publicystyka: Wszystkie twoje błędy i grzechy to nie koniec

Wszystkie twoje błędy i grzechy to nie koniec

tłum. Klaudia Ambrożewicz, 09 grudnia 2019

Pewnemu człowiekowi, który dużo przytył, powiedziałem kiedyś:
- Wydaje mi się, czy przytyłeś parę kilogramów?
- Jakie parę, ojcze, czy nie widzisz, do kogo jestem podobny? W drzwiach już się nie mieszczę…

Jeśli powiedziałbym temu człowiekowi o jego wadze bezpośrednio, to moje słowa oczywiście bardzo by go uraziły. Wyobraź sobie, że powiedziano ci tak: „Ty się już w drzwiach nie mieścisz!” Bardzo przykre. Dlatego ważne jest, aby wybierać właściwe słowa. Nie potrzebujesz do tego jakiejś wyrafinowanej techniki - najważniejsza jest rozwaga. To ona wyróżnia prawdziwych chrześcijan.

Rozwaga - można powiedzieć - jest łącznikiem między cechami, o których właśnie mówiłem. Jest to klucz do otwartości, szczerości, miłości, troski o bliźniego, prostej i prawdziwej relacji. Oznacza to, że wiele zależy od rozwagi. Oczywiście, jeśli jesteś jeszcze młody, będziesz popełniać błędy w związkach. Błędy i uchybienia - jak inaczej można się czegoś nauczyć? Dokładnie tak, drogą doświadczenia, na własnych błędach i pokusach. Musisz starać się inspirować i dodawać ludziom otuchy, a nie ich rozczarowywać.

Największą nagrodą za to będzie serce twojego bliźniego, które dla ciebie otworzył. To znaczy, na przykład twój syn lub córka przychodzi do ciebie i mówi, że pali lub zażywa narkotyki, pije albo mieszka z kimś, albo przyznaje się do niechcianej ciąży i aborcji lub do czegoś jeszcze innego, strasznego. Tak więc najważniejsze jest to, że twoje dziecko ci o tym mówi. Przychodzi i mówi, przyznaje się, przynosi ulgę swojej duszy. Wielka nagroda, na która warto zasłużyć i której nie wolno stracić - to zaufanie.

Przestań udawać! Czy naprawdę nie masz dość? Czy naprawdę nie jesteśmy zmęczeni ciągłym udawaniem kogoś, kim nie jesteśmy? Kogo chcemy oszukać? Większość naszych bliskich - mąż, żona, dzieci, przyjaciele i koledzy - widzą wszystko doskonale. Oczywiście nie nazywają nas prosto w twarz oszustami, ale sami rozumiemy, że żyjemy w kłamstwie.

Bądź prawdziwy! Bądź sobą! Zaakceptuj siebie takim, jakim jesteś, zaakceptuj wszystkie swoje cechy - myśli, charakter, itp., a przekonasz się, że wszystko zacznie się poprawiać. „Jak mogę to zaakceptować, ojcze? Jeśli zacznę - na przykład - otwarcie przyznawać się do moich błędów, to jak ludzie będą na mnie patrzeć?”

Tak, nasze czasy, nasze wychowanie, wszystko wokół nas mówi nam o tym, że popełnianie błędów jest po prostu niedopuszczalne. Dlaczego niedopuszczalne, moje dziecko? Dlaczego? Czy ktoś z góry nam tak mówi? Czy Bóg tak mówi? Bóg mówi nam coś innego. Mówi nam, że nie można zaprzestać walki z grzechem. A o tym, że nie można popełniać grzechu? - nie, czegoś takiego Bóg nigdy nikomu nie powiedział.

Wyobraźcie sobie, że dziecku, które dopiero uczy się rysować, będziemy ciągle powtarzać: „Nie popełniaj błędów! Nie popełniaj błędów!”, albo wmawiać pierwszoklasiście, który uczy się pisać literki, siedzi, stara się, a ty mu mówisz: „Tylko spróbuj krzywo napisać! Tu masz wzór, tutaj jest wszystko poprawnie!” Pamiętacie, ile czasu zajęła nam nauka pisania?

Tak też jest na drodze do świętości. Czy można iść po niej bez potknięć? Kto zabrania nam popełniania błędów? Po prostu jesteśmy tak wychowani: jeśli ludzie zobaczą nasze uchybienia, odwrócą się od nas. W tym przypadku oczywiście nie można nazwać ich inaczej, niż oszustami i hipokrytami, ponieważ oni także popełniają błędy.

Pewnego razu w pewnym monasterze zobaczyłem mnicha – ikonografa, piszącego ikonę. Ciągle przerabiał swoją pracę: pisał, wycierał, potem znowu pisał, znowu wycierał i tak dalej. A ja stałem, patrzyłem na to i już chciałem wyrazić swoje myśli, kiedy nagle ten mnich odwrócił się do mnie i powiedział: „Nie patrz tak, jeszcze nie skończyłem.” Chociaż nie zdążyłem nic powiedzieć, on zrozumiał mnie bez słów. „Ona będzie jak tamta ikona! Spójrz na nią!” A ta ukończona ikona, wisząca na ścianie, była piękna.

Tak samo jest z naszymi błędami: popełniamy je, popełniamy, ale efekt będzie jak piękna ikona na ścianie. Spójrz na nią - oto co wyszło w efekcie. To jest najważniejsze - efekt końcowy. Wszystkie twoje błędy, grzechy, namiętności i problemy, obciążające duszę - to wszystko jeszcze nie koniec. To nie koniec życia, nie ostateczna wersja obrazu, który pokażesz Bogu po śmierci. Rozumiesz? W rzeczy samej to nie ludzie oceniają rysunek twojego życia, a Bóg. Dlatego kiedy widzisz, że człowiek brudzi „swój” obraz, który wygląda nieporządnie, niechlujnie i brzydko, mów sobie: „On po prostu przekreśla jedno i rysuje coś innego. Przekreśla, wyciera i znowu rysuje. Jego obraz nie jest jeszcze skończony. Stworzyć go jest nie prosto, może się przy tym zdarzyć wszystko: błędy, trudności, zmęczenie, łzy - wszystko.”

archimandryta Andrzej (Konanos)

za : pravmir.ru

fotografia: bogdan /orthphoto.net/