publicystyka: Magnetyzm prawosławia

Magnetyzm prawosławia

tłum. Gabriel Szymczak, 10 października 2019

Słowa wypowiedziane żartem często określają nasze najgłębsze uczucia i nasze najprawdziwsze myśli. Przez lata, gdyby pojawiła się taka okazja, chciałem pójść do „prawdziwego Kościoła Bożego”. Tak powiedziałem mojej żonie piętnaście lat temu, kiedy byłem wśród prawosławnych chrześcijan.

Jako luterański pastor nauczałem, głosiłem i celebrowałem prawdę Ewangelii. Przez wiele lat byłem zadowolony. Nie chciałem „dołączyć do innego Kościoła” - po prostu zwracałem uwagę na ruch Ducha Świętego w moim życiu. Pewnego dnia dotarło do mnie, że to właśnie miałem na myśli, kiedy powiedziałem, że chciałbym pójść do prawdziwego kościoła Bożego.

Niektóre przyczyny stały się jasne po czasie. Jeśli uczestniczysz w prawosławnej ekklesii - zgromadzeniu, to w każdym tygodniu słyszysz śpiewaną teologię. Czujesz, że jesteś związany ze społecznością, w której całość jest większa niż suma części. Społeczność ta obejmuje żywych i umarłych, w sposób wizualny i namacalny, poprzez ikonę, modlitwę i tajemnicę. W tej wspólnocie wiara ma znaczenie, staje się materialna i nie pozostaje jedynie na poziomie intelektu. Wszystkie zmysły są wykorzystywane i przywoływane, dzięki czemu wiary doświadczasz, a nie tylko myślisz o niej. Droga do dojrzałości chrześcijańskiej jest dla ciebie wytyczona. Bóg - Duch Święty jest obecny w niezwykły sposób.

Nieznajomi wykazują zainteresowanie twoją duchową podróżą. Pojawiają się anioły. Pewnego dnia w katedrze Świętej Trójcy w Chicago starsza pani pociągnęła mnie za rękaw i z pasją i niecierpliwością zapytała: „Czy oni wiedzą, o co w tym wszystkim chodzi? Czy wiedzą, że chodzi o życie w Chrystusie, o przyjęcie Chrystusa do swojego życia?” Pytała o studentów, których przywiozłem tego dnia. Powiedziałem, że tak, a ona powiedziała: „A TY wiesz?”

Ze względu na wyjątkowe okoliczności mojej posługi, miałem okazję poznawać wspólnoty wyznaniowe przez jedenaście lat w służbie uniwersyteckiej i czternaście lat nauczania w Luterańskiej Szkole Teologicznej w Chicago. Przez dziesięć lat nie miałem żadnych niedzielnych obowiązków. Często zachęcałem studentów, aby modlili się w innych tradycjach religijnych. Ludzie początkowo mi nieznani, którym jestem wdzięcznie dłużny, stali się kluczowymi przewodnikami na mini-kursie o prawosławiu, prowadzonym przez osiem lat. Miałem ćwierć wieku, aby dokonywać różnych badań, z których prawosławie stało się najważniejsze.

Większość ludzi nigdy nie ma okazji, które ja miałem, lub ich nie wykorzystuje, ponieważ podejrzewa, że Kościoły, podobnie jak ludzie, „są wszędzie takie same”, podczas gdy w rzeczywistości nie dotyczy to ani Kościołów, ani ludzi. Większość ludzi – jeśli w ogóle - żyje i umiera w ramach jednej tradycji, bez względu na to, jak dobrze lub źle jest ona rozumiana. W Ameryce powiedziano nam, że religia jest sprawą prywatną. Podejście to marginalizuje i trywializuje wszelkie nasze poszukiwania. Z tego samego powodu nie uważamy, że możemy wyjść poza „religię”, na drogę pełnego wyzwolenia w którejkolwiek opcji, oferowanej przez Kościoły. Jestem przekonany, że wielu ludzi ucieka się do buddyzmu, ponieważ uczy on czegoś „poza religią”, czego moglibyśmy nauczyć się we własnych tradycjach, ale nie możemy, ponieważ nasza kultura nie pozwala nam na takie poszukiwania. Naprawdę miałem wyjątkową okazję, za co jestem wdzięczny.

Kiedy się rozejrzałem, zauważyłem, że anglikanizm wydaje się atrakcyjny, ale zniechęciły mnie jego skrajności. Anglikańska zasada rozpiętości dopuszcza wszystkie podejścia, od ortodoksji i heterodoksji, do herezji. Wszystko jest możliwe. Moi episkopalni przyjaciele powiedzieli, że musisz chodzić od kościoła do kościoła, aby znaleźć właściwy zbór. Wszystko się rozpada. Może nawet nie widzimy centrum, gdy spektrum interpretacji, nierzadko sprzecznych, jest tak szerokie.

Moje serce zawsze ciepło biło dla Rzymu. W końcu ekumeniczne przeznaczenie Zachodu wiedzie do Rzymu, pomimo tego, co mogą myśleć ludzie zaangażowani w struktury kościelne. Ale czy może istnieć jeszcze większe przeznaczenie ekumeniczne? Rzym uznał to na Soborze Watykańskim II, podkreślając „kolegialność” (zachodnich) biskupów. Papieską nieomylność należy postrzegać w odniesieniu do kolegialności, a nie jako odrębny pogląd na moc orędzia pojedynczego biskupa. Biskup Kallistos Ware powiedział między innymi, że nowe sobory mogą określić nowe sposoby rozumienia wiary, ale muszą być autentycznie ekumeniczne. Wschód i Zachód muszą się spotkać jak równi.

Kiedy przeprowadziłem się z Chicago, byłem z kwakrami. Byłem z anabaptystami, zarówno w Kościele Braci, jak i w Braterstwie (Bruderhof – ruch chrześcijański, praktykujący wspólnotę materialną jak za czasów wczesnego Kościoła – przyp. tłum.). Byłem z katolikami i wieloma protestantami. Byłem z Kościołem Episkopalnym. Byłem z buddystami. Byłem z muzułmanami. Znałem relacje możliwe między Żydami a chrześcijanami. Współpracowałem w wielu komitetach i komisjach ekumenicznych.

Rzym dodał stwierdzenia dogmatyczne w sposób, który nie jest ani biblijny, ani pomocny. Jednocześnie protestanckie instytucje kościelne wydawały mi się niekompletne. Żadna z tych opcji nie jest „prawdziwym Kościołem Boga”, a przynajmniej nie w jego pełni. Czegoś zawsze brakuje: przekonania, drogi, którą musisz podążać, sakramentów. I odwrotnie, twierdzenia o całości są oparte na tym, co jest częściowe: na formie zarządzania kościelnego, nieomylnej Biblii, szczególnej interpretacji Pisma Świętego lub nauczaniu jednej z całej gamy doktryn. Wiedziałem więc, że muszę przekroczyć podział Rzym – protestantyzm.

Jarosławowi Pelikanowi, historykowi Kościoła, przypisano pewne stwierdzenie: poznasz, czym jest luteranizm, gdy zapytasz, czym byłby, gdyby nie był luteranizmem.
To zdanie ma zaledwie kilka wyrazów, ale jakże wielką wagę. Mówi, że projekt Reformacji jest niepełny. Czterdzieści lat temu nauczyłem się nazywać luteranizm „ruchem wyznaniowym w zachodnim chrześcijaństwie”. „Ruch” mówi, że jesteś na drodze do końca, który widzisz, ale jeszcze tam nie jesteś. „Ruch” sugeruje, że nie jest to jeszcze w pełni Kościół lub ekklesia - zgromadzenie.

Przed opuszczeniem Chicago wiedziałem, kim bym był, gdybym nie był luteraninem. Byłbym prawosławny. Zacząłem w miejscu, w którym byłem i otworzyła się dla mnie ścieżka. Co ważne, głównym celem kroczenia tą ścieżką było i jest naśladowanie Jezusa jako Chrystusa i Pana. O to właśnie chodzi w tych poszukiwaniach. W końcu tak naprawdę nie chodzi o mnie. To pragnienie, aby stać się w pełni i głęboko „w Chrystusie”, jak pisał św. Paweł w liście do Filipian. Jak powiedział św. Augustyn: „nasze serca są niespokojne, dopóki nie znajdą odpoczynku w Tobie”. Szukałem pełni ekklesii. Moje doświadczenie ze wspólnotą chrześcijańską było w tym zakresie dobre, ale nie do końca było doświadczeniem w Kościele, w którym Bóg oferuje nam wytyczoną drogę do świętości. Szukałem zarówno orto-doksji, „właściwego uwielbienia”, jak i orto-praxis, „właściwego działania”. Bóg stał się człowiekiem w Jezusie z Nazaretu i posłał Ducha, aby zgromadził nas w Ciele Chrystusa na ziemi. „Bóg stał się człowiekiem, aby człowiek mógł stać się Bogiem” - powiedział św. Atanazy. Stajemy się przez łaskę i przebaczenie tym, czym Bóg jest z natury. Jest to najgłębsza wiara Kościoła i sine qua non chrześcijańskiej egzystencji. Po niej automatycznie pojawiają się inne rzeczy. Po pierwsze, solidna i namacalna społeczność, ucieleśniająca tę prawdę. Nie możesz być chrześcijaninem sam. Solo nie ma sensu. Rośniemy w społeczności z innymi lub wcale. Po drugie, w tej społeczności otrzymujemy prawdę poprzez głoszone Słowo. Nie możemy powiedzieć tego słowa do siebie. Nie wymyślamy go. To słowo przychodzi do nas jako przesłanie; tylko w ten sposób jest potężne. To słowo mówione przychodzi również do nas w formie pisemnej; ponadto nie możemy zaprzeczyć, że przychodzi do nas w formie tradycji interpretacyjnej, która sięga czasów pisarzy apostolskich. Ale słyszalne Słowo to nie wszystko. Po trzecie, dotykamy, smakujemy i widzimy widzialne słowo: „Skosztujcie i zobaczcie, jak dobry jest Pan”, mówi Psalmista, i to staje się żywe dla chrześcijan w sakramentach. Ale nawet nazywanie ich „sakramentami” ogranicza ich prawdę w ramach znaczenia lub opisu, do czego doszedł Leon Wielki wiele wieków temu. W swoich wielkopostnych kazaniach katechetycznych Leon wyjaśnił, że wiele rzeczy może być sakramentami właśnie dlatego, że Bóg wszedł do świata materialnego w postaci istoty ludzkiej.
Kiedy zobaczysz, że to jest serce wiary, zatęsknisz za życiem sakramentalnym. Będziesz biegł do sakramentów, jak powiedział Luter. Przez nie Bóg biegnie do ciebie.

Moje ograniczone definicje Boga nie są odpowiednie. Rozumiem, dlaczego Rzymianie nazywali pierwszych chrześcijan ateistami; nie chcieli wierzyć w „bogów”. Nie szukam Kościoła, który zgadzałby się z moim ograniczonym i egoistycznym poczuciem, czym powinno być chrześcijaństwo lub Bóg. Poszukuję Kościoła, który naucza wiary, która przez wieki była utrzymywana w pełni, najlepiej jak potrafimy ustalić na podstawie Pisma i Tradycji. Tylko tutaj znajdę to, co jest dobre dla mojej duszy, a nie sposób, jakkolwiek sprytnie zamaskowany, dzięki któremu podniosę się na własnych nogach. Mentalność konsumencka nie przyda się nam tutaj. Nie wiemy, co jest dobre dla duszy. Ulegamy naszym skłonnościom, poddajemy się naszym sentymentom i ogólnie tworzymy religię na poczekaniu. Nie chciałem tego.

Uwielbiam ortodoksyjny styl „albo tak, albo wcale”; to jest wiara. Witamy cię w niej; jednak nie proś nas o zmianę specjalnie dla ciebie. Nie otrzymasz żadnej wygodnej ani łatwej wiary, która byłaby zgodna z twoimi pragnieniami. Uderzy cię nauczanie Biblii i Tradycji, zostaniesz wezwany do stanięcia przed nim i do nauczenia się pokory, aby je zrozumieć. Jesteś powołany do życia, które stawia wymagania i obiecuje jeden prosty dar: Obecność Boga od teraz do wieczności. Prawosławni biskupi mogą walczyć między sobą, ale wiecie, że zewrą szeregi, jeśli wiara zostanie zagrożona. Uczynią to, bo wiedzą, że wiara może doprowadzić nas do świętości tylko wtedy, gdy zostanie utrzymana w powszechnej całości. Wszystkie części łączą się ze sobą, tworząc całą ścieżkę.

Tak więc w końcu przyszedłem do prawosławia, gdzie zachowana jest pełnia wiary, którą możemy żyć. Tylko w ten sposób możemy nauczyć się znaczenia takich słów, jak „zbawienie” i „łaska” i „życie” w naszych ciałach, a nie tylko w naszych umysłach. Oto kompletna, otwarta ścieżka, która jak na ironię przypomina miejsce, w którym wreszcie odpoczywasz, w rozumieniu Augustyna.

Na tej ścieżce towarzyszyła mi modlitwa Jezusowa. Przez tę modlitwę doprowadzono mnie do większej intelektualnej jasności wiary, głębszej duchowości, pragnienia pełniejszej wspólnoty i gorliwego pragnienia dawania świadectwa o wierze w czynach i słowach. To także było częścią cichego prowadzenia, które przywiodło mnie tak daleko w wierze.

Jeśli nie ma zmartwychwstania, daremna jest nasza wiara (1 Kor 15, 14). Słowo „daremna” oznacza coś pustego, pozbawionego czegokolwiek w środku, nie dającego żadnego powodu do rozważań. Bez przesłania, wiary i prawdy o zmartwychwstaniu Chrystusa, po co zawracać sobie głowę przychodzeniem do drzwi kościoła? Nie przychodzimy po koleżeństwo, które mamy na spotkaniach towarzyskich. Stajemy się Jednym w Chrystusie. Poznajemy prawdę, która może nas wyzwolić.

Dr Peter Rosi powiedział mi, że doszedł do wiary, kiedy zobaczył koptyjskich męczenników. Nie jest to łatwe chrześcijaństwo! Ludzie oddają życie, wcale nie metaforycznie. Trzeba to podziwiać, a prawosławie poniosło więcej cierpień niż jego udział wśród chrześcijańskich kościołów na świecie. Mimo to przetrwało w wielu krajach, pomimo surowych prześladowań (których skali może nigdy nie poznamy), ponieważ wierni znali wolność prawdy i nie porzucili jej. Oto wiara w zmartwychwstanie.
Pochwaliłbym każdą próbę stworzenia wspólnoty chrześcijańskiej. Jeśli jednak zwracacie uwagę, jeśli dążycie do pełni życia chrześcijańskiego, wierzę, że ścieżka prowadzi do prawosławia. Nigdy nie chciałem zostać prawosławnym chrześcijaninem. Czytałem teologię prawosławną, aby otworzyć nowe drzwi zrozumienia, a co ważniejsze, duchowość prawosławna otworzyła mi świat ascetycznego życia. Przez ponad dwie dekady opierałem się zaproszeniu do członkostwa we wspólnocie. Wiele lat zajęło urzeczywistnienie mojego wewnętrznego przekonania, że prawosławie jest prawdziwą formą chrześcijaństwa. To była długa ścieżka, ale moja żona Susan powiedziała w pobliżu tego końca, który jest początkiem - mojego bierzmowania, że wszystko to było „nieuniknione”. Widziała drogę, po której szedłem, widziała ją jaśniej niż ja.

Chrześcijaństwo ma siłę dośrodkową. Jeśli zaczniesz gdziekolwiek na krawędzi koła i pozostaniesz w nim dłużej, Duch wciągnie cię w sam środek. Po drodze niczego nie tracisz, a ostatecznie trafiasz do centrum, w którym trwa wszystko, co ważne. W sposób, którego nie potrafię w pełni wyrazić i który dopiero zaczynam rozumieć, aby pozostać luteraninem, musiałem zostać prawosławnym.

Bardzo trudno mi było dokonać zmiany właśnie dlatego, że rozumiałem wiarę; to jest protestancki problem: zastąpić rozumowe pojmowanie (jeśli można to tak nazwać) - uczestnictwem w ciele, zastąpić myśl - działaniem, a umysł - ciałem. To wszystko jest częścią systemu: protestantyzm jest wiarą zakorzenioną w Słowie i dzięki Bogu za to. Jednak po prostu nie idzie wystarczająco daleko.

Co więcej: bardzo trudno mi było dokonać zmiany, ponieważ tak duża część wiary wydaje się taka sama. Luteranie mają Pismo Święte i sakramenty. Luteranie mają modlitwy godzin, mają liturgiczne pieśni biblijne i wczesnego kościoła: Te Deum, Nunc dimittis, Magnificat, Benedictus - wszystko to jest obecne. Wiele Kościołów powróciło do cotygodniowej Eucharystii, a niektóre do Komunii dla dzieci. Luteranie nauczają, że Chleb i Wino Sakramentu są w tajemniczy sposób Ciałem i Krwią Zmartwychwstałego Chrystusa. Luteranie trzymają się historycznych wyznań wiary (aczkolwiek ze spornym filioque w Credo Nicejskim) i akceptują decyzje pierwszych siedmiu soborów powszechnych, chociaż wielu luteran nie wie o tym, gdyż pastorzy mogą o tym nie uczyć. Luteranie mają pełną zachodnią liturgię - i walczą, aby nie przerodziła się w sentymentalizm lub rozrywkę. Luteranie używają szat, świec i sprzętów liturgicznych. Rok kościelny jest prawie taki sam. jak w prawosławiu; Pascha jest w jego centrum.

Kościół luterański w Ameryce ma również niezwykłą rozpiętość, od ewangelikalizmu po katolickość, i każdy przystanek pomiędzy nimi. Częściowo ta szerokość wynika z faktu, że Kościół zawsze postrzegał większość rzeczy, które składają się na cielesne uczestnictwo w wierze, jako adiaforę, co oznacza coś dozwolonego, ale nienakazanego. Wielu postrzega to jako siłę, ale ja postrzegałem to jako słabość. To nawet więcej niż słabość, jeśli człowiek ma wrażenie, że uznanie Trójcy jest dobrowolne lub gdy możemy spierać się o dwie natury Chrystusa, jakby można było wybierać spośród tych nauk. Prawdę mówiąc, z mojej perspektywy sprawy peryferyjne zaczęły wypierać centrum wiary.

Zawsze byłem ewangelickim katolikiem, jednak jest to „grupa szczególna” w luteranizmie i w żadnym wypadku nie ma pozycji większościowej. Studia i dyscyplina duchowa zorientowały mnie na mistycyzm Chrystusowy - poprzez modlitwę Jezusową, ikony i pragnienie spowiedzi. Zatem przejście na prawosławie nie wydawało mi się wielkim skokiem, biorąc pod uwagę moje szerokie rozumienie luteranizmu. Wydawało się, że opuszczenie Kościoła, który opiekował się mną przez prawie całe moje życie, to zaledwie skok. Nie wiem, jaki byłby to skok dla innych, ponieważ mogą być oni w dowolnym punkcie pomiędzy ewangelickim protestantyzmem a ewangelickim katolicyzmem. Podróż każdego jest wyjątkowa.

Prawosławie opóźniło swój rozwój w Ameryce, pozostając w enklawach etnicznych. Tylko w ostatnim ćwierćwieczu wewnętrzna łaska wiary stała się dostępna dla Amerykanów, którzy nie pochodzą z Grecji, Rosji czy Syrii. Bariera językowa i zaściankowość ludzi ukrywały prawdę i pełnię wiary, nawet jeśli widoczne było piękno zewnętrzne. Dopiero w ciągu ostatnich piętnastu lat pojawiły się książki popularyzujące wiarę, więc jest ona dostępna dla czytelników niewykształconych w teologii. I dzięki Bogu za Prawosławne Studium Biblijne Nowego Testamentu. Ludzie urodzeni w prawosławiu muszą się wysilić, aby to docenić. Muszą podjąć własną podróż, aby zgłębić wiarę. Ich podróż będzie inna niż nasza, konwertytów. Teraz, w XXI wieku, prawosławie ma szansę rozkwitnąć w post-nowoczesnej Ameryce.

Wiem o tym: kiedy wykonasz skok, jakkolwiek może się on początkowo wydawać mały, znajdziesz się w nowym świecie i zawsze możesz się wiele nauczyć. Magnetyzm Kościoła prawosławnego w końcu skłonił mnie do pełnego uczestnictwa, gdy nadszedł właściwy czas. A moje serce jest pełne radości, ponieważ „Chrystus jest pośród nas”.

O. Gabriel Rochelle

za: St Anthony of the Desert Orthodox Mission

Fotografia: Łukasz Troc / orthphoto.net /