publicystyka: Powołanie i wybranie

Powołanie i wybranie

o. Konstanty Bondaruk, 28 grudnia 2018

W przedostatnią niedzielę przed Bożym Narodzeniem nasza Cerkiew czci pamięć świętych Praojców. Są to starotestamentowe postaci sprawiedliwych, poczynając od Adama i Ewy, przez Seta, Henocha, Noego, Izaaka, Jakuba, króla Dawida, proroka Daniela i wielu innych. Wszyscy oni żyli nadzieją na spełnienie obietnicy danej Adamowi przy wygnaniu z raju, że kiedyś przyjdzie na świat Zbawiciel, który wybawi ludzkość od grzechu prarodziców. W osobach praojców Cerkiew wyraża uznanie za niezłomną wiarę, pomimo upływu czasu, za cierpliwe, długie oczekiwanie Mesjasza. W tę niedzielę w świątyniach słyszymy fragment Ewangelii według Łukasza. Oto Jezus Chrystus uczestniczył w poczęstunku w domu „jednego z przedniejszych faryzeuszów”. Jeden ze współbiesiadników oznajmił: Błogosławiony ten, który będzie spożywał chleb w Królestwie Bożym (Łk 14,15). W odpowiedzi na te słowa Jezus Chrystus opowiedział przypowieść o zaproszonych na wielką wieczerzę. Z analogicznego opowiadania w 22 rozdziale Ewangelii według Mateusza wynika, że chodzi o to samo zaproszenie i że jest to uczta królewskiego syna. W Starym Testamencie jest ona jasno przedstawiona jako uczta mesjańska, zapowiedź zbawienia wiecznego. Tak jak król zaprosił gości na ucztę weselną swego syna, tak Bóg zaprosił Swój naród do pełnej jedności ze Sobą. Jednak naród żydowski wiele razy odrzucał Boże zaprosiny i nawet zabijał proroków, aż wreszcie zabił samego Syna. Wówczas na ucztę zostali zaproszeni poganie, ludzie spoza Izraela, którzy z radością serca byli gotowi przyjąć dar zbawienia.

Zaproszeni w charakterze uprzywilejowanych jako pierwsi odrzucili zaproszenie, tłumacząc swą odmowę rozmaitymi zajęciami: polem, handlem albo ożenkiem. Znaleźli się i tacy, którzy naubliżali posłańcom gospodarza i nawet ich zabili. Wówczas gospodarz postanowił zamiast nich zaprosić przypadkowych ludzi. Wśród nich znalazł się ktoś, kto nie miał na sobie weselnego stroju. Oburzony gospodarz kazał wyrzucić go z grona gości, oświadczając przy tym, że żaden z owych ludzi, którzy byli zaproszeni, nie skosztuje mojej uczty (Łk 14, 24), natomiast Ewangelista Mateusz zanotował słowa: „Bo wielu jest powołanych, lecz mało wybranych” (Mt 22, 14).

Uczta eucharystyczna

Przedsmak i zapowiedź uczty mesjańskiej mamy możliwość odczuć w każdej Eucharystii. Już tu i teraz, we wspólnocie Cerkwi, Bóg jawi się nam jako zapraszający, abyśmy przyszli na przygotowaną ucztę, ponieważ pragnie On ugościć nas bogactwem Swojego słowa, mocą Swojej miłości i nakarmić pokarmem, który ugasi najgłębsze pragnienia i da siłę do dobrego przeżywania życia. Jezus Chrystus przygotował nam ucztę, która jest zapoczątkowaniem tamtej, wieczystej. W Chrystusie wszystko już nam zostało przygotowane. Albowiem czynem jego jesteśmy stworzeni (…) ku uczynkom dobrym, które przedtem Bóg zgotował, abyśmy w nich chodzili (Ef 2, 10). Stół weselny, przy którym możemy usiąść i częstować się, jest zastawiony wszelką obfitością! W Nim mieszka cieleśnie cała pełnia boskości (Kol. 2, 9), zapewnia apostoł Paweł, zaś ewangelista Jan pisze: A z Jego pełni myśmy wszyscy wzięli (J 1, 16).

Potrawy na tym stole diametralnie różnią się od tych, które proponuje nam dzisiejszy świat. Są to w szczególności: miłość, łaska, radość, pokój, nadzieja, dobroć. Są też inne: pokora, cierpliwość, uprzejmość, wierność, wstrzemięźliwość, skromność (Ga 5, 22-23). Natomiast nie ma na tym stole takich potraw, jakie podaje władca tego świata, który Chrystusowi proponował przemienić kamienie w chleby: wszeteczeństwo, nieczystość, rozpusta, wrogość, zazdrość, gniew, waśnie, obżarstwo (Ga 5, 19-21).

Właśnie w Świętej Liturgii, zaproszeni na drogę wiary, nadziei i miłości posilają się Słowem oraz Ciałem i Krwią, jako Chlebem Życia i Czaszą (Kielichem) Zbawienia, aby mieć nowe życie i zmierzać na ucztę niebieską. On jako Zmartwychwstały, żyjący w Cerkwi, nieustannie poprzez Swe sługi zaprasza na tę ucztę, natomiast wielu z niej nie korzysta z podobnie błahych powodów, jak to było z zaproszonymi na ewangeliczną ucztę. Jeśli ignorujemy zaproszenia na uczty eucharystyczne, to czy świadomi jesteśmy, że tym samym ignorujemy to wielkie zaproszenie na wieczną ucztę w domu Ojca poza bramą śmierci? Wszak Sam Chrystus powiedział: Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne (J 6, 54).

Jednak w przypowieści Chrystus przedstawił właśnie taki charakter człowieka, dla którego ogląd nabytego pola albo handel są ważniejsze od uczty przygotowanej przez Samego Boga. My również znajdujemy mnóstwo błahych powodów, dla których rzekomo nie możemy uczestniczyć w niedzielnej Eucharystii: to może być ładna pogoda dla wyjazdu za miasto, ciekawy program w telewizji, zakupy albo goście. Oczywiście, tak łatwo rezygnując z udziału w Świętej Liturgii pokazujemy, że nie uświadamiamy so bie jej prawdziwej wartości i znaczenia. Dla tego, co lubimy i dla kogoś, kogo kochamy, zawsze znajdziemy czas, natomiast nie mamy czasu na rzeczy, których nie cenimy. Ale czyż czas spędzony z Bogiem za jednym stołem jest straconym czasem? Gdyby tylko ludzie rozumieli, ile rzeczy można „załatwić” (mówiąc potocznym językiem) podczas nabożeństwa i Eucharystii („Priczastija”), to ustawialiby się przed drzwiami cerkwi na długo przed początkiem nabożeństwa. Gdyby rozumieli, że jest to spotkanie z Tym, Który ich kocha, to śpieszyliby do świątyni, jak zakochani pędzą na spotkanie.

„Wielu powołanych, ale mało wybranych” - powiedziane jest w przypowieści. Jednak źle zrozumielibyśmy te słowa w odniesieniu do zbawienia, gdybyśmy z góry założyli, że tylko nieliczni będą zbawieni. Pan nasz chce nam powiedzieć coś innego: że do zbawienia trzeba dążyć. Właśnie ono powinno być przedmiotem naszej największej troski. Zauważmy, że zaproszeni na ucztę wykręcają się obiektywnymi przyczynami. My również powinniśmy dbać o wiele rzeczy, jednak z uwzględnieniem jednego: nigdy kosztem największego dobra, nigdy kosztem zbawienia. Dziwne i godne politowania są te zajęcia i troski, kiedy osiągnięcie czegoś drugorzędnego odbywa się kosztem zasadniczego i najważniejszego.

Stosowny ubiór

Zgodnie z ówczesną tradycją, dla wszystkich gości były przygotowywane specjalne, weselne stroje. To pozwala nam lepiej zrozumieć ten szczegół z przypowieści, a mianowicie zarówno odpowiedzialność tych, którzy odrzucają zaproszenie, jak i tych, którzy okazują się niewarci zaproszenia. Oto jeden z zaproszonych wszedł bez weselnego stroju. Tym samym okazał lekceważenie nie tylko dla panujących zwyczajów, ale i dla gospodarza. Za tę zniewagę został on wyrzucony „do ciemności zewnętrznych, gdzie będzie płacz i zgrzytanie zębów”. Apostoł Judasz także był zaproszony, jednak trafił do ciemności zewnętrznej. Okazuje się, że przyjęcie zaproszenia jeszcze niczego nie gwarantuje. Potrzebna jest również odpowiednia szata, to znaczy, osobiste zaangażowanie, wysiłek, staranie. Zbawienie jest to taki stan, którego nie uzyskuje się po znajomości, wedle pochodzenia, stanu posiadania albo przynależności do pewnej grupy ludzi. Z samym zaproszeniem nie ma problemu, bo otrzymują je wszyscy, ale z tym wkładem własnym bywa gorzej, bo zaproszonych ciągle zatrzymują jakieś ważne sprawy, jakieś niecierpiące zwłoki zajęcia. Jednak nie można być pewnym zbawienia, nic nie robiąc. Nie wystarczy przyjąć zaproszenie i pozostawać w starym ubraniu, nie zmieniając swego myślenia i życia opartego na tradycji, przyzwyczajeniach i rutynie. Zmiana ubrania na weselne oznacza, że będziemy przyobleczeni w Chrystusa. W przeciwnym razie zostaniemy tylko powołani, ale nie wybrani. Każdy powinien głęboko zastanowić się nad tym, co w nim jest tym „starym ubraniem”, które potrzebuje zmiany. Wielu ludzi odrzuca Cerkiew i chrześcijaństwo w ogóle właśnie dlatego, że nie chce zmieniać tego starego ubrania. Odrzucają często w obawie, że do góry nogami wywróci się ich świat, do którego się przyzwyczaili. Żyją dniem dzisiejszym, źle i krótkowzrocznie, bo nie liczą na przyszłe życie. Wielu ma fałszywy obraz Boga groźnego i wymagającego, który nie ułatwia życia, lecz obciąża ich balastem przykrych obowiązków i norm moralnych.

Cerkiew zgromadzeniem skruszonych grzeszników

Uczta, w której uczestniczą zarówno dobrzy, jak i źli symbolizuje Cerkiew Chrystusową, która zawsze jest zgromadzeniem ludzi świętych i grzesznych, mocnych i słabych. To dlatego, jako społeczność, jesteśmy zobowiązani do dbałości o siebie nawzajem, zwłaszcza o słabych i grzesznych. Cerkiew jakkolwiek jest święta, to zawsze pozostanie Cerkwią grzeszników i ludzi potrzebujących uzdrowienia, dlatego dla wszystkich jest w Niej miejsce! Wszak „Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają” (Mt 9, 12). Prawo nie dla sprawiedliwego jest przeznaczone, ale dla postępujących bezprawnie (1 Tm 1, 9). Św. Jan Złotousty z naciskiem podkreślał, że Cerkiew jest „lecznicą, a nie sądem”. Jednak w celu wzmocnienia swej więzi z Bogiem, człowiek obowiązany jest przywdziać ofiarowaną mu szatę, bo ten, kto nie odpowiada na dar Bożej łaski, odrzuca Boże zaprosiny, ten gardzi Nim i będzie wyrzucony precz. To odrzucenie i wygnanie jest nie tylko metaforą Sądu Ostatecznego, ale obrazuje życie człowieka, który odrzucając Boże zaproszenie, sam siebie pozbawił spokojnego i szczęśliwego życia już tu, na ziemi. W ten sposób niejako już odczuwa on na sobie Sąd Boży.

Skorzystajmy z zaproszenia

Przypowieść o zaproszonych na ucztę możemy wszyscy odnieść do siebie i wówczas będzie ona ilustracją naszych zaręczyn z Bogiem. Wszyscy wiemy, jak lekceważąco zdarza się nam obchodzić z Bożymi zaprosinami. Ciągle znajdują się jakieś inne sprawy: praca, szkoła, domowe zajęcia, rozrywka lub dążenie do sukcesu, pomnażanie majątku i temu podobne. Bywa także i tak, że ten wewnętrzny głos Bożego zaproszenia przychodzi nie w porę, jak nieproszony gość, wówczas zagłuszamy go w sobie, bo jest nieprzyjemny, bo każe nam porzucić przyjemne, wygodne, grzeszne życie. Nie bacząc na słaby odzew, Bóg wciąż i wciąż posyła Swoje sługi i zaprasza wszystkich. Przez Swoje Słowo zapewnia, że ma dla nas przygotowaną wspaniałą ucztę z tego, co najlepsze, z tego, co naprawdę i w pełni nas nasyci. Co więcej, On sam zajmie się usługiwaniem i otrze wszelką łzę. Ważne pytanie, które stawia nam dziś Bóg, brzmi: Czy jesteś otwarty na odkrycie smaku Bożych darów, czy raczej gotów jesteś zadowolić się namiastką uczty, tym, co zaspokoi głód tylko na chwilę? Aby nasycić się prawdziwie, trzeba poważnie odnieść się do Bożego zaproszenia. Trzeba też obowiązkowo przyjąć je i przywdziać ofiarowaną nam szatę jako dar Bożej miłości i przebaczenia. Dzięki temu darowi poczujemy się kimś drogim i ważnym dla Boga. „Szatą”, którą daje nam Bóg, jest także wiara, która przemienia życie.

Ewangeliczna przypowieść przypomina nam o tym, że w naszych sercach mieszka zarówno dobro, jak i zło, światło i ciemność, zgoda i niezgoda na Boże zaproszenie. Nie wolno nam zaprzestać walki ze swymi grzechami i słabościami albo stwarzać wrażenia, że ich nie ma. Nierozwiązane sprawy i zło kiedyś niechybnie powrócą do nas i staną się źródłem smutku, łez i rozpaczy wraz z poczuciem zmarnowanego życia. Chrystus bezustannie zachęca nas, abyśmy cały czas sprawdzali swe serca, zaglądali do swego wnętrza i przywdziewali Bożą szatę. A tym ubraniem jest bezwarunkowa miłość i przebaczenie. Przyjmując Bożą miłość, zmieniamy swoje życie tak, jak to obiecał Pan nasz Jezus Chrystus: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie” (Mt 11, 28-30).