publicystyka: Co czynić z wrogami i złymi ludźmi?

Co czynić z wrogami i złymi ludźmi?

tłum. Gabriel Szymczak, 11 marca 2019

A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych
nieprzyjaciół i módlcie się za tych,
którzy was prześladują.

- Jezus Chrystus (Mt 5, 44)

Samoloty pasażerskie porwane przez terrorystów uderzają w dwie wieże World Trade Center; budynki zawalają się, giną tysiące ludzi. Wielu innych jest rannych. Jeszcze więcej cierpi z powodu wdychania toksycznych odpadów z powietrza.
Podczas II wojny światowej całe miasta - Londyn, Manchester, Birmingham, Drezno, Hamburg, Berlin, Tokio, Hiroszima, Nagasaki - stają się celem wojny. Wszyscy bez wyjątku byli celem - dzieci, chorzy, dziadkowie, zwykli ludzie. Zginęli w niezliczonych tysiącach.
W czasach radzieckich miliony ludzi zostały zesłane, niektórzy do obozów pracy, w których cudem było nie umrzeć z powodu choroby, wyziębienia, przemocy lub egzekucji.
Pamiętam swoje odwiedziny miejsca masowych egzekucji w białoruskim lesie. Tutaj, w czasach stalinowskich, ludzie byli codziennie przywożeni przez ciężarówki i jeden po drugim zabijani strzałem w tył głowy, i wrzucani do głębokich dołów. Kiedy jeden dół był wypełniony, wykopywano kolejny. Dołów było wiele.

Nadal nie jesteśmy pewni, ile milionów osób zginęło pod rządami Hitlera - Żydów, Cyganów, dysydentów politycznych, homoseksualistów, chrześcijan, którzy odważyli się stawić opór lub po prostu uważani byli za niewygodnych. Podobnie jak w sowieckim gułagu, wielu zmarło po prostu wskutek życia w takim stanie i niewolniczej pracy. Ogromna liczba została zwyczajnie zabita. Morderstw dokonywano nie tylko w obozach koncentracyjnych, ale także w szpitalach. W tym drugim przypadku zabijani byli ludzie uznawani za gorszych genetycznie lub psychicznie. Zostało to uznane za "zabójstwo z miłosierdzia".

W komunistycznej Albanii przestępstwem było uczynienie znaku krzyża, posiadanie w domu ikony lub farbowanie jajka na Wielkanoc. Bez wyjątku zamknięto wszystkie cerkwie, monastery i seminaria. Najmniejsze oznaki wiary religijnej mogły być surowo ukarane. Większość duchownych i wielu świeckich zmarło w obozach koncentracyjnych.

Można spędzić wiele godzin krótko opisując, kraj po kraju, horror masowej przemocy, którą ludzie przeszli właśnie w ciągu ostatnich stu lat. Wspominam tylko o kilku przykładach, aby podkreślić, że kiedy mówimy o przykazaniu Chrystusa, aby kochać swoich wrogów, punktem wyjścia jest uznanie, że mamy wrogów i że złe czyny pojawiają się w każdej minucie dnia. Często ruchy o charakterze nacjonalistycznym, rasowym lub ideologicznym rozwijają się w taki sposób, że ogromna liczba ludzi znajduje się w poważnym niebezpieczeństwie.

Są ludzie, którzy straciwszy poczucie świętości życia, znęcają się i mordują niewinnych, nawet dzieci - niektórzy czynią to na dużą skalę, czasem ze względu na swoją piekielną przeszłość. Myślę o mojej macosze Carli, która została zastrzelona przez snajpera, gdy pewnego wieczoru w 1966 roku wysiadła z autobusu w San Francisco, po dniu pracy w ośrodku dla alkoholików.
Takie wydarzenia były kiedyś rzadkością; w ostatnich latach stały się bardziej powszechne. Większość z nas może opowiedzieć o strasznych rzeczach, które się wydarzyły - poważnych niebezpieczeństwach, nadużyciach lub przemocy, które dotknęły nas samych lub ludzi, których znamy. Jestem równie pewny, że wielu z nas ma wspomnienia o okropnych rzeczach, które my czyniliśmy lub powiedzieliśmy innym, z posłuszeństwa, ze strachu lub w stanie wściekłości.

Rzeczywistość wrogości jest tematem przewodnim Ewangelii. Spokojne, oświetlone gwiazdami Betlejem, które widzimy w kartkach bożonarodzeniowych, nie mówi nam nic o trudnym życiu, jakie ludzie tam wiedli, kiedy Jezus przychodził na świat. Lata życia Chrystusa opisane w Ewangeliach, miały miejsce w małym kraju pod ciężką, często brutalną okupacją wojskową. Nie było pojęcia praw człowieka. Tortury i ukrzyżowanie nie były rzadkimi karami. Nic dziwnego, że pojawił się poważny ruch żydowskiego zbrojnego oporu, zeloci, a konflikt między Izraelem a Rzymem niewiele lat później doprowadził do zniszczenia Jerozolimy i zniewolenia tysięcy Żydów.

Kiedy więc Jezus uczył swoich naśladowców, tak jak to uczynił w Kazaniu na Górze, aby kochali swoich wrogów i modlili się za nich, nie było to naiwne nauczanie ze strony kogoś żyjącego w oazie spokoju i nie było to też nauczanie, które łatwo byłoby przyjąć cierpiącym ludziom, którzy Go słuchali. To nie jest nauczanie, które każdy, nawet w sytuacjach względnego spokoju społecznego, przyjmuje z łatwością.
Gdy jesteśmy wykorzystywani czy znieważani przez innych, większość z nas szuka sposobu, jak oddać zniewagę, nawet robiąc to w podwójnej mierze. Powiedz mi irytujące słowo, a ja ci oddam, pomnożone przez dwa. Uderz mnie, a uderzę cię dwa razy mocniej. Niewielu Żydów miało życzliwy stosunek do nieproszonych Rzymian. Oddziały okupacyjne były niezadowolone i pogardzane. Często stawały się celem śmiertelnej przemocy.
Widzimy to nawet w przypadkach, gdy okupacja ma być humanitarna. Jezus nigdy nie jest tylko człowiekiem słów. Czy możesz znaleźć coś, czego nauczał, a o czym nie zaświadczył w sposobie, w jaki żył i wchodził w interakcję z innymi ludźmi? Ja nie mogę.

Wezwał swoich zwolenników do wprowadzania pokoju. W Błogosławieństwach mówił, że będą znani jako własne dzieci Boga. W Jego życiu raz po raz widzimy zarówno odwagę, jak i brak przemocy. Wielokrotnie dawał świadectwo odmowy oddania zła za zło. Jego najbardziej brutalnym działaniem było użycie bata z postronków, aby wypędzić ze Świątyni pożyczających pieniądze, ponieważ sprofanowali świętą przestrzeń. Wielu było zdenerwowanych, ale nikt nie został skrzywdzony. Jedynym życiem zagrożonym przez Jego działanie było Jego własne. Całkowita liczba osób zabitych przez Jezusa Chrystusa wynosi zero.

Podczas gdy wielu ludzi kieruje się gniewem i zemstą, Chrystus nauczał przebaczenia i raz po raz dawał przykład przebaczania innym. Pytany przez swoich uczniów, czy muszą przebaczyć aż siedem razy, Chrystus odpowiedział: siedemdziesiąt siedem. Przebaczenie jest jednym z głównych tematów Modlitwy Pańskiej, w której prosimy Boga, aby wybaczył nam tylko o tyle, o ile my przebaczyliśmy innym. Być może nic nie robi większego wrażenia niż obraz Chrystusa modlącego się za swoich wrogów, gdy wisiał przybity do krzyża: "Ojcze, odpuść im, nie wiedzą, co czynią." Rzeczywiście, wydaje się, że żaden z tych, którzy Go krzyżowali, nie miał pojęcia, co robi. Idea, że Jezus był królem Żydów i synem Boga, była niczym więcej niż żartem. Dla niektórych karany był po prostu heretyk. Dla innych był On zagrożeniem dla narodu żydowskiego. Dla rzymskich żołnierzy był to po prostu ponury obowiązek, który zlecono im wypełnić.

Jezus dał także świadectwo o uzdrowieniu. Uzdrowienie to kolejne słowo na rzecz przywracania pokoju. Przywracanie pokoju to uzdrowienie naruszonych lub zerwanych relacji. Pewnego razu uzdrowienia Jezus dokonał nie na prośbę swojego rodaka, Żyda, ale oficera rzymskich sił okupacyjnych, setnika, który prosił w imieniu krytycznie chorego sługi (Mt 8, 5 - 10). Jezus był przygotowany na przyjście do domu żołnierza, ale on powiedział, że nie ma takiej potrzeby; Słowo Jezusa było wszystkim, czego potrzebował. Jezus powiedział później, że nie widział takiej wiary w całym Izraelu. Czy możesz sobie wyobrazić, jak zirytowani, nawet zgorszeni byliby niektórzy świadkowie tej rozmowy? Dobry uczynek dla Rzymianina? Podziw dla rzymskiej wiary?

Jeśli wyrzucisz z Ewangelii naukę Jezusa o miłości do wrogów, usunąłeś kil ze statku. Ale w jaki sposób chcemy kochać wroga? Odpowiedź jest nam dana przez Chrystusa. On nie nakazuje nam po prostu kochać naszych wrogów, ale modlić się za nich.

Bez modlitwy za naszych wrogów, jak moglibyśmy ich kochać? Pomyśl o tych dwóch ważnych słowach, miłości i modlitwie. Miłość, o której często mówi Chrystus, nie jest romantyczną miłością. Miłość nie dotyczy tego, co czujemy wobec drugiego, ale tego, jak reagujemy na innych. Jeśli mówisz, że kogoś kochasz, ale pozwalasz mu umrzeć z głodu, gdy jest w twojej mocy, by dać mu jedzenie, w rzeczywistości nie kochasz go. Jeśli mówisz, że kochasz Boga, ale porzucasz swojego bliźniego, nie kochasz ani Boga, ani bliźniego.

Miłość nie jest zdobywaniem przyjemnych uczuć do wroga, takich, jakie odczuwamy dla ukochanej, członka naszej rodziny lub drogiego przyjaciela. Miłość, o której mówi Chrystus, ma niewiele wspólnego z uczuciami, a wiele z działaniami. Miłość polega na robieniu wszystkiego, co w naszej mocy, aby zachować inne życie i doprowadzić je do zbawienia. Chrystus używa metafory: Boża miłość jest jak deszcz padający równo na pszenicę i chwasty; albo jak słońce świecące na sprawiedliwych i niesprawiedliwych. To nie znaczy, że Bóg nie odróżnia sprawiedliwych od niesprawiedliwych; ale tak długo, jak dana osoba żyje, istnieje możliwość pokuty i nawrócenia.

Pomyśl o modlitwie. Modlitwa jest olbrzymim krokiem na drodze uwewnętrznienia w twoim sercu, będącym centrum twojego życia, apelu do Boga o dobre samopoczucie i uzdrowienie życia innej osoby. Nie jest to działanie sentymentalne, ale akt woli i posłuszeństwa Bogu, wiedząc, że Bóg szuka dobrobytu i zbawienia każdej osoby. Wszak każda osoba, bez względu na to, jak błądząca czy zniszczona, jest jednak nosicielem obrazu Boga. Jeśli boli cię, by wyobrazić sobie celowe zniszczenie ikony, to o ile więcej cierpienia powinniśmy odczuwać, gdy skrzywdzony lub zabity zostanie człowiek?

Mówię teraz o Ewangelii według Mateusza, Marka, Łukasza i Jana - a nie Ewangelii według Hollywood. Ta ostatnia zapewnia nam niekończącą się paradę opowieści o złych ludziach zabitych przez dobrych ludzi. Podstawowy scenariusz kusi nas, abyśmy woleli bohaterstwo od świętości lub aby je pomieszać. Głównym elementem Ewangelii według Hollywood jest to, że źli ludzie są tak źli, że nie ma prawdziwego rozwiązania, które nie przyspieszyłoby ich śmierci.
W obliczu takiego czystego zła, co jeszcze można zrobić? Nauczanie Chrystusa nie polega na zabijaniu wrogów, ale na przezwyciężaniu wrogości. To jest jak zamiana wody w wino, której Chrystus dokonał podczas uczty weselnej w Kanie. Przykazano nam, aby zamienić naszą wrogość w miłość, a to zaczyna się od modlitwy.

Jednak modlitwa za wroga nie jest łatwym krokiem. Faktem jest, że ostatnimi na świecie, za których chcemy się modlić, są ludzie, których się boimy, których nienawidzimy lub traktujemy z obrzydzeniem. Wiesz, że masz wroga, ilekroć odkryjesz osobę lub grupę ludzi, za których wahasz się modlić. Ale gdy rozpoznasz wrogość, zwróć na to uwagę, zanotuj. Przygotuj listę ludzi, za których trudno ci jest się modlić, a potem módl się za nich. Traktuj to jako obowiązek religijny.

Modlitwa to niewidzialny węzeł. W chwili, gdy modlę się za inną osobę, powstaje nić połączenia. Wziąłem tę osobę do siebie. Modlitwa za nią oznacza prośbę do Boga, aby ją pobłogosławił, aby dał jej zdrowie, poprowadził do nieba, aby wykorzystał mnie, by pomóc jej w zbawieniu. Tak szybko, jak to się dzieje, zmieniają się moje relacje z tą osobą lub społecznością ludzi.
Patrzysz inaczej na osobę, za którą się modlisz. Słuchasz inaczej. To nie znaczy, że koniecznie musisz się z nią zgadzać. Możesz się nie zgodzić bardziej niż kiedykolwiek. Ale walczysz bardziej, aby zrozumieć, o co naprawdę chodzi i znaleźć rozwiązania, które będą dobre zarówno dla niej, jak i dla ciebie. W rzeczywistości, święci mówią nam, że im głębiej żyjemy wiarą, tym bardziej uwalniamy się od martwienia się o własne dobro, i tym bardziej martwimy się o dobro innych.

Kilka lat temu, podczas konferencji na greckiej wyspie Kreta, wygłosiłem wykład, w którym podsumowałem prawosławne nauczanie o wojnie. Wskazałem, że Kościół Prawosławny nigdy nie przyjął doktryny wojny sprawiedliwej, doktryny, która ewoluowała na zachodzie. Kościół Prawosławny, jak powiedziałem, traktuje wojnę jako nieuchronnie grzeszną, nawet w przypadkach, gdy nie można znaleźć żadnej oczywistej alternatywy dla wojny. Nikt nigdy nie został kanonizowany za zabijanie. Księżom, diakonom i ikonografom prawo kanoniczne zakazuje zabijać lub powodować śmierć innych. W każdych okolicznościach i w każdym czasie, Chrystus nakazuje każdemu ochrzczonemu kochać swoich wrogów.

Nie było nic niezwykłego w tym, co powiedziałem, żadnych powieściowych doktryn, niczego nie pożyczałem z nieortodoksyjnych źródeł, ale wykład wzbudził kontrowersje nie tylko w sali, w której przemawiałem, ale i w samym mieście, ponieważ moja rozmowa i słowa tłumacza były transmitowane na żywo przez radio diecezjalne. Debata trwała nawet w nocy, kiedy to miejscowy biskup, metropolita Ireneusz i ja, braliśmy udział w rozmowie radiowej z słuchaczami, dzwoniącymi z komentarzami lub pytaniami. Odpowiadając człowiekowi, który wezwał do potępienia Turków jako barbarzyńców, rozumiejących jedynie język przemocy, podsumowałem to, co Chrystus miał do powiedzenia na temat kochania swoich wrogów. "To wszystko bardzo dobrze" - odpowiedział rozmówca - "ale teraz pozwólcie, że opowiem wam o prawdziwym świętym." Opowiedział mi o duchownym, który w XIX wieku odegrał odważną rolę w wojnie, mającej na celu wyrzucenie Turków z wyspy. Zasugerowałem, by nie tak łatwo nie lekceważył nauczania Jezusa i zapytałem, czy czasem nie myli heroizmu i nacjonalizmu ze świętością.

W rzeczywistości mamy świętych żołnierzy, takich jak Wielki Męczennik Jerzy. Ale kiedy badamy ich życie, aby dowiedzieć się, dlaczego Cerkiew ich kanonizowała, nigdy nie chodziło o ich żołnierską odwagę i heroizm, ale o inne czynniki. Większość z nich była męczennikami - ludźmi, którzy bez oporu umarli za wiarę. Są święci, którzy wpadli w kłopoty za odmowę wzięcia udziału w wojnie, niekiedy umierając za swoje nieposłuszeństwo. Św. Jerzy ośmielił się publicznie wyznawać swoją wiarę w czasach imperialnych prześladowań. Zirytowanym „smokiem” był Cezar. Jeden ze świętych, Marcin z Tours, ledwo uchronił się przed egzekucją po odmowie wzięcia udziału w bitwie; stał się później wielkim biskupem misyjnym.
Znany jest św. Kolumban z Irlandii, wspominany w kalendarzu kościelnym nie dlatego, że był współodpowiedzialny za wielką bitwę, w której wielu zostało zabitych, ale dlatego, że przeżył życie pokutne na wygnaniu, nawracając wielu do Chrystusa.

Wszystko, co mówię, prawdopodobnie brzmi świetnie. Nietrudno jest podziwiać świętych. Większość ludzi zdaje sobie sprawę, że Ewangelia nie jest wezwaniem do nienawiści lub przemocy. Ale co z naszymi zwykłym „ja”, żyjącymi tu i teraz? Co to ma wspólnego z naszym życiem? Punktem wyjścia jest przyznanie się, że jesteśmy tylko częściowymi chrześcijanami - to znaczy, nasze nawrócenie się zaczęło, ale dalekie jest od zakończenia. Kiedy idziemy do spowiedzi, wielu z nas nie próbuje nawet wyznać wszystkich swoich grzechów, ponieważ żaden kapłan na świecie nie miałby czasu, aby wysłuchać ich wszystkich. Próbujemy zidentyfikować najważniejsze, te grzechy, które są najpilniejsze i najbardziej problematyczne, i skupić się na nich, pozostawiając inne grzechy na późniejszą spowiedź.
Każdy z nas boleśnie zdaje sobie sprawę, że przed nami daleka droga. Jak Pogo, bohater kreskówki, zwykł mawiać: "Spotkaliśmy wroga, a on to my".

Jedną z wielkich przeszkód jest to, że łatwiej jest być bardziej skoncentrowanym na narodzie, niż na Chrystusie. Kultura, w której żyjemy, ma na nas ogromny wpływ. Jest mniej prawdopodobne, że człowiek zostanie ukształtowany przez Ewangelię, niż przez szczególne środowisko gospodarcze, społeczne, polityczne i kulturowe, w którym się znajduje. Jeśli byłbym Niemcem mieszkającym w Niemczech w latach trzydziestych, istniałaby spora szansa, że poszedłbym w stronę nazizmu. Jeśli byłbym białym, południowoafrykańskim obywatelem, żyjącym w epoce apartheidu, bardziej niż prawdopodobne byłoby, że zaakceptowałbym uzasadnienie rasizmu i korzyści płynące z bycia częścią rasistowskiego społeczeństwa. Nasze myśli, wartości, wybory, nasz "styl życia" - wszystko to kształtuje się przez kulturę masową, w której się urodziliśmy i w której zostaliśmy wychowani. Jeśli jesteśmy chrześcijanami, możemy starać się dostosowywać Chrystusa i Ewangelię do flagi narodowej i poglądów ludzi wokół nas.

A jednak mamy w Kościele wielu świętych, którzy są przykładami tego, co oznacza podążanie za Chrystusem całym sercem - bez niczego w zamian, bez kompromisu z pieniądzem i polityką. Jednym z takich świętych - kanonizowanych niedawno - jest Matka Maria Skobcowa, rosyjska uchodźczyni we Francji, która poświęciła się opiece nad bezdomnymi i osobami bez środków do życia, a także odnowie Kościoła. Ona i społeczność, której była częścią, pomogły uratować życie wielu ludziom, zwłaszcza Żydom, gdy Francja była okupowana przez Trzecią Rzeszę. Pewnego razu udało jej się przemycić dzieci, oczekujące na deportację na stadionie, na którym przetrzymywano tysiące Żydów. Nic dziwnego, że w końcu została aresztowana i zakończyła życie w niemieckim obozie koncentracyjnym Ravensbruck, umierając w Wielki Piątek. Jednak w jej wielu listach, esejach i aktach jej odważnego życia nie znajdziemy śladu nienawiści do Niemców i Austriaków, nawet tych, którzy byli niewolnikami nazistowskiej ideologii. Była częścią oporu wobec nazizmu i hitleryzmu, ale nie była niczyim wrogiem, nawet Hitlera.
Jej mała społeczność dała też trzech innych męczenników: ojca Dymitra Klepenina, duchownego, który jej pomagał; jej syna, Jurija, który właśnie wkraczał w dorosłość i jej dobrego przyjaciela, Ilię Fondamińskiego, pisarza, redaktora i wydawcę.
U podstaw ich życia i wielu odważnych działań było przekonanie, jak to ujęła Matka Maria, że "każda osoba jest samą ikoną Boga wcielonego w świecie". To nie jest jakiś nowy pomysł, który został odkryty przez kilku świętych chrześcijan w Paryżu w tym ponurym czasie, ale to, co CS Lewis określił jako "zwykłe chrześcijaństwo". To dlatego, że każda osoba jest ikoną Boga i dlatego każdy w kościele jest honorowany kadzielnicą podczas Liturgii.

Matka Maria wyszła za mąż i została matką, zanim weszła na ścieżkę monastyczną. Zanim to się stało, jej mąż opuścił ją, a jedno z jej dzieci zmarło z powodu choroby. Przyjęła powołanie do celibatu, ale jej rozumienie życia monastycznego nie było tradycyjną formą wycofania się. Jej pustynią było miasto. Przeciwstawiała się życiu, które może narzucić "nawet najsubtelniejszą barierę, która może oddzielić serce od świata i jego rany". Podobnie jak dla każdego prawosławnego chrześcijanina, Liturgia była sercem jej życia, nie jako cel sam w sobie, ale ponieważ przez nią w codziennym życiu pojawiał się Boski ślad.
"Znaczenie Liturgii należy przełożyć na życie" - powiedziała. "Dlatego przyszedł na świat Chrystus i dlatego dał nam naszą Liturgię". Postanowiła żyć życiem, w którym dzieła miłosierdzia były najważniejsze. Jak napisała: "Na Sądzie Ostatecznym nie będę pytana, czy osiągnęłam sukces w ćwiczeniach ascetycznych, ani ile pokłonów zrobiłam. Zamiast tego, zostanę zapytana: Czy nakarmiłam głodnych, ubrałam nagich, odwiedziłam chorych i więźniów. To wszystko, o co mnie zapytają."
Nikt nie żył w gwałtowniejszym czasie niż ona, czasie, w którym istniały silne pokusy, aby opuścić głowę i spokojnie przeżyć. Jednak ona i ci, którzy z nią pracowali, dali nam wzór skupiania życia na tych, których życie jest zagrożone.

W Europie w tamtych czasach byli to przede wszystkim Żydzi. W naszych czasach lista osób zagrożonych jest znacznie dłuższa, w tym nie tylko urodzonych, ale i nienarodzonych, a także niepełnosprawnych lub starych. Żyjemy w tym, co wielu ludzi uznało za kulturę śmierci. Jedyne pytanie, z którym każdy musi się zmagać, to gdzie skupić naszą działalność ratującą życie. Nie chodzi tylko o ratowanie życia, ale o udzielanie innym jasnych wyjaśnień, poprzez naszą reakcję na nich, że niosą Boży obraz - w ten sposób ogłaszamy, że istnieje Bóg, a Bóg jest miłością.

Spotkaliśmy wroga i to my nim jesteśmy, jak powiedział Pogo. Ale własna jaźń nie jest małym wrogiem. W czasach, kiedy Indie walczyły o niepodległość, Gandhi czasami mówił, że ma tylko trzech wrogów - naród brytyjski, swego ulubionego wroga; naród indyjski, o wiele trudniejszego przeciwnika; i wreszcie człowieka o imieniu Gandhi, najgorszego wroga ze wszystkich. Każdy z nas widzi swego najtrudniejszego przeciwnika, kiedy patrzy w lustro. Jeśli jednak będziemy tylko współpracować z miłosierdziem Chrystusa, walcząc dzień po dniu, aby umrzeć dla siebie, nasze nawrócenie będzie postępować, a to będzie dobre nie tylko dla nas, ale także dla wszystkich innych.

Jim Forest
za: pravmir.com

Fot. Jarosław Charkiewicz

Esej ten oparty jest na wykładzie wygłoszonym w cerkwi prawosławnej św. Hermana w Edmonton w Kanadzie.
Jim Forest jest sekretarzem Prawosławnej Wspólnoty Pokojowej.