż do Boga

tłum. Gabriel Szymczak, 30 kwietnia 2020

Wymagana od nas duchowa walka nie może zależeć od posiadania duchowego ojca. Większość prawosławnych chrześcijan nie ma takiego, a przeciętny proboszcz ani nie ma czasu, ani skłonności do przyjęcia roli duchowego ojca dla członków swojego stada.

Samo dźwiganie roli proboszcza, kaznodziei, doradcy, spowiednika, nauczyciela, ‘dyrektora generalnego’ parafii i kapłana może być przytłaczającym ciężarem dla przeciętnego duchownego. Dodaj do powyższych obowiązków obowiązki kapłana wobec żony i rodziny, i jest potencjał do wypalenia. Czy to dziwne, że tylu kapłanów ma szklisty wzrok, gdy ktoś podchodzi do nich z pytaniami duchowymi, które wymagałyby więcej czasu, niż przeciętny kapłan jest w stanie wygospodarować?

Do tego dochodzi fakt, że większość prawosławnych seminariów nie uczy psychologii duszpasterskiej, przez co duchowny czuje się przytłoczony przez często zaniepokojonych parafian, których potrzeby są zbyt duże dla jednego człowieka. Wiele denominacji np. protestanckich ma dość liczną obsadę, dzięki czemu są w stanie lepiej pomagać swoim wyznawcom we wszystkich aspektach ich życia, a świeccy współpracownicy w znacznym stopniu przyczyniają się do poszerzenia możliwości udzielenia pomocy.

Fakt, że Cerkiew ma wytyczne dotyczące wielu okresów postu, musi często wystarczyć parafianom, ponieważ kapłan może nie mieć czasu, aby być przewodnikiem w takich sprawach. Potrzeba rozpoznania własnej walki duchowej, często prowadzonej bez reguły modlitewnej, potęguje wysiłki osoby, która chce pogłębić swoje życie duchowe.

Chcemy poświęcić swoje życie Bogu w pełnym wymiarze godzin, ale nie mamy potrzebnego przewodnika, aby utrzymać się na właściwej ścieżce. Okazje do służby Kościołowi, czy to poprzez służenie w ołtarzu, śpiewanie w chórze, nauczanie w szkółce niedzielnej, czy też udział w radzie parafialnej, mogą być często najlepszym sposobem na poświęcenie więcej czasu na prawosławne życie w sposób, który nie ogranicza się do nabożeństw niedzielnych.

Co więc robić? Modlitewna prośba do Boga, aby posłał nam duchowego ojca lub matkę, może być dobrym pierwszym krokiem do pogłębienia zaangażowania w Chrystusa. Sami nie możemy po prostu ułożyć tego, co ma dla nas Bóg, ale musimy upewnić się, że jesteśmy otwarci na ruch Ducha Świętego w naszym życiu. Uczynienie życia w Kościele priorytetem naszego tygodnia może być dobrym początkiem. Prawosławie z natury jest wiarą, która wymaga pełnego uczestnictwa i głębokiego zaangażowania, w przeciwnym razie staje się po prostu kolejną religią, pozbawioną zbawczej, transformacyjnej wartości.

Prawosławie to nie magia, z kapłanem będącym jakimś czarodziejem, wykonującym określone formuły, co pozwala nam czuć, że zrobiliśmy wszystko, co jest niezbędne. To zobowiązanie, w którym nie możemy zawieść. Czy czytamy każdego dnia przypisane do niego fragmenty z Pisma Świętego? Czy życie świętych wpływa na nasze życie, ponieważ o nich czytamy? Czy przygotowujemy się do spowiedzi w sobotę wieczorem, odnotowując nasze grzechy w ciągu tygodnia i przygotowując się do pociągnięcia siebie do odpowiedzialności przed Bogiem, z kapłanem jako naszym świadkiem? Czy utrzymujemy prawosławne standardy w naszym życiu publicznym, czy też pozwalamy się zagubić w tłumie, zwalniając nasze zobowiązania wobec Boga w ciągu tygodnia?

Zawsze dobrze jest mieć duchowego ojca, ale jego brak nie może być usprawiedliwieniem dla życia w naszym chrześcijańskim świecie. Jeśli pozwolimy naszej dumie powstrzymać nas od ujawnienia naszych grzechów podczas spowiedzi, skażemy się na mierność i nie zobaczymy żadnego wzrostu duchowego. Jeśli czujemy, że nie musimy wchodzić na głębszy poziom relacji z Chrystusem, ponieważ inni prawdopodobnie tego nie zauważą, oszukujemy zarówno Boga, jak i samych siebie.

Życie duchowe jest przygodą, pełną pułapek i wielkich wzlotów. Jeśli wybierzemy tę podróż jako główny cel naszego życia, nagroda będzie wielka. Jeśli spróbujemy przeżyć nasze życie z Cerkwią umieszczoną w drugim rzędzie, zakończymy je jako przegrani, przegrywając i bitwę, i nagrodę. Tak, najlepiej by było, gdybyśmy mieli duchowego ojca i powinniśmy modlić się, aby Bóg przysłał nam takiego przewodnika, ale droga do raju musi rozpocząć się od zobowiązania samego siebie do uczynienia tej podróży naszym głównym priorytetem. Jesteśmy w podróży, a ona zaczyna się od pierwszego kroku. Chrystus stoi z nami, gotowy nas podnieść, gdy upadniemy, a nawet pociągnąć nas, gdy potkniemy się lub osłabniemy.

igumen Tryfon

za: The Morning Offerings

fotografia: marian_do /orthphoto.net/