publicystyka: Dusza jest lustrem

Dusza jest lustrem

tłum. Gabriel Szymczak, 10 lipca 2019

O duszy trudno jest mówić (lub pisać). Po pierwsze, to słowo jest używane tak powszechnie i szeroko, że jego prawdziwe znaczenie staje się niejasne. Po drugie, dusza jest nam w dużej mierze nieznana, pomimo jej istotności. Zacznę więc od podania jej prostego rozumienia – dusza jest naszym życiem. Kiedy słyszymy historię stworzenia Adama, dowiadujemy się, że został on ukształtowany z ziemi. Bóg tchnął potem w niego „i Adam stał się żywą duszą.” Dusza jest życiem (nie ma martwych dusz), a życie jest darem od Boga, „Pana i Dawcy Życia”.

Jest oczywiście to, co moglibyśmy nazwać „podstawą” naszego istnienia - zwykły fakt naszego życia biologicznego. Ale to nie stanowi o znaczeniu „duszy”. Dusza to nie tylko nasze życie - to nasze prawdziwe życie, nasze autentyczne istnienie. To jest to autentyczne istnienie, które jest w dużej mierze ukryte przed nami. Jest tak bardzo przykryte tym, co kształtuje nasze doświadczenie: bólem, cierpieniem, wstydem, mrocznymi intencjami, strachem itd. W rzeczywistości to, co opisujemy jako nasze „istnienie”, jest niewiele więcej niż efektem tych doświadczeń, zwłaszcza gdy kształtują one i pobudzają namiętności (nasze różne pragnienia). Oto krótki opis myśli św. Grzegorza z Nyssy na ten temat:
Droga do zbawienia naznaczona jest stopniową eliminacją wszystkiego, co „mamy”, aby osiągnąć to, czym „jesteśmy”. Najbezpieczniejszą ścieżką i najpewniejszym schronieniem jest nie dać się zwieść i nie odnieść porażki w rozpoznaniu siebie - tego, kim naprawdę jesteśmy. Nie powinniśmy wierzyć, że widzimy nasze Ja, gdy widzimy tylko rzeczy, które nas otaczają - nasze ciało, nasze zmysły, obraz, jakim widzą nas inni.
Albowiem wszystko, co niestabilne [to, co się zmienia], to nie my.
Dusza oczyszcza się poprzez zdejmowanie z siebie szaty po szacie. Tak więc idealne [zbawienie] pojawi się w tej chwili, w której dusza, zdjąwszy wszystkie swoje „materialne” zasłony, przedstawi się Bogu nago i czysto w duchu, w boskim czuwaniu.

(Obecność i myśl: esej o filozofii religijnej św. Grzegorza z Nyssy, Hans Urs von Balthasar)

Istnieje niezmienna (stabilna) rzeczywistość, która trwa przez całe nasze istnienie. Często wydaje mi się, że możliwe jest, że ktoś czuje, że ta rzeczywistość została zagubiona lub zakryta. Dzieciństwo, ze względu na swoją niewinność i w dużej mierze brak skaz, daje łatwy dostęp do tej rzeczywistości - to jest duszy.

Do najciekawszych doświadczeń duchownego należy spowiedź dzieci. Jedyną rzeczą, której unikam, jest próba nauczania dzieci o grzechu, kiedy jeszcze nie jest on częścią ich świadomego istnienia. Przekonywanie dziecka, że istnieje zewnętrzny rodzic (Bóg), obserwujący i osądzający każdą jego myśl i działanie, niemal na pewno wytworzy dystans od samej duszy. Pytanie „Czy jestem w porządku?” jest językiem wstydu, złamanej komunii - także komunii z duszą. I czyniąc tak od 40 lat mogę powiedzieć, że w każdym dziecku widzę stopniowe przebudzenie świadomości złamanej komunii. Rolą spowiednika nie jest poszerzanie tej przepaści, lecz pomoc dziecku w zrozumieniu, jak zbudować nad nią most w Chrystusie. Mówię rodzicom: „Jedyne, co dziecko powinno wiedzieć od samego początku, to absolutna pewność niezmiennej i bezwarunkowej miłości Boga”. Tylko w kontekście takiego bezpieczeństwa, starszy nastolatek z czasem może znaleźć przebaczenie i uzdrowienie, których nieuchronnie będzie potrzebować.

Jeśli dotyczy to dzieci, dotyczy to również dorosłych. Adam i Ewa ukryli się, gdyż od Boga odepchnęło ich odsłonięcie nagości. To wstyd. Nie ukryli się, ponieważ bali się Boga; ukryli się, ponieważ nie mogli znieść własnej nagości. Stali się obcy własnym duszom. I tak Bóg, w Swoim miłosierdziu, okrył ich. Podczas spowiedzi zdejmujemy okrycie i ośmielamy się patrzeć na naszą własną duszę. I (w praktyce prawosławnej) zostajemy wtedy przykryci epitrachelionem kapłana i wciągnięci w komunię z Bogiem, gdy słyszymy modlitwę rozgrzeszenia.

Co widzimy, gdy zajrzymy do wewnątrz? Zwykle widzimy grzech, zakłopotanie, porażkę, samotność, namiętności. Te rzeczy z pewnością tam są, ale żadna z nich nie stanowi o duszy. One zasłaniają duszę. Poznajemy duszę (nasze prawdziwe ja), a tym samym widzimy Boga, gdy powoli usuwamy zanieczyszczenia, które okrywają lustro duszy. To jest asceza w swoich wielu formach. To o wiele więcej niż zwykły post i modlitwa, to przede wszystkim pokuta, odmowa nazywania wszystkiego, co obciąża duszę, „moim prawdziwym ja”.

Towarzyszy temu dziwny, wewnętrzny paradoks. Naturalnie wycofujemy się z rzeczy, które postrzegamy jako oddzielające nas od Boga. Może istnieć tu element obrzydzenia (forma wstydu). Jeśli uporczywie utożsamiamy się z tym, co nas obrzydza – odkrywamy wtedy, że stoimy w pozycji alienacji, w której mamy komunię z niczym [z niebytem]. Wysiłek drobiazgowej osobowości może być ścieżką trwałej nędzy i samotności. Taka osobowość jest obarczona skrupulatyzmem, zmuszona do „sprzątania”. Nie jest w stanie wytrzymać towarzystwa innych (w tym Boga), dopóki wewnętrzny dom nie będzie w porządku. Logismoi (myśli i głosy), które temu towarzyszą, mogą być postrzegane jako straszna męka. Czasami jest to patologia, która wymaga nawet jakiejś formy interwencji medycznej. Jako spowiednik uważnie słucham tego „głosu” (drobiazgowości). Tragiczne jest to, że zwykłe modlitwy czytane jako część naszych nabożeństw, mogą zostać podjęte przez ten głos jako wzmocniona wersja tej męki.

Paradoks polega na tym, że rzeczy, które nas zniesmaczają, o których naprawdę pomyśleliśmy, które powiedzieliśmy lub uczyniliśmy, w rzeczywistości nie są nami – naszą duszą. Jednakże instynktownie wycofujemy się z doświadczenia wstrętu (i związanych z nim doświadczeń). Wysiłek „wytrzymania trochę wstydu” jest sprzeczny z tymi instynktami. Niezwracanie na nie uwagi jest głęboką ascezą. Instynktownie chcemy jeść, ale pościmy. Instynktownie chcemy spać, ale czuwamy. Praktyki ascetyczne przekraczają pewne instynkty na rzecz czegoś większego. To jest cnota odwagi.

To dzięki odwadze siadamy z naszym wstydem w obecności Boga i pozwalamy sobie wyjść poza ten wstyd, w kierunku prawdziwej rzeczywistość duszy - tego, co jest niezmienne i trwałe. Św. Grzegorz z Nyssy mówi: „Kontemplacja Boga jest życiem duszy” (De infantibus, III, 176 A).

W opowieści o synu marnotrawnym, młody człowiek popada w straszne grzechy i marnotrawne życie. Powiedziano nam jednak, że „opamiętał się” (Łk 15, 17). To określenie wyjaśnia, że on sam (jego dusza) nie jest utożsamiany ze strasznymi grzechami i marnotrawnym życiem. Są mu obce. Prawdę mówiąc, uciekał od siebie samego, kiedy opuszczał dom swego Ojca. Kiedy „opamiętał się”, wrócił do swojego prawdziwego domu.

W objęciach Ojca jest tylko prawdziwe życie (dusza) młodszego syna. Nie ma przywoływania jego słabości w słowach Ojca. „Ten oto syn mój był martwy” (oddzielony od swojej duszy) „i ożył”. A gdy staje w objęciach Ojca, może prawdziwie widzi Ojca po raz pierwszy, teraz w lustrze swojej duszy.
To jest zbawienie.

O. Stephen Freeman

za: Glory to God for All Things

Fotografia: mmilenovakovic / orthphoto.net /