Zostań przyjacielem cerkiew.pl
Czwartki z o. Schmemannem #4
wyb. Justyna Jakubowska, 30 stycznia 2020
W części czwartej prezentujemy fragmenty dotyczące czasów Bizancjum i tego na czym - zdaniem o. Schmemanna - polegała tragedia Kościoła bizantyjskiego.
„Kościół może bowiem zrealizować do końca swoją misję przemienienia świata jeśli ma świadomość, że jest „Królestwem nie z tego świata”. Tragedia Kościoła bizantyjskiego zamyka się w tym, że stał się on jedynie Kościołem bizantyjskim, złączył się z cesarstwem nie tylko administracyjnie, co psychologicznie, we własnej świadomości.
Dla samego Kościoła cesarstwo stało się absolutną i najwyższą wartością, bezsporną, oczywistą i świętą. Hierarchowie bizantyjscy (jak i później rosyjscy) po prostu nie mogą oderwać się od kategorii świętego cesarstwa, ocenić cesarstwa z punktu widzenia życiodajnej wolności Ewangelii. Wszystko stało się święte i owa świętość wszystko usprawiedliwiała. Wobec grzechów i zła należy zamknąć oczy, przecież to tylko „ludzka słabość”. Pozostaje ciężka zasłona symboli sakralnych, czarująca, pozłacająca nawet sumienie.
Maksymalizm teorii w tragiczny sposób prowadzi do minimalizmu moralności. Na łożu śmierci wszystkie grzechy imperatora przykryje czarna peleryna monastyczna, bunt sumienia znajdzie swoje ujście w rytualnych słowach pokuty, w liturgicznym wyznaniu grzechów, w pokłonach, gdyż wszystko – nawet pokuta – ma swój „obrzęd” i ten złoty welon świata chrześcijańskiego, który zastygł w jakimś niezmiennym ceremoniale, nie pozostawia żadnego miejsca dla prostego i trzeźwego sądu najprostszej Księgi świata: „Gdzie jest skarb wasz, tam będzie i serce wasze” (Mt 6, 21; Łk 12, 34).
Tragedia Kościoła bizantyjskiego tkwi nie w samowoli imperatorów, nie w grzechach i upadkach, a w tym, że „skarbem”, który wszystko sobie podporządkował, stało się cesarstwo. To nie przemoc zwyciężyła Kościół, a zgubne marzenie, w którym ziemska miłość w stosunku do państwa oczarowała świadomość Kościoła.”
o. Alexander Schmemann
fragmenty książki "Droga prawosławia w historii"
„Kościół może bowiem zrealizować do końca swoją misję przemienienia świata jeśli ma świadomość, że jest „Królestwem nie z tego świata”. Tragedia Kościoła bizantyjskiego zamyka się w tym, że stał się on jedynie Kościołem bizantyjskim, złączył się z cesarstwem nie tylko administracyjnie, co psychologicznie, we własnej świadomości.
Dla samego Kościoła cesarstwo stało się absolutną i najwyższą wartością, bezsporną, oczywistą i świętą. Hierarchowie bizantyjscy (jak i później rosyjscy) po prostu nie mogą oderwać się od kategorii świętego cesarstwa, ocenić cesarstwa z punktu widzenia życiodajnej wolności Ewangelii. Wszystko stało się święte i owa świętość wszystko usprawiedliwiała. Wobec grzechów i zła należy zamknąć oczy, przecież to tylko „ludzka słabość”. Pozostaje ciężka zasłona symboli sakralnych, czarująca, pozłacająca nawet sumienie.
Maksymalizm teorii w tragiczny sposób prowadzi do minimalizmu moralności. Na łożu śmierci wszystkie grzechy imperatora przykryje czarna peleryna monastyczna, bunt sumienia znajdzie swoje ujście w rytualnych słowach pokuty, w liturgicznym wyznaniu grzechów, w pokłonach, gdyż wszystko – nawet pokuta – ma swój „obrzęd” i ten złoty welon świata chrześcijańskiego, który zastygł w jakimś niezmiennym ceremoniale, nie pozostawia żadnego miejsca dla prostego i trzeźwego sądu najprostszej Księgi świata: „Gdzie jest skarb wasz, tam będzie i serce wasze” (Mt 6, 21; Łk 12, 34).
Tragedia Kościoła bizantyjskiego tkwi nie w samowoli imperatorów, nie w grzechach i upadkach, a w tym, że „skarbem”, który wszystko sobie podporządkował, stało się cesarstwo. To nie przemoc zwyciężyła Kościół, a zgubne marzenie, w którym ziemska miłość w stosunku do państwa oczarowała świadomość Kościoła.”
o. Alexander Schmemann
fragmenty książki "Droga prawosławia w historii"