publicystyka: O modlitwie Jezusowej w naszych czasach

O modlitwie Jezusowej w naszych czasach

tłum. Michał Diemianiuk, 23 lipca 2019

Co to znaczy, że jesteśmy chrześcijanami? Nie jesteśmy tylko wierzącymi i religijnymi, to znaczy przekonanymi o istnieniu Boga i zachowującymi dla spodobania się Bogu określone reguły. Chrześcijanie to ci z nas, którzy wiedzą, że Bóg przyszedł jako człowiek, myśmy Go ujrzeli oczami serca, i łaska nam objawiła (por. Mt 16, 17), że przed nami jest Ten, Kto stworzył wszechświat i nas, przez Kogo istnieje wszystko, co istnieje, Nim bije nasze serce i serca naszych bliskich, On jest fundamentem wszystkiego (J 1, 3-4).

Ujrzawszy to wszystko, my nie możemy stale nie patrzeć na Niego, odwracać się do Niego plecami, na pewien czas oddalać się od Niego i zajmować się swoimi sprawami (i nasze sprawy są w Jego rękach). Oprócz takiego pragmatycznego podejścia, On dotyka naszego serca miłością (por. Ap 3, 20), daje nam odczuć prawdziwe życie (por. J 10, 28) i szczęście (por. Mt 11, 6). Razem z tym, w liturgicznym nabożeństwie daje nam Siebie Samego, czyni nas organiczną częścią Siebie (por J 6, 51) i nastraja nas na dziękczynne, to znaczy eucharystyczne życie.

To znaczy, że jesteśmy chrześcijanami nie z powodu religijności, a dlatego, że chcemy być z Chrystusem (por. 1 Kor 12, 2), realizujemy się w jedności z Nim, w podążaniu za Nim, w byciu Jego uczniem (por. J 15, 18), w przyjaźni (por. J 15, 14) i braterstwie z Nim (por. Mt 12, 49), jako obrazy i podobieństwa Boże, jako obywatele niebios (por. Flp 3, 20; Hbr 13, 14) i dzieci Ojca Niebiańskiego (por. J 20, 17; 1 J 3 2-3; Hbr 12, 6-8; Rz 8, 16).

Jak po tym może pojawić się dziwne pytanie: „Czy świecki może modlić się modlitwą Jezusową?” Przecież ta modlitwa jest próbą stałego bycia z Chrystusem (por. 1 Tes 4, 17), ujrzenia Go i podążania za Nim (Mk 10, 47-52).

Umysłowa modlitwa Jezusowa jest ściśle związana z hezychazmem („pokój umysłu i ciała”). Często zadawane jest pytanie, na ile celowa jest podobna praktyka u świeckich. Takie stawianie pytania jest niewłaściwe, ponieważ właśnie hezychastyczny obraz życia jest jednym z najważniejszych faktorów unikalności prawosławia. I, jak nas uczy święty Symeon Nowy Teolog, „Nie mów: to dla nas jest niemożliwe, bo Chrystus swoje przykazania objawił dla wszystkich i On nie dawał oddzielnych przykazań dla mnichów i dla świeckich”.

W greckiej tradycji hezychazm świeckich to coś zwyczajnego i istnieje dla niego nawet specjalny termin: laicki hezychazm (gr. λαϊκός – świecki). W XIV wieku, kiedy hezychazm został dogmatycznie zatwierdzony na soborze (1351 r.), ojcowie Cerkwi byli zwolennikami hezychazmu wśród świeckich (np. św. Grzegorz Palamas, św. Mikołaj Kabazylas).

W związku z tym, że hezychazm w prawosławnej tradycji jest konieczny i obowiązkowy także dla świeckich, należy przyjąć pod uwagę tą naukę Cerkwi prawosławnej, że każdy ochrzczony w imię Świętej Trójcy i podporządkowany Trójhipostatycznemu Współistotnemu Bogu, wchodzi w „ród wybrany, królewskie kapłaństwo, naród święty, lud wzięty na własność” (1 P 2, 9). Są i inne miejsca w Piśmie Świętym, gdzie o tym się mówi:

„Który nas umiłował i obmył nas z grzechów naszych Swoją Krwią i uczynił nas królami i kapłanami Boga i Ojca Swego” (Ap 1, 5-6);

„Błagam was, bracia, miłosierdziem Bożym, oddajcie ciała wasze na ofiarę żywą, świętą, miłą Bogu, dla mądrego służenia waszego” (Rz 12, 1).

Dlatego każdy chrześcijanin, niezależnie od stanu cerkiewnego [tj. niezależnie czy świecki, czy mnich – przyp. tłum], powinien stale z głębi serca przynosić Bogu bezkrwawą ofiarę chwały, czym faktycznie jawi się umysłowa modlitwa Jezusowa.

Metropolita Hieroteusz (Wlachos) pisze:

„Uważamy umysłową modlitwę za najważniejszy środek dla zbawienia człowieka… Możliwe, że ktoś powie, że te wszystkie lecznicze środki, to znaczy balsamy na oczy, leczące oko serca (por. Ap 3, 18), mogą być wykorzystywane tylko przez mnichów. To niezupełnie tak. My wszyscy, nawet żyjący w świecie, możemy żyć według przykazań Chrystusowych. Modlitwa, pokajanie, płacz, skrucha, post, czuwanie i tak dalej, przykazane są nam przez Chrystusa, i to znaczy, że wszyscy mogą podążać za nimi. Chrystus nie nazwał takich rzeczy, które byłyby niemożliwymi dla człowieka. Święty Grzegorz Palamas, mówiąc o czystości serca, podkreśla, że „także żyjący w małżeństwie mogą osiągnąć tę czystość, jednakże z o wiele większym trudem””.

To wszystko, z czego składa się zjawisko nazywane hezychazmem, zostało przyjęte przez sobory w Konstantynopolu w latach 1341, 1346 i 1351, które są uznawane przez prawosławną Cerkiew:

„Co następuje, każdy, kto powstaje przeciwko czemukolwiek z nazwanego, znajduje się poza prawosławną tradycją i może być na tej podstawie odcięty od jej życia”.

Metropolita Hieroteusz daje jeszcze jedną interesującą uwagę:

„Zauważamy, że nawet prawosławnych chrześcijan można podzielić na dwie duże grupy. Do pierwszej grupy wchodzą ludzie, których sprawiedliwie można by nazwać zwolennikami Barlaama. To ci, którzy stawiają na pierwszym miejscu rozsądek i pokładają nadzieję w przeważającej mierze w człowieku. Podobni ludzie wierzą, że w taki sposób można rozwiązać wiele problemów, w tym i główne życiowe pytanie – poznanie Boga. Do drugiej grupy należą ci, u których podobnie do świętego Grzegorza, serce (w jego całościowym znaczeniu biblijnej i patrystycznej tradycji) znajduje się w centrum ich duchowego życia. Tacy ludzie podążają drogą wszystkich świętych naszej Cerkwi. Oni stają się godni prawdziwego poznania Boga i prawdziwej wspólnoty z Bogiem. Takim sposobem, w naszych dniach istnieją dwa kierunki, dwa style życia. Ale ponieważ Cerkiew uważa świętego biskupa Grzegorza Palamasa za wielkiego teologa i jego nauka jawi się nauką Cerkwi, to my powinniśmy podążać właśnie tą drugą drogą”.

Pismo Święte wielokrotnie podkreśla znaczenie wzywania imienia wcielonego Syna Bożego, tak w naszej codziennej walce z grzechem, jak i z punktu widzenia nieustannej relacji z Nim, bezinteresownej miłości do Niego i zbawienia:

„Ten, kto ma Syna, ma życie; kto nie ma Syna Bożego, nie ma życia. To napisałem wam, wierzącym w imię Syna Bożego, abyście znali, że wy, wierząc w Syna Bożego, macie życie wieczne” (1 J 5, 12-13);

„Ty zaś, kiedy się modlisz, wejdź do pokoju swego, i zamknąwszy drzwi, módl się do Ojca twego, Który jest w ukryciu, i Ojciec twój, Który widzi ukryte, odda tobie jawnie” (Mt 6, 6);

„I jeśli o coś poprosicie Ojca w Moje imię, to uczynię, aby wysławił się Ojciec w Synu. Jeśli o coś poprosicie w imię Moje, Ja to uczynię… żeby o co nie poprosicie Ojca w imię Moje, On dał wam” (J 14, 13-14; 15, 16; 16, 23-26).

I Pan oznajmia nam: „Beze Mnie nie możecie nic uczynić” (J 15, 5). A to, że według słów Chrystusa „nikt nie przychodzi do Ojca, jak tylko poprzez Mnie” (J 14, 6) – najsilniejsza podstawa do gorącej modlitwy, zwróconej do Niego.

„Bogonośni ojcowie, napełnieni mądrością poprzez oświecenie Świętego Ducha, podstawę swojej nauki o umysłowym czynieniu modlitwy, tajemnie dokonywanej w wewnętrznym człowieku, opierają na nieporuszonym kamieniu Boskiego Pisma Nowego i Starego Testamentów, czerpiąc stamtąd, jak z niewyczerpanego źródła, tak wiele świadectw” - pisał święty mnich Paisjusz (Wieliczkowski).

Jeden z rozprzestrzenionych mitów, skierowanych przeciwko umysłowej modlitwie Jezusowej i w ogóle przeciwko hezychazmowi – to wyobrażenie, że jakoby ta modlitwa jest źródłem duchowego złudzenia, zbłądzenia. Odpowiedź na ten mit damy słowami wielkiego atoskiego starca XX wieku, Józefa Hezychasty:

„A odnośnie umysłowej modlitwy… wzywania Imienia Bożego – nie może być wątpliwości, i złudzenie nie może pojawić się z jej powodu, ponieważ wewnątrz serca w skupieniu wzywa się Imię Chrystusa, i On oczyszcza nas z ciemności i prowadzi ku światłu” (List 63).

I w drugim liście starzec pisze:

„„Panie Jezu Chryste, zmiłuj się nade mną” niech będzie twoim oddechem” (List 3).

Myśl tego współczesnego ascety podzielają wszyscy święci ojcowie. Jeden z nich – wielki apologeta umysłowej modlitwy, święty Paisjusz (Wieliczkowski), który mówi i o praktyce tej modlitwy, i o jej rezultatach, i o jej przewadze nad innymi modlitewnymi praktykami:

„„Panie Jezu Chryste, Synu Boży, zmiłuj się nade mną!” Jeśli ktoś z pragnieniem i nieustannie, jak oddech z nozdrzy, tworzy tę modlitwę, wkrótce zamieszka w nim Święta Trójca – Ojciec, Syn i Święty Duch – i uczyni w nim mieszkanie, i modlitwa pochłonie serce, i serce modlitwę, i zacznie człowiek dzień i noc czynić tę modlitwę, i oswobodzi się od wszelkich sieci wrogich… Jeśli ktoś nie przywyknie do umysłowej modlitwy Jezusowej, nie może mieć nieustannej modlitwy… Ta droga modlitewna – najszybsza ku zbawieniu, szybsza niż za pośrednictwem psalmów, kanonów i zwykłych modlitw dla umiejących czytać i pisać. Czym doskonalszy jest mąż wobec młodzieńca, tym ta modlitwa wobec pisanego słowa, czyli modlitwy sztucznie napisanej”.

A przeciwników umysłowej modlitwy zapytamy śmiało razem ze świętym ojcem:

„Zupełnie nie rozumiem. Czy wzywanie imienia Jezusa wydaje się wam niepożyteczne?”

Negatywny stosunek do hezychazmu uwarunkowany jest też tym, że pod tym terminem rozumie się stan przebóstwionego człowieka. W rzeczy samej hezychazm to droga, prawosławna praktyka modlitewno-ascetycznego życia, ten proces w duchowym życiu, który możliwy jest i konieczny także dla świeckiego, ponieważ, z praktycznego punktu widzenia, właśnie hezychazm warunkuje unikalność prawosławia, ponieważ opiera się na nauce o niestworzonej Boskiej łasce, Boskiej energii, światłości Taboru. A ta nauka jawi się wyłącznie prawosławną, i jej nie spotykamy w innych chrześcijańskich denominacjach. Tym sposobem prawosławna modlitewna praktyka jest unikalna. Zgodnie z prawosławną nauką, dzięki modlitwie Bóg w łasce Sam bezpośrednio przebywa z nami. Dlatego też stosunek do modlitwy w naszej tradycji jest inny, co też daje odpowiednie owoce.

Prawosławie jest hezychastyczne w swoim modlitewno-ascetycznym wysiłku. A dla tych, którzy uważają, że te tematy są niedostępne i dalekie dla ludzi, znajdujących się w takim stanie, jak my, przywołamy słowa archimandryty Sofroniusza (Sacharowa):

„Pragnę dowiedzieć się o bardziej doskonałym: o tym, co przewyższa moją miarę. Ale to nie dlatego, że ja wyciągam rękę po wyższe ode mnie; nie, ale dlatego, że wydaje mi się niezbędnym jakoś ujrzeć gwiazdę wskazującą drogę, żeby sprawdzać siebie, czy jestem na wiernej drodze… Ja chciałbym mieć w duchu wizję prawdziwego kryterium, niechby nadzwyczaj wysokiego, żeby nie spocząć na tym małym, co do tej pory poznałem”.

Istnienie hezychastycznej praktyki w Cerkwi wywiera szczególny wpływ na liturgiczne nabożeństwo. Wielu ascetów Cerkwi mówi o tym, na ile duże znaczenie ma dla kapłana sprawującego nabożeństwo jego osobiste modlitewne doświadczenie, żeby on sam, swoim sercem, stał się współuczestnikiem eucharystycznej służby, żeby to wielkie misterium nie przeszło obok niego, żeby chwalebne służenie przynoszenia Bezkrwawej Ofiary nie zmieniło się dlań w spektakl. W przypadku, jeśli służący kapłan stanie się jednością z misterium, uczyni je swoim, on stanie się przykładem dla wiernej trzody i tym przyczyni się do budowania mistycznego Ciała Chrystusa, czyli Cerkwi. Z tego punktu widzenia interesujące są myśli nieznanego atoskiego hezychasty:

„Kapłaństwo powinno być współprowadzone przez post (tzn. wysiłek duchowy – przyp. aut.), i jemu powinna towarzyszyć w drodze umysłowa i serdeczna modlitwa. Bowiem jeśli kapłan zawsze pości i nieustannie modli się umysłem z głębi siebie, to wtedy podczas nabożeństwa on rzeczywiście czuje w sobie łaskę Bożą (i, odpowiednio, daje przykład trzodzie i przeciera jej drogę ku Żywemu Bogu – przyp. aut.)”.

Umysłowa modlitwa i liturgiczne, eucharystyczne służenie – to dwa skrzydła, z pomocą których człowiek jednoczy się z Bogiem. Te dwa misteria pomagają, dopełniają i łączą się jedno z drugim: „całonocne czuwanie może stać się – poucza nas święty mnich Nikon Optyński – najlepszym nauczycielem modlitwy Jezusowej”. A żywe przeżywanie nabożeństwa, głębokie włączenie się weń,  jest niemożliwe bez osobistego modlitewnego przygotowania. Oto, co pisze w związku z tym archimandryta Emilian:

Nabożeństwo „istnieje jako najwyższy przejaw naszej modlitwy i punkt startu ku przedłużaniu modlitwy. Tylko ten, kto modli się i dzierży imię Jezusa na ustach przed tym, zanim pójdzie do cerkwi, może powiedzieć, że pełnowartościowo uczestniczy w liturgii, że wszystko rozumie”.

Na zakończenie powiemy razem z apostołem, że nasze chrześcijańskie życie urzeczywistnia się „imieniem Jezusa Chrystusa Nazarejczyka” (Dz 4, 10), „i nie ma w żadnym innym zbawienia, bo nie ma innego imienia pod niebem, danego ludziom, którym należałoby nam się zbawić” (Dz 4, 12); a tym, kto zmusza nas do odmowy wzywania świętego imienia wcielonego Boga (Dz 4, 17-18), my razem z apostołem powiemy: „Rozsądźcie, czy sprawiedliwie przed Bogiem jest słuchać was bardziej, niż Boga?” (Dz 4, 19).

Ks. prot. Fieodor Gignadze

za: pravoslavie.ru