publicystyka: Modlę się, ale nie czuję wiary...

Modlę się, ale nie czuję wiary...

tłum. Gabriel Szymczak, 05 lutego 2020

Redakcja Fomy otrzymała pytanie od czytelnika:
"Witajcie! Nie czuję wiary całym sercem. Staram się przestrzegać postów, przyjmować komunię, czytać reguły poranne i wieczorne, ale mam wrażenie, że wszystko jest zewnętrzne, płytkie. Wiem tylko, że należy to zrobić i to wszystko. Staram się spowiadać dokładnie, ale także tylko słowami: w chwili spowiedzi nie czuję nic specjalnego. Oczywiście czasami czuję wstyd z powodu niektórych rzeczy, ale nie tak często, jak to niezbędne.

O. Paveł Welikanow, proboszcz Piatnickiego Metochionu Świętej Trójcy – Ławra św. Sergiusza, kierownik Wydziału Teologicznego Moskiewskiej Akademii Teologicznej, pierwszy prorektor Sretenskiego Seminarium Teologicznego, odpowiada na pytanie.

Często zdarza się, że post, modlitwa i uwielbienie (zewnętrzne zasady Cerkwi) nie znajdują odpowiedzi w duszy. Istnieje pewien dysonans między tym, co robimy, a tym, co czujemy.

Archimandryta Wiktor (Mamontow) powiedział: „Aby wejść w wiarę, powinieneś wejść w siebie, poczuć w sobie ciszę i uświadomić sobie znaczenie swojego ducha”. Najważniejsze, co należy zrobić, to przezwyciężyć skamienienie serca i nadać sens działaniom mechanicznym.

Dlatego:

Po pierwsze: nie próbuj identyfikować ani mierzyć poczucia wiary.
Chrześcijaninem nie jest ten, który uważa, że jest wielkim ascetą, ale ten, który tęskni za Chrystusem, kocha Go i chce być taki jak On. Co więcej, byłoby nawet dziwne, gdybyś powiedział: „Jestem prawdziwym chrześcijaninem, ponieważ nie jestem inny niż Chrystus”. Gdy ktoś czuje, że coś już osiągnął w dziedzinie życia duchowego i nie potrzebuje dalszego rozwoju duchowego, mówi się, że wpadł w złudzenie.
Jednak Bóg nie objawia nam stanu naszej grzeszności po to, abyśmy stale czuli się winni i zniechęcali się. Zrozumienie, jak daleko jesteśmy od ideału, wręcz przeciwnie, powinno być dla nas źródłem ruchu do przodu.

Ten czytelnik, mówiąc o „wierze całym swoim sercem”, wyznacza z góry nieosiągalny cel. Możesz oczywiście zażądać od dziecka próbującego malować po raz pierwszy, aby namalowało obraz Van Gogha, ale nie będzie to miało sensu i tylko odepchnie je od sztuki. Dobry nauczyciel zacznie od czegoś małego, w czym dziecko jest już dobre. Tylko w ten sposób możesz wzbudzić jego pragnienie dalszego rysowania, a dopiero wtedy uczeń przejdzie od mniejszego do większego.

Ten sam przypadek dotyczy wiary w Boga. Nie możesz powiedzieć: „Dopóki nie uwierzę całym sercem, nie zostanę chrześcijaninem”. Wiara nie ma „progu granicznego”, na podstawie którego moglibyśmy ją zdefiniować jako rzeczywistą lub – na zasadzie przeciwieństwa - niewystarczająco silną. Cerkiew nie opracowała jeszcze karty wyników dla stanu duchowego wierzącego i mam nadzieję, że tak się nigdy nie stanie.

Jedyny wskaźnik naszej wiary wyrażony jest w zaleceniu apostoła: „Dziękuj za wszystko i zawsze się raduj”. Kiedy człowiek zaczyna widzieć i chwalić Boga we wszystkim, z czym się styka, zaczyna żyć wiarą. I to jest główny znak „wiary całym sercem”.

Po drugie: naucz się żyć w modlitwie.
Jeśli ktoś wierzy i prowadzi prawidłowe życie duchowe: przestrzega zewnętrznych zasad i monitoruje swój stan wewnętrzny (a ten stan jest dokładnym przeciwieństwem smutku, niepokoju, przygnębienia i fiksacji osoby na sobie), jedno w nim zabrzmi: „Chwała Bogu za wszystko!”.

Kiedy mówimy: „Chwała Bogu!” wcale nie próbujemy zaspokoić jakiejś „próżności” Pana. Te słowa oznaczają, że wszystko, co piękne i co istnieje w naszym życiu - czy to świat zewnętrzny, relacje między ludźmi czy procesy społeczne - wszystko to jest odbiciem Chwały Boga. A jeśli człowiek w swoim wnętrzu ma odpowiedni nastrój, bez względu na to, co robi, czy to wielkie wyczyny, czy zwykłe działania, wszędzie zobaczy odbicie boskiej chwały.

Kiedy człowiek nabywa w tym stałą umiejętność, przechodzi w stan nieustannej modlitwy. Ta modlitwa nie musi mieć żadnej konkretnej formy, staje się stanem modlitwy: człowiek nieustannie odczuwa obecność Boga. W tym stanie łatwo, przyjemnie i radośnie angażuje się w pracę duchową, bez względu na to, czy jest to wyczyn postu, modlitwy czy pomocy innym.

Błędem jest wierzyć, że modlitwa oznacza po prostu stanięcie w kącie modlitewnym, przeżegnanie się i rozpoczęcie czytania reguły. Idealnie, reguła wieczorna powinna być punktem kulminacyjnym, szczytem ścieżki modlitewnej, którą człowiek chodził w ciągu dnia. A niedzielna liturgia jest apogeum całego tygodnia, całego tygodniowego gromadzenia duchowych owoców, z którymi człowiek przychodzi do Chrystusa.

Jeśli więc ktoś dotyka Boga w ciągu dnia, przychodzi na wieczorną modlitwę dostrojony do niej. A modlitwa - zarówno pod względem znaczenia, jak i nastroju - nie będzie dla niego czymś diametralnie przeciwnym do tego, co robił wcześniej. Przeciwnie, będzie chętny do modlitwy i potraktuje to nie jako obowiązek narzucony z zewnątrz, ale jako okazję do pozostania w ciszy, sam na sam z drogim sercu Bogiem.

Po trzecie: przyjmuj za pewnik, że nasze uczucia mogą stracić znaczenie.
Oczywiście nie zawsze odnosimy sukces w wyczynie modlitwy i nie zawsze jesteśmy radośni. Człowiek nie jest mechaniczną lalką, która reaguje jednakowo na te same bodźce. Ponadto w monotonnym rytmie życia uczucia mogą stracić znaczenie.
Więc jeśli w którymś momencie coś, co do ciebie dotychczas przemawiało, przestało - nie powinieneś zacząć wnikać w siebie i szukać wady, czy porównywać swoich uczuć z innymi. Nikt oprócz ciebie nie może wiedzieć, jak twoje serce powinno reagować na pewne wydarzenia. To jest twoje życie, twoja osobowość i twój wyłączny sposób poznania boskości. Przeciwnie, powinieneś to pielęgnować: uważaj na siebie i podążaj za biciem serca.

Jeśli zaczniesz się modlić i w tej chwili nic nie poczujesz, to twoje uczucia będą nijakie ale wiara się nie skończyła. Pan przyjmuje cię również w tym stanie.

To jest jak w związku kochających się ludzi: jeśli ktoś jest w kwaśnym nastroju, druga osoba nie będzie mu w tym momencie nic wyrzucać ani nie będzie wymagał się uwagi i troski o siebie. Byłby to konsumpcjonizm, przejaw braku miłości. Ale jeśli ludzie naprawdę się kochają, są gotowi zaakceptować zły nastrój drugiej osoby.
Ale jeśli człowiek osoba jest w stanie nieczułości przez miesiąc, bez inspiracji i reakcji w swoim sercu, naprawdę warto poszukać sposobów, aby ponownie obudzić ruch serca.

Po czwarte: znajdź sposoby na rozgrzanie serca na modlitwę
Kiedy twoje serce milczy, możesz dalej modlić się mechanicznie i mieć nadzieję, że serce się od tego rozgrzeje. Być może tak się stanie, ponieważ w cerkwi człowiek jest zanurzony w specjalnej atmosferze kultu, która ogrzewa serca. Ale nie dzieje się tak zawsze i ze wszystkimi: możesz czytać reguły modlitewne przez dziesięciolecia i nigdy nie uczyć się modlić.

Jeśli podczas modlitwy nadal nie odczuwasz reakcji w swojej duszy, spróbuj przezwyciężyć tę nieczułość.

Po pierwsze, zanim zaczniesz czytać regułę, pamiętaj, co wcześniej rozgrzewało twoje serce i sprawiało, że się modliłeś.

Po drugie, przeczytaj modlitwy w tłumaczeniu na swój język ojczysty. Aby słowa nie przemijały, musisz rozumieć ich znaczenie. Dlatego niezwykle przydatne jest nauczenie się rozpoznawania myśli i obrazów zawartych w słowach modlitwy. Tylko wtedy mogą przeniknąć do serca, dotknąć nerwu i spowodować jego ruch. A kiedy ponownie otworzysz tekst w języku cerkiewno-słowiańskim, ujawni ci piękno tego wspaniałego i bogatego języka.

Po trzecie, zrozum istotę modlitwy, którą czytasz, nie ślizgaj się po jej powierzchni. Czasami, kiedy czytamy znaną modlitwę, przestajemy zwracać uwagę na jej znaczenie. Chociaż w rzeczywistości za każdym razem można znaleźć w jej tekście coś nowego.

Po czwarte, radzę moim parafianom, aby czasami radykalnie zmieniali samą formę reguły domowej, aby nie stała się formalna. Na przykład, pewnego dnia możesz przeczytać regułę nie w domu, ale na spacerze - wyjdź na 15-20 minut i spróbuj w ogóle o niczym nie myśleć, ale po prostu poczuj życie, oddech Boskiego Ducha, który przenika cały wszechświat. To może bardzo pomóc, można zacząć słyszeć i słuchać ciszy, wyczuwać i odczuwać boską obecność na tym świecie.

Po piąte, zamiast reguły przez pewien czas możesz odmawiać swoją ulubioną modlitwę. W monasterach na przykład zapamiętywano Psałterz: księgę modlitw płynących z głębi duszy, podczas czytania której ludzkie serce nie jest w stanie nie odpowiedzieć. Gdy tylko mnich się zniechęcał, zaczynał czytać psalm, który wzbudzał w nim nadzieję i zaufanie: i czuł się lepiej.
Jeśli nauczysz się czytać modlitwy z udziałem serca, pewnego dnia zacznie ci się wydawać, że te modlitwy zostały napisane przez ciebie: staną się tak bliskie, drogie, płynące z głębi duszy. Wyjaśnienie tego jest bardzo proste: wszyscy jesteśmy stworzeni na obraz i podobieństwo Boga, inspirują nas i denerwują bardzo podobne rzeczy. Dlatego poezja Puszkina stała się uniwersalna, a słowa modlitwy dzięki swojej głębi rozgrzewają niemal każdego. Kiedy te słowa przenikają nasze serca i stają się zgodne z naszym stanem wewnętrznym, pojawia się prawdziwa, szczera i pełna sensu modlitwa.

Po szóste: zadbaj o wewnętrzne wypełnienie.
Aby przezwyciężyć petryfikację serca, powinieneś uważnie obserwować jego reakcję: spróbuj to zauważyć, zanotuj, prowadź pamiętnik.
Sztuka pomaga wielu ludziom poradzić sobie z niedoborem pełni. Architektura, muzyka, malarstwo przemawiają do zmysłów mających bezpośredni wpływ na ludzkie serce. Dlatego o. Paweł Florensky nazwał porządek świątyni „syntezą sztuki”.

Ale rozgrzanie serca ma miejsce nie tylko w cerkwi. Znam ludzi, którzy chodzą do Galerii Tretiakowskiej do konkretnego obrazu, przy którym mogą stać godzinami, by poczuć dotyk Boga w swoim sercu. Ktoś idzie na koncert orkiestry symfonicznej, która staje się dla niego punktem wejścia boskości do ziemskiego życia. A ktoś lubi balet, sztukę, w której możesz odkryć piękno ludzkiego ciała stworzonego przez Boga. I to również będzie częścią modlitwy, poznawania Boga.

Stan nieczułości, duchowej pustki jest mi również znany. Ale opracowałem zestaw narzędzi, który pomaga mi ponownie poczuć ten wewnętrzny ruch. To muzyka i filmy, które „wstrząsają” mną, i oczywiście spotkania i komunikacja z ludźmi, którzy mnie inspirują. Książki, poezja, niektóre psalmy i cytaty z Pisma Świętego pomagają mi również wyjść ze stanu „zwarcia” we mnie.

Kiedy widzę, że jedna metoda nie działa, próbuję użyć innej. W takich momentach lubię być sam, spacerować na zewnątrz, czuć ciszę i harmonię wszechświata. Faktem jest, że Bóg, w naszym zwykłym przekonaniu, w naszym zbyt ludzkim układzie współrzędnych milczy. Ale w rzeczywistości my sami nie chcemy Go słyszeć, nie chcemy Go wpuścić. Nie chcemy Go, gdy nasze ‘ja’ jest spuchnięte jak wielki balon wypełniający cały wszechświat. Ale gdy tylko ten „balon” zostanie przynajmniej trochę opróżniony, Boży świat zaczyna być widoczny i jest piękny!
Więc jeśli jedne drzwi są zamknięte, szukaj innych, przez które w końcu wpuścisz Ojca Niebieskiego do swojego życia.

o. Paweł Welikanow

za: Foma

fotografia: AdrianKazimiruk /orthphoto.net/