publicystyka: Uspokój się!

Uspokój się!

tłum. Justyna Pikutin, 04 sierpnia 2019

W naszym życiu nic nie jest przypadkowe. Żadne rozstanie, kiedy ktoś cię zostawia i odchodzi, nie jest przypadkowe.
Nawet jeśli jest w tym też twoja wina – to teraz nie szukamy winnych i nie obarczamy się winą. A jeśli to nie twoja wina – to też nie pójdziemy do osoby, która cię uraziła i nie będziemy się z nią kłócić, domagając się wyjaśnień. Chcę ci teraz powiedzieć o czymś innym: to, co się wydarzyło – to nie przypadek. Bóg na to pozwolił.

Nawet jeśli się pomyliłaś, możesz znów wrócić na właściwą drogę. Ale żeby to osiągnąć, żeby tak się stało, najpierw musisz się uspokoić. Mówię ci to po to, żebyś się uspokoiła.
Uspokój się, zanim zaczniesz rozmawiać z człowiekiem, który bardzo cię zdenerwował, z którym się pokłóciłaś – mężem, dzieckiem, szefem który cię zwolnił… Nie należy działać na gorąco, bez zastanowienia, kiedy w środku kipi i wrze, kiedy twoją duszę przepełnia oburzenie, gorycz, nienawiść i zawiść. W takich okolicznościach nikt nie jest w stanie postępować prawidłowo. Najpierw przypomnij sobie, co ci mówiłem. Uspokój się. Niech twoje serce ucichnie.

Serce jest jak jezioro; kiedy burza ucichnie, fale znikną i można dokładnie ujrzeć dno. Św. Starzec Paisjusz mówił tak: „Kiedy na morzu są fale, nie udajemy się na ryby, a czekamy, aż morze się uspokoi i wtedy już obmyślamy co robić”.

Tak samo jest z tobą. Cierpienie dusi cię i nie pozwala myśleć. Teraz nie możesz się nawet pomodlić. Rozumiem cię. Kiedyś powiedziałem jednej kobiecie, kiedy było jej bardzo źle, że trzeba się modlić. A ona odpowiedziała mi: „W takim stanie nawet modlić się nie mogę!”
Ty faktycznie nie możesz się modlić, dlatego, że smutek cię zadusił. W takich momentach spróbuj westchnąć albo nawet lekko krzyknąć, i przypomnij sobie o takiej prostej rzeczy: Bóg wie o tym, co się z tobą dzieje. Wszystko, co się dzieje, jest pod Jego kontrolą, i nie stanie się nic ponad to, na co On pozwolił. Jeśli Bóg pozwala na coś, to tak się dzieje, i nie możemy nic z tym zrobić.

To znaczy, że wszystko to przynosi nam jakąś korzyść i powinniśmy podporządkować się Jego woli, i nie sprzeciwiać się tam, gdzie nic nie możemy zmienić. Nie możesz sprzeciwiać się Bogu i temu, co nieuniknione.

Dlatego najszczęśliwsi i najradośniejsi ludzie, jak pewnie zauważyłaś – to ci, którzy w zupełności oddają się woli Bożej. Przy czym, jeśli potrzebują jakichkolwiek zmian w swoim życiu – robią to bez wchodzenia w przepychanki z Bogiem, a dopiero wtedy, kiedy się uspokoją i będą mogli podejmować przemyślane decyzje i działania.

A my czasami bardzo się śpieszymy, i w takich chwilach jedyne, co chcemy zrobić - to zadzwonić i obrazić kogoś. Jednak w ten sposób tylko pogarszamy swój stan. Pośpiech jest tu zupełnie niepotrzebny, dlatego że w takim stanie człowiek może powiedzieć dużo niewłaściwych słów i tylko skomplikować sytuację.

Żeby się uspokoić, idź i usiądź w swoim pokoju. Niech ten dzień minie. On wcale nie będzie stracony. To dzień, kiedy ty trudzisz się duchowo i kiedy Bóg, pragnąc twojego zbawienia, leczy cię przez ból. Potrzeba cierpliwości. Dzisiaj musisz pocierpieć. I ten dzień nie jest stracony dla ciebie, dlatego że nie zważając na swój ból, dzisiaj stajesz się mądrzejsza i nawet - można powiedzieć – bardziej święta.
Tak, tak - dzisiaj zbliżasz się do świętości, jakaż to wielka radość! Twoja dusza uświęca się. Właśnie w ten sposób to osiągasz – poprzez wszystko to, przez co teraz przechodzisz.
Dopiero wtedy zrozumiesz, że choć i tobie, i innym zdarzają się pomyłki, Bóg wiedział o tych błędach i grzechach dużo wcześniej.

Cóż, popełniłaś jakiś poważny błąd lub grzech. Uspokój się. Teraz, kiedy to zrozumiałaś, nie powinnaś rozpaczać. Zamiast tego powiedz sobie: „Bóg pozwolił, żebym popełniła ten błąd w swoim życiu. On pozwolił mu się dokonać. Widocznie przyniesie mi to dużo pożytku. Przynajmniej teraz wiem, jakim jestem człowiekiem”.

Zobaczyć siebie, poznać siebie – to ogromny sukces. Miałaś dużo szczęścia, że zrozumiałaś, jak wielki błąd popełniłaś. Innymi słowy, odkryłaś dla siebie coś bardzo ważnego. „Cóż ja takiego odkryłam? - powiesz – Mówisz, że mam dużo szczęścia a ja popełniłam taki grzech!”

Nie, masz szczęście, dlatego że zauważyłaś swój grzech, zrozumiałaś go i zdałaś sobie z tego sprawę. Zaakceptuj to, pogódź się z tym. Zaakceptuj siebie taką, jaka jesteś, zaakceptuj swoją duszę, swój charakter. Kiedy na spokojnie to uczynisz, przypomnisz sobie, że nie zważając na twój ogromny grzech, Bóg cię kocha i uśmiechniesz się. Twoją twarz rozświetli uśmiech, zrobi ci się lżej na duszy i powiesz sobie: „Tak, jestem złym człowiekiem, ale kiedy jestem gotowa zacząć opłakiwać swój grzech, Bóg przychodzi do mnie i mówi: „Wiem, że jesteś grzeszna i pozwoliłem ci dożyć do dzisiejszego dnia, kiedy możesz sobie to uświadomić i zrozumieć, jak ogromny grzech popełniłaś”.

A kiedy człowiek uważa, że nie jest niczemu winny, a winni są wszyscy wokół, wtedy zaczyna zaprzeczać Bogu.
Zaczekaj! Nie śpiesz się, choć za twój ból odpowiadają inni ludzie. Przypomnij sobie o tym, co mówiłem wcześniej: Bóg pozwolił na to. „Na co On pozwolił? Żeby ci ludzie po prostu tak źle ze mną postąpili? Za wszystkie moje nieszczęścia odpowiadają inni! To oni traktują mnie niesprawiedliwie, oni mnie obrażają, ranią, to oni odwrócili się ode mnie!”
Tak. A czy ci „inni” pojawili się w twoim życiu przez przypadek? Czyż to nie Bóg w swojej miłości pozwolił na to? Jeśliby Bóg miał dla ciebie inny plan, czyż nie zapobiegłby temu?
„To znaczy, że jestem skazana być ciągle ofiarą ludzi, którzy niszczą mi życie, znęcają się nade mną i obrażają mnie?” No skoro tak mówisz, to sama jesteś winna takich słów, ja nic podobnego nie mówiłem. Ja powiedziałem, żebyś przestała się oburzać.

archimandryta Andrzej (Konanos)

za: www.facebook.com/slavaboguzavsyo

Fotografia: Aleksander Wasyluk / orthphoto.net /