publicystyka: Wskrzeszenie na pewien czas

Wskrzeszenie na pewien czas

o. Konstanty Bondaruk, 20 października 2019

W Ewangelii według Łukasza (7, 11-16) zamieszczona jest relacja z cudu wskrzeszenia jedynego syna pewnej wdowy. Gdy Jezus wraz z uczniami zbliżał się do miasteczka Nain, właśnie stamtąd podążał orszak pogrzebowy. Wraz z matką, zmarłego odprowadzało wielu ludzi ewidentnie wstrząśniętym nieszczęściem biednej wdowy. Widząc przytłoczoną cierpieniem matkę, Jezus podszedł do niej ze słowami „nie płacz”. Potem dotknął noszy, a niosący zmarłego - zatrzymali się. Chrystus powiedział: Chłopcze. Mówię tobie; wstań. Zmarły uniósł się, siadł i zaczął mówić. I oddał go matce a wszystkich tam obecnych zdjął strach i wielbili Boga mówiąc: wielki prorok powstał miedzy nami i Bóg nawiedził lud Swój.

Aktywne współczucie

Pan nasz nie poprzestał na słowach pocieszenia: “Nie płacz!”, bo te wprawdzie przynoszą pewną ulgę i pocieszenie, ale rzadko kiedy wiążą się z konkretną pomocą ludziom dotkniętym nieszczęściem. Pomimo zdawkowych słów: „moje kondolencje”, „serdecznie współczuję”, prócz wspaniałych wianków, wstęg i zniczy, krewni zmarłego zostają z niczym! Sam na sam pozostają ze swym bólem, ze skomplikowanym życiem, z zawiedzionymi nadziejami i zburzonymi planami. Częstokroć śmierć bliskiej osoby oznacza, że również ich życie legło w gruzach i straciło wszelki sens. Niewielu z uczestników pogrzebu zadaje sobie trud wyobrażenia skutków tej śmierci dla rodziny zmarłego. Czyż znajdzie się wielu takich, którzy praktycznie i realnie pomogli bliskim otrząsnąć się z tej tragedii, unieść to brzemię straty, nie popaść w depresję? Tymczasem Chrystus wskrzesił zmarłego i zwrócił go matce. Był to bardzo praktyczny akt miłosierdzia. Pan nasz dobrze wiedział, co dla matki oznacza śmierć jedynego syna, jak bardzo potrzebna jest jej pomoc i opieka z jego strony. Niewątpliwie dla matki w ogóle nie ma większego nieszczęścia niż śmierć dziecka, zwłaszcza jedynego dziecka i szczególnie w przypadku, kiedy wcześniej straciła męża.

Obrazowo ilustrując niewymowny ból i tragedię bez miary, starotestamentowi prorocy odwoływali się właśnie do bólu i rozpaczy po stracie jedynego syna. Córo mojego narodu, przywdziej wór pokutny i kajaj się w popiele! Okryj się smutkiem, jak po synu jedynym, gorzką żałobą, bo przyjdzie na nas nagle niszczyciel - pisał prorok Jeremiasz. (Jr 6, 26). U innego proroka, Amosa, znajdujemy słowa: Zamienię święta wasze w żałobę, a wszystkie wasze pieśni w lamentacje; nałożę na wszystkie biodra wory i uczynię żałobę jak po jedynaku, a dni ostatnie jakby dniem goryczy (Am 8, 10). Na dom Dawida i na mieszkańców Jeruzalem wyleję Ducha pobożności. Będą patrzeć na tego, którego przebili, i boleć będą nad nim, jak się boleje nad jedynakiem, i płakać będą nad nim, jak się płacze nad pierworodnym (Zch 12, 10). Śmierć jedynego syna była postrzegana jako dramat nieporównywalny z żadnym innym nieszczęściem.

Strata opiekuna i żywiciela
Jezus Chrystus dobrze rozumiał ogrom nieszczęścia wdowy z Nain. Ogarnęło go wielkie wzruszenie i głębokie współczucie. Być może widział w zapłakanej matce Swoją Matkę, która już niedługo miała Jego samego, też jedynego syna, po jeszcze bardziej tragicznych okolicznościach śmierci, odprowadzać na miejsce pochówku. Tu trzeba nadmienić, że w danym przypadku Jezus nie czekał na prośby o współczucie i cud, nie wymagał wiary w Jego cudotwórczą moc. Kierował się wyłącznie współczuciem i dokonał jednego z trzech wskrzeszeń zmarłego, mając na względzie jedynie los biednej wdowy. W owym czasie nie było nawet znanych nam mizernych świadczeń socjalnych, ani emerytur, ani najskromniejszych rent. Wprawdzie Prawo Mojżeszowe nakazywało opiekę i pomoc wobec wdów i sierot, ale obowiązek ten przerzucano na barki bliskich i krewnych. Dzieci, zwłaszcza synowie oraz krewni, teoretycznie mieli obowiązek dochować rodziców aż do śmierci. Jednak w przypadku wdowy z Nain, jej jedyny żywiciel właśnie umarł, a wraz z nim zgasła wszelka nadzieja na godną starość.

„I oddał go matce” - czytamy w „Ewangelii”. Było to jeszcze jedno dobrodziejstwo okazane nieszczęsnej wdowie. Chrystus mógł zażądać, aby wskrzeszony chłopiec poszedł za Nim, stał się Jego uczniem, jak tego oczekiwał od innego, bogatego młodzieńca. Przywrócił zmarłemu życie, więc miał prawo żądać poświęcenia tego życia służbie Jemu i Ewangelii. Przecież innym razem Jezus wyraźnie powiedział, że każdy, kto dla Mego Imienia opuści dom, braci lub siostry, ojca lub matkę, dzieci lub pole, stokroć tyle otrzyma i życie wieczne odziedziczy (Mt 19, 29). Jednak byłoby źle i nieprawdziwie, gdyby ten wymóg pozostawienia wszystkiego rozpatrywać bez uwzględnienia okoliczności. Prawo naturalne, tzn. także Wola Boża, nakazywało młodzieńcowi w pierwszym rzędzie zająć się swoją owdowiałą matką. Tak też po dziś dzień naucza nasza Cerkiew. Nakazuje ona dzieciom troszczyć się rodziców i godnie dochować ich do śmierci, opiekować się starszymi, chorymi i niedołężnymi.

Większy od proroka Elizeusza
Ewangelista nic nam nie mówi o tym, jak wdowa i wskrzeszony syn okazali wdzięczność swemu Wybawcy, czy więcej było euforii, czy szoku. Pisze natomiast, że ten cud odbił się szerokim echem, a wieść o nim rozeszła się po okolicy. Dotychczas Jezus przeważnie uzdrawiał chorych, jednak tym razem pokazał, że posiada także władzę nad życiem i śmiercią. Wskrzeszenie syna wdowy z Nain było pierwszym z trzech tego typu cudów. Chronologicznie później Jezus wskrzesił jeszcze córkę Jaira (Mt 9, 18-26; Mk 5 , 21-43; Łk 8, 40-56) a także brata Marty i Marii - Łazarza (J 11, 1-46). Świadkowie tego niezwykłego cudu przekonali się, że Bóg istotnie „nawiedził Lud Swój”. Błyskawiczne przejście od głębokiej żałoby do radości, ze śmierci z powrotem do życia, było wielkim przeżyciem nie tylko dla matki chłopca. Chrystus udowodnił, że ma władzę nawet nad śmiercią, moc powtórnego nawiązywania zerwanych więzi miłości i przyjaźni. Przywracanie do życia po śmierci wykracza poza ludzkie możliwości. Nożyce śmierci tną bezlitośnie i nieodwracalnie. Nikt nie jest w stanie połączyć tego, co odcięła śmierć. Te nożyce śmierci jednakowo ranią tych, którzy odchodzą, jak i tych, którzy jeszcze pozostają wśród żywych.

Dla obecnych tam uczestników żałobnej procesji, wędrowny rabin okazał się kimś większym niźli uczeń Eliasza, prorok Elizeusz. Wskrzesił on syna pewnej kobiety z wioski Sunem, akurat położonej niedaleko od Nain. Wówczas kobieta ze łzami błagała proroka, aby ten przynajmniej spróbował przywrócić życie synowi. Po licznych modlitwach i kilku próbach, Elizeusz wreszcie otrzymał od Boga niezbędną moc i dokonał cudu. (Miasteczko Nain zachowało się do dnia dzisiejszego. Znajduje się 15 km od Nazaretu, 7 km od góry Tabor, po jego południowo-zachodniej stronie, i 50 km od Kafarnaum. Obecnie w Nain mieszka zaledwie kilkaset ludzi, a na miejscu wskrzeszenia syna wdowy znajduje się niewielka kaplica).

Wskrzeszenie tylko na pewien czas
W Ewangeliach mowa jest o mnóstwie uzdrowień, lecz tylko o nielicznych wskrzeszeniach zmarłych. Ewangeliści odnotowali jedynie trzy wypadki powrotu zmarłych do życia, odnowienia więzi zerwanych przez śmierć. Wskrzeszenie córki Jaira odbyło się natychmiast po jej śmierci, syna wdowy z Nain w drodze na cmentarz, natomiast wskrzeszenie Łazarza - aż na czwarty dzień po jego śmierci w sytuacji, gdy zwykle grzebano zmarłych nawet w dniu śmierci. Pierwszy cud odbył się na gorącą prośbę ojca, drugi w odpowiedzi na rozpacz matki, natomiast trzeci, celem pocieszenia sióstr Marty i Marii. Wskrzeszeni na pewien czas powrócili do swoich bliskich, natomiast zmartwychwstały Chrystus już w pełni nie powrócił do Apostołów. Jedynie ukazywał się im w odmienionej postaci by zapewnić, że tych, którzy wierzą w Niego, jest zdolny przeprowadzić od śmierci do życia wiecznego.

Chrystusowi chodziło o to, że ponowne zjednoczenie umarłych i żywych, wyprowadzenie z krainy śmierci do życia nie jest najlepszym rozwiązaniem. Na tym świecie odwiecznej nieuchronności śmierci nie da się usunąć. Wskrzeszeni prędzej czy później i tak będą zmuszeni umrzeć, tym razem bezpowrotnie. Córka Jaira, syn wdowy i Łazarz z pewnością po iluś latach umarli, zatem nie ma wielkiego sensu przywracać ich do życia na pewien czas. Natomiast warto łączyć żywych z umarłymi w świetle Zmartwychwstałego Chrystusa. W zrozumieniu tej prawdy Jezus chciał dopomóc poprzez te nieliczne przypadki wskrzeszeń, wbrew odwiecznym Bożym planom. On Sam przyszedł na świat, umarł i zmartwychwstał, by pokazać, że odtąd taka możliwość została dana również nam. Dzięki Chrystusowi, śmierć już nie zerwie więzów miłości i przyjaźni. Zjednoczenie z tymi, których kochamy, 1jest możliwe. Trzeba tylko uzbroić się w cierpliwość, przygotować się na przejście do świata, gdzie przebywają nasi zmarli bliscy. Wiara chrześcijańska nakazuje nam godnie przygotować się do tego momentu, kiedy przekroczymy próg śmierci.

Świat robi wszystko, co w jego mocy, by zatrzymać człowieka tu na ziemi jak najdłużej; zatrzymać go do 100 i więcej lat, nawet w niedołężnej starości i przy nieuleczalnej chorobie. Wielu ludzi w stanie śpiączki przez długie lata sztucznie podtrzymywanych jest przy życiu za pomocą specjalnej aparatury. Dzieje się tak przez wzgląd na świętość życia jako Bożego daru, chociaż nawet Cerkiew jest przeciwna tak zwanemu „uporczywemu” podtrzymywaniu życia. Pan nasz Jezus Chrystus uczy nas, abyśmy raczej zawsze byli gotowi bez lęku pożegnać się z tym światem i należycie przygotowani przeszli do życia wiecznego. Swymi nielicznymi cudami wskrzeszeń Chrystus pokazał, że pomimo zdolności przywracania do życia, robi to rzadko, bo nie uważa tego za rozumne. Trzeba nam spojrzeć w przyszłość wskazaną przez Chrystusowe Zmartwychwstanie i postawić sobie za cel połączenie z tymi, którzy odeszli z tego świata. Odważne pogodzenie się z taką perspektywą świadczy o mądrości człowieka i jest znakiem prawdziwej wiary w Zmartwychwstałego Pana.

Duchowe wskrzeszenia
Cud, który dokonał się z synem wdowy z Nain,  powinien natchnąć nas głęboką wiarą w Jezusa Chrystusa. W Nim winniśmy pokładać naszą ufność nawet w najbardziej beznadziejnych okolicznościach, gdy - zdawałoby się - wszystko już stracone i znikąd nie ma dla nas ratunku. Właśnie wówczas trzeba zaufać Bogu i zawierzyć Mu swój los, swe życie i śmierć, bo On jest Panem zarówno życia, jak i śmierci. Komentując cud wskrzeszenia syna wdowy z Nain,  błogosławiony Augustyn pisał: „Ewangelia wspomina o trzech wskrzeszeniach umarłych, ale duchowo Chrystus wskrzesił tysiące”. Sam Augustyn uważał się za wskrzeszonego od straszliwej śmierci grzechu dzięki łasce Chrystusa. O swoim przypadku pisze w Liście do Galatów Apostoł Paweł. Słyszeliście przecież o moim postępowaniu ongiś, gdy jeszcze wyznawałem judaizm, jak z niezwykłą gorliwością zwalczałem Kościół Boży i usiłowałem go zniszczyć, jak w żarliwości o judaizm przewyższałem wielu moich rówieśników z mego narodu, jak byłem szczególnie wielkim zapaleńcem w zachowywaniu tradycji moich przodków. Gdy jednak spodobało się Temu, który wybrał mnie jeszcze w łonie matki mojej i powołał łaską swoją, aby objawić Syna swego we mnie, bym Ewangelię o Nim głosił poganom, natychmiast, nie radząc się ciała i krwi ani nie udając się do Jerozolimy, do tych, którzy apostołami stali się pierwej niż ja (…) Bóg jest mi świadkiem, że w tym, co tu do was piszę, nie kłamię. Potem…docierała do nich jedynie wieść: ten, co dawniej nas prześladował, teraz jako Dobrą Nowinę głosi wiarę, którą ongi usiłował wytępić. I wielbili Boga z mego powodu (Ga 1, 13-22). Gdy łaska Boża zwaliła z nóg koło Damaszku tego nadgorliwego prześladowcę chrześcijan, Paweł gruntownie zmienił swoje życie. Teraz stał się najgorliwszym głosicielem Chrystusa Zmartwychwstałego. To jest przykład tych cudów, których Bóg nie przestaje dokonywać, wskrzeszając do życia w łasce tylu ludzi zniewolonych przez grzech. Trzeba jednak, aby ktoś płakał i cierpiał, by wyprosić wskrzeszenie. „Niech płacze nad tobą - pisał św. Ambroży z Mediolanu - Cerkiew-Matka, która wstawia się za każdego ze swych synów, jak wstawiała się za swego syna biedna wdowa, a cały lud Boży niech uczestniczy w bólu dobrej matki”.

Psalmista Dawid pisał: Wysławiam Ciebie, Panie, boś mnie wybawił i nie uradowałeś mych wrogów z mojego powodu…Panie, dobyłeś mnie z Szeolu, przywróciłeś mnie do życia spośród schodzących do grobu…Wołam do Ciebie, Panie, błagam Boga mego o miłosierdzie: Jaki będzie pożytek z krwi mojej, z mojego zejścia do grobu? Czyż proch Cię będzie wysławiał albo rozgłaszał Twą wierność? Wysłuchaj, Panie, zmiłuj się nade mną; by moje serce nie milknąc psalm Tobie śpiewało. Boże mój, Panie, będę Cię wysławiał na wieki (Ps 30).

Ufam, że wielu może powtórzyć takie oto słowa modlitwy: „Panie, Jezu Chryste. Ty wiele razy wyzwalałeś mnie z wielkiego morza goryczy nawiedzając mnie. Ileż razy wyciszałeś mój gorzki płacz, niewymowne jęki i lament. Ty uleczyłeś me zranione sumienie namaszczeniem Twego miłosierdzia i umocowałeś je olejem radości. Ileż razy modlitwy podejmowane w rozpaczy, ostatecznie napełniały mnie radością i pewnością przebaczenia. Ci, którzy żyją wśród podobnych katuszy wiedzą, że Jezus jest prawdziwym Lekarzem, który uzdrawia ludzi ze skruszonym sercem. Ci zaś, którzy jeszcze tego nie odczuli, niech zaufają Temu Który powiedział: „Duch Pański namaścił Mnie, abym obwieszczał Ewangelię cichym i leczył czystych sercem”. Kiedy jeszcze wątpią, niech śmiało przystąpią i przekonają się co to znaczy: „miłosierdzia pragnę a nie ofiary”.

Pomrzemy, lecz zmartwychwstaniemy
Do wszystkich nas skierowane są te ewangeliczne słowa: „nie płacz”. Z tymi słowami Bóg zwraca się do każdej matki i do każdego, kto nagle traci najbliższą mu osobę. «Nie płacz”, ponieważ powstanie z martwych twój syn, twoja matka, bracia i siostry. „Nie płacz”, ponieważ my wszyscy, jeden po drugim,  również pomrzemy, ale też wszyscy zmartwychwstaniemy i ponownie spotkamy się z najbliższymi. „Nie płacz”, bo nasi zmarli bliscy pozostawili ten świat, ale przeszli do rzeczywistości piękniejszej i lepszej. O niej św. Symeon Nowy Teolog pisał, że „obecne życie jest jak niebo narysowane kredkami na papierze, w porównaniu z realnym niebem. „Nie płacz”, ponieważ zgodnie księgą Objawienia, nastanie czas, gdy Bóg otrze z oczu wszelką łzę i śmierci już odtąd nie będzie. Ani żałoby, ni krzyku, ni trudu już odtąd nie będzie, bo pierwsze rzeczy przeminęły (Ap 21, 4).