publicystyka: Poszczę, modlę się, żałuję – lecz gdzie jest odnowa?

Poszczę, modlę się, żałuję – lecz gdzie jest odnowa?

tłum. Gabriel Szymczak, 03 marca 2019

Myśl o poście jest zawsze lekko smutna. Nie, nie smucę się z powodu lodów i ciasteczek. Chociaż czuję się trochę winny, kiedy stoją przede mną. Wygląda na to, że kiedy głowa jest zajęta sprawami ascetyzmu, za plecami słychać łagodną naganę: "Dla kogo nas zostawiłeś? Kto zlituje się nad tobą - samotnym i głodnym? "
Mówiące ciasteczka! Lody doprowadzone do rozpaczy! Jak sobie poradzę bez was? Jak wy sobie poradzicie beze mnie? Serniczki, zawstydzające babeczki, podstępne ciasteczka. Kiedy znów się spotkamy?

Jednak jak może nie być postu? Nadszedł czas duchowej pracy, a jeśli nie będę pracować - po prostu będę zgubiony. Przebaczcie mi, ciasteczka tak drogie mojemu sercu. Cierpliwości, o serniczki. Lody, oddane do samego końca - wierzcie mi, nadejdą lepsze dni.
Oczywiście żartuję, smieję się. Mój smutek nie wynika z rozstania z ciasteczkami.

Od długiego czasu w naszej Cerkwi istnieje pewien roczny układ ćwiczeń duchowych. Cztery duże posty nadają rytm powtarzającemu się cyklowi: Wielki Post, Post Apostolski, Post Uspieński i Post Filipowy. Cztery razy w roku przychodzi czas, aby każdy odświeżył się, odzyskał formę i odkrył utraconą prawdę. Jest to coś w rodzaju treningu wojskowego - tak, treningu aby wojownicy Chrystusa nie tracili czujności i aby pozostali skupieni na celu.

Dlaczego więc mamy być smutni? "Szkolenie wojskowe" jest zabawne i interesujące. Ożywia i raduje. Czyż nie? Wszystko jest zrozumiałe i podoba się duszy, ale w rzeczywistości – nie staję się lepszy! Poszczę, modlę się, uczęszczam na nabożeństwa, odczuwam skruchę - ale gdzie jest to pożądane odnowienie? Czuję, że utknąłem w jednym miejscu i czasami wydaje mi się, że po tych wszystkich ćwiczeniach duchowych jeszcze się pogorszyłem. Denerwuję się. Jestem zirytowany. Może to nie jest nic warte? A może coś robię źle?

Mam przyjaciela, który jest gorliwym chrześcijaninem. Chociaż dopiero ostatnio zaczął chodzić do cerkwi, przejawia ożywiony entuzjazm do rytmu życia cerkiewnego, którego w żaden sposób nie podziela jego żona, kobieta trzeźwa i sympatyczna, lecz absolutnie nie będąca człowiekiem Cerkwi. Jest życzliwą żoną, jednak mój przyjaciel kiedyś już narzekał na nią:
- Wyobraź sobie, ojcze, powiedziała mi: "Przygotowujesz się do postu? Pościsz cały czas, chodzisz na nabożeństwa, ale nadal kłócisz się w domu jak wcześniej? Modlisz się, ale się nie zmieniasz!"
Doświadczony rozmówca wie, że nie można wygrać kłótni z kobietą. Najlepszym sposobem na spieranie się z kobietą jest zaangażowanie w spór innej kobiety. Tutaj jednak nie należy się spierać. Małżonka była wnikliwa w swojej ocenie. Jakże prawdziwe to słowa!

Dziękuję tej wrażliwej kobiecie. Wskazała i wyartykułowała prawdziwy problem. Modlimy się, ale się nie zmieniamy! Pościmy, ale nie stajemy się milsi! Dlaczego się nie zmieniamy? - To wielkie pytanie! Dlaczego się nie zmieniamy na lepsze?
Z łatwością możemy stać się tęgimi podczas postu, ale rzadko stajemy się lepsi. Dlaczego post nie czyni nas milszymi? Dlaczego nasze duchowe ćwiczenia pozostają bezowocne? Co robimy źle?

Najważniejsze, aby zrozumieć, że post nie jest celem, ale środkiem, a środki mają podrzędną rolę. Rozumienie natury postu i modlitwy jako ćwiczenia duchowego jest powszechne w każdej rozwiniętej religii lub szkole duchowej (na przykład w filozofii), z pewnością istnieją duchowe ćwiczenia, które pomagają człowiekowi w podporządkowaniu jego ciała duchowi i emocjom.
Oczywiście w zależności od doktryny religijnej lub filozoficznej, charakter i zadania tych duchowych ćwiczeń mogą się różnić i to różnić dramatycznie. Buddyjska modlitwa i post to coś zupełnie innego niż chrześcijański post i modlitwa. Buddyści również modlą się, a czasami postępują o wiele bardziej rygorystycznie niż którykolwiek z prawosławnych mnichów, ale z ewangelicznego punktu widzenia wszystkie te buddyjskie ćwiczenia nie tylko są daremne, ale i szkodliwe. Różnimy się nie tylko naszymi motywami, ale także zadaniami stojącymi przed ascetami.
W Ewangelii nie ma żadnego przykazania, aby czytać wieczorne modlitwy lub przestrzegać Postu Uspieńskiego, ani też nie ma nakazu uczestnictwa w nieszporach, ani nie wspomina się o kanonach. To, że ćwiczenia ascetyczne i reguły tworzone są przez ludzi, w żaden sposób nie obniża jednak ich wartości. Asceza jest doświadczeniem Cerkwi, nabytym przez pot i krew wielu pokoleń ascetów, którzy szukali właściwej drogi do osiągnięcia Ducha Świętego. Ten Duch jest autentyczną i bezinteresowną miłością do Boga i ludzi.

Ewangelia jest ikoną Chrystusa, w którego obrazie musimy nauczyć się żyć, myśleć i działać. Chrystus jest wcielonym Bogiem, który ukochawszy ludzkość przykazał nam, abyśmy nauczyli się kochać ludzi, żyć w prawdzie, być wiernymi Bogu, i abyśmy w naszych czynach i myślach byli jak nasz Bóg - przebaczający i miłosierny. To jest cel naszego duchowego życia. Jeśli rzeczywiście jest to proste - być życzliwym, osiągnąć prawdziwą życzliwość i bardziej miłosierne serce, to jest to właśnie cel. Z wielowiekowego doświadczenia Cerkwi znamy wiele sposobów na jego osiągnięcie, wszystkie z nich są niestety trudne i nieprzyjemne.

Mój nauczyciel śpiewu zwykł mawiać: "Najniebezpieczniejszą rzeczą dla głosu jest brak śpiewania." Jeśli chcesz osiągnąć w czymś sukces, zdecydowanie musisz dbać o swoją formę.

Zasada ta dotyczy również sportowców i muzyków, tłumaczy, a nawet polityków. Musimy nieustannie opierać się bezwładności mięśni, słów i emocji. Każdego dnia dobry pianista przypomina swoim palcom, kto nimi rządzi i nie pozwala im za bardzo odpoczywać, ponieważ łatwo jest stracić niezbędne umiejętności, a jednocześnie przegrać walkę z instrumentem.

Jako ludzie wiary, my również musimy zachować formę. Jeśli modlitwa czegokolwiek wymaga, to jest to profesjonalizm, który jednak nie ma sensu, jeśli nie jesteśmy konsekwentni, nie przymuszamy się czasami i nie mamy określonego rytmu. "...Królestwo niebieskie doznaje gwałtu i ludzie gwałtowni zdobywają je" (Mt 11:12).

Powinniśmy wszak zawsze pamiętać, że modlitwa i post są środkiem, a nie celem. Powinny pomóc człowiekowi w zdobyciu Ducha Świętego, Ducha miłości i dobroci, ponieważ nigdy nie będziemy prawdziwie dobrzy i kochający jedynie dzięki naszej własnej mocy. Jeśli ten cel wypada z horyzontu ascety, wszystko staje się absurdalnie altruistycznym rodzajem sportu: postem dla samego postu i modlitwą dla przeprowadzania analiz, kiedy to cała radość z postu jest tylko emocjonalną wygodą - zrobiłem wszystko tak, jak powinienem.

Sportowiec może cieszyć się osiągnięciami dokonanymi podczas postu, ale chrześcijanin - nie. Możesz nawet doskonalić technikę modlitwy serca – przecież ona też ma swój mechanizm, ale bez odnowienia serca, bez zdobywania miłości i dobroczynności, bez życzliwości, będzie to jedynie oryginalna umiejętność, podobna do mnemonicznych sztuczek i pokazów magików.

Nawet jeśli cel postu i modlitwy nie zostanie zagubiony, powinniśmy pamiętać, że musimy uczyć się życzliwości i starać się nie tylko ze względu na post i modlitwę, ale by być miłosiernym, serdecznym i przyjaznym. W modlitwie pokorniejemy i ograniczamy uciechy cielesne, aby uciec od okowów naszych własnych uczuć, zobaczyć żywych i wrażliwych ludzi, tęskniących za miłym słowem, szczerym uśmiechem lub współczuciem.

Ewangelia mówiąc o przymusie, odnosi się nie tylko do przymusu modlitwy czy postu. Zmuszanie się do bycia miłym jest o wiele ważniejsze. Powinno to sprawić, że będziesz uprzejmy, pełen współczucia, troskliwy i uważny, że będziesz nieustannie pracować nad tym, starać się być (nie przejmuj się tym frazesem) zawodowcem, będąc miłym i stale utrzymując ten szlachetny profesjonalizm.

Cnoty nie pochodzą nawet z modlitewnej prośby, one wymagają długiej i żmudnej pracy. Co najważniejsze - nie bój się tej pracy; tak dziwnie, lecz z satysfakcją czyta się słowa św. Makarego z Egiptu, słynącego z modlitwy i postu:
"Jeśli ktoś, kto się nie modlił, zmusza się do jednej tylko modlitwy, aby pozyskać łaskę modlitwy, jednak nie zmusza się do łagodności, do pokory umysłu, do miłości, do wypełniania innych przykazań Pana, nie podejmuje pracy i wysiłku, by odnieść sukces w niej; wtedy, proporcjonalnie do zwolnienia go z obowiązku, jego wolnej woli i zgodnie z jego prośbą, otrzymuje pewną miarę modlitewnej łaski, chociaż jego usposobienie pozostaje takie samo jak przedtem. Nie jest łagodny, ponieważ nie szukał pracy i nie przygotował się, by stać się łagodnym. Nie jest pokorny, ponieważ nie prosił i nie zmusił się do tego. Nie kocha innych, ponieważ nie zadbał i nie starał się o to, prosząc w modlitwie".

To stąd bierze się smutek. Zdarza się, że można pozostać złoczyńcą, nawet jeśli się modli żarliwie i namiętnie. W tym nie ma wtedy dobra. Tak więc stałem się sportowcem w religii. Mogę nawet współzawodniczyć z buddystami, modlić się i pościć publicznie - tylko co otrzymam od Chrystusa? Czy rozpozna mnie jako Swojego syna i robotnika, skoro porywa mnie pokuta, lecz całkowicie zapomniałem o dobroci i miłości do ludzi?
I wreszcie: jaki jest cel modlitwy? Czy nie powinniśmy raczej skupić całej naszej uwagi na zmianie myśli i czynów - aby stać się uprzejmym? Czyż to właśnie nie było duchowe ćwiczenie?

Czy próbowałeś kiedyś się nie modlić? Spróbuj. Choćby tylko po to, aby zapamiętać na całe swoje życie, jak sucha i czerstwa jest dusza bez modlitwy, a potem ile pracy potrzeba, aby ją ożywić. Bez modlitwy nasze starania o dobroć stają się tanim treningiem psychologicznym, który wciąż do niczego nie prowadzi, ponieważ dobroć bez wysiłku modlitwy zawsze zamienia się w hipokryzję.

A co z postem? Czy w tym przypadku nie jest to niekonieczne?
Modlitwa wymaga nie tylko duszy, ale także ciała. Ono także wysycha bez konsekracji przez modlitwę, ale modlitwa nie może łączyć się z ciałem bez ograniczeń. Nie możesz pozwolić ciału żyć bez modlitwy. To będzie absolutnie straszne.
Te sprawy są zrozumiałe, nawet dla mówiących ciasteczek. Wiedzą o tym wiele i dlatego wybaczają nam, małym postnikom, pokornie pokutującym.

Archimandryta Sawa (Mażuko)

za: pravmir.com