publicystyka: O oddaniu siebie w ręce Boga

O oddaniu siebie w ręce Boga

tłum. Barbara Pryzowicz, 24 stycznia 2019

- Jak właściwie ocenić niespełnione przez Boga nasze modlitwy? Czy oznacza to, że są one niemiłe Bogu?

- Nie zawsze tak można powiedzieć. To jest przeznaczenie Opatrzności Bożej i nie powinniśmy oceniać ,,dlaczego’’(...) Trzeba jednak powiedzieć, że często sami tego nie uświadamiamy sobie, ale jesteśmy podobni do małych dzieci: nasze prośby okazują się na tyle lekkomyślne, że Bóg nie spełnia ich ze względu na swoją miłość do nas. Przytoczę tutaj opowiadanie pewnej kobiety o swoim ojcu duchowym. Ten mądry, doświadczony życiowymi sytuacjami pasterz, chcąc na swoim przykładzie pokazać, jak bardzo brakuje nam czasami mądrości duchowej, opowiedział o sobie następującą historię. W dzieciństwie często widział, jak jego dziadek wyjmował na noc swoje niezwykle piękne zęby (równe i białe) i kładł je do szklanki z wodą, a rano znów je zakładał. Te „niezwykłe” zęby bardzo spodobały chłopcu i zaczął on modlić się: „Boże, i ja chcę mieć takie! Daj mi takie zęby, jakie ma mój dziadek”. „Kiedy podrosłem - opowiadał dalej batiuszka - zrozumiałem o co chodzi, jakie to są „zęby” - i powiedziałem wtedy: „Dziękuję Ci Boże, że nie wysłuchałeś moich modlitw i nie dałeś tego, o co Ciebie prosiłem!” Bywa też i tak, że bardzo często w naszych modlitwach prosimy Boga, zdawałoby się, o coś dobrego, zbawiennego, ale nie otrzymujemy tego. Pamiętam, jak pewien człowiek opowiadał mi, że przez kilka lat prosił Boga o jedno i to samo, ale nie otrzymywał tego. Na początku myślał „dlaczego? A potem- mówi - zauważyłem, że kiedy otrzymywałem coś, to nie umiałem właściwie przyjąć tego daru, nie mogłem go wykorzystać - właśnie przyjąć go z pokorą i zachować. Jak tylko pojawiała się łaska Boża, natychmiast pojawiało się samozadowolenie, wyniosłość, poniżanie bliźniego… I wtedy łaska odchodziła”. Na podstawie tego przykładu można wyciągnąć wniosek, że wiele naszych próśb nie jest spełnianych przez Boga, tylko dlatego, że otrzymując to, o co prosimy, nie umiemy poprzez naszą pychę przyjąć i wykorzystać tej łaski, ale stajemy się wyniośli i padamy. Tak więc widzimy, że wszędzie i we wszystkim przejawia się Opatrzność Boża.

- W takim wypadku - jeżeli zachodzi niebezpieczeństwo pomyłki w prośbach - może w ogóle nie należy zwracać się do Boga z „osobistą” modlitwą?

- Taka opinia też jest skrajna. Powinniśmy całą swoją duszą oddawać się modlitwie, ale oddając przy tym siebie w ręce Boga. Jak mówi św. Teofan Zatwornik, powinniśmy każdą swoją prośbę kończyć podobną modlitwą: „Boże, oto ja całą swoją duszą stoję przed Tobą, a Ty jako Doskonały, Wszechmogący i Kochający Ojciec, poprzez dany mi los dokonaj mojego zbawienia. Tak jak sam to wiesz i tego chcesz, zbaw mnie od moich grzechów, namiętności i braku rozsądku. Poprzez dany mi los dokonaj mojego zbawienia”. Takimi słowami, tj. przez oddanie siebie w ręce Boga, powinna się kończyć każda nasza modlitwa. I rzeczywiście, powinniśmy wierzyć Bogu jako Bogu, pokładać w Nim nadzieję jako w Bogu i pamiętać, że On może wszystko. I nasza wiara powinna być niezachwiana nawet i wtedy, gdy wydaje nam się, że jakoby nie ma widocznych przejawów Bożej pomocy w jakiejkolwiek naszej potrzebie. Niestety, wielu ludzi dzisiaj mówi i myśli w taki sposób: „Modlę się, modlę się, a pożytku żadnego z tego nie ma! Bóg mnie nie słyszy”. Szczególnie często jest tak w przypadku matek, które modlą się za swoje dzieci, które zbłądziły. Widząc, w jakiej nieszczęśliwej sytuacji się znajdują, modlą się o ich uświadomienie, a efektów niestety nie ma. Wówczas zaczynają słabnąć w wierze. Często słabną w modlitwie lub przestają w ogóle się modlić, a nawet narzekają na Boga: „Modliłam się, a Bóg nie słyszy i nie spełnia moich próśb!” I bywa tak, że całkowicie tracą nadzieję na Boga. A to już jest duży błąd. Dla przykładu wspomnę tutaj opowiadanie o. N z Poczajowa. Pewna kobieta miała jedynego syna, który po powrocie z wojska zaczął żyć rozwiąźle: zaczął pić, bawić się, zażywać narkotyki. Biedna kobieta bardzo cierpiała. Modliła się, chodziła do cerkwi, rozdawała jałmużnę, prosiła o modlitwę za jej syna innych ludzi… Minęło kilka lat, a w zachowaniu syna nic się nie zmieniło - było jeszcze gorzej. Kobieta ze łzami poszła do batiuszki: „Batiuszka, co mam robić?” A on jej odpowiedział: „Módl się. U Boga wszystko jest możliwe”. Minęło trochę czasu, znów idzie do batiuszki: „Batiuszka! Żadnej zmiany, w czym jest problem? Nie słyszy mnie Bóg, nie przyjmuje moich modlitw”. Popadła w przygnębienie, zaczęła wątpić. Batiuszka mówi jej: „Módl się. U Boga wszystko jest możliwe”. Po pewnym czasie kobieta mocno zachorowała, leżała na łożu śmierci. Wezwała batiuszkę: „Batiuszka, ja już być może umrę, a Bóg dalej nie słyszy moich modlitw!” Batiuszka pocieszał ją jak umiał, ale ona wciąż cierpiała, ponieważ widziała, że syn nie zmienił swojego postępowania. W dniu, kiedy Bóg postanowił zabrać cierpiącą matkę do Siebie, syn przyszedł do domu jak zawsze „w wesołym nastroju”… i zobaczył, że jego matka umarła. I tutaj nagle jakby się „przebudził”: „Co ja zrobiłem! Przecież zgubiłem swoją matkę! Jak ona cierpiała, ile zła jej wyrządziłem! To ja wpędziłem ja do grobu!” Tak silnie przeżył to i zrozumiał swoje złe zachowanie, że nastąpiła u niego całkowita przemiana w świadomości: zaczął płakać, przeklinać siebie, poszedł do cerkwi i tam wyraził głęboką i pełną skruchę. Od tej pory nawrócił się, zaczął żyć pobożnie - został prawdziwym sługą Bożym. I chociaż matka, wydawałoby się, nie zobaczyła tego dobrego plonu za życia, ale tym nie mniej jej modlitwy nie pozostały bezowocne. Tak więc i my nie powinniśmy się przygnębiać i smucić tym, że jakoby Bóg nas „nie słyszy” i nie podejmuje żadnych środków w jakichkolwiek trudnych dla nas sytuacjach. Wszystko, co zachodzi w naszym życiu, jest w sposób mądry urządzone przez Opatrzność Bożą, której człowiek nie może pojąć swoim rozumem. Dlatego powinniśmy czcić Boga jako Boga, a wszystkie nasze sprawy powierzać Jemu, a nie próbować układać je według swego uznania, jakoby „najlepszego”. To jest bardzo ważne - nauczyć się oddawać siebie i naszych bliskich, i wszystkie sytuacje w naszym życiu w ręce Boga. Dlatego, że to wielki grzech - nie czcić Boga jako Boga. (…) A my tego grzechu prawie nie uświadamiamy sobie. (…) Bóg znosi nasz brak zrozumienia i spełnia wiele naszych próśb, nawet i niekorzystnych dla nas. Ale On wciąż czeka, abyśmy nauczyli się oddawać siebie w Jego ręce. Czeka, abyśmy całe swoje życie tymczasowe i wieczne, i wszystkie nasze życiowe sytuacje, całkowicie oddali Jemu, tzn. żebyśmy czcili Go jak Prawdziwego Boga - Wszechmądrego i Doskonałego, Kochającego Ojca.

- (…) A jeśli dusza prosi o coś, co jest niezbędne dla zbawienia? Na przykład prosi, aby Bóg nie zabierał jej z tego życia nieprzygotowaną? Jeżeli takie prośby pozostają „bez odpowiedzi”, czy człowiek może dalej modlić się o to? Czy taka uporczywość nie jest grzechem?

(…) Jeżeli koś prosi Boga: „Boże nie zabieraj mnie z tego życia nieprzygotowanym”- można dalej modlić się o to. Ale trzeba mieć świadomość tego, że tylko jeden Bóg wie, kiedy kogo można zabrać z tego świata. Jeżeli zdarzy się tak, że taki człowiek nagle stanie w obliczu śmierci, to i wtedy powinien tylko powiedzieć:  "Boże, chociaż myślałem, że mimo wszystko jeszcze będę żyć, ale jeśli w tej chwili Ty zabierasz mnie stąd, to ja wierzę Ci, że Ty uznałeś niezbędnym zabrać mnie w tym momencie. Ty najlepiej wiesz, kiedy trzeba mnie zabrać z tego świata”. Należy mocno wierzyć Bogu, żeby nie dopuścić do narzekania. Dlatego, że w momencie śmierci, stojąc przed obliczem śmierci można dopuścić się narzekania na Boga: ”Oto ja chciałem jeszcze pożyć, nie jestem gotowy, a Ty mnie już zabierasz”. To nie jest właściwe w odniesieniu do Boga, dlatego, że Bóg wie, kiedy i kogo trzeba zabrać, wie, kiedy człowiek jest gotowy, i On zabiera właśnie „przygotowanego”. Na ogół, mówi się, że umierają nie starzy i nie chorzy, ale gotowi - gotowi albo do piekła, albo do raju. Oznacza to, że człowiek nie może już dalej żyć na ziemi, znajduje się jakby na najwyższym szczeblu swoich możliwości. Człowiek cnotliwy nie może dalej już czynić postępów, dlatego że dalej nastąpi u niego już spadek: lub zarozumiałość, lub pycha, lub coś podobnego. Bądź jeśli człowiek na tyle zakorzenił się w czynieniu zła, że nie może on już wyrazić skruchy, a zdolny jest tylko do czynienia zła dla siebie i innych - wtedy Bóg zazwyczaj zabiera go z tego życia ze względu na innych, aby nie czynił zła dla tych, którzy go otaczają… W każdej sytuacji powinniśmy oddawać siebie w ręce Boga i czcić Boga jako Boga – za to, że jest On Dobry, Doskonały i Kochający. Bóg jest miłością. Jeżeli z miłością i wiarą odnosimy się do Niego, to przyswajamy sobie Jego miłość. Jeżeli odnosimy się do Niego z niepokojem, niewiarą, niezadowoleniem, narzekaniem, a nawet wrogością, to przez to szkodzimy sobie i nie jesteśmy zdolni przyjąć i przyswoić sobie Jego Bożej miłości. A co to oznacza, myślę, że zrozumiałe to jest dla każdego. Tak więc dopomóż nam Boże.

Tekst źródłowy: Монах Константин „Беседы о молитве– Как сохранить душевный мир и живую молитву в условиях современной суеты”’ Задонский Рождество-Богородицкий мужской монастырь 2008, s. 57-67.

Fot. Jarosław Charkiewicz