publicystyka: Czy nauczyłeś się kochać?

Czy nauczyłeś się kochać?

tłum. Justyna Pikutin, 23 listopada 2019

Wydaje mi się, że człowiekowi najtrudniej jest poczuć w sobie miłość. Człowiek to jedyny ssak, który rodzi się zupełnie bezbronny. Jeśli pozostawi się noworodka bez opieki, nie będzie on w stanie zatroszczyć się o siebie. Od pierwszych chwil, gdy człowiek przychodzi na ten świat, szuka bliskości, ciepła, piersi pełnej mleka, ciała, które go ogrzeje, szuka matki, która powie mu piękne słowa - i trwa to dość długo.

Współcześni pediatrzy i psycholodzy dziecięcy zapewniają, że, kiedy niemowlę płacze, nie należy zostawiać go samego. Wcześniej praktyka była inna: „Zostaw go, niech popłacze, przyzwyczai się, nie poświęcaj mu tyle uwagi”. Teraz jednak mówią zupełnie co innego. Na początku życia dziecko odczuwa niezbywalną potrzebę miłości, dlatego że napełnia ona jego duszę przekonaniem, że w tym świecie podstawowe potrzeby będą zaspokajane momentalnie, że otoczenie, w którym żyje, jest mu przyjazne.

Szczęśliwi są ci spośród was, którzy w dzieciństwie doświadczyli takiej matczynej i ojcowskiej miłości. Ale nie wszyscy jej doświadczyli. Nie wszyscy wychowali się w szczęśliwej rodzinie, nie wszyscy mieli mamę, która by przytulała i ogrzewała. Oczywiście ci, którzy tego doświadczyli - a pamięć o tym jest bardzo silna - również mogą spotkać się z trudnościami w życiu, ale będą mieli oni siły duchowe, nie załamią się, dlatego że zostali nasyceni wtedy, gdy był na to czas.

Starzec Paisjusz mówi, że niemowlę, które nie najadło się mleka z matczynej piersi i nie otrzymało matczynej miłości, jutro, kiedy wyrośnie, cały czas będzie szukało, czym zastąpić tę pierś i tę miłość. Jako dorosły będzie łapał butelkę wina lub piwa, narkotyki, papierosy, ponieważ w nich będzie dostrzegał miłość, której nie otrzymał w dzieciństwie. Dlatego, gdy spotykasz młodych ludzi, którzy wplątali w różne historie, przeżywają kryzys, są w stanie upojenia alkoholowego - widziałem młodzież w takim stanie - to oni jakby wołają: - Jestem dobrym dzieckiem! Kocham cię! Chcę miłości!

Ciągle szukamy miłości. Teraz powiecie mi: „Dlaczego mówisz o matce i ojcu, skoro tematem naszej rozmowy jest miłość Boża?” Dlatego, że miłość Boża zaczyna się od ludzi. Pierwszymi istotami, które zobaczyłeś w tym życiu, byli twoi rodzice. Pierwszym obrazem, który pokazał ci, czym jest miłość, była ludzka twarz z krwi i kości. Kto się tym nasycił, ten ma możliwość lepiej zrozumieć Boga.

Kiedyś w rozmowie z pewną kobietą, która opowiadała mi o ateizmie w środowisku młodzieżowym powiedziałem, że moim zdaniem nie ma ateistów. Są ludzie, którzy coś przekręcili. Są ludzie, którzy zostali zranieni w życiu i nie nasycili się miłością, ponieważ nikt im jej nie dał. W rezultacie - odrzucają oni Boga, Którego nie znają. Jednak mimo wszystko bardziej odrzucają oni system - wszystko, co przypomina system i jakby mówi o Bogu, ale w istocie nie daje miłości.

To trudna sprawa. Weszliśmy do Cerkwi, by nauczyć się miłości. Jeśli zrobiliśmy wszystko, ale nadal nie umiemy kochać i nie czujemy się umiłowani przez Boga, to wszystko, co osiągnęliśmy, odchodzi na dalszy plan. Na przykład post. To dobra rzecz, ale co on ci da, jeśli nie ma w tobie miłości? Święty apostoł Paweł mówi, że nawet jeśli wszystko robimy prawidłowo, ale nie mamy w sobie miłości, nic nie osiągnęliśmy. Miłość jest ponad wszystkim.

Zewnętrzne standardy są niezbędne, ale powinny one zawierać coś znaczącego. Zawartość - to coś zupełnie innego. Są w Atenach takie dzieci, które nie wiedzą jak się do mnie zwracać. Zwracają się do mnie: „proszę pana”, „panie ojcze” i nie wiedzą, że trzeba wypowiedzieć moje imię. Ale w ich duszy jest coś prawdziwego i niesfałszowanego, i właśnie takie dusze woli Bóg. Bóg nie ogranicza się tym, co zewnętrzne, On patrzy w serce. Pyta: - Czy nauczyłeś się kochać?

Niestety, wiem po sobie, że w Cerkwi panuje nieskazitelne zewnętrzne zachowanie, ale brakuje w nim wewnętrznej zawartości. Niedawno pewien człowiek powiedział mi: - Otrzymywałem ciosy od ludzi, którzy w oczach innych ludzi zdają się być dobrymi, przykładnymi chrześcijanami, chodzącymi do cerkwi. Jednak zostałem przez nich zraniony, zdradzony, poniżony.
To właśnie rani ludzi, to zrywa naszą więź z Bogiem. I człowiek zadaje sobie pytanie: „Czego nauczyły mnie te wszystkie lata w Cerkwi, skoro nadal nie wiem, czym jest miłość?” To powiedział mi pewien mnich z Góry Athos - bardzo ascetyczny, wychudzony, z długą brodą. Wszyscy się nim zachwycali. A on mi powiedział: - Ojcze, tyle lat tu jestem, ale jeśli nie nauczę się kochać, pozostanę tylko ze swoją obietnicą. Pewnie słyszeliście o postrzyżynach mniszych (schimie), tym odróżniającym, mniszym atrybucie. Pytanie brzmi, co kryje się pod nimi, czyli co jest w mnichu, w jego sercu. Powinna być tam miłość. Jeśli jej nie ma, nic nie osiągnąłem.

U mędrców i faryzeuszy było wszystko, ale było to pozbawione duchowej wartości i pełni. Zewnętrznie pościli, chodzili na nabożeństwa, formalnie przestrzegali wszystkich reguł, ale gdy Chrystus zajrzał w ich serca, zobaczył coś odpychającego – to, co nazywane jest hipokryzją, kłamstwem i udawaniem. Miłość Chrystusowa szuka twojej duszy, by dać ci prawdziwe przeżycia i byś poczuł, że jesteś - ukochanym dzieckiem Boga. To właśnie powinno być celem naszego życia i naszej rodziny. Ta miłość zostaje na zawsze, nasyca nas, daje odpoczynek. A wszystko poza tym szybko przemija.

Kiedy poczujesz Boga, staniesz się wyrozumiałym i kochającym ludzi. A kiedy widzisz człowieka, który jest surowy dla innych ludzi, raniący, wymagający, wiedz, że niewątpliwie nie poczuł on Boga. I jeśli zobaczycie podobne zachowanie, zastanówcie się i nie mówcie: „Zranił mnie człowiek Boży” - a powiedzcie: „Zranił mnie człowiek, który ciągle jeszcze szuka Boga”. Dlatego, że wykluczone jest, by człowiek Boży potraktował kogoś surowo.

Przedwczoraj dostałem wiadomość, w której pewien człowiek pisał mi: „Poszedłem do spowiedzi i wróciłem rozbity”. Zapytałem, dlaczego. „Dlatego, że odczułem taką presję! Duchowny skarcił mnie, obraził i ukarał”. Odpowiedziałem mu: „To, że jesteśmy duchownymi, wcale nie znaczy, że wszystko, co robimy i mówimy, pochodzi od Boga. Kiedy ktokolwiek obraża cię, kpi z ciebie, rani i poniża - to wykluczone, by jego zachowanie było miłym Bogu. Bóg jest przyjazny Swemu stworzeniu.”
Pamiętajcie o tym. Kiedy przyłapiesz się na myśli, że czujesz się niepotrzebnym, nieudacznym, nikczemnym i najgorszym - wiedz, że to nie jest głos Boga. Zapamiętajcie, Bóg umacnia nas i nawet wtedy, gdy nas koryguje, robi to z miłością i wyrozumiałością, nie obraża, nie poniża, nie rozczarowuje. Dlatego też mówi się, że kiedy człowiek spowiada się z jakiegoś ciężkiego grzechu, duchowny nie powinien pokazywać, że jest zszokowany, zawstydzony jest zdumiony tym, co usłyszał. Dlaczego? Dlatego, że inny poczuje, że Sam Bóg go odpycha. Cokolwiek byś uczynił, jakimkolwiek byś był - Bóg cię kocha. Dlatego powiedziałem temu człowiekowi: - Ojca duchowego wybierasz sobie sam, dlatego wybierz kogokolwiek, kto będzie przypominał ci ojca syna marnotrawnego, który przyjął go takim, jakim on był: nie pozostało w nim żywego miejsca, cały ugrzązł w grzechach i nieczystości, ale ojciec go nie obraził, nie ukarał, nie zaczął analizować jego życia i nie poniżył: „Powiedz mi teraz, co narobiłeś, byśmy wszyscy usłyszeli!” - a okrył go. Ubrał go, umył, założył mu na palec złoty pierścień i zorganizował ucztę.

Oto co znaczy, że Bóg cię kocha. Myślę, że nie ma takiego człowieka, który nie przyjąłby, nie oczekiwał i nie kochał takiego Boga. W przeciwieństwie do starszego brata z tej przypowieści, który rozzłościł się i - choć był dobrym człowiekiem - jednak zapragnął, by jego brat został ukarany. Ale Bóg - myślę, a mówi o tym św. Jan Złotousty ze św. Izaakiem Syryjczykiem - w pewnym stopniu jest niesprawiedliwy, i ta Jego niesprawiedliwość działa na naszą korzyść, dlatego że Bóg podchodzi do człowieka nie z wagą, a z miłością. A miłość dopuszcza niesprawiedliwość. Bierze łotra i mówi mu: - Wejdź do raju jako pierwszy! Bierze syna marnotrawnego i mówi mu: - Kocham cię!

Czy to nie jest niesprawiedliwość? Jednak ta niesprawiedliwość jest dla nas korzystna. Dlatego też dzieci Boże, dopuszczające się grzechów, ale przynoszące skruchę, jako pierwsze wchodzą do raju. Mówi o tym Sam Bóg. Grzeszne kobiety, celników, grzesznych ludzi, którzy płaczą i wyrażają skruchę - Bóg kocha przede wszystkim. Rozmyślając o tym, otrzymujesz ogromną siłę i pocieszenie. Nie wiem, czy czujecie, że jesteście stworzeniami, które Bóg kocha i akceptuje takimi, jakimi jesteście?

Szokuje mnie, że często Bóg i Cerkiew są utożsamiane przez ludzi nie z miłością, a z grożącym palcem i surowością. I wielu z was rosło z takim Bogiem, Który częściej budzi strach niż miłość. Z Bogiem, Który budzi w was strach przy myśli o waszej winie, budzi strach groźbami, że pójdziesz do piekła, że to, co robisz, jest obrzydliwe, że Bóg tylko czeka, by cię ukarać. A nie z Bogiem, Który czeka, by cię przytulić, pokochać i zrozumieć. Zrozumieć ciebie - to wielka rzecz. Bardzo podobają mi się ludzie, którzy przychodzą do spowiedzi ze szczerością i mówią o swoim problemie. Staram się zrozumieć, co kryje się za ich grzechem. A za nim w większości przypadków kryje się pragnienie miłości.

Pewna kobieta napisała do mnie list, w którym podzieliła się swoją historią: „Ojcze, tak bardzo się pogubiłam, że doszłam do tego, że zaczęłam sprzedawać swoje ciało, by przeżyć, dlatego że miałam ogromne problemy. A Bóg tak bardzo pokochał mnie pośród mojego grzechu, że zesłał mi przyjaciółkę, która zapoznała mnie z przyszłym mężem, nie zważając na moje grzeszne i niebezpieczne życie. Miłość Boża znalazła mnie tam, gdzie ugrzęzłam i tarzałam się w grzechu”.
Mnie również zachwyca Boża miłość, której szukała - i którą znalazła. Bóg patrzy na to, co „dalej”. Więc i my powinniśmy nauczyć się patrzeć też na to, co „dalej”. Dziś człowiek jest grzeszny, ale nie wiesz, jaki będzie jutro. Dziś twoje dziecko wplątało się w różne historie, jest wyczerpane, narażone na ciosy, szuka miłości, bierze narkotyki. Ale o narkotykach już ci mówiłem - w ten sposób dzieci szukają miłości, szukają bajki. Młody człowiek chce żyć, chce przenieść się do wewnętrznego raju, który zagubił, dlatego że nie dostał go w domu; a o ile nie otrzymał czegoś w domu, to teraz szuka tego tam, gdzie łatwo znaleźć. A co za tym idzie, wszystko sprowadza się do miłości, wszystko uspokaja się i układa się miłością, ponieważ jest ona pragnieniem naszej duszy. Nie wiem, czy jest w was miłość, czy czujecie Bożą miłość i dajecie miłość swoim bliźnim. To największy prezent, jaki możecie podarować swojemu dziecku. By dziecko widziało, że rodzice kochają się wzajemnie, że modlą się – ale nie formalnie, nie tak, że w niedzielę idą do cerkwi, a w tygodniu poniżają się wzajemnie (to najgorsze pouczenie).

Przyczyna niechodzenia dzieci do cerkwi bierze się stąd, że nie pokazaliśmy im, że w cerkwi następuje przemienienie – przeciwnie, pokazujemy im oszpecenie. - Co mam robić, ojcze, jeśli rodzice chodzą do cerkwi, a potem w domu biją się? Po co się żenić, ojcze, jeśli jestem rozczarowany małżeństwem rodziców? By dziecko zobaczyło cokolwiek i pozazdrościło tego, musisz pokazać to jako fakt, jako doświadczenie, a nie jako kazanie. Jak kazanie mówimy wiele, też wiele mówię, ale pytanie brzmi - co robię? Czy okazuję miłość? Czy czuję miłość? Najważniejsze jest nie okazywać, a czuć miłość. Jeśli jest w tobie miłość - jak mówił starzec Paisjusz - to jesteś podobny do dyni, które pachną latem. Nawet nie wiedząc gdzie one są, znajdziesz je po zapachu. One się zdradzają, zdradza je zapach. Nie trzeba pouczać nikogo, by pomóc mu zrozumieć Boga - on zobaczy Boga w tobie, kiedy zobaczy twój spokój. Zobaczy spokojny system nerwowy, usłyszy dobre i zrównoważone słowa w rodzinie, usłyszy, jak żona mówi mężowi: - Witaj, miłości moja! Usiądź, zjedzmy razem obiad! To pouczenie dla dziecka, że Bóg kocha jego rodziców, że rodzice czują Bożą miłość, a tym samym kochają się wzajemnie. To bardzo ważne. Niech każdy najpierw zajrzy w siebie, by zobaczyć, jak postępuje, a nie szuka, co by zmienić poza sobą. Zmiany - mówi Chrystus - zaczynają się od naszej duszy, głęboko w nas trwa wielka gra.

Archimandryta Andrzej (Konanos)

za: pravoslavie.ru

fotografia: alik /orthphoto.net/