publicystyka: Woda dla spragnionej duszy

Woda dla spragnionej duszy

o. Konstanty Bondaruk, 24 maja 2019

 Paschalny okres, od święta Zmartwychwstania do Pięćdziesiątnicy, jest najbardziej radosny i podniosły w całym roku liturgicznym. Cały ten okres ukazuje nam sens przyjścia na świat Syna Bożego, Jego Wcielenia, Męki, Zmartwychwstania i Wniebowstąpienia. I tak w niedzielę poświęconą apostołowi Tomaszowi przezwanemu „niewiernym”, Jezus Chrystus uleczył jego duchowy wzrok i potwierdził, że naprawdę jest Synem Bożym. W kolejną niedzielę Pan nasz zgładził pierworodny grzech naszej pramatki - Ewy i uświęcił rodzaj żeński poprzez swe narodziny z Najświętszej Maryi - Bogurodzicy. Jak grzech przyszedł na świat za sprawą kobiety, tak niewiasty, zwane mironosicami, jako pierwsze oznajmiły światu nowinę o Zmartwychwstaniu Chrystusa. W niedzielę o paralityku przy sadzawce Betesda Chrystus potwierdził, że Swoim przyjściem na świat podźwignął On sparaliżowany przez grzech rodzaj ludzki. Sam paralityk rozpoznał w swym dobroczyńcy jedynie cudotwórcę. Natomiast w 5. niedzielę po Wielkanocy słyszymy w cerkwiach opowiadanie o Samarytance. Uosabia ona całą epokę Starego Testamentu, długą drogę mozolnych poszukiwań i oczekiwania na przyjście Zbawiciela.

Bliska, lecz obca kraina
Ewangeliczne czytanie niedzieli „o Samarytance” to bardzo obszerna relacja ze spotkania Jezusa Chrystusa z przedstawicielką bliskiego i jednocześnie obcego narodu. Spotkanie odbyło się przy studni patriarchy Jakuba, ojca 12 pokoleń Izraela, protoplasty zarówno Judejczyków, jak i Samarytan. Burzliwe losy Samarii to osobny i obszerny temat. Dość powiedzieć, że była to niewielka kraina pomiędzy Judeą i Galileą. Przeszło 700 lat przed Chrystusem Asyryjczycy zdobyli Samarię i uprowadzili większość miejscowej ludności do niewoli. W Samarii osiedlili się ludzie różnych ras i wierzeń. Ze zmieszania się resztek autochtonów z przybyszami powstali Samarytanie. Żydzi z południa uważali ich za odszczepieńców od prawdziwej wiary i wręcz nieczystych. Niedopuszczeni do odbudowy świątyni jerozolimskiej po niewoli babilońskiej Samarytanie zbudowali własne sanktuarium na górze Garizim. Własna świątynia, własna, skrócona do Pięcioksięgu wersja Pisma Świętego, zburzenie ich świątyni przez Judejczyków podczas powstania Machabeuszy, pogłębiły wzajemną niechęć i wrogość między dwoma narodami. Jezus Chrystus uznawał wyższość świątyni w Jerozolimie, ale nie podzielał wszystkich uprzedzeń w stosunku do Samarytan. Wprost przeciwnie: w przypowieściach przedstawił dobrych Samarytan: jednego miłosiernego a drugiego jako wdzięcznego trędowatego. (Łk 10,30-37;17,11-19).

Rozmowa na przekór konwenansom

Tym razem w Ewangelii według Jana (J 4,5-42) słyszymy zajmującą opowieść o spotkaniu Jezusa z kobietą pochodzącą z Samarii. Nauczyciel zmierzał do Galilei, ale by dotrzeć na miejsce, najprościej było przejść przez Samarię. Było południe, skwarny dzień, a Jezus z uczniami przemierzył długą drogę pod palącym słońcem Palestyny. Gdy uczniowie udali się do pobliskiego miasta Sychar po żywność, utrudzony Jezus przysiadł przy studni. Nieoczekiwanie, o niezwyczajnej porze, do studni przyszła po wodę Samarytanka i Jezus zwrócił się do niej: Daj Mi pić. Jakże to Ty, Żyd, prosisz mnie o wodę? Przecież Żydzi nie utrzymują stosunków z Samarytanami. Wywiązała się między nimi zdumiewająca i wręcz niedopuszczalna między obcą kobietą i obcym mężczyzną rozmowa, na przekór wszystkim konwenansom i zwyczajom. Prośba o wodę zapoczątkowała rozmowę o innym pragnieniu i o wodzie, która na zawsze może zaspokoić pragnienie. Każdy kto pije tę wodę, znów będzie pragnął. Kto zaś będzie pić wodę, którą Ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki, lecz woda, którą Ja mu dam, stanie się źródłem wody wytryskającej ku życiu wiecznemu - odrzekł Jezus.

Jeśli ktoś szuka odpowiedzi na najważniejsze problemy swego życia, obowiązkowo powinien przeanalizować tę niezwykłą rozmowę, by z pomocą łaski zrozumieć jej głęboki sens i istotne znaczenie. Moc tego, co Samarytanka usłyszała z ust tajemniczego Żyda, była tak wielka, że ta rozpustna, dość lekkomyślna kobieta z niebywałą łatwością zmieniająca partnerów (już wcześniej miała ich pięciu i z szóstego raczej nie była zadowolona), nagle poczuła się jakby wyzwolona, doceniona, uskrzydlona i oczyszczona. Tajemniczy przybysz był dla niej najpierw tylko Żydem (4,9), potem kobieta zastanawia się, czy aby nie jest On większy od budowniczego studni - patriarchy Jakuba (4,12). Potem stwierdza, że najpewniej ma do czynienia z prorokiem i wreszcie dowiaduje się, że jej współrozmówca jest oczekiwanym Mesjaszem (4, 25-26). Chrystus uświadamia jej, że tym, czego ona szuka i czego naprawdę potrzebuje, jest On Sam. Jak pisał Metropolita Jan (Wendland) „wiele zbawiennych przejść od gorszego do lepszego doświadczyła Samarytanka: najpierw przejście piechotą od domu do studni; potem przejście od wyrzutu do prośby, aby Chrystus dał jej żywą wodę; przejście od stereotypu jakoby Boga można czcić jedynie w pewnym miejscu, do wiary w Ojca Niebieskiego, Którego należy czcić w Duchu i Prawdzie; przejście od niewiary do wiary w Chrystusa jako Zbawiciela”.

Odpowiedź na najgłębsze pragnienie

Dialog Chrystusa z Samarytanką to najdłuższa rozmowa, jaką możemy przeczytać na stronach Ewangelii według Jana. Jezus rozmawia z obcą kobietą w sposób pogłębiony, pełen empatii, bezpośrednio, po przyjacielsku i przy tym - głęboko teologicznie. Tylko w tej jednej rozmowie otwarcie i wprost mówi o sobie, że jest oczekiwanym Zbawicielem. Tym samym czyni wyjątek właśnie tej kobiecie i na dodatek przedstawicielce marginalnego, wzgardzonego narodu. Również kobieta jest pod wieloma względami wyjątkowa. Jest inteligentna, dociekliwa, doświadczona i pomimo nieuporządkowanego życia - ciągle poszukująca Boga. Jezus przekracza wszystkie bariery, jakie oddzielały go od Samarytanki. Odpowiada na jej najgłębsze, skryte pragnienie, pragnienie Boga.

Podczas rozmowy z Samarytanką przy słynnej studni Chrystus uświadomił kobiecie pewną doniosłą prawdę. Być może jest to główna myśl tego fragmentu Ewangelii, którą my również powinniśmy odkryć dla siebie. Swego czasu prorok Jeremiasz przyrównywał tych, którzy odchodzą od Boga, by szukać pomocy i szczęścia u ludzi, do tych, którzy rezygnują ze źródlanej, ożywczej wody i kopią sobie zbiorniki na deszczówkę. Bo podwójne zło popełnił mój naród: opuścili Mnie, źródło żywej wody, żeby wykopać sobie cysterny, cysterny popękane, które nie utrzymują wody (Jr 2,13). Jezus Chrystus mówi o tym samym. Ludzkie serce pragnie życia i szczęścia, ponieważ Bóg stworzył je z tym naturalnym pragnieniem, jak z prawem przyciągania ziemskiego. Jak mówił błogosławiony Augustyn - „niespokojne jest ludzkie serce dopóki nie spocznie w Bogu”.

Pragnienie Boga

„Dusza ludzka jest żywa, żywa i ustawicznie spragniona życia; nic nie jest w stanie ugasić tego pragnienia prócz prawdziwego i bezpośredniego życia - pisał św. Mikołaj Serbski. Natomiast prawdziwe i bezpośrednie życie jest możliwe tylko w Bogu, w żywym Bogu. „Jak łania pragnie wody ze strumieni, tak dusza moja pragnie Ciebie, Boże! Dusza moja pragnie Boga, Boga żywego: kiedyż więc przyjdę i ujrzę oblicze Boże?” (Ps 41,2-3). To nie pieśń, ale fakt, realny jak gardło spragnionego lwa ryczącego na pustyni. Ptaki w oazie mogą uznać jego głos za pieśń, ale dla lwa to nie jest śpiew, lecz jęk i wołanie. „Dusza moja pragnie Boga, Boga żywego”. Mówi to nie tyle poeta, ile raczej wędrowiec udręczony pragnieniem jak ziemia zeschła, spragniona, bez wody (Ps 62;2). To mówi nie śpiewak, lecz jeden z najbardziej doświadczonych i wtajemniczonych badaczy i wprawnych znawców duszy ludzkiej” - pisał św. Mikołaj Serbski.

Chrystus wyjaśnił Samarytance, że człowiek gaszący pragnienie zwykłą wodą wciąż chce jej więcej, natomiast woda żywa, która pochodzi od Niego sprawia, że przestaje się odczuwać pragnienie duszy, bo otrzymuje się dar życia wiecznego. Uświadomił Samarytance, że dawne miejsca kultu, tylko w Jerozolimie albo tylko na górze Garizim, staną się nieaktualne. Prawdziwi wyznawcy będą czcić Boga w dowolnym miejscu, w „duchu i prawdzie”. A więc - na całym świecie, także w Samarii. Chrystus przedstawił się kobiecie jako oczekiwany Mesjasz, o którym nawet ona sama słyszała, że ma przyjść. Samarytanka zrozumiała tajemnicę Chrystusa - Mesjasza; pozostawiła ten symboliczny „dzban” swego pogmatwanego i niełatwego życia i spontanicznie, natychmiast pobiegła dzielić się radością tego spotkania z innymi. Jej świadectwo było proste, ale też pełne pasji i autentyczne, jak o swoim doświadczeniu pisał św. Jan Apostoł: To wam oznajmiamy, cośmy usłyszeli o Słowie życia, co ujrzeliśmy własnymi oczami, na co patrzyliśmy i czego dotykały nasze ręce (1 J 1,1). Dlatego mimo wewnętrznego nieładu i, być może, pomimo nienajlepszej reputacji, kobieta zdołała przekonać Samarytan, aby ci przyszli zobaczyć Mesjasza, którego ona sama rozpoznała w tajemniczym przybyszu. Dzięki jej świadectwu wielu nawróciło się i uwierzyło w Boga na długo przed Zesłaniem Ducha Świętego.

Dobra Nowina skierowana do wszystkich
Opowieść o spotkaniu z Samarytanką zawiera w sobie wiele znaczeń i co najmniej kilka ważnych wątków. Z pewnością uczy nas jednej rzeczy. Tego, że nie powinniśmy się zaryglowywać w tej przysłowiowej Syjońskiej komnacie (c.s hornicy), zamykać w ciasnych ramach swej społeczności, swojej parafii, że trzeba iść i ewangelizować, głosić Dobrą Nowinę wszem i wobec. Także tym, którzy są tak zwanymi „beznadziejnymi przypadkami”. Trudno sobie wyobrazić bardziej beznadziejny przypadek niż Samarytanin. Niemal tysiąc lat wzajemnej nienawiści i uprzedzeń, potężny bagaż historyczny, wzajemne oskarżenia o najgorsze przestępstwa, złą wolę i winy. A mimo to, wskutek nauczania Jezusa, całe miasteczko uznało w Nim, Żydzie, Zbawiciela Świata. To wskazuje nam na fakt, że nie wiemy, kto ostatecznie otrzyma łaskę nawrócenia i kiedy to się stanie. I nie jest to nasza sprawa. My mamy obowiązek pracować, aby tak się stało, o czym uczy najgorliwszy z apostołów - Paweł: Jakże więc mieli wzywać Tego, w którego nie uwierzyli? Jakże mieli uwierzyć w Tego, którego nie słyszeli? Jakże mieli usłyszeć, gdy im nikt nie głosił? (Rz 10,14 ). Jednak Apostoł rozumiał prawdziwą przyczynę swego sukcesu: Ja siałem, Apollos podlewał, lecz Bóg dał wzrost. Otóż nic nie znaczy ten, który sieje, ani ten, który podlewa, tylko Ten, który daje wzrost - Bóg (1 Kor 3,6-11).

Zechciejmy i my, jak Samarytanka, zostawić swój dzban - dzban naszych lęków, trosk i obaw, zawierzyć siebie Chrystusowi oraz przyjąć Jego miłość. Zechciejmy też, pomimo naszego nieuporządkowania, nieładu, ludzkich ograniczeń, w pokorze nieść innym spragnionym orędzie miłości Jezusa. Któż z nas nie odczuł pragnienia? Kto nie zaznał chłodu kamiennego serca, łaknienia duszy, apatii i wyczerpania psychicznego? Wokół nas pełno jest ludzi, którzy stracili wszelką nadzieję, znikąd i w nikim nie widzą dobra, którzy są zagubieni. Można zamorzyć serce i duszę, żyjąc bez Boga. Jednak dzisiaj Bóg przemawia do nas; chce aby z naszych serc wytrysnęła woda żywa, woda odnowienia. Ta woda da każdemu z nas prawdziwe życie, także życie wieczne i sprawi, że już nigdy nie będziemy spragnieni. Szukajmy tego źródła, a Bóg odnajdzie nas, jak odnalazł i pozyskał dla Ewangelii przy studni Jakubowej spragnioną wody i Boga Samarytankę.