publicystyka: Deszcz duszy

Deszcz duszy

tłum. Justyna Pikutin, 20 sierpnia 2019

Żyjemy w trudnych czasach, kiedy wola Boża nie jest wyraźnie widoczna. Ale ona istnieje, tzn. istnieje pewien ruch i jeśli go wykonasz, to powiesz potem: „Zwyciężyłem!”. Jeden udany ruch. Tyle że nie wiesz, jaki to ruch, ponieważ twój umysł jest zaciemniony, a myśli zaplątane. Masz pewne swoje pragnienia, chęci, uzależnienia, jesteś do czegoś przywiązany - i co ma zrobić Bóg? Jak ma On włożyć Swoją wolę w twój umysł i zasadzić ją tam, jeżeli ty sam już tak wiele tam zasadziłeś?
Twój umysł powinien oczyścić się od wszystkiego, czego bardzo chcesz, aby oczyścił się pejzaż, w którym Bóg zobaczy czystą polanę, na którą może przyjść i zasadzić na niej Swój kwiat. Po czym powie ci:
- Chcę tylko jednego - prostoty. Jeśli tak będziesz postępować, zostaniesz zbawiony.

Ale my nie chcemy słuchać Boga, chcemy swego - zaśmiecić tę polanę; a potem myślimy: „Dlaczego Bóg mnie opuścił, żebym tak bardzo się pogubił?”
Dopiero teraz przypomniałeś sobie o Bogu? Stworzyłeś 5 tysięcy problemów, sam je egoistycznie rozwiązywałeś: „Tak chcę, a teraz tak chcę, a na to nalegam!” - a teraz, dlaczego Bóg jest winny? Teraz jesteś niezadowolony z Boga? Zbudowałeś dom o pięciu piętrach i mówisz: „Ale dlaczego Bóg na to pozwolił, by mój dom uległ zniszczeniu podczas trzęsienia ziemi?” Poczekaj, a czy wylewając fundamenty, pamiętałeś o Bogu? Kiedy wszystko zaczynałeś, pamiętałeś o Bogu? Nie? Dopiero teraz sobie przypomniałeś?

Ach, jak ci się udaje wszystko zapuścić w swoim życiu, a potem nie znajdujesz w sobie pokory, by powiedzieć: „Boże mój! Co ja najlepszego zrobiłem? Kim jestem po tym wszystkim…” Zamiast tego sprzeczasz się z Bogiem, znów odbijasz do Niego piłeczkę. O czym to świadczy? O tym, że nie potrafisz przyznać się do winy.

Widzisz, że nie radzisz sobie z poczuciem winy? A powinieneś. Zdarza się zbawcze cierpienie, zdarza się też zbawcza wina, jak powiedziano w jednej z książek o Dostojewskim „W opowiadaniach Dostojewskiego została ukazana zbawienna siła cierpienia”. To znaczy że musisz zaakceptować fakt, że popełniłeś błędy. I kiedy zaakceptujesz je - spokorniejesz. A kiedy spokorniejesz - popłaczesz, a kiedy popłaczesz - co będzie? Będzie to, co zdarza się, kiedy pada deszcz - kiedy pada deszcz, oczyszcza się krajobraz, wychodzisz na balkon i widzisz Ateny – czyste, choć wcześniej przepełnione smogiem, i mówisz: „Ojej, przecież widzę nawet Eginę! Jak to się stało?” A to po prostu spadł deszcz. Silny deszcz. Kiedy pada silny deszcz, dusza się oczyszcza. A deszczem duszy są łzy.

Przed nami jeszcze długa droga, którą musimy przejść, by odnaleźć wolę Bożą. Musimy się jeszcze pogłowić. Niestety, tak bywa z każdym, kto nie rozumie. Musimy pogłowić się, spokornieć, poprawić się, zapłakać, wyrazić skruchę, wyspowiadać się, by potem krajobraz oczyścił się i by dostrzec wolę Bożą. Bóg nie zawinił, że przestałeś widzieć czysto.
Istnieje wola Boża i jest ona bardzo prosta. To jest to, o czym mówi Bóg:
- Postępuj tak - a będziesz żył i będziesz szczęśliwy.
- Ale co mam robić? To takie proste postępowanie?
Tak, takie proste, ale przecież ty nawet nie chcesz schylić głowy, ponieważ chcesz robić wszystko po swojemu, a potem gubisz się i przestajesz jasno myśleć. To jest proste. Wyobraź sobie swoją głowę i mózg - jak ten mózg ma zrozumieć takie skomplikowane życie, jak rozwiązać wszystkie problemy? Czy lekko jest tobie samemu rozwiązywać problemy? Przecież jesteś zbity z tropu i nie masz wyraźnego obrazu.
Podczas wywiadu z człowiekiem, który wcześniej był opętany złym duchem, a potem w zupełności oczyścił się modlitwą Cerkwi, egzorcyzmem, św. Eucharystią i spowiedzią, zapytano go:
- Jak się teraz czujesz?
A on odpowiedział:
- Czuję się tak, jakby chmura wyszła z mojej głowy, z mojego umysłu. Moja głowa się oczyściła.

Tak to jest. Kiedy twoja głowa się oczyści, będziesz patrzeć na Boga i będziesz Go widzieć. Wzniesiesz modlitwę i usłyszysz - co? Jego odpowiedź, to, co On mówi. Bóg ma usta - On mówi, ma uszy - słyszy, mówią o tym psalmy Dawida. Czytajcie Psałterz, on jest wspaniały! W nim mówi się „Nie ma usłyszeć Ten, który ucho wszczepił?” (Ps 93, 9). Czy możliwe jest, by dał nam uszy, choć Sam ich nie ma? Czy dał nam słowo, a Sam nie ma słowa, by rozmawiać z nami? Czy dał nam oczy, a Sam nie ma oczu, by widzieć?
Teraz mówimy o Bogu w ujęciu antropomorficznym - Bóg nie zniknął z naszego życia, to my staliśmy się głusi, nie widzimy jasno, nie słyszymy dobrze, nie możemy zrozumieć, co mówią Jego usta, nie rozumiemy. Dlatego, że mówimy innym językiem. Nie rozmawiamy językiem pokory, prostoty, świadomego, skromnego i pokornego życia. Nasze życie jest zbyt skomplikowane, zaplątane i niezdrowe. Jak Bóg ma się wpisać w to wszystko?

Bóg jest tak prosty, czysty, przejrzysty, pokorny, ale twój umysł trochę się pogubił i tracisz Boga. Potrzebujesz ogromnej prostoty. Dlatego starzec Paisjusz wiele razy mówił ludziom:
- Nie możecie mnie zrozumieć. Mówię do was, a wy nie rozumiecie. Wasz umysł jest zagubiony.
Pewien młodzieniec powiedział mu:
- Nie musisz mi mówić, co mam robić! Chyba nie będziesz mi mówił, jaka jest moja wola? Sam ją znajdę!
- Znajdź! A możesz? Daj Boże żebyś mógł. Możesz?
- Oczywiście, będę robił to, co sam wymyśliłem!
- Ale to co wymyśliłeś, nie zawsze będzie korzystne dla ciebie - możesz myśleć, że coś jest dobre, a w efekcie okaże się ono złym.
Po tych słowach młodzieniec wraz ze swoją grupą oddalił się. Jednak, kiedy nieco zeszli z góry, zabłądzili, dlatego wrócili do starca i powiedzieli mu:
- Ojcze, zmierzamy do Iwerskiego monasteru. Niedawno u ciebie byliśmy. Wskaż nam drogę!
- Młodzi ludzie, przecież wy wszystko wiecie! Po co więc mnie pytacie?
- No… Nie wiemy wszystkiego.
I on odpowiedział im:
- Jeżeli nie możesz znaleźć monasteru, który znajduje się tu, na Świętej Górze, to jak wyraźnie zobaczysz swoje życie, jak znajdziesz wyjście, przecież tam jest tyle problemów, trudności, ślepych zaułków, znaków zapytania? Przecież nie wiesz, czy masz iść naprzód, czy do tyłu, atakować - czy się wycofać.

Rozumiecie? W życiu trzeba umieć pytać, jak mówił starzec Paisjusz, nauczyć się godzić, schylać głowę, dostrajać swój umysł do umysłu ojca duchowego, do umysłu Chrystusa, Cerkwi, a ten umysł - to umysł ludzi świętych, bogaty mądrością wieków.

Trzeba nauczyć się pokory i mówić: „Powiedz co ty myślisz, ojcze?” Duchowny, oczywiście, nie jest bezgrzeszny, nie jest prorokiem, to zupełnie co innego - gdy ktoś posiada łaskę od Boga. Kiedy człowiek posiada przepełnione łaską dary od Boga - to, co innego, ale nawet zwykły ojciec duchowy powie ci własne zdanie, wzniesie modlitwę i Bóg cię oświeci. A dlaczego nie, czyżbyś nie był ochrzczony, dziecko moje? Wybacz, czyżbym rozmawiał z nieochrzczonym? Czy nie zostałeś chrzczony? Czy nie przyjąłeś do serca Boga? Czy nie zostało powiedziane: „Wy wszyscy, którzy chrzciliście się w imię Boga, przyodzialiście się w Chrystusa”? Czy nie masz w sobie łaski Ducha Świętego? Czy nie przystępujesz do Eucharystii? Nie modlisz się? Dobrze, to znaczy, że i ty nie jesteś pozbawiony łaski Ducha Świętego i Bóg oświeci cię, i pomoże.

Zapytasz swego spowiednika, zapytasz żonę, pomodlisz się i Bóg wskaże ci konkretne wydarzenia z życia, dzięki którym odnajdziesz rozwiązanie swoich problemów, trudności i pytań. Oby tylko znalazła się w tobie pokora, a Bóg rozgoni twoje wątpliwości, przecież dla Niego to takie proste! Jest Mu bardzo łatwo pokazać ci, co masz robić. Przecież Bóg widzi bardzo daleko.

Na przykład chcesz kupić dom i zastanawiasz się: czy trzeba to robić, czy nie? I teraz, gdy rozmawiamy, Bóg już wie, czy ten dom za 15 lat wyjdzie ci na dobre, czy też twój wybór okaże się nietrafionym. On widzi to i łatwo jest Mu powiedzieć, co widzi:
- Dziecko Moje, Ja, który widzę, mówię ci: nie rób tego!
Albo:
- Zrób to!
I czujesz duchową wiadomość, wewnętrzną pewność i idziesz naprzód, a nie drepczesz w miejscu w niepewności. Mówisz: „Zrobię tak i tak, to i to!” - i to wychodzi ci na dobre.

Wszystko jest ze sobą powiązane i nasze życie byłoby tak proste, wypełnione spokojem, gdybyśmy mieli silną więź z Bogiem - wtedy wszystko pojmowalibyśmy bardzo lekko i prosto. Nie nużyłoby nas to życie, dlatego że wiedzielibyśmy, kiedy się powstrzymać, a kiedy mówić, kiedy skarcić dziecko, a kiedy nie, kiedy pocałować. Wyobraź sobie, że dziecko oświadcza ci: „Paliłem!” - a ty zamiast uderzyć, obejmujesz je i wnet dostrzegasz, jak zaczyna ono płakać, i mówi: „Ale jak możesz mnie tak bardzo kochać? I dlaczego, potrafiąc gniewać się, dzisiaj mnie całujesz? Mnie, który dzisiaj przyznaję ci się do grzechu, przyznaję, że palę?”

Podaję ci przykład, żebyś zrozumiał, u Kogo możesz się dowiadywać, jak to powiedzieć, skąd czerpać siłę, oświecenie, aby następnie wiedzieć, kiedy skarcić, a kiedy pocałować, i kiedy nie mówić, kiedy udać, że nic nie widziałeś. Jak to mówią „udawaj, że nie rozumiesz; nie mów bez przerwy: zostaw to, moje dziecko!” Dowiesz się, kiedy powiedzieć: „Chodź tu! Co ty wyprawiasz?!” - a jeśli jest to dane od Boga, nie będzie kłótni, on przyjmie twoje słowa i powie: „Wybacz! Masz prawo. Skarć mnie!”

Musimy znaleźć odpowiednie słowa; nie tak jednak, jakbyśmy rozwiązywali krzyżówkę. Musimy znaleźć praktyczne doświadczenie. Więc jakiego słowa szukamy? Brakuje nam rozwagi - to jest słowo, którego szukamy. A znaczy ono, że trzeba wiedzieć, co powiedzieć, kiedy powiedzieć, jak powiedzieć i ile razy powiedzieć.

Gdzie jest granica, za którą powiemy: „Dość! Przez ciebie sam stałem się chory! Dość zawracania mi głowy! Przestań i nie pij więcej! Dość!” To rozwaga, której nam brakuje.
Na przykład, żona mówi do ciebie:
- Tyle dni nie okazywałeś mi miłości!
To znaczy, że zabrakło ci rozwagi i twoja żona nie poczuła twojej miłości i delikatności, nie okazujesz jej tego. Brak ci rozwagi, by zrozumieć, że twojej żonie brakuje miłości, delikatności i ciepła. Dlatego, że aby posiadać rozwagę, należy mieć miłość. By mieć miłość, trzeba być człowiekiem, który przeszedł przez cierpienia. A żeby nim być, trzeba być prawdziwym, nie udawać, trzeba właściwie rozwiązywać problemy naszego życia, które daje nam Bóg - problemy twojej codzienności.

Widzicie, jak jedno z drugim się przeplata? Ból, pokora, łzy, modlitwa, miłość, rozwaga - wszystko to się przeplata. To znaczy - co będziemy robić? Posłuchamy kilku słów - oto co będziemy robić.
 
***

No dobrze, trochę odbiegłem od tematu, ale tylko o jeden mały krok, by przygotować twoją duszę. Zaczerpniesz trochę stąd, trochę stamtąd, pomodlisz się, pójdziesz do cerkwi - to wszystko nie jest czymś oddzielnym od siebie - weź pod uwagę, że nie jest to pojedyncza łyżeczka ze srebrnego zestawu, wzięta osobno. Cerkiew - to nie jedna łyżeczka, na której coś zostało wygrawerowane; nie - to wszystkie sztućce w komplecie. Weźmiesz cały zastaw i będziesz żył w Cerkwi, by wszystko w niej przeżyć. Choć niektórzy mówią:
- Zostałem przeklęty, dlatego zacznę chodzić do cerkwi! A kiedy się wyleczę - to koniec! Żegnaj! Wrócę do poprzedniego życia!

Bóg nie chce tego, to nie jest życie Chrystusowe, to nie jest miłość, a wykorzystywanie dla własnych interesów. Trzeba być szlachetnym, trzeba żyć w Chrystusie i mówić: „Boże, będę żył dla Ciebie i z Tobą!” Tak jak pewnego razu napisałeś do mnie: „Na krótką chwilę poczułem Boga w swoim życiu, po czym umocowałem Go w sobie!”

Jakie to piękne wyrażenie - umocować Boga w swoim życiu, włożyć całe swoje życie w Chrystusa, zasadzić swoje życie w sercu Chrystusa. Wyobraź sobie, że twoje życie jest zakorzenione w sercu Chrystusa! A to już zaszło, to się stało w momencie twojego chrztu: zasadziliśmy siebie w świętym Ciele Chrystusa i weszliśmy w Nie… Jesteś częścią Ciała Chrystusa.

Jeśli zrozumiesz to - to zwariujesz, a właściwie, jeśli zrozumiesz, że twoje życie - to Jego życie. Rozwiązanie twojego problemu, znajduje się wewnątrz, w Chrystusie, to On o nim myśli, On się tym zajmuje. Oddaj swoje życie Chrystusowi, całe życie, oddaj Chrystusowi swoje dziecko, męża (żonę), swoją pracę. Wejdź w Chrystusa, włóż Chrystusa w siebie i uczyń wszystko Chrystusem!

Nie wiem, czy rozumiesz, o czym mówię. Jeśli nie rozumiesz, to nic strasznego, kiedyś zrozumiesz. A nawet jeśli nie zrozumiesz tego swoim umysłem, możesz tym żyć nie rozumiejąc. Jest wielu ludzi, którzy żyją Chrystusem i nie rozumieją tego, o czym rozmawiamy, tzn. nie rozumieją tych słów i sformułowań, ale posiadają doświadczoną pokorę. Tylko nie potrafią mówić o pokorze - czym jest i jak ją wytłumaczyć. Tym niemniej żyją pokorą. Ktoś ich krzywdzi, a oni nie osądzają; obgadują ich, a oni z pokorą modlą się, kochają, wybaczają, dzwonią i pozdrawiają tych, którzy niedawno ich skarcili. Widziałeś? Nie znają definicji pokory, ale żyją nią, nie wieszając tabliczki, którą wieszamy my, mówiąc:
- Jestem chrześcijaninem!
Oni są chrześcijanami, choć tego nie wiedzą. Czyż to nie wspaniałe?

I o czym to świadczy? Świadczy to o tym, że Chrystus wyszedł na ulice i gromadzi ludzi. Oto, o czym to świadczy. Zrozumiałeś? To wspaniale. Ja, ponieważ nie idę na ulicę, by gromadzić ludzi, jestem „wspaniałym” duchownym. Nie wiem, czy ty wychodzisz na ulice, by gromadzić ludzi, a Chrystus, który nie jest „wspaniały”, nasz Bóg, który jest pokorny, święty i szlachetny - tak. I właśnie ta Jego szlachetność skłania Go, aby doświadczyć tego, co nieprzyjemne, gdy chodzi drogami naszego życia, brudzi nogi w pyle tego świata, odwiedza domy grzeszników i złych ludzi, nie mających więzi z Bogiem, i kocha ich wszystkich, zachodzi wszędzie tam, gdzie ja nie zachodzę, by się nie ubrudzić. Tam, gdzie nie zachodzisz ty, dlatego że jesteś porządnym i dobrym. Tam jednak zachodzi Chrystus. Jakież to wielkie!

Dla Boga to wspaniałe, a dla nas - wstyd, dlatego że jesteśmy Chrystusowymi rękami i nie powinniśmy żadnego człowieka pozostawić bez kontaktu z Bogiem, powinniśmy uczynić swoje życie zaprawdę chrześcijańskim, by skłonić innych do zadumy i by mogli oni powiedzieć patrząc na nas:
- Ach, przyjacielu, jaki jesteś…!
- Ale jaki jestem?
- Jesteś dobrym człowiekiem!
A kiedy zaczniesz mówić mu i zdradzisz swój sekret… Nie, lepiej go nie zdradzaj, niech sam zobaczy, domyśli się i zapyta:
- A może jesteś człowiekiem wierzącym?

On to czuje. Nie trzeba mu nic mówić, przecież na czole masz napisane: „Chryste mój, kocham Cię!” I brat, który na ciebie patrzy, czuje to.
Ja cały czas mówię, a ty pytasz: więc co mam robić? Teraz, będąc zanurzonym w młynie życia, cierpisz i gonisz. Przeżywasz udręki, ponieważ zobaczyłeś wyniki swoich badań i wykryto u ciebie jakąś chorobę. Musisz iść do szpitala, lub przeszedłeś operację, albo masz dzieci…
Ile masz dzieci? Dużo, czworo-pięcioro. Jest wiele matek przeżywających takie trudności i Chrystus zawsze jest w ich sercu, w codziennym życiu. Ale może ty bierzesz na plecy krzyż Chrystusowy i czujesz Boga także w swojej bezdzietności, bo przecież nie masz dziecka! Czyż to też nie jest od Boga? Czyż nie okazujesz cierpliwości ze względu na Boga? Czyż On nie wspiera ciebie i dlatego wystarcza ci sił, aby wytrzymać to i mówić: „Boże mój, z miłości do Ciebie przyjmuję wszystko, co mi dasz! Kocham Cię! Tylko daj mi cierpliwość!”

Zawsze chodź do cerkwi, dlatego, że tam jest Ten, o Kim teraz mówię. Tam jest Chrystus. Do której świątyni byś nie zaszedł, z cichym szmerem czy mikrofonami - w każdej świątyni jest Chrystus w Świętej Liturgii. Chodź. Nawet jeżeli nic nie rozumiesz, to nic strasznego. Bóg przybliży się do ciebie w tajemniczy sposób, wyłapiesz jakieś słowo, coś wydarzy się w twoim sercu - w cerkwi, w czasie modlitwy, na akatyście ku czci Przenajświętszej Bogarodzicy, w czasie bezustannej modlitwy: „Panie Jezu Chryste, zmiłuj się nade mną!”
I uśmiechnij się - to zaraźliwe! Jeśli nie chcesz się uśmiechnąć, spójrz na ikonę Matki Bożej, pocałuj jej rękę, przyłóż się do nóg Chrystusa, a potem uśmiechniesz się. Dlatego, że kiedy mówisz: „Raduj się, Oblubienico Dziewicza” - Ona obdarowuje cię radością i mówi:
- Raduj się i ty, Moje dziecko!
Mówisz Jej:
- Jestem grzesznikiem, Przenajświętsza Bogarodzico! Jak mam się uśmiechać?
A Ona mówi ci:
- Raduj się i ty, dziecko Moje, ponieważ Ja jestem Tą, za pośrednictwem Której przyszło na świat zbawienie, Która błaga sprawiedliwego Sędziego i za pośrednictwem Której wybaczane są grzechy wielu! - i wszystko inne, o czym mówi akatyst ku czci Matki Bożej.
Czytaj go, by odnaleźć radość!


Archimandryta Andrzej (Konanos)

za: pravoslavie.ru