publicystyka: Tragizm sukcesu

Tragizm sukcesu

o. Konstanty Bondaruk, 30 listopada 2018

W 12. rozdziale Ewangelii według Łukasza zamieszczona jest krótka, ale bardzo pouczająca przypowieść o nierozumnym bogaczu (Łk 12,16-21). „Pewnemu zamożnemu człowiekowi dobrze obrodziło pole. I rozważał sam w sobie: Co tu począć? Nie mam gdzie pomieścić moich zbiorów. I rzekł: Tak zrobię: zburzę moje spichlerze, a pobuduję większe i tam zgromadzę całe zboże i moje dobra. I powiem sobie: Masz wielkie zasoby dóbr, na długie lata złożone; odpoczywaj, jedz, pij i używaj! Lecz Bóg rzekł do niego: „Głupcze, jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy od ciebie; komu więc przypadnie to, coś przygotował?” Tak dzieje się z każdym, kto skarby gromadzi dla siebie, a nie jest bogaty przed Bogiem” (Łk 12,16-21).

Tu wypada podkreślić, że przypowieść była reakcją na konkretną sytuację, o której jest mowa w poprzedzających wierszach. „Wtedy ktoś z tłumu rzekł do Niego: Nauczycielu, powiedz mojemu bratu, żeby się podzielił ze mną spadkiem. Lecz On mu odpowiedział: Człowieku, któż Mię ustanowił sędzią albo rozjemcą nad wami? Powiedział też do nich: Uważajcie i strzeżcie się wszelkiej chciwości, bo nawet gdy ktoś opływa [we wszystko], życie jego nie jest zależne od jego mienia” (Łk 12,13-15). Widać, młodszy brat czuł się pokrzywdzony przez starszego brata, ponieważ tamten odmawiał należnej mu części spadku po zmarłym ojcu. Kwestia podziału majątku była u Żydów przedmiotem wielu nieporozumień i konfliktów rodzinnych. Według Prawa Mojżeszowego pierworodny syn otrzymywał w spadku dwukrotnie więcej niż jego młodsi bracia (Pwt 21.17). Naturalnie, nie wszystkim to odpowiadało, dlatego w spornych sprawach zwracali się oni do rabinów, aby tamci rozstrzygnęli spór. Jednak Jezus Chrystus zdecydowanie nie chciał być rozjemcą w sporach majątkowych, stawać po jednej albo po drugiej stronie, zwłaszcza po stronie tego, kto za wszelką cenę chce wyrwać dla siebie jak największy kąsek. To dlatego zdecydowanie oświadczył, że nikt go nie ustanowił rozjemcą ani sędzią w tak przyziemnych sprawach i dodał, aby ludzie wystrzegali się chciwości. Dopiero po tych słowach wybrzmiała przypowieść o nierozumnym bogaczu.

Bogaty, ale biedny człowiek

Sprawy majątkowe również obecnie wywołują niezdrowe emocje. Perspektywa otrzymania spadku wyzwala najgorsze instynkty, częstokroć skierowane przeciwko najbliższej rodzinie. Kłótnie, spory, wrogość i nawet procesy sądowe burzą jedność rodziny i czynią nieprzyjaciółmi nawet rodzonych braci i siostry. Rodzeństwo może skłócić się pomiędzy sobą, rodzice z dziećmi i krewni z innych krewnymi, bo ktoś czuje się oszukanym lub pokrzywdzonym. Przeważnie chodzi o krzywdę materialną, a jej poczucie wypływa głównie z chciwości i zawiści, nie z rzeczywistej potrzeby lub ubóstwa. „Dlaczego jemu przypadło więcej? Z jakiej racji?”. W tym tkwi sedno nieporozumień. Chciwość sprowadza człowieka do poziomu troski jedynie o doczesne dobra, zamiast o wieczność, do zaspokojenia żądzy posiadania, zamiast o sprawy duszy i ducha. Zachłanny człowiek nie jest zdolny do miłosierdzia, dobroci i wyrozumiałości. Zajęty pomnażaniem majątku gotów jest sprzedać swój honor, dobre imię i swoją duszę. W istocie jest to człowiek godny politowania, ponieważ ponad wszelką wątpliwość dowiedzione zostało, że bogactwo szczęścia nie daje.

W naszym życiu codziennym ewidentnym przejawem chciwości jest bezustanna pogoń za jak najwyższym statusem materialnym. Grecki filozof — Demokryt mawiał, że „chciwych ludzi można przyrównać do pszczół, które pracują dużo i z uporem, jak gdyby miały żyć wiecznie”. Chciwi, zachłanni, nienasyceni ludzie niekoniecznie są złodziejami; przeważnie raczej pracują oni jak pszczoły, ciężko, długo, bez wytchnienia, ciągle z myślą o tym, aby należycie zabezpieczyć się na starość. Ciągle odsuwają oni od siebie ten stosowny moment, kiedy już wypadałoby zacząć korzystać z owoców swej pracy. Lecz okazuje się, że ten moment został upuszczony, kończy się życie, nadeszła starość, wraz z jej nieszczęsnymi atrybutami: chorobami i niedołęstwem. W takim stanie już nic nie cieszy; nie ma możliwości skorzystać nawet z tego, co się ma, z posiadanego nawet bez usilnego gromadzenia. Wielu młodych ludzi najpierw długo studiuje, potem dokształca się i robi wszelkie możliwe specjalizacje; potem pnie się po stopniach kariery zawodowej, aby jak najlepiej ustawić się w życiu, aby zdobyć eksponowaną posadę, a wraz z nią, jako wyznacznik pozycji społecznej, mieć elegancki dom, luksusowy samochód itd. Założenie rodziny zostaje odłożone na później. Jednak lata mijają nieubłaganie i bezpowrotnie. I oto, niby wszystko założone już zostało osiągnięte, tylko kobieta już nie może znaleźć męża, a i za łysiejącym, podtatusiałym, chociaż zamożnym panem, nie oglądają się już dziewczęta jak wtedy, kiedy był biednym, ale młodym i pięknym studentem.

Ostrzeżenia w Piśmie Świętym

W Biblii, już w Starym Testamencie, znajdujemy całe mnóstwo ostrzeżeń przed chciwością. Wspomnę przynajmniej o psalmach, ponieważ były one w starożytności i są obecnie modlitwami najczęściej odmawianymi i śpiewanymi. „Oto wymierzyłeś moje dni tylko na kilka piędzi i życie moje jak nicość przed Tobą. Doprawdy, życie wszystkich ludzi jest marnością. Człowiek jak cień przemija, na próżno tyle się niepokoi, gromadzi, lecz nie wie, kto to zabierze” (Ps 39,6-7) — pisał psalmista Dawid. W innym psalmie wyraźnie przestrzega on i uprzedza: „Słuchajcie tego, wszystkiego narody, nakłońcie uszu, wszyscy, co świat zamieszkujecie, wy, niscy pochodzeniem, tak samo jak możni, bogaty na równi z ubogim! Dlaczego miałbym się trwożyć w dniach niedoli, gdy otacza mnie złość podstępnych, którzy ufają swoim dostatkom i chełpią się z ogromu swych bogactw? Nikt bowiem siebie samego nie może wykupić ani nie uiści Bogu ceny swego wykupu — jego życie jest zbyt kosztowne i nie zdarzy się to nigdy — by móc żyć na wieki i nie doznać zagłady. [Każdy] bowiem widzi: mędrcy umierają, tak jednakowo ginie głupi i prostak, zostawiając obcym swoje bogactwa. Nie obawiaj się, jeśli ktoś się wzbogaci, jeżeli wzrośnie zamożność jego domu: bo kiedy umrze, nic ze sobą nie weźmie, a jego zamożność nie pójdzie za nim” (Ps 49,2-18).


Analogiczne przestrogi przed chciwością znajdujemy w księgach Nowego Testamentu. Oprócz Ewangelii, również w Listach Apostolskich pełno jest przestróg przed zachłannością. Jest ona często wymieniana jako jedno z głównych zagrożeń moralnych dla człowieka. „Zadajcie więc śmierć temu, co jest przyziemne w członkach: rozpuście, nieczystości, lubieżności, złej żądzy i chciwości, bo ona jest bałwochwalstwem” (Kol 3, 5). W innym miejscu apostoł napomina: „O nierządzie zaś albo wszelkiej nieczystości i chciwości niechaj nawet mowy nie będzie wśród was, jak przystoi świętym” (Ef 5,3). „Postępowanie wasze niech będzie wolne od chciwości na pieniądze: zadowalajcie się tym, co macie. Sam bowiem powiedział: nie opuszczę cię ani pozostawię” (Hbr 13,5) — pisał apostoł. Swemu uczniowi Tymoteuszowi radził on: „Bogatym na tym świecie nakazuj, by nie byli wyniośli, nie pokładali nadziei w niepewności bogactwa, lecz w Bogu, który nam wszystkiego obficie udziela do używania, niech czynią dobrze, bogacą się w dobre czyny, niech będą hojni, uspołecznieni, odkładając do skarbca dla siebie samych dobrą podstawę na przyszłość, aby osiągnęli prawdziwe życie” (1 Tm 6,17-19). Przypomnijmy jeszcze słowa apostoła Jakuba: „Teraz wy, którzy mówicie: Dziś albo jutro udamy się do tego oto miasta i spędzimy tam rok, będziemy uprawiać handel i osiągniemy zyski, wy, którzy nie wiecie nawet, co jutro będzie. Bo czymże jest życie wasze? Parą jesteście, co się ukazuje na krótko, a potem znika. Zamiast tego powinniście mówić: Jeżeli Pan zechce i będziemy żyli, zrobimy to lub owo. Teraz zaś chełpicie się w swej wyniosłości. Każda taka chełpliwość jest przewrotna. Kto zaś umie dobrze czynić, a nie czyni, grzeszy” (Jk 4,13-17).

Ojcowie Cerkwi o chciwości

Także ojcowie Cerkwi i wielcy myśliciele chrześcijaństwa pierwszych wieków wskazywali na wielkie niebezpieczeństwo chciwości. Św. Bazyli Wielki przestrzegał przed pokusą nieumiarkowanego pożądania bogactw, ponieważ według niego, tej żądzy, jeśli zawładnie ona sercem człowieka, nie da się nigdy zaspokoić. Ten wielki asceta, liturgista i ustawodawca cerkiewny, znakomity hierarcha pisał: „Do dziesięciu talentów starasz się dołożyć drugie dziesięć, a gdy się tyle zbierze, szukasz drugie tyle”. Św. Bazyli uważał, że pomnażanie majątku nie zatrzymuje rozpędu, lecz tylko rozpala pożądanie. „Jak bowiem u pijaków przyniesienie nowego wina staje się sposobnością do picia, tak i nowobogaccy, posiadłszy wiele, pragną jeszcze więcej i podsycają swoją chorobę ciągłym dodawaniem tak, że ich zabiegi biorą przeciwny kierunek” — pisał św. Bazyli. Tak więc chęć wzbogacenia staje się chorobą, nałogiem, nieumiarkowanym popędem. Jednak wszystko to nie daje szczęścia, gdyż jak podkreśla św. Bazyli „Nie tyle bowiem bogaczy cieszy taki wielki majątek posiadany, ile smuci to, czego nie mają, a raczej, o czym sądzą, że im tego brakuje”.

Św. Ambroży z Mediolanu stwierdził natomiast: „Są tacy, którzy będąc ubogimi, nie odczuwają żadnych braków, jak też i tacy, którzy wśród dostatków cierpią nędzę”. Również on uważał, że pomnażanie bogactwa nie daje gwarancji zaspokojenia. Człowiek, posiadając coraz więcej, wcale nie staje się nasycony. Wręcz przeciwnie. Występuje tutaj odwrotna zależność. Gromadzenie dóbr rodzi coraz większą chęć powiększania majątku. Jak wskazał św. Ambroży: „Serca chciwca nie zdołają wypełnić nawet największe bogactwa”. Temat chciwości podejmowali niemal wszyscy ojcowie Cerkwi, ilekroć pisali o zaspokojeniu potrzeb duszy i ciała.

Wiedząc o starotestamentowym stosunku do bogactwa i chciwości, aby ludzie lepiej uświadomili sobie niebezpieczeństwo chciwości, Jezus Chrystus opowiedział tę oto przypowieść o bezrozumnym bogaczu. Monolog bogacza dobrze ilustruje jego charakter. Chciwość idzie u niego w parze z pragnieniem, by żyć długo, wygodnie i beztrosko. Z powodu lichego urodzaju w minionych latach, z utęsknieniem oczekiwał on takiej chwili, kiedy wreszcie wszystkiego będzie miał w bród, aby „jeść, pić i używać”. I oto, jego marzenie spełniło się. Ziemia i winnice dały bogaty, wprost fantastyczny plon. Bóg zsyłał spokojne deszcze o właściwej porze, odpowiednią ilość słońca i łagodny wiatr. Jednak bogaczowi ani przez myśl nie przeszła refleksja, że bogaty urodzaj zawdzięcza on Bogu. Zamiast wpierw Jemu podziękować, zaprzątnęły go inne troski: gdzie całe to bogactwo umieścić i jak z niego korzystać? Grzeszna głupota tego człowieka polegała na tym, że ze swego bogactwa zamierzał on korzystać samolubnie, bez jakiejkolwiek troski o potrzeby innych, którym mniej się w życiu poszczęściło. Nie tylko inni ludzie, ale nawet sam Bóg, są całkowicie nieobecni w jego planach. Zachowuje się, jakby jego życie zależało od niego samego, a bogactwo było wyłączną zasługą jego rąk i przedsiębiorczości. Jednak dosłownie w jednej chwili, wszystko kończy się wraz z życiem; i oto bogacz staje przed Bogiem z pustymi rękami, pozbawiony dobrych uczynków, które jako jedyne mają wartość w oczach Bożych.

Bogactwo źródłem zgryzot i niepokoju

Bogacz, z jednej strony był nareszcie szczęśliwy i spełniony, a z drugiej, bogaty urodzaj stał się powodem jego zatroskania, niepokoju i zgryzoty. „Co robić?” — myślał biedny bogacz i prawdopodobnie ta myśl była powodem wielu nieprzespanych nocy. W swym komentarzu do tej ewangelicznej przypowieści wyżej cytowany św. Bazyli Wielki pisał: „I jak tu się nie litować nad tym biednym człowiekiem, który stanął przed takim dylematem? On naprawdę okazał się nieszczęśliwy z powodu szczęścia i godny politowania z powodu swego dostatku. Godny współczucia, ponieważ ziemia dała mu nie zysk i korzyść, lecz niepokój, rozterki i problemy. Z tego powodu bogacz jęczał jak największy biedak. W tym właśnie swym niepokoju i rozterkach bogacz niewiele się różni od nędzarza”.

Po dłuższym namyśle bogacz postanawia powiększyć swe spichlerze, a dalej, jak mniema, pozostaje mu już tylko do woli rozkoszować się swym bogactwem, urządzać uczty, zwoływać przyjaciół, „jeść, pić i używać”. Słowem, beztrosko żyć i smakować udane życie. Gdyby przypowieść tak się zakończyła, byłoby to opowiadanie o spełnieniu marzeń, o tym, że istotnie można żyć dostatnio i szczęśliwie. Jednak, jak grom z jasnego nieba, jak zimny prysznic, porażają bogacza słowa Boże: „Głupcze! Jeszcze tej nocy wyzioniesz ducha; komu więc przypadnie to, coś przygotował?”. Oto jak nieprzewidziana śmierć burzy najwspanialsze plany i najpiękniejsze marzenia.

Zasadniczo są dwa sposoby, za pomocą których ludzie dochodzą do wniosku, jak powinno wyglądać roztropne stanowisko wobec wartości tego świata. Jeden, częstokroć błyskawiczny, dosłownie w mgnieniu oka, to świadomość nieuchronności śmierci. Bóg częstokroć odbiera życie bez żadnego uprzedzenia, a człowiek nagle uświadamia sobie, że wszystko, co robił, było daremne. Chodzi o to, że nie wystarczy wiele zgromadzić, ale trzeba mieć mocne i zdrowe ręce, aby to bogactwo długo utrzymać przy sobie! Człowiek bardzo często zapomina o słabości swoich rąk! Ręce w agonii niczego już nie utrzymają! Dla nich dobra i skarby tego świata są już bezużyteczne!

Człowieka, który dopuszcza taką pomyłkę, Chrystus nie waha się nazwać „nierozumnym” albo wręcz „głupcem”. Uwzględniać realną moc i sprawność swoich rąk to ewidentny dowód rozumu. Słabość rąk i ciała, krótkotrwałość i kruchość życia, wraz z niepewnością wszelkich dóbr doczesnych, to niezaprzeczalny fakt. Ten, kto nie chce dopuścić podobnej pomyłki, powinien się nastawić na pójście innym szlakiem. Polega on na doświadczeniu straty, ale nie życia, tylko naszych spichlerzy. To może nastąpić w każdej chwili: podczas pożaru, powodzi, huraganu albo wojny, gdy człowiek traci dorobek całego życia nagle, ale też można wszystko tracić stopniowo, chociażby na leczenie. Tu chodzi nie tylko o dobra materialne, ale i inne, jak zdrowie, przyjaciele, rodzice, współmałżonek, praca, dobra reputacja. Za każdym razem jest to ciężka i dojmująca strata. Jednak Bóg dopuszcza i takie lekcje nabywania mądrości. Odbierając coś, jednocześnie czymś ubogaca. Jak miłujący Ojciec, Bóg chce zwrócić naszą uwagę na skarby, które w Jego oczach są naprawdę wielkie i ważne. Częstokroć Bóg odbiera człowiekowi niemal wszystko, aby ten naprawdę zrozumiał, że sens życia nie polega na tym, aby wiele mieć, ale aby być mądrym człowiekiem. Tym skarbem, który czyni człowieka bogatym w oczach Bożych, jest mądrość, przejawiająca się we właściwym uporządkowaniu priorytetów.

Te dwie drogi jasno ukazują prawdę życia człowieka. Jedna jest łatwa i wygodna, ale tylko dopóty, dopóki człowiekowi dopisują siły, zdrowie i wokół ma mnóstwo przyjaciół. Jednak ta droga prowadzi do nieuchronnej katastrofy. Tak zwani „przyjaciele” zwykle otaczają człowieka, dopóki ten może im coś zaoferować. W ostatecznym rozrachunku ewidentna staje się głupota tego, który poszedł tą drogą. Druga droga jest pełna gorzkiego doświadczenia strat i ubóstwa, ale kończy się radosnym odkryciem wartości osiągniętych wskutek samoograniczenia się i zaparcia się siebie. Trzeba nam nauczyć się dziękować Bogu za to, że zażądał od nas spichlerzy, ale nie życia, bo jest to kolejny Boży gest dbałości o nasze prawdziwe szczęście i spełnione życie.

Sam na sam ze swym bogactwem

Tym, co zwraca uwagę w osobie ewangelicznego bogacza, jest jego bezgraniczna samotność. Jest to przykra, smutna scena. W przypowieści nie ma nawet najmniejszej wzmianki o rodzinie, o krewnych i przyjaciołach. Jakby nikogo nie było przy nim. Nikt nie jest tak samotny, jak człowiek zewsząd otoczony i zawalony mnóstwem wszelakich dóbr. Wygląda to tak, jakby ten człowiek nie tylko bezustannie przeliczał to, co posiada, ale wręcz rozmawiał z tymi przedmiotami. W głosie nierozumnego bogacza pobrzmiewa dźwięk monet i przyjemny szelest banknotów. To jest człowiek bez oblicza i bez imienia. On sam przeistoczył się w swoje pola, winnice, spichlerze, zboże, liczby i w sakiewkę. To już nie jest pełnowartościowy człowiek. Jego bogactwo zamknęło go jak w więzieniu. On nie ma przed sobą przyszłości, chociaż wydaje się mu, że urządził się na wiele lat do przodu. W przypowieści został on nazwany „głupcem”, ponieważ swe bezpieczeństwo oparł na tym, aby mieć, zamiast być, chce jak najwięcej posiadać, ale nie wzrastać, bo w istocie ma więcej pieniędzy aniżeli życia przed sobą, bo nie zauważył, że życie trzeba napełniać przyjaźnią, miłosierdziem, dobrymi relacjami z ludźmi, a nie rzeczami.

„Tak dzieje się z każdym, kto skarby gromadzi dla siebie, a nie jest bogaty przed Bogiem” - kończy się przypowieść o nierozumnym bogaczu. Przed obliczem wieczności dobra materialne są bezużyteczne. Ważne, aby być bogatym przed Bogiem. Głupotą jest gromadzenie dóbr materialnych na swój wyłączny użytek. Trzeba gromadzić skarby z myślą o Bogu. W greckim oryginale użyty jest zwrot sugerujący kierunek. W ten sposób jest wyrażona myśl, że nie chodzi o to, aby coś ofiarowywać Bogu, ale żeby korzystać z rzeczy zgodnie z Bożą wolą.

Jezus Chrystus wzywa nas do zaufania Bogu, który żywi niepracujące ptaki i obdarza niewysłowionym pięknem nawet pospolite lilie polne. On zapewnia życie wszelkiemu stworzeniu i wie, czego nam naprawdę potrzeba. Dlatego codzienne troski o chleb, ubranie i mieszkanie nie powinny nam przesłaniać perspektywy wieczności. Więcej uwagi należy poświęcić dzieleniu tego, co mamy, niż gromadzeniu nowych dóbr. „I wy zatem nie pytajcie, co będziecie jedli i co będziecie pili, i nie bądźcie o to niespokojni! O to wszystko bowiem zabiegają narody świata, lecz Ojciec wasz wie, że tego potrzebujecie. Starajcie się raczej o Jego królestwo, a te rzeczy będą wam dodane. Nie bój się, mała trzódko, gdyż spodobało się Ojcu waszemu dać wam królestwo. Sprzedajcie wasze mienie i dajcie jałmużnę! Sprawcie sobie trzosy, które nie niszczeją, skarb niewyczerpany w niebie, gdzie złodziej się nie dostaje ani mól nie niszczy. Bo gdzie jest skarb wasz, tam będzie i serce wasze” (Łk 12,29-34).