publicystyka: Po co chodzić do cerkwi, skoro Bóg jest w moim sercu?

Po co chodzić do cerkwi, skoro Bóg jest w moim sercu?

Tłum. Gabriel Szymczak, 16 stycznia 2019

Każdy z nas ma znajomych, a nawet krewnych, którzy z zakłopotaniem patrzą na nasze zgromadzenia w cerkwi. Na ich twarzach jest wypisany głęboki brak zrozumienia, niekiedy nawet zaniepokojenie. Czasami wylewa się to takimi słowami: "Cóż, w porządku, oddałeś się Wierze, niech tak będzie. Ale po co chodzić do cerkwi i marnować cały ten czas i wysiłek? Spójrz na mnie, na przykład - ja też wierzę. Ale wierzę w sercu [dosłownie - duszy]. Mam Boga w moim sercu i nie potrzebuję żadnej zewnętrznej rytualizacji. Przypomnij sobie, co niedawno zauważył satyryk, Michał Zadornow: Żadni pośrednicy nie są mi potrzebni, aby mieć relację z Bogiem! "

Stwierdzenie naszych krytyków, że "Bóg jest w naszych sercach!", nie jest poważne. Oczywiście, jest taki warunek w najbardziej wzniosłym paradygmacie życia duchowego. I tego Apostoł Paweł pragnął dla nas, gdy powiedział: "Dzieci moje, oto ponownie w bólach was rodzę, aż Chrystus w was się ukształtuje" (Ga 4,19), "aby według bogactwa swej chwały sprawił w was przez Ducha swego wzmocnienie siły wewnętrznego człowieka. Niech Chrystus zamieszka przez wiarę w waszych sercach "(Ef 3, 16-17).

Czy moje wnętrze jest gotowe na przyjęcie Boga?
Gdyby słowa "Bóg jest we mnie" zostały wypowiedziane przez czcigodnego Serafina z Sarowa, miałyby pewną wagę, ponieważ rzetelnie świadczyłyby o owocach jego duchowej walki. Gdyby ten, który zamieszkał na pustyni powiedział, że nauczył się nieustannej wewnętrznej modlitwy i z tego powodu nie dostrzegł żadnej straty w tym, że odszedł od cerkwi, do której rzadko uczęszczał, wtedy te słowa, pochodzące z jego ust, mogły być uzasadnione.

Jednak gdy słyszymy je od człowieka na ulicy, to powinniśmy zapytać: W rezultacie jakich duchowych walk osiągnąłeś taki postęp? Powiadasz, że Bóg jest w twojej duszy? W takim razie wyjaśnij, jak się modlisz? Jak często odmawiasz modlitwę Pańską? Co? "Ojcze nasz"? Nie pamiętasz tego?! W porządku, powiedz nam w takim razie dokładnie, jak to jest, że trwasz w nieustannej obecności Boga w swoim sercu? Jakich owoców daru Ducha u siebie jesteś świadomy? Tutaj podpowiadam: "Owocem zaś Ducha jest: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie" (Ga 5, 22-23). Czy masz te uczucia? Nie, to nie są cechy osobiste; to są dary. Dar jest tym, czego wcześniej nie posiadaliśmy, a co wkroczyło w nasze życie poprzez duchowe odrodzenie i co to życie odnowiło. Czy masz jakiekolwiek pojęcie o takiej odnowie?

Czy potrafisz odróżnić w swoim duchowym doświadczeniu, czym jest "obecność Boga", a co jest po prostu przejawem różnych ludzkich właściwości: świadomości piękna, harmonii, wyrzutów sumienia i wspólnoty ludzkiej? Nie potrafisz? To z pewnością oznacza, że nie zauważyłeś momentu, w którym Bóg, Stwórca wszechświata, przyszedł do twojego życia i do twojej duszy? Jak można tego nie zauważyć? Może to oznacza, że tak się po prostu nie stało?

Ale przecież wierzę...
Może więc pomyliłeś się w próbie rozróżnienia wiary w Boga i obecności Samego Boga? I poczekaj chwilę - czy masz taką wiarę w sobie? Wiara nie jest po prostu pasywną zgodą - "Cóż, okej, zgadzam się, że Coś istnieje.”
Wiara jest dążeniem do tego, co wydaje się słuszne, do tego, co dusza postanowiła kochać. Wiara nie jest jedynie bierną uległością wobec jakiegoś odległego autorytetu czy linii argumentacji; wiara jest aktywnym pragnieniem - "Chcę tego, co jest mi potrzebne, co powinienem mieć".

Wiara - to coś aktywnego. To dążenie do czegoś, co już zostało dostrzeżone, ale jeszcze nie jest oczywiste. Dążenie do czegoś, co już dotyka naszego życia i rzuca na nie swój blask, ale co jeszcze nie weszło do niego w pełni.

Wiara - to pragnienie nowych doświadczeń. Trudno jednak uwierzyć tym, którzy powtarzają: "mam wiarę, i ona jest w moim sercu", a którzy mówią to z przygasłymi oczami, lub wierzą, że w którymś momencie naprawdę doświadczyli dążenia do Boga.

Jeżeli mówię, że kocham...
Człowiek nie kocha, jeśli nie okazuje miłości, jeśli nie wychodzi w jakikolwiek sposób w kierunku osoby, którą kocha. Podobnie, człowiek nie wierzy, jeśli nie manifestuje w jakiś sposób tej wiary w swoich zewnętrznych działaniach. Róża, którą daje się ukochanej, jest sama w sobie czymś, czego ona nie potrzebuje. Ten kwiat nie jest dla niej drogi ze względu na jego wyjątkowe piękno, ale dlatego, że nadano mu pewien blask - dowód miłości tego, który go jej dał. Sposób, w jaki stawiamy w swoim pokoju kwiat kupiony przez nas samych, jest zupełnie inny niż w przypadku kwiatu nam ofiarowanego! Jeśli człowiek wyznaje, że kogoś kocha, ale nie robi nic w imię tej miłości, jeśli nie stara się spotykać, jeśli nie czyni żadnych darów, jeśli nie spędza czasu z ukochaną osobą, jeśli nie poświęca się - wszystko to oznacza, że to są czcze przechwałki przed bliskimi przyjaciółmi: "Widzisz, niczego mi nie brakuje, mam nawet ukochaną!"

A więc ty, który twierdzisz, że "Bóg jest w sercu", co zrobiłeś, aby oczyścić swoje serce dla tej cudownej Obecności? Jak zwracasz się do Niego i jak Go nazywasz? Jak zatrzymujesz Go w sobie? W jaki sposób ten Znajomy cię zmienił? Czy kochasz Tego, którego spotkałeś? I co robisz ze względu na tę miłość? Jeśli te pytania wprowadzają cię w oszałamiającą ciszę, co więc sprawia, że uważasz się za będącego ponad wszystkim i pozostającego z Bogiem? Nieustannie stojąc w miejscu, nie patrzysz, dokąd zmierzasz, a nawet nie widzisz, czy się potykasz!
Takie pytania można postawić ludziom, którzy usprawiedliwiają swoje lenistwo jakąś wyimaginowaną "duchowością".

Ofiara - daję, ale i otrzymuję...
Jednak ważne jest dla nas także ustalenie, dlaczego my chodzimy do cerkwi. Aby słuchać kazania? Obecnie może ci to dać prezenter radiowy. Modlić się? Jednak możesz modlić się wszędzie i w każdej chwili. Co więcej, to jest właśnie rada Apostoła: "Módlcie się bez przerwy!" Aby złożyć ofiarę? Przecież obecnie jest wiele zbiórek pieniędzy na ulicach. Aby zanotować ogłoszenia? Może ci je dać znajomy. Aby postawić świecę? Przecież możesz umieścić świecę przed ikonami w domu. Dlaczego więc chodzimy do cerkwi?
Niektórzy ludzie mówią przecież, że jeśli chcą iść i modlić się, idą do lasu, nad rzekę lub nad morze, a tam, w "Kościele wzniesionym przez Boga", łatwiej jest im być świadomym Stwórcy i wychwalać Go. Dlaczego, jak powiadają, opuszczamy bezgraniczną świątynię [stworzenia], aby wejść pod wąskie sklepienie cerkwi, która jest stworzona przez człowieka?

Tak jak poganie mówią o ofierze, którą ludzie powinni złożyć swemu bogu, tak też Ewangelia mówi nam, jaka powinna być ofiara złożona Bogu: "Syn Człowieczy nie przyszedł, aby Mu służono, lecz aby służyć i dać swoje życie na okup za wielu "(Mt 20, 28); "Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne" (J 3, 16).

Biblijne ofiary całopalenia nie były niezbędne dla Boga, ale dla ludzi. Ludzie muszą się po prostu nauczyć być wdzięczni. Ludzie powinni zostać pouczeni, że muszą zaprzeć się samych siebie, chociaż części swego życia, swoich dóbr i czasu (pamiętajcie o nauce o szabacie) i oddać to Osobie Pana. Nie dzieje się tak dlatego, że Bóg potrzebuje tej części, która jest Mu poświęcona, ale dlatego, że w ten sposób ludzie otrzymują pouczenie o ofiarnej miłości.

Tylko dziesiąta lub setna część religii bierze się z tego, co wnoszą ludzie. Zasadniczą częścią religii jest to, co wnosi Bóg. Najważniejsze nie jest to, co ludzie robią dla dobra Boga, ale to, co Bóg robi dla dobra ludzi. Najważniejsze nie jest to, co ludzie składają jako ofiarę w cerkwi, ale to, co z niej zabierają!

To, co ofiarowujemy Bogu, możemy Mu ofiarować w każdym miejscu. Wszystko, co jest na świecie, może zatem zostać złożone przed Nim. Ale jest ta niewielka część egzystencji, w której Bóg ma upodobanie panować, nie w Sobie, ale w innym. To jest moja dusza. To jest ta komnata w nieskończonym gmachu wszechświata, do której jej Budowniczy nie wejdzie bez zaproszenia. I to zależy od nas, którzy rozporządzamy wolnością, daną nam przez Boga. Czy będziemy służyć Bogu, czy też będziemy służyć sobie, naszym kaprysom i żądzom? Jedynym sposobem, w jaki możemy rozszerzyć nieograniczoną moc Pana, jest ofiarowanie Mu naszej własnej woli. Z tego powodu „ofiarą dla Boga jest duch skruszony” "(Ps 50, 17). I tę ofiarę możemy złożyć wszędzie. I w tym sensie każdy z nas jest kapłanem. Takie jest znaczenie słów Apostoła Piotra, że chrześcijanie są ludem składającym się z kapłanów (1 P 2, 9). Nikt nie może, w moim imieniu, złożyć Bogu w ofierze mojej woli. Tylko ja mam nad nią władzę i tylko ja mogę ofiarować ją przed Tronem Bożym.

Złóż przysięgę wierności i powiedz: "Panie, bądź wola Twoja, a nie moja! Dziękuję Ci za wszystko, co pragniesz wnieść w moje życie. Daj mi możliwość służenia Tobie z każdym oddechem!". I to można zrobić w dowolnym miejscu!

Tak więc możliwość składania ofiary Bogu jest zawsze z nami. I zawsze możemy powiedzieć naszemu ego te ważne słowa, których niegdyś użył filozof Diogenes, odpowiadając władającemu światem Aleksandrowi Macedońskiemu, chcącemu spełnić jakąś prośbę mędrca w imię swojej do niego miłości: "Odsuń się i nie zasłaniaj mi słońca! "

Chrześcijanin może składać ofiarę Bogu poza świątynią. Jednak religia to nie tylko to, co my dajemy. Ważniejsze jest, co otrzymujemy. Nie jest tak ważne, dlaczego szukamy Boga. Ważniejsze jest, dlaczego On nas szuka.

W cerkwi czeka na nas szczególny Dar...
Wystarczająco dobrze wiemy, dlaczego często chodzimy do cerkwi i zwracamy się do Boga z naszymi prośbami. Kierujemy się do Niego, postrzegając Go jako swego rodzaju generator pomocy humanitarnej: "Daj nam, Panie, lepsze zdrowie, większy sukces i wzrost naszej pensji!" Zbyt często szukamy Pana, jak powiedział św. Dymitr z Rostowa, "nie ze względu na Jezusa, ale na skórkę chleba". Ale dlaczego Bóg nas szuka? Czy On czegoś od nas potrzebuje? Czy też chce nam coś dać?

Dlaczego Jego Słowo zaprasza: "Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście" (Mt 11, 28)? To zaproszenie nie ma takiej konsekwencji, jak "i dasz Mi to, i to …". Kończy się ono raczej inną obietnicą; mówi o tym, co Bóg czyni dla tych, którzy Mu odpowiedzą: "A Ja was pokrzepię ... a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych".

W ten sposób Bóg wzywa nas do Siebie, aby mógł nam coś ofiarować. Naukę - "Uczcie się ode Mnie" (Mt 11, 29); Ducha - "Przyjmijcie Mojego Ducha”; Miłość, pokój, radość - "Trwajcie w miłości mojej" (J 15, 10); "Mój pokój daję wam"; "Niech moja radość pozostanie w was". Lecz Chrystus daje nam jeszcze coś – coś, czego umysł nie może pojąć.
"Wytrwajcie we Mnie, a Ja /będę trwał/ w was .... Przyjmijcie to, to jest Moja Krew, która za was będzie wylana …" Chrystus powierza całego Siebie ludziom; zarówno Swoją Boskość, jak i Swoje człowieczeństwo.

We współczesnej medycynie istnieje pewna procedura: pacjentowi przetaczana jest jego własna krew, pobrana wcześniej z jego ciała, oczyszczona jest z rozmaitych szkodliwych zanieczyszczeń lub alternatywnie wzbogacana o pewne składniki, których organizm chorego sam nie może wyprodukować w wymaganych ilościach. I ta oczyszczona lub wzbogacona krew zostaje ponownie wprowadzona do krwiobiegu pacjenta. Coś podobnego dzieje się w naszej relacji z Chrystusem. Bóg stał się człowiekiem; przyjął na Siebie naszą naturę, która popadła w zepsucie, w Sobie ją uzdrowił i nasycił Boskością, Wiecznością i Nieśmiertelnością; i to jest Jego ludzkie Ciało, które już przeszło przez śmierć i zmartwychwstanie, i w którym On powraca do nas. Jego ludzka Krew, ożywiana przez Boskie prądy, wlewa się w nas, aby wzrosło w nas nasienie Zmartwychwstania i abyśmy byli uczestnikami Wieczności.

Tak więc przychodzimy do cerkwi, aby coś w niej otrzymać. Cerkiew - to tylko mury; ale mury zbudowane wokół Misterium [Sakramentu] Eucharystii. Misterium polega na tym, że do ludzi wyciągana jest dłoń z Darami. Właśnie dlatego odwiedzanie cerkwi to nie uciążliwy obowiązek, ale cudowny przywilej. Przyznano nam prawo do uczestnictwa w Mistycznej Wieczerzy. Dano nam możliwość stania się "uczestnikami Boskiej natury". Przyznano nam możliwość kontaktu z taką Energią, jakiej żadna z elektrowni na świecie nie jest w stanie wytworzyć.

Bóg nas szukał. I znalazł nas. Musimy po prostu udać się do tego miejsca, gdzie bliżej niż gdziekolwiek indziej Bóg zbliża się do ludzi; do tego miejsca, gdzie w niespotykany sposób - poprzez Dary - jest On rozdawany ludziom. Jeśli Chrystus, przechodząc przez Królewskie Wrota, daje nam Siebie w świętej Czaszy, czy wypada kręcić nosem i mówić, że "mamy Boga w swoim sercu"?

Chrystus powiedział, gdzie na nas czeka i co chce nam dać. On, Odwieczny, pragnie się z nami spotkać i zjednoczyć w tym życiu, abyśmy w naszym przyszłym życiu wiecznym nie byli nieodwracalnie osamotnieni.

Czy miałoby sens, gdybyśmy otrzymawszy wiadomość, że ktoś będzie na nas czekał na Placu Puszkina, wybrali się w wyznaczonym czasie na ulicę Lwa Tołstoja? Jeśli do spotkania by nie doszło, kto byłby winny? Cóż, oczywiście, nie ja - Puszkin byłby winny!!

Ci, którzy deklarują, że nie potrzebują pośredników w swojej relacji z Bogiem, nawet nie zaczęli rozumieć, że w cerkwi czeka na nich Pośrednik, Który kiedyś złożył za nich ofiarę i uwolnił ludzi od konieczności zniszczenia tych owoców, które karmią bożków tego świata. Chyba nie jest to aż tak nieznośnie trudne, aby otworzyć dłoń i przyjąć ofiarowane Dary?

o. Andriej Kurajew

za: pravmir.com

Fot. Adam Falkowski

Śródtytuły pochodzą od tłumacza