publicystyka: Nie pozbawiaj Boga szansy na zbawienie ciebie

Nie pozbawiaj Boga szansy na zbawienie ciebie

tłum. Gabriel Szymczak, 06 października 2019

Jakiś czas temu otrzymaliśmy trudne pytanie: „Jak pokonać lęk przed śmiercią?”. Poprosiliśmy ojca Igora Fomina (proboszcza cerkwi domowej św. Aleksandra Newskiego na terenie Państwowego Instytutu Spraw Międzynarodowych) o odpowiedź na ten list.

Przeczytałem ten list i sam się przestraszyłem: bałem się o jego autora. Oczywiste jest, że wierzy w Boga, uznaje Go, ale nie robi najważniejszej rzeczy: nie ufa Mu. Dlatego zaczyna od strachu i wycofuje się w niedowierzanie. Stąd błędne wnioski: myli się co do wielu rzeczy. Te błędy należy przeanalizować.

Błąd nr 1: Uznanie za cel „aranżacji” życia wiecznego, a nie zdobycia Boga

Jest to jedno z powszechnych zjawisk, gdy ludzie marzą o swoim przyszłym, cudownym życiu w Ogrodzie Eden, a nie o przyjaźni z Bogiem. Koncentrują się na sobie, na obawie o swoje przyszłe życie: „pójść do raju” jest dla nich synonimem „nie iść do piekła”. Hieromnich Roman (Matiuszyn) powiedział następujące słowa: „Boże, z Tobą nie ma potrzeby raju, z Tobą ciasne piekło jest dla mnie jak raj”. A więc nie chciałbym udać się do raju, jeśli tam nie byłoby Boga.

Należy naprawdę bać się utraty przyjaźni z Bogiem, utraty wspólnoty z Nim. To pozytywny, „boski” strach. Lęk przed utratą komfortu, czy wręcz przeciwnie - przed nieznalezieniem go w przyszłości - jest grzeszny. To zwierzęcy, cielesny strach: przed byciem ukaranym, wyśmianym i poniżonym.

Aby zrozumieć, czy twój strach jest grzeszny, czy „boski”, musisz określić jego naturę. Człowiek jest złożony z trzech elementów: ma ducha, duszę i ciało. To jest pewien rodzaj piramidy. Wszystkie uczucia, w tym strach, rosną w środkowej części ludzkiej istoty: w duszy. Natura strachu zależeć będzie od kierunku, w którym te uczucia zostaną skanalizowane: na płaszczyźnie duchowej lub cielesnej.

Błąd nr 2: zbyt duże poświęcenie uwagi własnej grzeszności

Autor myli się także co do oceny samego siebie. Tylko Bóg może nas osądzić, a powiedzenie: „Jestem łajdakiem” oznacza odcięcie się od Boga. Wiele osób uważa, że koncentracja na naszej własnej grzeszności jest oznaką trzeźwego chrześcijańskiego myślenia. Tak jednak nie jest. Kiedy określasz siebie jako złą osobę, umieszczasz na sobie etykietę, którą akceptujesz. A Bóg nie może działać, jeśli człowiek sam ostatecznie zdecydował, że jest zły.

Powiem więcej: za ciągłą miłością do siebie kryje się narcyzm. Tak, zarozumiałość występuje nie tylko wtedy, gdy nie możesz oderwać się od lustra - to tylko pierwsza skrajność. Druga skrajność polega na tym, że nie tylko nie możesz oderwać się od lustra, ale patrząc - płaczesz: „Jestem taki zły! Jestem prawdziwym głupcem!” Powiem to jeszcze raz, niechęć do siebie jest także zarozumiałością. Gdziekolwiek jest „ja”, tam zawsze jest zarozumiałość.

Jednak tutaj również należy zrozumieć naturę słów i działań spowodowanych uczuciem miłości lub strachu. Jeśli ktoś kocha samego siebie, jego działania mają na celu przyjemność cielesną: jak lepiej spać, jeść i ubierać się. Przeciwnie, jeśli ktoś jest duchowy, chce, aby to jego bliźni jadł, spał i ubierał się lepiej. Na tym polega różnica między ofiarną a narcystyczną miłością.

To samo dotyczy strachu. Jeśli idziesz ulicą i - widząc, jak ogromne łobuziaki ranią małego chłopca -  spieszysz, aby mu pomóc (nie myśląc, że sam możesz zostać zraniony), to jest to strach o innego człowieka, ofiarny strach. Strach o samego siebie to strach narcystyczny.

Błąd nr 3: Uważanie dobrych uczynków za bilet do raju

Mylisz się, jeśli uważasz, że nasz los zależy od liczby dobrych uczynków. Gdy tylko skupiasz się na tym, „dobre” czyny stają się przedmiotem rachunkowości. A to są relacje rynkowe: wykonam dobre uczynki, a Ty później dasz mi Królestwo Niebieskie.

Powinniśmy skupić naszą uwagę nie na dobrym uczynku jako takim, ale na naszym bliźnim, dla którego możemy coś zrobić. Ktoś może nawet być zaskoczony i zapytać: „Czy zrobiłem coś dobrego specjalnie dla Boga?” Jednak służenie Bogu jest dokładnie takie: to służenie bliźniemu.

Są nawet tacy, którzy szukali Boga przez całe życie, a nie widzieli Go w swoich przyjaciołach. Bóg powie takim ludziom: odejdźcie ode Mnie, przeklęci, bo byłem spragniony, ale nie daliście Mi pić, ponieważ nie uczyniliście tego bliźniemu.

Błąd nr 4: Rozdział Boga i Cerkwi

Autor listu zuchwale wierzy, że Cerkiew mu nie pomoże, a kapłan nie może udzielić odpuszczenia grzechów. Wiara, że Bóg przebacza, a Cerkiew nie, pochodzi z analfabetyzmu, z nieznajomości Pisma Świętego. Zrozumcie: sam Bóg zostawił nam Cerkiew, aby nam pomóc! Cerkiew daje nam siłę w sakramentach i w osobie duchownego zapewnia przewodnictwo.

Wszyscy kapłani poprzez łańcuch święceń są sukcesorami apostołów i mają moc sprawowania sakramentu: bycia świadkiem odpuszczenia grzechów. Jest do tego bezpośrednie odniesienie w Ewangelii: którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane (J 20, 23).

W modlitwie rozgrzeszenia kapłan działa w imieniu Boga (co nie znaczy „zamiast Niego”). I tutaj, na ziemi, człowiek zostaje uwolniony od grzechów, których prawdziwie żałuje: otrzymuje duchowe wyzwolenie od nich. Nie ma już grzechów, lecz są ich konsekwencje, które obejmują wyrzuty sumienia i „duchowe” blizny.

Trudno mi jednak wyobrazić sobie sytuację, w której człowiek grzeszy po to, aby później żałować. Jest to możliwe tylko z powodu niewiary, niechęci do Boga. Ludzie, którzy myślą, że będą grzeszyć i żałować później, często nagle kończą swoje życie, nie mając na to czasu. A przecież to pokuta jest jednym z warunków wejścia do Królestwa Bożego.

Błąd nr 5: nie wierzysz, że Bóg ci wybaczy

Wydaje mi się, że sytuacja, w której człowiek nie chce ufać Bogu, jest bardzo podobna do grzechu Judasza. To nie jest tak, że Judasz zdradził Chrystusa: żałował tego, wyrzucił trzydzieści srebrników. Jednak nie przyjął przebaczenia Bożego. Zgodnie z tradycją Judasz trzy razy próbował się powiesić, ale nie był w stanie. Udaje mu się to dopiero wtedy, gdy już nie wierzy, że Bóg tak go kocha, że mu wybacza.

Tak, człowiek ma tendencję do skupiania się na sobie: to on decyduje, czy jest dobry, czy zły, czy należy mu wybaczyć, czy też nie, czy mieć nadzieję, czy też zrezygnować. Dlatego nie pozwala Bogu działać i odcina sobie drogę do zbawienia. Człowiek sam nie może nic zrobić, aby zmienić swoje przyszłe życie: tylko Chrystus może to zrobić.

Co zatem pozostaje nam czynić? Przestrzegać Jego przykazań i pragnąć być podobnym do Boga to nasz naturalny obowiązek: czynić dobro. Nie kłócić się o to, ile dobrych uczynków należy zrobić, aby dostać się do raju, ale po prostu iść i zrobić wszystko, co w naszej mocy. Bóg uczyni resztę: On bowiem, widząc wysiłki i pokutę człowieka, uwalnia go od grzechów.

Błąd nr 6: Lęk przed popełnieniem błędu

Nieufność do Boga wraz ze zrozumieniem ograniczeń własnej mocy powodują strach. W rezultacie sam nie możesz sobie z niczym poradzić i nie pozwalasz Bogu pomóc: to zamyka wszystkie drogi rozwiązania twoich problemów, prowadzi do wyczerpania i przygnębienia.

Wierzący nie odczuwa lęku, który prowadzi do ślepej uliczki, ale jest tu jeszcze jeden lęk: strach przed popełnieniem błędu i opuszczeniem przez Boga. Nie zakazano nam jednak popełniać błędów. Pamiętajmy o Pawle Apostole: będąc Saulem prześladował chrześcijan i wierzył, że w ten sposób służył Bogu. Bóg, widząc jego szczerość, obrócił go o 180 stopni i z prześladowcy Chrystusa Paweł stał się jednym z największych kaznodziejów.

Powinniśmy zatem mieć nadzieję i wierzyć, że Bóg jest zawsze z nami i nigdy nas nie opuści: On poprowadzi nas właściwą ścieżką, jeśli popełnimy błąd.

Alternatywne zakończenie: przepis na zwycięstwo nad strachem

Apostoł Jan Teolog ma następujące słowa: w miłości nie ma lęku, lecz doskonała miłość usuwa lęk (1 J 4, 18).
Powinniśmy przestrzegać tej zasady: pokonywać strach miłością.

Mój dziadek powiedział mi, jak przeprowadzał operacje w szpitalu podczas wojny. Dwóch żołnierzy podtrzymało go za ramiona, a jeśli zasypiał - istniało takie porozumienie - następował cios w wątrobę. Po takim bólu widział gwiazdy i sen natychmiast znikał. Mój dziadek miał wybór: mógł błagać o to, żeby nie operować dłużej niż 12 godzin (co jest nieefektywne), ale wtedy ktoś by umarł; lub mógł kontynuować działanie. I kontynuował - amputacje, cięcia i preparację, stojąc na nogach przez dwa dni. Oczywiście istniał strach przed popełnieniem błędu, ale został on pokonany przez miłość do bliźniego.

o. Igor Fomin

za: Foma

fotografia: kcenia.belova /orthphoto.net/