publicystyka: Paraliż i przyjaźń

Paraliż i przyjaźń

o. Konstanty Bondaruk, 22 marca 2019

 W drugą niedzielę Wielkiego Postu nasza Cerkiew czci pamięć św. Grzegorza Palamasa. Ten wspaniały teolog i mistyk uświadomił nam możliwość przebóstwienia człowieka poprzez skruchę, ascezę i duchowe udoskonalenie. Nieprzypadkowo Cerkiew wspomina o św. Grzegorzu podczas Wielkiego Postu, bo cały jego wkład w prawosławną teologię jest związany właśnie z atrybutami postu: modlitwą, ascezą, kontemplacją. Św. Grzegorz Palamas urodził się w końcu XIII i zmarł w połowie XIV wieku. Jest on uważany za największego przedstawiciela hezychazmu, nurtu mistycznego zakładającego zjednoczenie człowieka z Bogiem, innymi słowy - przebóstwienie (gr. theosis).

Słońce daje się poznać przez światło i ciepło.
Według św. Grzegorza Palamasa oraz innych hezychastów (św. Symeona - Nowego Teologa, św. Grzegorza Synaity oraz innych) człowiek, który osiągnął wyżyny miłości, może za pomocą modlitwy dotknąć Bożej energii, wznieść się do poziomu Boga, ujrzeć światło Jego odwiecznej chwały. Hezychaści twierdzili, że to światło widzieli apostołowie podczas Przemienienia Pańskiego na Górze Tabor. Natomiast samo pojęcie hezychazm oznacza wewnętrzny spokój, wyciszenie, milczenie, ponieważ mnisi - anachoreci przeważnie modlili się milcząco, w myślach, głównie za pomocą Modlitwy Jezusowej: Jezu, Chryste, Synu Boży, ulituj się nade mną - grzesznym. W modlitwie tej mnisi wykorzystywali elementy znane nam z yogi i zen, które jednak powstały półtora wieku później.

Aby najprościej wytłumaczyć naukę św. Grzegorza oraz hezychastów trzeba zwrócić się ku ich podstawowemu porównaniu. Bóg jest niepoznawalny w swej Istocie. W pełni nigdy nie będziemy w stanie poznać Boga, ale Łaska Boża, owa energia, schodzi do człowieka jak promienie słoneczne schodzą ku człowiekowi wraz ze swym światłem i ciepłem. Do słońca nigdy się nie wzniesiemy, ale wyraźnie możemy odczuć jego działanie. Cerkiew Prawosławna uznała naukę św. Grzegorza za prawowierną i szanuje go jako wybitnego teologa i mistyka, który zdefniniował to, co z trudem poddawało się jakiemukolwiek sformułowaniu.

Uzdrowienie paralityka.
Podczas Świętej Liturgii słyszymy fragment Ewangelii wg św. Marka (Мk 2, 1-12). Jest to opowiadanie o uzdrowieniu paralityka, którego przynieśli i położyli do nóg Chrystusa czterej przyjaciele chorego. Jezus, widząc ich wiarę, rzekł do paralityka: «Synu, odpuszczają ci się twoje grzechy». A siedziało tam kilku uczonych w Piśmie, którzy myśleli w sercach swoich: «Czemu On tak mówi? On bluźni. Któż może odpuszczać grzechy, oprócz jednego Boga?». Jezus poznał zaraz w swym duchu, że tak myślą, i rzekł do nich: «Czemu nurtują te myśli w waszych sercach? Cóż jest łatwiej: powiedzieć do paralityka: Odpuszczają ci się twoje grzechy, czy też powiedzieć: Wstań, weź swoje łoże i chodź? Otóż, żebyście wiedzieli, iż Syn Człowieczy ma na ziemi władzę odpuszczania grzechów - rzekł do paralityka: Mówię ci: Wstań, weź swoje łoże i idź do domu!». On wstał, wziął zaraz swoje łoże i wyszedł na oczach wszystkich. Zdumieli się wszyscy i wielbili Boga mówiąc: «Jeszcze nigdy nie widzieliśmy czegoś podobnego (Mk 2,5-12).

Przyjrzyjmy się uważnie choremu na noszach. Jest bez sił, bezradny, zdany na łaskę i pomoc bliskich mu osób. Paralityk żyje, a raczej – wegetuje, nie zaznając radości ani siły, które czynią człowieka samodzielnym i wolnym. Spotkanie z Chrystusem stało się dla niego niepowtarzalną szansą. Ten Nauczyciel z Nazaretu odkrył przed nim całą istotę jego prawdziwego problemu. Jest to nie tylko słabość ciała, ale przede wszystkim - chore serce, źródło życia. Po otrzymaniu przebaczenia win chory staje się zupełnie innym człowiekiem. Obecnie jest w stanie korzystać z całego bogactwa dóbr, jakie daje życie w prawdzie. Otrzymując moc Ducha, staje się człowiekiem czynu.

Najpierw dusza, a potem ciało
Ciekawe, że Chrystus najpierw odpuszcza grzechy, a dopiero potem uzdrawia niedołężne ciało. Ta kolejność: najpierw dusza, a potem ciało jest nieprzypadkowa. My bardzo często podkreślamy, że zdrowie jest najważniejszym dobrodziejstwem. Zdrowie, niejako automatycznie, stawiamy na pierwszym miejscu wśród życzeń dla siebie i naszych bliskich. Jednak Chrystus odnosi się do ludzkich niedomagań trochę inaczej. Co prawda uzdrawia sparaliżowane ciało, ale wskazuje na konieczność najwyższego dobra jakim jest gruntowne pojednanie się z Bogiem. Według Bożej optyki, zdrowie, dostatek, nawet samo życie są ważne, ale są to rzeczy drugorzędne. Byłoby niedopuszczalną pomyłką, gdybyśmy te względne wartości i samych siebie uznali za cel życia i podstawową wartość. Związek pomiędzy odpuszczeniem grzechów i fizycznym uzdrowieniem obserwujemy w przypadku innych uzdrowień, na przykład paralityka przy sadzawce Betesda.

Pojęcie: wewnętrzne albo duchowe uzdrowienie oznacza uzdrowienie z czegoś, co samo w sobie nie jest grzechem , jednak jest związane z grzechem bądź jako wynik, przyczyna, bądź jako pokusa grzechu. Może również oznaczać wyprowadzenie ze stanu lub sytuacji, które z grzechem nie mają nic wspólnego, ale przeszkadzają w pełnym rozkwicie życia w łasce. Ten rodzaj uzdrowienia Chrystus przedstawił jako integralną część Swego Mesjańskiego posłannictwa, kiedy oświadczył: Duch Pański spoczywa na Mnie, ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę, więźniom głosił wolność, a niewidomym przejrzenie; abym uciśnionych odsyłał wolnymi, abym obwoływał rok łaski od Pana (Łk 4,18-19). Paralityk znalazł się na stronicach Ewangelii dlatego, że w jakiś sposób do niego, do jego bliskich i przyjaciół dotarło Chrystusowe zaproszenie: Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie (Mt 11,28-30).

Duchowy paraliż
Obecnie również nas Chrystus zaprasza do siebie. Obecnie również istnieje aż nazbyt wiele form paraliżu, które dotykają naszego ducha, duszę i ciało. Kiedy nie jest to paraliż rąk albo nóg, to i tak jesteśmy skazani na postępujący bezwład. U każdego, wraz z latami ubywa sił, natomiast przybywa rozmaitych chorób, niedomagań i ograniczeń. Nawet najmocniejszych wcześniej czy później dopadnie starość i śmierć. Specyfika czasu, w którym dane jest nam żyć, epoka relatywizmu i ubóstwa duchowego charakteryzuje się tym, że wielu ludzi owładniętych jest paraliżem w sferze psychiki i osoby. Ogarniają ludzi: depresja, przygnębienie, smutek i bezsens życia. Częstokroć sami doprowadzamy się do tego stanu, zaniedbując praktykę modlitewną i poddając się złudnym powabom życia w moralnym nieuporządkowaniu i grzechach.

Znaczenie wstawiennictwa
Uzdrowienie ciała i duszy paralityka nastąpiły nie dzięki jego osobistej wierze, lecz dzięki wierze tych, którzy przynieśli go do Jezusa. Niewątpliwie kierowali się oni współczuciem i miłością, bo czymże innym można wytłumaczyć ich ofiarność? Dowodzi to wielkiego znaczenia modlitwy wstawienniczej. Wiara i prośby jednych mogą dopomóc innym. Bardzo wyraźnie jest to widoczne w przypadku uzdrowienia sługi setnika. Dlatego po raz kolejny warto wspomnieć o czymś, co uważamy za rzecz prostą i banalną: o tych karteczkach, zapiskach z imionami naszych żywych i umarłych bliskich, które podajemy kapłanowi, aby wymienił je i pomodlił się za nich podczas nabożeństwa. Właśnie ta karteczka, nasza obecność w cerkwi, nasz wysiłek, aby wystać przez całe nabożeństwo i prośba za innych, to widoczna oznaka szczerości naszych uczuć. Co z takiej miłości albo innych uczuć, które w niczym nie przejawiają się na zewnątrz? Komu potrzebne są słowa o miłości bez samej miłości? Tak jak wiara bez dobrych uczynków jest martwa, tak i miłość powinna być aktywna, czynna.

Bądźcie solidarni
Zachowanie czterech przyjaciół paralityka po raz kolejny przypomina nam o obowiązku solidarności z tym, kto jest chory, uwięziony, kto cierpi. W opisie Sądu Ostatecznego z Niedzieli Mięsopustnej Chrystus wyraźnie powiedział; wszystko co uczyniliście jednemu z braci Moich mniejszych - Mnieście uczynili. Gdy pewnego razu Chrystus powiedział: biednych zawsze mieć będziecie wśród siebie, to nie pomylił się. Nawet najbogatsze kraje, z najlepszymi systemami opieki socjalnej, nie są w stanie uszczęśliwić wszystkich. Owszem, próbują one ulżyć najbardziej potrzebującym, ale nie umieją rozwiązać wszystkich problemów tych, którzy stracili pracę, którzy ciężko zachorowali, którzy nie potrafią zadbać o siebie i obronić swoich praw. Im potrzebna jest nasza pomoc. Możliwość okazania samarytańskiej pomocy istniała zawsze i nadal istnieje, byle tylko była gotowość do tego.

Pochwała natarczywości
W swym kazaniu na drugą niedzielę Wielkiego Postu św. Mikołaj Serbski (Velimirowicz) wysoko ocenił postawę czterech ewangelicznych przyjaciół paralityka. „Ci ludzie nie wahają się wspiąć na dach budynku, nie boją się narazić na śmieszność, nie dbają o ludzkie uwagi, ale robią wszystko, aby chory znalazł się w obecności Chrystusa. Jest to przykład gorliwości, jeśli nie większej, to podobnej do tej, z jaką wdowa dokuczała niesprawiedliwemu sędziemu, aby ten obronił ją przed jej przeciwnikiem (Łk 18;1-5). Ich uczynek to bezpośrednie wykonanie przykazania Bożego o tym, że zawsze powinniśmy się modlić i nie ustawać (Łk 18, 1). Jest to dowód słuszności jeszcze innego przykazania: kołaczcie i otworzą wam (Mt 7, 7). Wreszcie, jest to potwierdzenie słuszności słów Chrystusowych: Królestwo Boże doznaje gwałtu i ludzie gwałtowni zdobywają je (Mt 11;12). Tak więc, Pan nasz wymaga od Swych wyznawców, aby dołożyli wszelkich starań, aby zrobili wszystko co w ich mocy, dopóki trwa dzień (życia), aby bezustannie modlili się, prosili, szukali, stukali, pościli, spełniali uczynki miłosierdzia, a wszystko to czynili po to, by otworzyło się przed nimi Królestwo Boże, ta wielka, potężna i życiodajna obecność Boża” - pisał św. Mikołaj Serbski.

Solidarność chrześcijańska to jest coś, co powinno być bezustannym wyrzutem sumienia u współczesnych wyznawców Chrystusa. Do takiego wniosku skłania nas sama lektura Pisma Świętego. W Starym Testamencie Bóg ochoczo roztaczał swą opiekę nad swymi sługami, gdy ci byli zjednoczeni i nawzajem się wspierali. Kiedy Bóg wyzwolił Izraelitów z niewoli egipskiej, to ludzie nie rozbiegli się w różne strony, lecz trzymali się razem. Jak czytamy w Księdze Wyjścia, gdy Mojżesz wyciągnął rękę w stronę Morza Czerwonego, wody rozstąpiły się i ludzie przeszli na drugi brzeg. Trudno sobie wyobrazić, aby garstka ludzi osobno ruszyła w drogę, która zdawała się im odpowiedniejsza. Taka decyzja pozbawiłaby ich Bożej opieki. O wręcz idealnej jedności pierwszych chrześcijan, zarówno tych z Żydów, jak i pogan, o wspólnych modlitwach, posiłkach i dysponowaniu majątkiem opowiadają nam Dzieje Apostolskie (2, 42-45). Jedność była szczególnie potrzebna w dobie prześladowań, gdy sama sytuacja zagrożenia przymuszała do tego, aby trzymać się razem (por. Dz 4, 23-24). Kiedy przyjrzymy się postawie współczesnych chrześcijan, to nie widać tej jedności i solidarności nawet względem braci w wierze, np. syryjskich chrześcijan, ofiar wojen, konfliktów i kataklizmów. Dlaczego brakuje nam tej wczesnochrześcijańskiej solidarności? Bo prawdziwa jedność nie przejawia się w udziale w konferencjach i sympozjach, ale wtedy gdy realnie okazujemy namacalną pomoc potrzebującym w duchu Ewangelii.

Ewangelia fundamentem Europy
Mówiąc o chrześcijańskiej solidarności, chciałbym tym razem zacytować nie Pismo Święte, ale jednego z ojców - założycieli zjednoczonej Europy, Roberta Schumanna (1886 - 1963). W odróżnieniu od wielu obecnych liderów europejskich był on człowiekiem głęboko wierzącym. W swej książce „Dla Europy” Schumann nazwał Ewangelię tym, co może stać się fundamentem pokojowego współistnienia europejskich narodów i wszystkich pozostałych nacji. „Chrześcijaństwo nauczyło nas naturalnej równości pomiędzy wszystkimi ludźmi, dziećmi tego samego Boga, zbawionymi przez tego samego Chrystusa, niezależnie od rasy, statusu społecznego i profesji - pisał Robert Schumann. Chrześcijaństwo pozwoliło nam poznać godność pracy i obowiązek pomocy wzajemnej. Uznało ono za najważniejsze wartości duchowe, które jako jedyne mogą uczynić człowieka szlachetniejszym. Ogólne prawo miłości do bliźniego i miłosierdzie uczyniło naszym bliźnim każdego człowieka, i na tym prawie opierają się socjalne relacje wzajemne chrześcijaństwa” - pisał niedługo po straszliwym doświadczeniu II Wojny Światowej Robert Schumann. Gdyby współczesna Europa wzięła sobie do serca słowa i postawę jednego ze swych ojców-założycieli, to nie byłaby tym, czym jest obecnie.

Warto pamiętać o tym, co powiedział świecki, ale mądry i wierzący człowiek. Zwłaszcza teraz, kiedy w okresie Wielkiego Postu usiłujemy odnowić w sobie obraz i podobieństwo Boże, pojednać się z Bogiem i bliźnimi.