publicystyka: Na śmierć wśród aplauzu

Na śmierć wśród aplauzu

o. Konstanty Bondaruk, 20 kwietnia 2019

O wydarzeniu, które posłużyło jako podstawa do ustanowienia święta, opowiadają wszyscy czterej Ewangeliści, jakkolwiek każdy trochę inaczej. Wszyscy uznali uroczysty Wjazd Jezusa Chrystusa  do Jerozolimy, na kilka dni przed Jego Męką i śmiercią, za wydarzenie ważne i godne podkreślenia. Jak pisze Ewangelista Jan, wjazd odbył się na następny dzień po wielkim cudzie wskrzeszenia w Betanii Łazarza, brata Marty i Marii. Cud ten odbił się szerokim echem; ludzie pragnęli ujrzeć nie tylko cudotwórcę, ale i samego Łazarza. Nazajutrz wielki tłum, który przybył na święto, usłyszawszy, że Jezus zmierza do Jerozolimy, wziął gałązki palmowe i wybiegł Mu naprzeciw, wołając: Hosanna! Błogosławiony, który przychodzi w imię Pańskie oraz "Król izraelski!" A gdy Jezus znalazł osiołka, dosiadł go, jak jest napisane: Nie bój się, Córo Syjońska! Oto Król twój przychodzi, siedząc na oślęciu. Z początku Jego uczniowie tego nie zrozumieli. Ale gdy Jezus został uwielbiony, wówczas przypomnieli sobie, że to o Nim było napisane i że tak Mu uczynili. Dawał więc świadectwo ten tłum, który był z Nim wówczas, kiedy Łazarza z grobu wywołał i wskrzesił z martwych. Dlatego też tłum wyszedł Mu na spotkanie, ponieważ usłyszał, że ten znak uczynił. Faryzeusze zaś mówili jeden do drugiego: "Widzicie, że nic nie zyskujecie? Patrz - świat poszedł za Nim (J 12, 1-19).

Po wskrzeszeniu Łazarza jeszcze więcej ludzi uwierzyło we wszechmoc Jezusa z Nazaretu i teraz bardziej niż kiedykolwiek skłonni oni byli uznać w Nim króla i wyzwoliciela z rąk ciemiężców. Pielgrzymi przybywający na doroczne święto Paschy częstokroć z bardzo odległych zakątków Imperium, z pewnością należeli do najbardziej pobożnych Żydów. Jednakże w sumie nie był to czas triumfu wiary w Jedynego Boga, nie najlepszy okres w życiu narodu. W społeczeństwie dawały o sobie znać głębokie podziały i antagonizmy, nie milkły spory doktrynalne wśród elit duchowych, a nad wszystkim i wszystkimi ciążyły czujne oko i twarda ręka Rzymu. Polityczna zależność i wpływ obcej, głównie greckiej kultury, mocno nadwerężyły teokratyczny charakter kraju i narodu. Niepewność co do Bożego wybraństwa znalazła swój wyraz w odstępstwie od Prawa Mojżeszowego. Jednak święto Paschy ustanowione na pamiątkę wyzwolenia z niewoli egipskiej jednoczyło Żydów, dlatego przed Paschą Jerozolima rokrocznie zapełniała się pielgrzymami.

Chrystusa witali raczej miejscowi niż przybysze, bo już wcześniej słyszeli o Jego nauce i cudach, a teraz jeszcze wskrzesił on człowieka 4 dni po jego śmierci. Ludzie już nie mieli żadnych wątpliwości, że Jezus posiada nadzwyczajną moc. To dlatego w radosnych, spontanicznych okrzykach dominowało słowo „Hosannah” (zbaw, uratuj). W istocie to zawołanie było zarezerwowane wyłącznie dla Boga, bo tylko Jahwe mógł być zbawcą Swego Ludu. To dlatego kapłani i znawcy Pisma byli zgorszeni i zażądali od Jezusa, by kazał ludziom zamilknąć. Chrystus, który z reguły unikał rozgłosu i często mówił ”uważajcie, aby się nikt nie dowiedział”, teraz, według relacji Ewangelisty Łukasza, robi wprost przeciwnie. Nie chce zamykać ludziom ust i kontynuuje Swój wjazd,  mający oznaki uroczystego powitania wodza po zwycięskiej, decydującej bitwie.

Jezus Chrystus trzykrotnie w ciągu Swego posługiwania przybywał do Jerozolimy, ale to ostatnie przybycie było szczególne, pełne symboli i nawiązań do minionych wydarzeń historycznych. W tej ostatniej podróży, prócz stałego grona uczniów, towarzyszył mu już „wielki tłum” (Mk 10,46; Mt 20,29), włącznie z uzdrowionym po drodze, koło Jerycha, ślepcem Bartymeuszem. Jezus każe sprowadzić z pobliskiego Betfage osiołka, tym samym przypisując sobie królewskie prawo rekwirowania podwody. Dzieje się to, co przed wiekami przepowiedział prorok Zachariasz: oto król twój przychodzi do ciebie łagodny, siedzący na osiołku, źrebięciu oślicy (Za 9,9). Uczniowie przyprowadzili osiołka, zarzucili na niego płaszcze, po czym „wsadzili na nie Jezusa” (Łk 19,35). To z kolei nawiązywało do koronacji króla Salomona: Weźcie ze sobą sługi waszego pana - powie król Dawid kapłanowi Sadokowi - a następnie posadźcie Salomona, mego syna, na moją własną mulicę i poprowadźcie go do Gichonu. Potem niech go tam namaszcza kapłan Sadok i prorok Natan na króla nad Izraelem (1 Krl 1,33nn). Przyprowadzenie zwierzęcia, nałożenie na niego płaszcza (2 Krl 9,13), to gesty należące do obrzędu ustanowienia króla w Izraelu. Kiedy Jezus zjeżdżał zachodnim zboczem ze szczytu Góry Oliwnej, po drodze spotkało go radosne powitanie. Sytuacja sprzyjała temu, bo zwyczaj nakazywał wychodzić naprzeciw większym grupom pielgrzymów, które wkraczały do miasta świętego, pośród śpiewów i radości. Rozentuzjazmowani, zebrani dookoła Jezusa ludzie, rozpościerali swoje płaszcze na drodze, którą jechał Jezus. Rzucali też zielone gałązki oliwne i palmowe, tak iż wyglądało „jak gdyby całe gaje zeszły do świątyni oddać hołd Zbawicielowi”. Był to stary obyczaj towarzyszący nadzwyczajnym, zwycięskim wydarzeniom (Ps 118, 27; 2 Mch 10,5.7; 1 Mch 13,51). Liście palm nadawały się do takich uroczystości, bo niezależnie od pory roku, nawet w czasie długotrwałej suszy utrzymują one zieleń, znak życia. Na starożytnych mozaikach męczennicy otaczający tron Boga i Chrystusa trzymają w rękach liście palmy, symbol zwycięstwa, a jednocześnie wierności aż do przelania krwi. Tę radość ze zwycięstwa wyraża Psalm 118, pieśń pochwalna, która towarzyszyła procesjom podczas głównych świąt żydowskich. Procesja z palmami przechodziła wtedy ulicami Jerozolimy (czyli między „namiotami sprawiedliwych”) i wchodziła do świątyni (tj. do „bramy sprawiedliwości”), gdzie docierała do ołtarza, wychwalając Najwyższego Boga: Otwórzcie mi bramy sprawiedliwości: chcę wejść i złożyć dzięki Panu. Oto jest brama Pana, przez nią wejdą sprawiedliwi. Kamień odrzucony przez budujących stał się kamieniem węgielnym. Błogosławiony, który przybywa w imię Pańskie! Błogosławimy wam z domu Pańskiego. Ścieśnijcie szeregi, z gałęziami w rękach, aż do rogów ołtarza (Ps 118,19-20.22.26-27). Towarzyszący Jezusowi ludzie recytowali również modlitwę pielgrzymów: Hosanna! Błogosławiony Ten, którzy przychodzi w imię Pańskie. Błogosławione królestwo ojca naszego Dawida, które nadchodzi. Hosanna na wysokościach! (Ps 118,25n; Mk 11,9). Te okrzyki wyrażały radość z tego, że godzina Mesjasza nadeszła, a jednocześnie zawierały błaganie, aby powróciło królestwo Dawida, a wraz z nim królowanie Boga nad Izraelem. Tymi samymi słowami „Błogosławiony Ten, który przychodzi w imię Pańskie” pozdrawiano pielgrzymów wchodzących do świętego miasta, natomiast kapłani odpowiadali słowami: „Błogosławimy wam z domu Pańskiego”. W ustach ludzi witających Jezusa pozdrowienie to nabierało sensu mesjańskiego. Było ono bowiem imieniem własnym Mesjasza, którego obiecał Bóg. Słowa te należały do scenerii hołdu mesjańskiego składanego Jezusowi. Obecne w świątyni dzieci składały Jezusowi hołd: Hosanna Synowi Dawida (Mt 21,15), co również nawiązuje do psalmu: Sprawiłeś, że usta dzieci i niemowląt oddają Ci chwałę (Ps 8,3). Tego rodzaju zachowanie dzieci pośrednio uczy dorosłych, że kto nie przyjmie królestwa Bożego jak dziecko, ten nie wejdzie do niego (Mk 10,16). Dzieci zawsze były dla Jezusa wzorem tej małości przed Bogiem, która pozwala wejść do królestwa przez „ucho igielne”. Z czasem „mali” stanie się również określeniem uczniów Jezusowych (Mk 9,42). Ci wszyscy prości ludzie – razem z dziećmi – okazywali swoją niezwykłą radość przeczuwając, że są świadkami czegoś niezwykłego, że są świadkami wydarzeń mesjańskich. Jezus zezwolił na ich hołd, a faryzeuszom, którzy próbowali uciszyć tłum, powiedział: Powiadam wam: Jeśli ci umilkną, kamienie wołać będą (Łk 19,39). Gdyby Żydzi nie towarzyszyli z radością Jezusowi w jego wjeździe do Jerozolimy, martwe kamienie wołałyby, zawstydzając żywych ludzi.

Chrystus wiedział, że dla większości mieszkańców Jerozolimy i pielgrzymów „Pismo Święte” pozostawało żywą i dobrze znaną Księgą. Żydzi zachowywali w swych sercach krzepiącą obietnicę dotycząca Mesjasza. Podobnie jak minione pokolenia, oni również cierpliwie czekali przyjścia Zbawiciela, mimo iż ten długo nie przychodził. Teraz Jezus Chrystus wsiada na osiołka i wolno, jak zwyczajny pielgrzym z Galilei wjeżdża do miasta. Jednak tłum ludzi radośnie wita go, mimo iż nie wjeżdża na rydwanie lub na rumaku. Po prostu było to spełnienie proroctw. Każdy oczytany Żyd powinien był znać inne proroctwo dotyczące syna patriarchy Jakuba – Judy. Judo, ciebie sławić będą bracia twoi, twoja bowiem ręka na karku twych wrogów! Synowie twego ojca będą ci oddawać pokłon! Judo, młody lwie, na zdobyczy róść będziesz, mój synu: jak lew czai się, gotuje do skoku, do lwicy podobny - któż się ośmieli go drażnić? Nie zostanie odjęte berło od Judy ani laska pasterska spośród kolan jego, aż przyjdzie ten, do którego ono należy, i zdobędzie posłuch u narodów. Przywiąże on swego osiołka w winnicy i źrebię ośle u winnych latorośli. W winie prać będzie swą odzież, i w krwi winogron - swą szatę. Będą mu się iskrzyły oczy od wina, a zęby będą białe od mleka. (Rdz 49, 8-12).

Osioł był najbardziej rozpowszechnionym środkiem przemieszczania się, jak obecnie jest nim samochód. Oślę symbolizowało słabość, nieporęczność w porównaniu z dorosłym osłem. Z proroctw wynikało, że potomek Judy przyjdzie cicho i niepostrzeżenie, bez fanfar i zewnętrznych atrybutów władzy. Przyjdzie do całego Izraela, ale tylko niektóre, najbardziej płodne gałązki winorośli rozpoznają go i przyjmą. Jednak proroctwo Jakuba nie kończyło się na tym. Ci, którzy dokładnie pamiętali tekst proroctwa, z pewnością zadawali sobie pytanie: co mogą znaczyć jego słowa: w winie będzie myć swe ubranie i we krwi winorośli swoją szatę. Pozostało zaledwie kilka dni do Ostatniej Wieczerzy, podczas której wino stanie się krwią….Jeszcze później szata Chrystusa spłynie krwią, biorąc na siebie brud całego świata, obmywanego Krwią Chrystusową. Najtrudniej jest zrozumieć ostatni wiersz proroctwa: a zęby będą białe od mleka. Mleko to symbol naszego biologicznego początku istnienia, nieodłączny atrybut dziecięctwa. Niezależnie od tego, kim staniemy się w dorosłym życiu, początek u wszystkich jest jednaki. Mleko kieruje nasze myśli do Chrystusowej natury, a ta wyraża się jasnością światła Bożego na górze Tabor, a także w księgach proroka Daniela i w księdze Objawienia Jana.

Chrystus nie szuka sensacji
Prawdopodobnie świadkowie Chrystusowego Wjazdu do Jerozolimy nie byli w stanie pojąć drugiej części proroctwa Jakuba. Nie mogli jej zrozumieć również najbliżsi uczniowie Chrystusa. Po licznych cudach Nauczyciel często wręcz zabraniał uczniom rozgłaszać o tych nadzwyczajnym wydarzeniach. Na pierwszy rzut oka jest w tym jakaś niekonsekwencja, bo po co tracić tyle czasu i dokonywać wielkich rzeczy, aby nikt się o tym nie dowiedział? Odpowiedź przynoszą słowa Apostoła Pawła: sercem przyjęta wiara prowadzi do usprawiedliwienia. Jezus Chrystus nie chce być tylko źródłem informacji. On naucza, tłumaczy, pokazuje, krytykuje i uzdrawia by poruszyć ludzkie serca. Odczuwając na sobie samym dobroć i łaskawość Chrystusa, człowiek powinien nie tylko wzruszyć się i rozczulić, ale zrozumieć i przyjąć fakt, że oto przed nim jest Syn Boży. Temu nie dopomoże atmosfera sensacji, sama informacja i szum medialny. Wiara nie pojawia się wskutek nagromadzenia dowodów, lecz wskutek indywidualnego, osobistego wyjścia naprzeciw Bogu. Ludzie w tłumie reagowali impulsywnie, spontanicznie, jak kibice na stadionie, ale takie emocje szybko opadają wraz z powrotem do domu. W tłumie ludzi z gałązkami palm w rękach byli prawdopodobnie nieliczni, którzy przeżyli prawdziwe duchowe olśnienie, jak to zdarzyło się wcześniej w przypadku Zacheusza, Nikodema, setnika, Natanaela oraz Marii Magdaleny.

Tymczasem sens tryumfalnego Wjazdu do Jerozolimy pozostawał ukryty. Na razie to uroczyste królewskie powitanie Chrystusa podtrzymało na duchu uczniów, bo ich Nauczyciel został wreszcie należycie uhonorowany, Być może pojawiła się w nich nadzieja, że nadchodzą lepsze dni, że przyszedł kres wędrówki i nadszedł czas powszechnego uznania. Jednak w tym dniu i momencie także oni nie wszystko zrozumieli. Ludzie wzdłuż drogi prowadzącej do bramy miasta nie dopuszczali do siebie nawet myśli, że oślę wiezie Jezusa na Golgotę, na śmierć, a do tego - na haniebną, okrutną śmierć. Nie mogli tak diametralnie zmienić się w ciągu kilku dni również najbliżsi uczniowie. Wszak na słowa Jezusa z „Ewangelii” poprzedniej niedzieli o Swojej męce i śmierci uczniowie zareagowali słowami:” Niech nie stanie się to z Tobą”. Dwaj najbliżsi uczniowie - Jakub i Jan zaczęli prosić o wysokie posady dla siebie, gdy Chrystus zasiądzie na tronie. Pełne i całkowite niezrozumienie.

Przyziemne oczekiwania
Mniej więcej tego, co i apostołowie, oczekiwali ludzie w Jerozolimie z palmowymi gałązkami w rękach. Z pewnością nie liczyli oni na coś nadzwyczajnego, ale przynajmniej na oswobodzenie spod rzymskiego panowania, na wolność polityczną i religijną, a jednocześnie na spokojne, dostatnie i bezpieczne życie dla siebie i swoich dzieci. To nie były jakieś nadmierne i wygórowane oczekiwania. My, dziś stojący w swych świątyniach z gałązkami wierzby, także w swych modlitwach prosimy jedynie o to, co uważamy za pierwsze i nieodzowne: o zdrowie, szczęście, względną pomyślność, o spokojne i stabilne życie. Jednak zarówno wtedy, w biblijnych czasach, jak i obecnie, wołając „Hosanna” ludzie nie do końca rozumieją, że aby powstać do nowego życia, aby wyzwolić się czy to od okupantów, czy z niewoli grzechu, trzeba walczyć o to, trzeba być gotowym na wyrzeczenia i współuczestnictwo w Krzyżu Chrystusowym. Trzeba pić do dna ten kielich. który On pije. Zdarzają się i u nas przeciwległe stany ducha; od zachwytu i miłości, do gniewu i nienawiści. W chwilach duchowego uniesienia żarliwie prosimy Ducha Świętego: "przyjdź i zamieszkaj w nas". Z tej samej duszy ludzkiej, ogarniętej poczuciem grzeszności, rozlega się Piotrowe wołanie: odejdź ode mnie bom człowiek grzeszny (Łk 5, 8). My, wierzący, to szukamy Boga, to uciekamy od Niego. Na miejsce żarliwej wiary przychodzi odstępstwo i zdrada. Raz „Hosanna”, a innym razem „ukrzyżuj Go”.

Kiedy tak stoimy z przystrojonymi gałązkami wierzby w rękach i tym samym spełniamy swój obowiązek, uczestniczymy w cerkiewnym obrzędzie, to warto jeszcze uświadomić sobie, że spotykamy Chrystusa z pełnymi rękoma, ale częstokroć z pustymi sercami. Św. Andrzej z Krety nawoływał: „A zatem siebie samych ścielmy przed Chrystusem, a nie tuniki, martwe gałęzie i łodygi krzewów tracących zieleń, gdy staną się pokarmem, i przez krótki tylko czas radujących oczy. Obleczmy się natomiast w Jego łaskę, czyli w Niego samego. Pismo św. bowiem mówi: "Wy wszyscy, którzy zostaliście ochrzczeni w Chrystusie, przyoblekliście się w Chrystusa". Kładźmy się pod Jego nogi jak rozścielone tuniki….Nasze grzechy były czerwone jak szkarłat, teraz obmyci w zbawczych wodach chrztu osiągnęliśmy lśniącą biel wełny, ofiarujmy Zwycięzcy śmierci już nie gałązki palmowe, ale wieńce naszego zwycięstwa”.

My, wierni, winniśmy pamiętać, że swymi grzechami, bezdusznością i obojętnością, znów i znów krzyżujemy Chrystusa. Oczekujemy od Niego obfitych łask, rozmaitych dóbr i przywilejów, a On wzywa nas do wzięcia na siebie krzyża. W ciągu całego Wielkiego Postu, który właściwie kończy się przed Niedzielą Palmową i pozostaje jeszcze dodatkowy Tydzień Męki Pańskiej, Cerkiew usiłowała w nas obudzić poczucie winy i skruchy. Jest to w pierwszej kolejności uświadomienie naszego współuczestnictwa w Chrystusowym Krzyżu i próba naprawienia swego życia. Czy Wielki Post przyniósł jakiś plon duchowy, niech każdy odpowie sobie sam.