publicystyka: Trzy zasady duchowości prawosławnej - cz. 1

Trzy zasady duchowości prawosławnej - cz. 1

tłum. Gabriel Szymczak, 06 marca 2020

W tym przejrzystym i przystępnym tekście, metropolita Jonasz (Paffhausen) zabiera nas do serca duchowości prawosławnej. Jego podejście jest zdecydowanie praktyczne, a nie teoretyczne czy techniczne. W pierwszej części określa trzy podstawowe zasady duchowe, służące podsumowaniu ortodoksyjnej tradycji hezychastycznej, wyrażonej w „Filokalii”. W drugiej części metropolita Jonasz udziela praktycznych porad na temat tego, jak te trzy zasady mogą zadziałać. Część trzecia to uwagi na temat pokuty i spowiedzi, a także przewodnik po sprawdzeniu samego siebie przed spowiedzią.


Kiedy byłem w seminarium, moim wielkim błogosławieństwem było duchowe usynowienie przez greckiego biskupa Kallistosa z Xelon. Swoje życie zakończył jako biskup Denver w Archidiecezji Greckiej. To on nauczył mnie modlitwy Jezusowej. Cała duchowa wizja biskupa Kallistosa sprowadzała się do trzech bardzo prostych punktów.

Nie zachowuj urazy. Nie reaguj. Zachowaj wewnętrzny spokój.

Te trzy duchowe zasady, czyli dyscypliny, są tak naprawdę podsumowaniem Filokalii, zbioru prawosławnej mądrości chrześcijańskiej. Są to dyscypliny, które może ćwiczyć każdy z nas, bez względu na to, gdzie jesteśmy w życiu - czy to w monasterze, czy w szkole; czy jesteśmy gospodyniami domowymi, czy emerytami; bez względu na to, czy mamy pracę, czy też mamy małe dzieci, którymi się zajmujemy. Jeśli będziemy w stanie utrzymać i przestrzegać tych trzech zasad, będziemy mogli coraz głębiej wchodzić w nasze życie duchowe.

NIE ZACHOWUJ URAZY

Kiedy patrzymy na cały wewnętrzny bałagan w naszym życiu, sercu i duszy, co znajdujemy? Znajdujemy urazy. Znajdujemy pamięć o krzywdach. Znajdujemy usprawiedliwienia dla samego siebie. Znajdujemy je w sobie z powodu dumy. To duma sprawia, że trzymamy się usprawiedliwiania naszego ciągłego gniewu na innych ludzi. I to zraniona duma lub pycha karmią naszą zazdrość i zawiść. Zazdrość i zawiść prowadzą do urazy.

Rozgoryczenie wiedzie do wielu problemów. Im bardziej jesteśmy pełni żalu wobec innych ludzi, tym bardziej popadamy w depresję. I tym bardziej pochłania nas pragnienie posiadania tego, co mają oni, co jest chciwością. Często wtedy angażujemy się w uzależniające stosowanie tego, co dostępne w świecie materialnym - czy to jedzenia, alkoholu, narkotyków, seksu czy czegoś innego - aby leczyć się w zapomnieniu i odwracać uwagę od naszych uraz.

Jedną z najcenniejszych i najważniejszych rzeczy, którą możemy jednakże zrobić, jest spojrzenie na wszystkie nasze urazy. A jednym z najlepszych sposobów osiągnięcia tego jest spowiedź życia. I to nie tylko raz, zanim zostaniemy ochrzczeni lub bierzmowani. W ciągu naszego życia duchowego możemy odbyć kilka takich spowiedzi, aby naprawdę zagłębić się w naszą przeszłość i spojrzeć na te urazy, które wyrażamy wobec innych ludzi. Umożliwi nam to wykonanie trudnej pracy, jaką jest przezwyciężenie naszej urazy poprzez wybaczenie.

Czym jest przebaczenie? Przebaczenie nie oznacza usprawiedliwienia czy uzasadnienia czyichś działań - na przykład mówiąc: „Och, wykorzystał mnie, ale to jest OK, to tylko jego natura” lub „Zasłużyłem na to”. Nie - jeśli ktoś cię znieważył, był to grzech przeciwko tobie.
Ale kiedy zachowujemy urazy, kiedy mamy w sobie gniew i gorycz przeciwko tym, którzy w jakiś sposób nas skrzywdzili, przejmujemy ich nadużycia i kontynuujemy je przeciwko sobie. Musimy zatrzymać ten cykl. Najprawdopodobniej ta osoba już dawno zniknęła z naszego pola widzenia i zapomniała, że w ogóle istnieliśmy. Ale może nie. Może był to rodzic lub ktoś bliski, co sprawia, że uraza jest jeszcze bardziej gorzka. Jednak ze względu na naszą duszę i ze względu na nasz własny spokój musimy wybaczyć. Nie powinniśmy usprawiedliwiać tego działania, ale powinniśmy przymknąć na nie oko i zobaczyć, że jest tam człowiek, który zmaga się z grzechem. Powinniśmy zobaczyć, że osoba, która nas uraziła, osoba, której musimy wybaczyć, nie jest nikim innym niż my, że grzeszy tak jak my, a my grzeszymy tak jak ona.

Oczywiście pomaga, jeśli osoba, która nas skrzywdziła, która nas obraziła lub w jakiś sposób nas wykorzystała, prosi nas o wybaczenie. Ale nie możemy na to czekać. I nie możemy trwać przy naszych urazach, jeśli powiedzieliśmy, że wybaczamy. Pomyślcie o modlitwie Pańskiej: „Odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”. Jeśli nie wybaczymy, nie możemy nawet modlić się Modlitwą Pańską, nie potępiając samych siebie. To nie tak, że Bóg nas potępia. To my się potępiamy, odmawiając wybaczenia. Nigdy nie osiągniemy pokoju, jeśli nie wybaczymy, będzie w nas tylko uraza. Jest to jedna z najtrudniejszych rzeczy do zrobienia, a nasza kultura tego nie rozumie. Chodzi o to, aby spojrzeć na osobę, której musimy wybaczyć i kochać ją - pomimo tego, że zgrzeszyła przeciwko nam. Jej grzech jest jej grzechem i sama musi sobie z tym poradzić. Ale my grzeszymy reagując na jej grzech.

NIE REAGUJ

Zatem ta pierwsza duchowa zasada - nie trzymaj urazy - prowadzi do drugiej. Musimy nauczyć się nie reagować. To tylko następstwo „nadstawienia drugiego policzka”. Kiedy ktoś mówi lub czyni coś bolesnego - co nas wtedy boli? To nasze ego. Nikt nie może nas naprawdę zranić. Może spowodować ból fizyczny lub emocjonalny. Może nawet zabić nasze ciało. Ale nikt nie może skrzywdzić naszej prawdziwej jaźni. Musimy wziąć odpowiedzialność za własne reakcje. Następnie możemy kontrolować nasze reakcje.

Istnieje wiele różnych poziomów tej zasady. Na najbardziej rażącym poziomie, jeśli ktoś cię uderzy - nie oddasz mu. Nadstaw drugi policzek - takie jest nauczanie Pana. To już jest wystarczająco trudne. Ale jest jeszcze głębszy poziom. Jeśli ktoś cię uderzy, a ty nie oddasz mu - jednak masz do niego żal i gniewasz się na niego, jest w tobie nienawiść i gorycz - wciąż przegrywasz. Wciąż grzeszysz. Nadal zrywasz swoją relację z Bogiem, ponieważ trzymasz ten gniew w swoim sercu.

Jedną z rzeczy, z którymi tak trudno jest się pogodzić, jest fakt, że kiedy utrzymujemy gniew, urazę i gorycz w naszych sercach, stawiamy w sobie bariery dla Bożej łaski. Nie chodzi o to, że Bóg przestaje dawać nam Swoją łaskę. To my mówimy: „Nie. Nie chcę jej”. Czym jest Jego łaska? To jest Jego miłość, Jego miłosierdzie, Jego współczucie, Jego aktywność w naszym życiu. Święci Ojcowie mówią nam, że każdy człowiek, który kiedykolwiek urodził się na tej ziemi, nosi w sobie niezniekształcony obraz Boga. W naszej Tradycji nie ma czegoś takiego jak upadła natura. Są upadłe osoby, ale nie upadła natura. Implikacją tej prawdy jest to, że nie mamy usprawiedliwienia dla naszych grzechów. Jesteśmy odpowiedzialni za nasze grzechy, za wybory, których dokonujemy. Jesteśmy odpowiedzialni za nasze działania i nasze reakcje. „Diabeł zmusił mnie, abym to zrobił” nie jest usprawiedliwieniem, ponieważ diabeł nie ma nad nami więcej mocy, niż mu dajemy. Trudno to zaakceptować, ponieważ obwinianie diabła jest naprawdę wygodne. Naprawdę wygodnie jest obwiniać drugą osobę lub naszą przeszłość. Ale to także kłamstwo. Nasze wybory są nasze.

Na jeszcze głębszym poziomie ta duchowa zasada - nie reaguj - uczy nas, że musimy nauczyć się nie reagować na myśli. Jednym z podstawowych aspektów tego jest wewnętrzna czujność. Może się to wydawać zniechęcającym zadaniem, biorąc pod uwagę, ile mamy myśli. Jednak nasza czujność nie musi koncentrować się na naszych myślach. Nasza czujność musi skupiać się na Bogu. Musimy utrzymywać pełną świadomość obecności Boga. Jeśli będziemy w stanie ją utrzymać, nasze myśli nie będą miały nad nami żadnej władzy. Możemy parafrazować św. Benedykta, kierując nasze myśli przeciwko obecności Boga. To bardzo starożytne nauczanie patrystyczne. Skupiamy naszą uwagę na pamięci o Bogu. Jeśli możemy to zrobić, zaczniemy kontrolować myśli nas niepokojące. Nasze reakcje dotyczą naszych myśli. W końcu, jeśli ktoś powie nam coś paskudnego, jak reagujemy? Najpierw reagujemy poprzez nasze myślenie, przez myśli. Być może jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że po doznanej urazie sami na kogoś naskakujemy jakąś własną, paskudną reakcją. Ale panowanie nad naszymi umysłami, utrzymywanie żywej komunii z Bogiem, nie pozostawia miejsca na rozpraszające myśli. Daje dużo przestrzeni, gdy zdecydujemy, że musimy przemyśleć coś w obecności Boga. Ale gdy tylko angażujemy się w coś nienawistnego – zamykamy się na Boga. I odwrotnie - dopóki utrzymujemy nasze połączenie z Bogiem, nie jesteśmy w stanie zaangażować się w coś nienawistnego. Nie zareagujemy.

ZACHOWAJ WEWNĘTRZNY SPOKÓJ

Druga zasada, drugi fundament naszego życia duchowego - nie reaguj - prowadzi do trzeciej. Ta trzecia zasada to praktyka wewnętrznego spokoju. Zastosowanie modlitwy Jezusowej jest niezwykle cennym narzędziem do tego. Ale modlitwa Jezusowa jest środkiem, a nie celem. Jest to sposób na wejście w coraz głębszą świadomą komunię. Jest to dla nas sposób na zdobycie i utrzymanie świadomości obecności Boga.
Modlitwa rozwinęła się w tradycji hezychazmu, na pustyni i na Świętej Górze. Ale hezychazm dotyczy nie tylko modlitwy Jezusowej. Chodzi o wewnętrzny spokój i ciszę. Wewnętrzny bezruch to nie pustka. To koncentracja na świadomości obecności Boga w głębi naszego serca. Jedną z podstawowych rzeczy, o których musimy stale pamiętać, jest to, że Bóg nie jest gdzieś tam. Nie jest w pudełku na ołtarzu. To może być miejsce zamieszkania Jego chwały. Ale Bóg jest wszędzie. I Bóg mieszka w głębi naszych serc. Kiedy możemy dojść do świadomości Boga zamieszkującego głębiny naszych serc i skupić uwagę na tym rdzeniu, myśli znikają.

Jak to robimy? Aby wejść w głęboki spokój, musimy rozwiązać wiele naszych problemów. Musimy pokonać nasz gniew, gorycz i urazę. Musimy wybaczyć. Jeśli tego nie zrobimy, nie doznamy spokoju, ponieważ w chwili, gdy próbujemy go doświadczyć - nasz wewnętrzny chaos wylewa się na zewnątrz. To dobrze – to bolesne, ale dobre. Ponieważ kiedy próbujemy wejść w ciszę i zaczynamy widzieć ciemność czającą się w naszych duszach, możemy zacząć sobie z tym radzić. Odwraca nas to od próby zachowania ciszy, od odmawiania modlitwy Jezusowej, ale to tylko część procesu. I to wymaga czasu.

Ojcowie mówią o trzech poziomach modlitwy. Pierwszy poziom to modlitwa ustna, w której odmawiamy modlitwę ustami. Możemy użyć czotków, mówiąc: „Panie Jezu Chryste, zmiłuj się nade mną” lub jakiejkolwiek innej formy. Następnym poziomem jest modlitwa mentalna, w której odmawiamy modlitwę w naszym umyśle. Modlitwa umysłu - modlitwa Jezusowa, modlitwa z modlitewnika, modlitwa liturgiczna - utrzymuje skupienie naszych umysłów i pomaga nas zintegrować, tak aby nasze usta i umysł znajdowały się w tym samym miejscu i czyniły to samo. Wszyscy wiemy, że możemy być w cerkwi lub stać na modlitwie, możemy ustami wypowiadać słowa modlitwy, ale nasz umysł pochłonięty jest myślami o liście zakupów. Drugi poziom modlitwy pokonuje ten problem, ale nie jest to poziom ostateczny.
Ostatnim poziomem modlitwy jest modlitwa serca lub modlitwa duchowa. To tutaj spotykamy Boga w głębinach naszej duszy. Tutaj otwieramy oko naszej uwagi, z zamiarem bycia obecnym wobec Boga, który jest obecny w nas. To jest klucz i rdzeń całego procesu duchowego wzrostu i transformacji.

metropolita Jonasz (Paffhausen)

za: Another City

fotografia: Arxidiakon /orthphoto.net/