publicystyka: "Jeśli kto przychodzi do Mnie a nie ma w nienawiści swego ojca..."

"Jeśli kto przychodzi do Mnie a nie ma w nienawiści swego ojca..."

tłum. Gabriel Szymczak, 05 marca 2019

Czy nienawidzisz swojego ojca? Czy nienawidzisz swojej matki? Chrystus mówi: "Jeśli kto przychodzi do Mnie a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto siebie samego, nie może być Moim uczniem" (Łk 14, 26).

Oczywiście każdy chrześcijanin z odrobiną zrozumienia wie, że takiego wersetu nie należy brać dosłownie. Chrystus nie twierdzi, że powinniśmy kogoś nienawidzić. Z pewnością ma na myśli to, że nic, nawet żona i dzieci, nie powinno znaleźć się między nami a Królestwem Bożym. Prawdę mówiąc, nie kochamy prawdziwie naszych żon i dzieci (oraz innych), jeśli kochamy je w sposób, który oddziela nas od Królestwa. Werset ten jest równoległy do Ewangelii wg św. Mateusza (10, 37): "Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto kocha syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien".
Powyższe stanowi krótką i oczywistą lekcję w czytaniu Pisma Świętego. Podobnie werset:
Nikogo też na ziemi nie nazywajcie waszym ojcem; jeden bowiem jest Ojciec wasz, Ten w niebie” (Mt 23, 9).
Pomimo długotrwałych prób niektórych protestantów wypaczenia tego wersetu - nie ma to on wspólnego z tym, jak zwracamy się do kapłanów lub do naszych ziemskich ojców. Niektórzy czują się wolni od ograniczeń wynikających z tych słów, gdy nazywają swych ziemskich ojców: "tato, tatuś, papa, itd.", jakby Chrystus w jakiś sposób miał zakazać tylko tego określonego słowa.

Oświadczenie dotyczące naszych ziemskich ojców należy do tej samej kategorii wypowiedzi, jak ta z 14. rozdziału Ewangelii wg św. Łukasza. Są to stwierdzenia dane nam w tak skrajnej formie, że ich wartość leży w ich zdolności do zaskoczenia. Zastosowanie słów z Ewangelii wg św. Mateusza (23, 9) do tytułowania kapłanów, zniekształca ich znaczenie i wypacza zamiar Chrystusa. Jedyną wartością pozostałą w tak pokrętnej interpretacji jest jej przydatność do obrażenia osób, skądinąd szanowanych.

Ale co zrobimy z intencją Chrystusa? Dlaczego cześć dla ojca, matki, siostry i brata prowokuje takie zaskakujące stwierdzenia? Pod wieloma względami współczesna kultura nie jest w stanie zrozumieć siły tych stwierdzeń, ponieważ rodzina utraciła swoją niegdyś uświęconą pozycję. W kręgu wyznawców Chrystusa (i ich kultury) rodzina była bardzo ważna. Piotr i Andrzej są braćmi, podobnie jak Jakub i Jan. Jakub, "Brat Pański", jest synem Józefa i staje się przywódcą społeczności wczesnego Jeruzalem. Po nim następuje Symeon, kolejny "Brat Pana".
Badania nad tradycjami otaczającymi Dwunastu ujawniają jeszcze więcej powiązań rodzinnych. Nic dziwnego, że wczesny kościół chrześcijański obfitował w duże rodziny, podobnie jak całe starożytne społeczeństwo.

Tylko w naszych współczesnych czasach rodzina przestała być najbardziej dominującym aspektem ludzkiej kultury. Dzisiaj ludzie przenoszą się i mieszkają w pewnej odległości od rodziców, dziadków i innych członków rodziny. Rzeczywiście, wraz z malejącym rozmiarem najbliższej rodziny, rodzina wielopokoleniowa praktycznie stała się zupełnie nieistotna. Bracia i siostry (a także ciotki i wujkowie) praktycznie wymarli we współczesnych Chinach dzięki ich polityce "jednego dziecka". Więź krwi rozrzedziła się niemal do punktu nieistnienia.

Jednak w czasach Apostołów prawie nic nie niosło więcej mocy niż więzy krwi. W ten sposób język Chrystusa, pełen "nienawiści" do ojca i matki, jest skrajnie szokujący. Jego słowa sprowadzają Królestwo Boże do najgłębszych zakątków ludzkiej lojalności i kwestionują instynkty naszego ciała. Rodzina dana nam przez Boga i błogosławiona, może stać się bałwochwalcą. Jej wrodzone, naturalne moce z łatwością pozwalają rodzinie stać się centrum życia.

Tradycja Kościoła jest wypełniona opowieściami o zerwaniu więzi z rodziną ze względu na wezwanie królestwa Chrystusa. Mnisi opuszczają ojca i matkę, wyrzekając się wszelkich relacji rodzinnych i wkraczają w dziwny świat oddania nieopartego na krwi. Mężowie i żony są zdradzani przez swoich niewierzących małżonków i cierpią męczeńsko.
Bo przyszedłem poróżnić syna z jego ojcem, córkę z matką, synową z teściową; i będą nieprzyjaciółmi człowieka jego domownicy.” (Mt 10, 35-36).

Ostatnia rozmowa Chrystusa z Piotrem uderza nas wszystkich: "Czy kochasz mnie bardziej niż innych?" Biorąc pod uwagę dzisiejsze rodziny, leżące w gruzach pytanie Chrystusa może stać się puste. Może być nawet pretekstem do zignorowania obowiązków powierzonych przez Boga. Trafnie należałoby dziś zapytać: "Czy kochasz rodzinę bardziej niż karierę?" Żyjemy w czasach, kiedy polityka gospodarcza w swych różnych rodzajach działa bezpośrednio przeciwko stabilności rodziny - a zwłaszcza wielopokoleniowej rodziny. Osoby, które nie będą mogły się relokować, nie osiągną społecznego sukcesu. Rodzina i mamona wystawiają naszą lojalność na próbę. Mamona wygrywa.

Ten sam Chrystus, który objawił się jako właściwy podmiot naszej lojalności, objawił się także jako przyjaciel rodziny. Związki krwi niekoniecznie są sprzeczne z Królestwem. Wręcz przeciwnie - świętość często zdaje się przejawiać w rodzinach. Być może najbardziej godnym uwagi przykładem jest rodzina św. Bazylego Wielkiego. Jego babcia, św. Makryna Starsza, miała potężny wpływ na świętość. Jego rodzice, Bazyli Starszy i Emilia są czczeni jako święci. Był jednym z dziewięciorga dzieci, z których pięcioro zostało uhonorowanych jako święci w kalendarzu Cerkwi.
Istnieją też inne tego rodzaju przykłady.
W czasach nowożytnych mamy świadectwo św. Sylwana z Góry Atos, który opisał swojego chłopskiego ojca jako "mądrzejszego od jakiegokolwiek duchowego ojca", którego poznał na Świętej Górze. W życiu świętych jest znacznie więcej przykładów mężczyzn i kobiet wzrastających w świętości, którzy zostali po raz pierwszy wychowywani w tym kierunku przez swoich rodziców.
Są też inni, tacy jak Święta Maria Egipska i św. Mojżesz Murzyn, których pochodzenie dostarcza materiału do wielkich historii nawrócenia.

W czasach, gdy rodzina jest w wielkim upadku, świętość również słabnie. Rany i demony wylansowane w naszych zepsutych społecznościach są materią wielkiej duchowej wojny. Prosta walka o życie w "normalności" może być większym osiągnięciem duchowym w naszych czasach niż wielkie wyczyny Ojców Pustyni. Jest to znane tylko Bogu.

Udziel nam łaski, Boże, aby słusznie oddawać cześć tym, których nazywamy "ojcem", i pozwól im godnie dzielić się słowem Twojej prawdy.

O. Stephen Freeman

za: blogs.ancientfaith.com

Fot. Darko Terzic