publicystyka: Praca i modlitwa

Praca i modlitwa

tłum. Justyna Pikutin, 16 lipca 2019

Pewnego człowieka wioślarz przewoził w swojej łódce przez rzekę. Niecierpliwy pasażer ciągle poganiał go:
- Szybciej, spóźnię się!
I wtedy pasażer zobaczył, że na jednym z wioseł napisane jest „módl się”, a na drugim - „pracuj”.
- Po co to? - zapytał pasażer.
- Żeby pamiętać – odpowiedział wioślarz – żeby nie zapomnieć, że należy modlić się i pracować.
- Pracować - to zrozumiałe, wszyscy muszą, a modlić się – pasażer machnął ręką – niekoniecznie. To nikomu nie jest potrzebne. Po co tracić czas na modlitwę?
- Niekoniecznie? - zapytał wioślarz i wyjął z wody wiosło z napisem „módl się” i zaczął wiosłować jednym wiosłem.
Łódka zakręciła się w miejscu.
- Widzisz, czym jest praca bez modlitwy. Kręcimy się w kółko i wcale nie posuwamy się do przodu.

Stąd wniosek: żeby z powodzeniem płynąć po burzliwym morzu życia, trzeba mocno trzymać w rękach oba wiosła: modlić się i pracować.


***

„Praca zajmuje mi cały czas i odbiera siły. Kiedy mam się modlić? Całymi dniami kręcę się jak w kołowrotku. Tylko w niedzielę mogę się wyspać”.

Słyszałem takie wypowiedzi. Wy pewnie też. Trzeba przyznać, że większość ludzi obecnie przygniata bieganina i zarabianie pieniędzy. Wydaje się, że rzeczywiście nie mają czasu na modlitwę. Święta rzecz - uczestnictwo w nabożeństwach, służba Bogu - z konieczności pozostaje zaniedbywana i słabnie. W ślad za tym całe życie idzie nie prosto, a przechodzi bokiem. Trzeba oczywiście szukać wyjścia, które umożliwia połączenie pracy z modlitwą.

Niedzielnej św. Liturgii oczywiście nic nie zastąpi. Natomiast codzienne obowiązki w zupełności mogą być przeplatane z modlitwą i zatopione w niej. Sama praca może być analogią modlitwy i świętym dziełem. Widzieliście zapewne (w filmach, a może i w życiu), jak ludzie plują na ręce rozpoczynając pracę. To plucie ma charakter rytualny. Kiedyś wszyscy chrześcijanie myli ręce przed wejściem do świątyni. Wtedy ręce w czasie modlitwy wznosili wszyscy i te ręce powinny były być czyste. U katolików do dzisiaj w każdej świątyni przy wejściu stoją specjalne naczynia z wodą, w której każdy wchodzący zanurza palce. W prawosławiu teraz tylko kapłani myją ręce przed nabożeństwem, ponieważ tylko oni wznoszą ręce przed Bogiem. Jednak takie tradycyjne plucie na ręce przed wzięciem łopaty czy uruchomieniem traktora - to inna wersja mycia rąk przed świętym dziełem. Dlatego, że praca jest analogią modlitwy. Właściwie, przed uczynieniem znaku krzyża nasi przodkowie także symbolicznie pluli lub dmuchali na palce, co też jest zmienioną formą ich umycia. Praca jest tak samo uświęcona, jak i rozmowa z Bogiem. Dlatego też trzeba uczyć się łączyć jedno i drugie.

Są prace, których wykonanie nie przeszkadza w modlitwie - to wszelkie prace mechaniczne: koszenie trawy, obieranie ziemniaków, przekopywanie ogródka czy też inne monotonne prace, które wykonuje się automatycznie i myśli przy tym pozostają zasadniczo swobodne. Każda krótka modlitwa - Hospodi Iisusie Chrystie, Synie Bożyj, pomiłuj mia („Panie, Jezu Chryste zmiłuj się nade mną”), Boże oczysti mia, hresznaho („Boże, oczyść mnie grzesznego”) - jest jak najbardziej na miejscu i nie przeszkadza w wykonywaniu pracy. Ręce pracują, a rozum modli się.

Właśnie dlatego, by modlący się nie musiał korzystać z modlitewnika czy czytać słów z książki, tekstów wielu modlitw należy nauczyć się na pamięć. Fragmenty Ewangelii, psalmy Dawida powinny stawać się naszą własnością, należącą do naszej pamięci, a nie tylko treścią czytanych ksiąg. Wtedy można będzie osłodzić lub umocnić duszę modlitwą, stojąc w kolejce, w autobusie, czy nawet na siłowni. Wiele osób zna z praktyki ową tajemnicę modlitewnego przebywania przed Bogiem przy najróżniejszych czynnościach, które zewnętrznie nie skłaniają do modlitwy.

Chciałbym wsiadać do autobusu, za kierownicą którego siedzi modlący się w myślach kierowca. Jego myśli będą korzystnie zajęte i nie będzie musiał włączać radia, znęcając się nad uszami pasażerów. Dzięki temu będzie też zmuszony prowadzić bardziej uważnie, gdyż imię Boga, tkwiąc w myślach człowieka, czyni go bardziej odpowiedzialnym i skoncentrowanym. Chciałbym, by mechanik, zmieniając koło w moim samochodzie lub naprawiając silnik, nie przeklinał i nie gwizdał pod nosem, a od czasu do czasu w myślach poprosił Boga o pomoc. Chciałbym, zachodząc do kawiarni czy restauracji, mieć nadzieję, że kucharz, przygotowujący mi posiłek, nie flirtuje z kelnerką i nie opowiada jej dowcipów, a pamięta o Bogu pośród swojej pracy i modli się do Niego.
Możecie to uznać za marzenie i fantazję, a ja powiem wam, że to ani jedno, ani drugie. To zupełnie realne. Nieobecność modlitwy w naszym życiu lub (powiedzmy) zbyt rzadka jej obecność, zależy tylko od małej liczby modlących się, dążących do tego, by służyć Bogu tam, gdzie są. To zależy tylko od naszej woli, ponieważ nikt nie ma władzy nad tym, o czym myślimy, wykonując swoje obowiązki.

Nie masz czasu lub siły by pójść na całonocne czuwanie. Zgoda. Jednak zawsze masz czas i siłę, aby powiedzieć z pamięci Psalm 50 pośród codziennych obowiązków. Problem tkwi wyłącznie w chęciach. Właśnie tę chęć trzeba pobudzać w ludzkich duszach, przypominając i ucząc, że wezwaniu Boga w modlitwie, i słownemu służeniu Mu w zasadzie nic nie przeszkadza, prócz roztargnienia i małej wiary.

Oddzielnie trzeba powiedzieć o ludziach zajętych pracą umysłową. Jeżeli tynkarz w czasie pracy może myślami modlić się, to nauczyciel sprawdzający klasówki - nie. Jego myśli są zajęte. Tak samo zajęty jest dyspozytor lotniska, czy informatyk w firmie. Wszyscy ci, których myśli w pracy są już zajęte, powinni modlić się przed rozpoczęciem pracy. Także im potrzebne jest, by dmuchnąć na palce i uczynić na sobie znak krzyża, lub plunąć na ręce nim zasiądą przed klawiaturą. Takich zawodów jest coraz więcej.

Praca mechanizuje się i automatyzuje się, a człowiek zmienia się w przystawkę do skomplikowanych mechanizmów. Ryzykuje, że z czasem sam stanie się robotem lub komputerem, radując tym samym futurystów lub hollywoodzkich reżyserów. Dlatego też, by pozostać człowiekiem, trzeba się modlić. Maszyna wyprzedzi człowieka w wykonywaniu pracy, maszyna nie zmęczy się i nie zaśnie. Jednak nigdy też nie zwróci się do Boga z wdzięcznością czy też z prośbą o pomoc, a człowiek powinien to robić. Na tym polega podstawowa różnica pomiędzy nami a maszynami, czy też milczącymi zwierzętami.

W końcu są też ci, którzy pracują nie z cegłami, nie z gliną, nie z katalogami i gigabajtami, a z ludźmi. Urzędnik, administrator, kierownik, lekarz, sędzia, menadżer. Ci ludzie rozmawiają, przekonują, krytykują, proszą, nalegają, piszą protokoły i rezolucje, przeprowadzają zebrania, przesłuchują (śledczy), wyjaśniają (nauczyciele) itd. Tej wielomilionowej armii odpowiedzialnych pracowników należy przypomnieć przykład atoskiego starca Sylwana. On codziennie, mając kontakt z dziesiątkami pracowników w monasterze, miał zasadę nigdy nie zagadywać do człowieka, zanim krótko się za niego nie pomodlił. Formalnie nie jest to trudne, ale wymaga od człowieka prawdziwej wiary i miłości do ludzi.

Oto np. dyrektor szkoły wzywa do siebie rodziców ucznia - huligana, który zadręczył już całą klasę. Kiedy siedzą już w poczekalni - to najlepszy moment, by zwrócić się do Boga ze słowami: „Boże, pomóż powiedzieć właściwe słowa. Daj mi mądrość, bym wiedział jak postąpić. Daj mi stanowczość, jeśli będzie ona potrzebna. Daj współczucie, daj mądrość”.

Oczywiście słowa mogą być najróżniejsze, ale niezbędna jest sama modlitwa. Tak też i lekarz przyjmujący pacjentów, mówiąc kolejnemu oczekującemu: „Proszę!”, może modlić się za niego i za siebie. Nikt nie przeszkadza postępować tak i kierownikowi wobec podwładnych, i dowódcy wobec żołnierzy. Dalej można myśleć analogicznie. Należy tylko dopasować się do specyfiki życia operatorów dźwigu, kierowców tirów, taksówkarzy, sprzedawców, by każdy mógł znaleźć swoje słowa, swój czas i swój sposób wewnętrznego służenia Bogu. Wtedy też modlącego się w czasie pracy człowieka niewątpliwie pociągnie i do świątyni. Ta mała modlitwa, wznoszona w świecie i jej słodycz, pociągną człowieka w to miejsce, gdzie wszystko zostało stworzone dla modlitwy i modlitwą oddycha.

Przecież jak kto żyje, tak też się modli. Jeżeli żyjemy bez modlitwy w codzienności, to i w świętą niedzielę dusza nie wzywa nas do świątyni. Nie ma pragnienia, skrzydła są podcięte, a na duszy tęskno i smutno.

Modlitwy potrzebują wszyscy. To wspólny trud wszystkich wierzących dusz. Modlić się trzeba wszędzie, to znaczy i podczas pracy, i podczas odpoczynku. Modlić się można zawsze. To niemały trud, ale oczekiwanym jego owocem jest przemienienie życia codziennego, z ciężkiego i beznadziejnego - w służbę Bogu. Oczywiście jest to wewnętrzna przemiana człowieka, przejście jego serca ze stanu syna życia doczesnego - w stan syna Królestwa.
Syn Królestwa nigdy nie powie: „Kiedy mam się modlić? Ciągle pracuję”. W jego życiu modlitwa i praca nie są rozdzielone przepaścią, ale i jedno, i drugie czynione jest przed obliczem Boga, na chwałę Bożą i siłą Bożą.

O. Andrej Tkaczew

za: pravoslavie.ru