publicystyka: Duchowy wysiłek postu. Znaczenie i ważność postu bożonarodzeniowego

Duchowy wysiłek postu. Znaczenie i ważność postu bożonarodzeniowego

tłum. Michał Diemianiuk, 06 grudnia 2018

Czas samoograniczenia i czas modlitwy, czas pokusy i czas radości. Te wszystkie określenia odnoszą się do postu – szczególnego okresu w życiu każdego prawosławnego chrześcijanina. O znaczeniu rozpoczętego postu bożonarodzeniowego, o ważności nawet najmniejszego ascetycznego wysiłku i o przedsmaku święta opowiada ihumen Nektariusz (Morozow), proboszcz soboru ku czci ikony Matki Bożej „Ukój moje smutki”.

- Przywykliśmy do tego, że święto to czas radości. Dlaczego u prawosławnych chrześcijan przed największymi świętami jest ustanowiony post?

- Święto w pojmowaniu świeckiego człowieka i w pojmowaniu człowieka cerkiewnego – to rzeczy zupełnie różne. W świecie przygotowania do święta – to wędrówka po sklepach, troska o różnorodność na nakrytym stole, o to jak zająć, zabawić gości. Taki stosunek jest czysto ziemski. Święto zaś cerkiewne – to święto w innym, duchowym wymiarze, dające wierzącemu możliwość, poprzez wspominanie tych lub innych wydarzeń historii świętej, dotknąć sercem innej niebiańskiej realności i przeżyć w całej pełni radość z powodu tego zadziwiającego, z niczym nie porównywalnego zetknięcia.

Ale człowiek składa się z ducha, duszy i ciała. I duch, i dusza w jego codziennym życiu znajdują się w przygniecionym, uciśnionym stanie – włada ciało z jego potrzebami, przyzwyczajeniami, rozrywkami. Po to, żeby dać duchowi swobodę w jego dążeniu do Boga, niezbędne jest, aby „przycisnąć” swoje ciało, chociażby w czymkolwiek ograniczając jego wymyślne potrzeby. Takim sposobem samoograniczenia jawi się post. W tej albo innej formie, jako powstrzymywanie się od zbytków, post zawsze powinien być obecny w życiu prawosławnego chrześcijanina. Ale w przeciągu cerkiewnego roku istnieją szczególne okresy, specjalne poświęcone dla większej wstrzemięźliwości, tak zwane posty wielodniowe, jednym z których jest post bożonarodzeniowy.

- Nazywają go także postem Filipowym…

- Tak, ponieważ zaczyna się on następnego dnia po wspominaniu świętego apostoła Filipa, 15/28 listopada. A kończy się na Boże Narodzenie, które świętuje się 25 grudnia/7 stycznia, trwając w ten sposób 40 dni. Według swoich reguł nie jest on najsurowszy pod względem pożywienia. W soboty i niedziele, a także w dni świąt z polijelejem [polijelej – jeden z najważniejszych elementów nabożeństwa jutrzni – przyp. tłum], jeśli nie wypadają w środy i piątki, dozwolone jest spożywanie ryby, a w pozostałe dni – tylko pożywienie pochodzenia roślinnego. Najsurowszy okres postu – to jego ostatnie dni, okres przedświęcia, od 2 do 6 stycznia włącznie. W te dni, chociażby wypadały wtedy sobota, niedziela lub święto, ryba już nie jest dozwolona. A dzień najsurowszy – wigilia Bożego Narodzenia, kiedy według cerkiewnych reguł przyjęto spożywać posiłek dopiero wieczorem, z pojawieniem się na niebie „pierwszej gwiazdy” (około godziny 16-17).

- Mówimy teraz o „cielesnej” stronie postu. Ale zapewne post jest tak samo ważny i dla duszy człowieka?

- Tak, oczywiście, poszcząc cieleśnie należy pamiętać, że najważniejsze – to post duchowy. Ponieważ jeśli człowiek ogranicza się w jedzeniu, ale przy tym nie odwiedza cerkwi, uczestniczy w jakichś rozrywkach i uciechach, to post nie przyniesie odczuwalnego pożytku, stanie się czymś w rodzaju „diety”, niczym poza tym. Bez modlitwy w czasie nabożeństw w ogóle nie można pojąć wewnętrznego sensu postu. Post dla chrześcijanina to czas, kiedy może gruntowniej popracować nad swoją duszą: powalczyć w sobie z tymi niedostatkami, z którymi on zazwyczaj w swojej małoduszności godzi się, postarać się umocnić w sobie cnoty, w których czuje się niedostatecznie rozwiniętym. Wtedy i dzień święta, jako korona jego postu, jawi się dla niego dniem autentycznej radości, prawdziwego duchowego święta.

- Czym dla wierzącego człowieka jest dzień Bożego Narodzenia?

- Boże Narodzenie dla nas to zwieńczenie Starego Testamentu i początek Nowego. To to, czego oczekiwali starotestamentowi sprawiedliwi i wszyscy, którzy zachowali wiarę w prawdziwego Boga, od tego momentu, gdy nasi prarodzice złamali to jedyne przykazanie, które było dane Adamowi. To wydarzenie, które zmieniło losy rodzaju ludzkiego, początek naszego zbawienia.

Samo cerkiewne nabożeństwo przygotowuje człowieka do takiego rozumienia Bożego Narodzenia. W dni przedświęcia (2-6 stycznia) w stichirach, kanonach na jutrzni i powieczerzu, zadziwiających w swojej głębi i rozrzewnieniu, dźwięczy, coraz bardziej narastając, jedna i ta sama myśl: „Chrystus się rodzi, Chrystus przychodzi”. I to odczucie – tego, że „Pan przychodzi”, stajesię całkowicie realnym. Podam przykład trochę osobisty, ale bardzo jaskrawy. Dosyć dawno temu, pewien mój przyjaciel, wierzący, ale wtedy żyjący niezupełnie cerkiewnie, służył w wojsku. W noc Bożego Narodzenia znajdował się na warcie, i nagle w pewnym momencie, absolutnie bez widocznych przyczyn, nagle poczuł, że… narodził się Pan. Jego serce napełniła porażająca, zupełnie nieoczekiwana radość. Oczywistym jest, że w noc Bożego Narodzenia ma miejsce jakieś misterium – misterium wspominania przez świat najbardziej zadziwiającego momentu jego historii: tego, jak Bóg stał się człowiekiem po to, żeby człowiek mógł stać się Bogiem.

- Jak uświadomić sobie niezbędność postu?

- Przykazanie o poście jest najstarsze: pierwsze, dane pierwszemu człowiekowi w Edenie. I wysiłek postu zajmuje w cerkiewnej historii bardzo widoczne miejsce. Przede wszystkim, pamiętny post proroka Mojżesza, poprzedzający wręczenie mu napisanych przez Boga tablic. Zadziwiający kontrast: z jednej strony Mojżesz, który nie przyjmował pokarmu w przeciągu czterdziestu dni po to, żeby otrzymać od Boga Jego przymierze. Z drugiej Izraelici, których on prowadzi po pustyni: z powodu tego, że nie mają takiej ilości mięsa, cebuli i czosnku, do jakiej przywykli w Egipcie, gotowi są powrócić tam, gdzie zabijano każdego pierworodnego, który urodził się w hebrajskiej rodzinie!

Szczególnie mówi o tym święty biskup Ignacy (Brianczaninow): pyszny człowiek w zaślepieniu uważa się za kogoś znaczącego, ale jak tylko jego brzuch znajduje się w ucisku, to staje się jasne, że on jest jego [brzucha] niewolnikiem. Post to jeden ze środków, aby uwolnić się z tej niewoli.

Ale najważniejszy jest tu dla nas przykład Zbawiciela, który przygotowując się do Swojej służby, podjął taki sam czterdziestodniowy post. Samemu nie potrzebując takiego przygotowania, On pokazał nam obraz tego, jak należy przygotowywać się do ważnych wydarzeń w naszym życiu.

- Post jest trudny dla współczesnego człowieka, żyjącego nie w monasterskiej wspólnocie, a w świecie. Dla otaczających post wydaje się czasami dziwnym anachronizmem, a czasami – po prostu ciemnotą. Czy możliwe są w związku z tym jakieś złagodzenia dla poszczącego?

- Niewątpliwie, pościć w świecie jest trudniej niż w klasztorze. Czasami i w rodzinie ktoś przyszedł do Boga, a ktoś nie rozumie i nie przyjmuje cerkiewnego życia i jego reguł, i kuchnia postna, jako taka nie istnieje. Trudno też jest wtedy, kiedy człowiek większą część dnia spędza w pracy, gdzie nie ma możliwości zdobycia dobrej, postnej żywności. Ale trudno nie znaczy niemożliwie. Doświadczenie świadczy bezspornie: kiedy chrześcijanin postanawia pościć, to jemu się to udaje, pokonuje wszelkie przeciwności.

Jest też jeszcze jeden bardzo istotny aspekt postu dla człowieka żyjącego w świecie. W tym świecie niecerkiewnym, nie znającym Boga, w jego wydarzeniach i sprawach my bardzo często „rozpuszczamy się”, „gubimy się”, on zmusza nas, aby zapomnieć, kim jesteśmy. I w tym sensie post – to bardzo silny środek ku temu, żeby pamiętać o tym, że jesteś wierzącym, prawosławnym człowiekiem. A także kazanie bez słów, ponieważ ludzie, widząc kogoś, kto odmawia sobie czegoś ze względu na Boga, mimowolnie zaczynają odnosić się do jego wiary z szacunkiem. To często staje się dla nich powodem do zamyślenia się, a potem i do zapytania o coś ważnego dla siebie.

Ale, oczywiście, odstępstwa od przyjętej reguły postu są możliwe, jeśli człowiek jest chory i nie ma fizycznych sił, aby go wypełniać. Jednakże najlepiej jest, aby to konsultować z kapłanem, prosząc o jego błogosławieństwo i radę.

Wiecie, fizycznie my rzeczywiście jesteśmy o wiele słabsi od swoich przodków, którzy pokazywali zadziwiające przykłady wstrzemięźliwości, i nie możemy brać na siebie ich miary ascezy. Ale jesteśmy słabsi od nich i duchowo. I dlatego bywa, że kapłan przychyla się nie tylko dla tych, którzy chorują cieleśnie, łagodząc im wstrzemięźliwość jakimiś ustępstwami. Współczesny człowiek rozpoczynający cerkiewne życie może nie być gotowy do postu także czysto psychologicznie. Myśl o tym, że trzeba powstrzymać się na 40 dni od jedzenia, do którego się przyzwyczaił, doprowadza go do paniki. I kiedy widzisz, że człowiek nie postanawia jednoznacznie pościć, to, żeby nie odrzucić go całkowicie, można zaproponować pewien „szkoleniowy” post: niech za pierwszym razem poszczący powstrzyma się chociażby tylko od mięsa i jeszcze od czegokolwiek skromnego. I jest nadzieja, że następnym razem on dojrzeje do bardziej srogiej wstrzemięźliwości.

- Czy przystoi wierzącemu człowiekowi świętować Nowy Rok, który przypada w okresie postu? Jak postąpić, jeśli dla jego bliskich to święto jest bardzo ważne?

- Tu niezbędna jest duchowa rozwaga. Jeśli obok są ludzie cerkiewni, to tu jest wszystko łatwe: z własnej woli nie przystoi wierzącemu człowiekowi włączać się na całą noc w teleprzestrzeń rozrywek, uczestniczyć w zabawnych przedsięwzięciach. Jeśli nie wszyscy członkowie rodziny są wierzącymi ludźmi, to należy wybrać odpowiednią miarę: nie odstępować od postu cielesnego, ale postarać się robić to na ile można niezauważalnie i nie oddawać się nadmiernej wesołości. Pełnego kompromisu nie może tu być. Raczej powinniśmy łagodnie i z miłością do swoich bliskich robić to, do czego nas zobowiązuje i prawo Boże, i cerkiewne kanony.

- Na co jeszcze poradzilibyście zwrócić uwagę poszczącemu człowiekowi?

- Na to, że post to nie tylko czas zwiększonego ascetycznego wysiłku, ale i czas pokus. Ujawnia się taka duchowa zależność: zaczynając próbować żyć bardziej składnie, człowiek wychodzi na linię walki. Zaczyna się czas wojny. Ale to następuje nie bez dopustu Bożego. Jak mówi święty mnich abba Doroteusz, każdy dobry uczynek albo poprzedza, albo następuje po nim pokusa.

A najczęściej postne pokusy przejawiają się w zaostrzeniu istniejących konfliktów lub pojawieniu się nowych. W ogóle człowiek poszczący, niestety, staje się czasem o wiele bardziej rozdrażniony, nerwowy… Ale wiedząc wcześniej o tym, że post – to czas pokus, można lepiej przygotować się do nich i łatwiej je pokonywać. Przede wszystkim modlitwa powinna w tym pomagać. W ogóle podczas postu wierzący zazwyczaj zwiększają swoją regułę modlitewną: czytają Psałterz, dodają ziemne pokłony, starają się nie dopuszczać w regule jakichś opuszczeń albo skróceń.

I oto, o czym jeszcze chciałbym powiedzieć. Człowiek – i człowiek wierzący także – z dużą łatwością zapomina o tym, co konieczne. My stale potrzebujemy stymulatorów, powodów do tego, żeby zwrócić uwagę na to, co ważne, obok czego przechodzimy w swoim codziennym życiu. I właśnie takim stymulatorem, powodem dla wzięcia się w garść, staje się post. Ale, niestety, bardzo często wraz z jego zakończeniem następuje pewne cofanie się, człowiek szybko traci tę niewielką ilość tego, co udało się zebrać. I bardzo ważne jest, aby tego unikać, żeby post stał się dla nas kolejnym, choćby całkiem niewielkim, ale stopniem w naszym wstępowaniu do Boga. Żebyśmy z tego stopnia nie spadli w dół.

Ihumen Nektariusz (Morozow)

za: pravoslavie.ru
fot. za: pravoslavie.ru